COLDPLAY – 2011 – Every Teardrop is a Waterfall EP

COLDPLAY - 2011 - Every Teardrop is a Waterfall EP

1. Every Teardrop Is a Waterfall (4:03)
2. Major Minus (3:30)
3. Moving to Mars (4:19)

Rok wydania: 2010
Wydawca: Parlophone
http://www.coldplay.com/


A cóż to za niespodziewajka? Nowy Coldplay? A i owszem – nowy, pachnący jeszcze niczym świeżo zaparzona poranna kawa, jednak niepełnoprawny, bowiem „Every Teardrop Is a Waterfall” to wypuszczone jedynie elektronicznie, trzyutworowe wydawnictwo EP; na piąty studyjny krążek złotych chłopaków z Londynu przyjdzie jeszcze troszkę poczekać, gdzieś tak do jesieni. Ale skoro na żywo pojawiają się już świeże kompozycje, dlaczego nie uraczyć fanów kilkunastoma minutami muzyki, przygotowując przy okazji stacje radiowe na nadchodzące megahity i często powtarzanie nazwy zespołu? No właśnie, kontrargumentów „co kot napłakał”. Sprawdźmy zatem, w jakim kierunku udali się panowie z Coldplay i czego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości.

Współpraca z Brianem Eno przyjęta zostało dwojako – jedni rozkochali się w słonecznym „Viva la Vida”, inni zarzucili chłopakom całkowite „rozmycie” w studyjnych ozdobnikach, pseudonatchnionych klimatach i pachnącej komercją pozytywności tekstów. Jestem święcie przekonany, że radosna atmosfera tamtego wydawnictwa nie była próbą sprzedaży kilkuset tysięcy krążków więcej, bo przecież Coldplay o to się już starać nie musi. Wystarczy jednak oglądnąć w sieci jakikolwiek występ zespołu z ostatnich lat, zobaczyć morza fanów, szczęśliwych do łez i poczuć tę niemal namacalną otoczkę „rodzinnego spotkania po latach”. Bo tak właśnie „czuje się” koncerty Coldplay (niedowiarków wysłałbym na tegoroczny Open’er Festival, ale – sam nie wybrawszy się do Gdyni z powodu letniej, jakże okropnej sesji – ograniczyć ich mogę do przesłuchania całkowicie darmowego krążka „LeftRightLeftRightLeft”, rejestrującego „typowy” Coldplay’owy występ), dla ludzi to coś więcej niż muzyka. Jakże w takim wypadku artysta miałby się nie cieszyć?

I cieszą się dalej, nawet trochę bardziej niż ostatnio. Wystarczy posłuchać pobrzmiewającego już w naszych stacjach radiowych utworu tytułowego. „I’m on the roll this time and heaven is in sight” – krzyczy Martin w rozskakanej kompozycji, na drugim planie szaleją „rozmiękczone” gitary, klawiszowe echa i cały ten barokowy przepych, z którego znane jest „Viva la Vida”. W „Major Minus” dochodzi nawet do spotęgowania tych emocji – ma tak roztańczony rytm, jak gdyby ktoś wyciął go z karnawału w Rio. Nawet piszcząca solówka udekorowana została egzotycznymi „syrenami” w tle. Oczywiście, nie bójcie się, drodzy Czytelnicy, nad wszystkim czuwa wujek Eno i wciąż sprawia, że nieokiełznana wyobraźnia Londyńczyków nabiera szlachetnego brzmienia. Zaskakuje za to „Moving to Mars”, bliższe raczej „A Rush of Blood to the Head”, zdecydowanie wolniejsze i nieco oniryczne, uzbrojone w fortepian i smyki. Całość mija tak szybko, jak krótko trwa. Czyli bardzo.

Daleki jestem od wynoszenia nowego oblicza Coldplay na olimpijskie szczyty (ja szczeniacką miłością kochałem, kocham i kochać będę „X&Y”), jednak podziwiam konsekwencję, z jaką zespół wędruje ku Krainie Radości. Czekam na piąty krążek, obecnie już bez nerwów. „Every Teardrop Is a Waterfall” pokazuje, że panowie wciąż wiedzą, jak tworzyć prawdziwą muzykę. A że innymi narzędziami, z inną misją? Czy to naprawdę już jakaś „zdrada”?

7/10

Adam Piechota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *