01. Soul Creeper
02. Black Water
03. Symmetry,Arranging & Counting
04. Silva Rerum
05. Radiodreamtime
06. The Days Of Sunny Lemonade
07. Lullaby For Sleepyheads
08. In
09. Return
Rok wydania: 2023
Wydawca: Lynx Music
Współczesna popkultura rządzi się swoimi prawami. Muzyka rockowa na przestrzeni lat zatraciła rolę dominującą, stając się gatunkiem niszowym. Nie ma się co obrażać na ten fakt – tak po prostu już jest. Podgatunek określany mianem „rock progresywny” jest zatem swoistą „niszą w niszy”. Oznacza to, że recenzowana w niniejszym tekście płyta trafi w ręce garstki wymierających zwolenników ambitnego grania. A szkoda, gdyż mamy tutaj do czynienia z dziełem – nie zawaham się użyć tego słowa – wybitnym!
Nie jest to album spod znaku muzyki „lekkiej, łatwej i przyjemnej”. Chociaż akurat przyjemności może on dostarczyć sporo, o ile oczywiście jesteśmy otwarci na doznania niebanalne. Materia dźwiękowa nie chwyta za serce od pierwszego usłyszenia. Mniej wytrwałych może wręcz zniechęcić. Trzeba tej płycie poświęcić więcej czasu, skupić się, dać się porwać dźwiękom. Zapewniam – warto ponieść ten trud.
Kielecki zespół Wave związany jest niemal od początku z Lynx Music, czyli „stajnią” Ryszarda Kramarskiego. Album o nieco przydługim tytule „Music for the night drivers” to już czwarte pełnowymiarowe dokonanie fonograficzne grupy. Panowie zaczynali od typowego rocka gotyckiego z okolic The Cure i Joy Division, stopniowo wzbogacając swoją muzykę o wpływy neoprogresywne. Teraz inspiracje twórców poszerzyły się jeszcze o jazz. Już poprzednia płyta „[dream]” akcentowała zmiany, jakie dokonały się w ich sposobie pisania kompozycji. Tutaj wypracowali już w pełni autorski styl.
Oczywiście echa wpływów gotyckich są wciąż słyszalne. Inicjujący płytę „Soul Creeper” rozwija się niczym zaginiony utwór z dorobku The Cure. Im dalej jednak zagłębimy się w kolejne kompozycje, tym mniej dostrzeżemy w nich zapożyczeń a więcej – po prostu – Wave. Rozmyte, wsparte pogłosem partie gitar i delikatne klawiszowe tła stopniowo budują klimat. Czasem prosty a częściej bujający rytm perkusji akcentuje transowość i emocjonalność utworów. Bas trzyma całość w ryzach, nie raz wybijając się na pierwszy plan. Prawdziwą ozdobą są jazzujące solówki trąbki. Intymność podkreśla wiolonczela. Nad wszystkim zaś unosi się eteryczny śpiew Marcina Wrony. Powracające rwane dźwięki fortepianu („Black water”, „Radiodreamtime”) dobrze korespondują z liryzmem rozwijanej opowieści. Tak, płyta jest konceptem zbudowanym wokół „wyciszenia i swoistej duchowej lewitacji” – jak raczył to określić sam zespół w materiale promocyjnym.
Ascetyczna grafika okładki – znany każdemu użytkownikowi pojazdów mechanicznych wskaźnik uruchomionych świateł – odwołuje się wprost do tytułu. Ośmielę się napisać, że nie podzielam trafności zamysłu twórców. Wszak kierowcy podróżujący nocą potrzebują zdecydowanie czegoś dynamicznego, co nie wymaga przesadnej kontemplacji i nie pozwoli im zasnąć za kierownicą. Nowe dzieło grupy Wave absolutnie nie nadaje się do słuchania nocą w aucie. Sprzyja raczej wyciszeniu przed udaniem się w krainę snów.
Każda z kompozycji nosi w sobie ulotne piękno. Apogeum osiąga najdłuższy na płycie utwór „In”. Trwa niemal jedenaście minut i jest perłą w koronie otaczających go pieśni. Delikatne muśnięcia gitary basowej wprowadzające do opowieści na długo zapadają w pamięć. Gdzieś w środku jeszcze rozrywające duszę przeciągłe dźwięki trąbki. Nie sposób pozostać obojętnym wobec sennego, tęsknego nastroju tej suity, przepełnionej nostalgią i przytłaczającej dojmującym smutkiem.
„Music for the night drivers” to płyta piękna, pełna mroku i tajemnicy. Odprężająca i kojąca nerwy. Stworzona do słuchania raczej w samotności. Wprost wymarzona dla piszącego te słowa introwertyka. Album bez cienia przesady zasługujący na najwyższą notę.
10/10
Michał Kass