TRANSATLANTIC – 2009 – The Whirlwind

CD1: The Whirlwind
i) Overture / Whirlwind (9:54)
ii) The Wind Blew Them All Away (6:10)
iii) On The Prowl (6:03)
iv) A Man Can Feel (6:35)
v) Out Of The Night (4:22)
vi) Rose Colored Glasses (7:54)
vii) Evermore (4:10)
viii) Set Us Free (5:03)
ix) Lay Down Your Life (5:11)
x) Pieces Of Heaven (2:17)
xi) Is It Really Happening? (8:11)
xii) Dancing With Eternal Glory / Whirlwind (Reprise) (12:04)

CD2
1. Spinning (9:58)
2. Lenny Johnson (4:20)
3. For Such A Time (5:23)
4. Lending A Hand (8:43)
5. The Return Of The Giant Hogweed (Genesis) (8:26)
6. A Salty Dog (Procol Harum) (4:59)
7. I Need You (America / The Beatles) (4:39)
8. Soul Sacrifice (Santana) (10:00)

Rok wtydania: 2009
Wydawca: Inside Out



Transatlantycki sterowiec wystartował w swój kolejny muzyczny rejs. To już jego trzeci lot (nie licząc koncertowych czarterów). Na pokładzie sterowca jak dawniej: Neal Morse, Mike Portnoy, Roine Stolt i Pete Trewavas. Załogi nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Wszystko jasne. Panuje równowaga: dwóch Amerykanów i dwóch Europejczyków

W kwestii muzycznej ten wehikuł również nie wylatuje w nieznane muzyczne strefy. Jak pokazuje okładka jest zawieszony gdzieś pośrodku pomiędzy Ameryką a Europą, ponad powietrznym wirem który idealnie symbolizuje zawartość płyty. Muzyka Transatlantic jest bowiem mieszanką stylu Spock’s Beard i The Flower Kings. Dreamowo-marillionowa sekcja rytmiczna oczywiście również robi swoje. Bez wątpienia ten muzyczny wir niezwykle wciąga. Transatlantic niewątpliwie penetruje muzyczne rejony które wcześniej przemierzały wiele razy takie asy przestworzy jak Yes czy Genesis. Od czasu do czasu sterowiec zbacza jednak delikatnie z wytyczonej stricte progresywnej trasy wlatując czasami w jazzrockowe obłoki („On The Prowl”, „Evermore”) a czasem wpadając w progmetalowe turbulencje („The Wind Blew Them All Away”, „LayDownYour Life”). Wiem jednak, że oblatanym pasażerom, których ta doborowa załoga zabiera w swój muzyczną podróż, tego typu zjawiska nie są straszne. Wokalnie udzielają się wszyscy czterej panowie co niezwykle urozmaica ten lot.

Zasadnicza cześć albumu stanowi tytułowa kompozycja: „The Whirlwind”, która podzielona jest na 12 etapów a trwa bagatela 77minut 56 sekund. Czy tak długi powietrzny rejs czasem nie nuży ? Nic podobnego! Wprost przeciwnie, zapiera dech w piersiach. Efekt jest porównywalny do wrażenia jakie robi widok podświetlonych wschodzącym słońcem cumulusów, kiedy jesteśmy ponad chmurami. Samo lądowanie w postaci kończących ten lot tematów: „Is It Really Happening” i „Dancing With Eternal Glory” jest tak miękkie i przyjemne że po prostu chciało by się lecieć dalej. Muzycy jakby byli tego świadomi bo dla takich właśnie zapaleńców przygotowali wersje specjalną płyty, zawierającą dodatkową porcję muzyki. Tym sposobem zafundowali nam jeszcze 56 minutową muzyczna przejażdżkę, podczas której ten niezwykły sterowiec zamienia się w wehikuł czasu. Połowa z bonusowych utworów to bowiem covery. Za sprawą „The Return Of Giant Hogweed”(Genesis), „A Salty Dog”(Procol Harum), połączonych motywów utworów „I Need You” (The Beatles i America) oraz „Soul Sacrifice”( Carlos Santana), możemy przenieś się wstecz. Pozostałe utwory to ich własne kompozycje ale i tutaj słyszalne są wyraźne klasyczne motywy, chociaż by w utworze „Spinning”, który wydaje się na wskroś przesiąknięty yesowym klimatem.

To jeszcze nie wszystko! Inside Out przygotował bowiem nie lada gratkę w postaci „Delux Edition” zawierającą jeszcze płytę DVD. Dzięki temu możemy poobserwować muzyków podczas pracy nad albumem, „pobyć” z nimi we wspaniałej atmosferze, którą potrafią stworzyć dzięki swoim osobowościom.

9/10

Marek Toma

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *