1. Sin Cara
2. Heart of the World
3. Indifference (feat. Olaf Thorsen)
4. Misty Visions of an Ordinary Day
5. The Origin of Matter and Mind:
I. On Matter and Mind
II. High
III. The Cosmic Architect
IV. Tree of Life
V. Crossing the Line
VI. Albert II
Rok wydania: 2011
Wydawca: Spider Rock Promotion
http://www.lunocode.com/
Włoski LUNOCODE uraczył nas swego czasu EPką, która miała być pewnym
wprowadzeniem do pełnego albumu, ale i przedstawieniem zespołu szerszej
publiczności. Wprawdzie owa propozycja nie wyjęła mnie z butów, ale nie
pozostałem obojętny wobec dźwięków zespołu.
Kiedy otrzymałem komplet informacji o pełnym wydawnictwie, jakoś
szybciej zabiło mi serce. Może sprawiła to bardzo fajna okładka,
przestrzenna i podatna na interpretowanie, może zapowiedź gościnnego
występu Olafa Thorsena… A może EPka zrobiła na mnie większe wrażenie
niż się spodziewałem. Debiutancka płyta to niemal godzinna porcja muzyki
utrzymana w przestrzennych, melodyjnych i podszytych sporą dozą
akustyków brzmieniach. klawiszowe tła są tu niezwykle ulotne i
nienachalne. Brzmienie fletu w zestawieniu z bogactwem instrumentów
perkusyjnych dodaje pewnego folkowego posmaku (Sin Cara). Do tego nawet
stopnia, że zapominamy o fakcie, że w odtwarzaczu obraca się album
kapeli bądź-co-bądź rockowej. Jeśli początek albumu trochę już rozbujał
słuchaczy w trzecim utworze pojawia się nieco więcej cięższych akcentów.
Walcowaty riff przewodni w refrenie zamaskowany jest jednak wokalizami
złożonymi w chór. Zwrotki zaś zaskakują surowością brzmieniową.
Zaskoczyła mnie mile gościnna solówka Thorsena. Może bardziej zdziwił
mnie jej kontekst. Pojawia się w utworze, czy też jego fragmencie w
którym bym się jej nie spodziewał. W kolejnych utworach dość ciekawie
prezentuje nam się sekcja rytmiczna. Już wcześniej ciekawie nabijane
bębny robiły dobre wrażenie, ale swoje przysłowiowe 5 minut ma także
bas. Lunocode ogarnia swoim zakresem działalności dość szerokie spektrum
stylistyczne. Z jednej strony może wydawać się że będzie to nieskładny
miks (takie obawy, jak sięgnę pamięcią miałem właśnie przy okazji EPki),
jednak konsekwencja brzmieniowa i pewne wspólne elementy bardzo
umiejętnie osadzają utwory Włochów w określonych ramach. Owszem mamy tu
zdecydowane progresywne akcenty, popowe melodie ale i sporo ozdobników,
które paradoksalnie dodają kolorytu, a nie rozmywają nam całego obrazu.
Jednak wydaje mi się że najbardziej charakterystycznym elementem
układanki jest brzmienie, a w zasadzie dość ciekawa realizacja. Album
zmiksowany jest w taki sposób by uwypuklić brzmienia akustyczne. A w
ostrzejszych fragmentach miks wydaje się wyjątkowo surowy. Przynajmniej
ja odnoszę takie wrażenie. Akustyczny motyw potrafi się za to przebić
nawet przez ścianę orkiestracji w bardziej złożonych fragmentach..
Na osobny akapit zasługuje niemal półgodzinny utwór ostatni. Jego czas
trwania jest moim zdaniem zabiegiem mydlącym oczy. Kolejne motywy bowiem
często są wyraźnie od siebie odseparowane. Jest to oczywiście utwór
urozmaicony i to w nim znajdziemy najwięcej ciężkich akcentów. Od
pompatycznych uderzeń orkiestry przez dość ciężkie w stosunku do
poprzednich utworów gitary, nieco bardziej połamaną sekcję, ale i…
powiedziałbym dość ciekawy miks metalowego podejścia do gitar
rytmicznych i sporych dawek przestrzennych floydowych solówek. Jest to
zresztą chyba najbardziej wpływający na odbiorcę kawałek, bowiem szarpie
nastrój od wyciszeń po kąsające riffy zestawione z wykrzyczanymi wręcz
frazami. Niestety pojawiają się też nudnawe i rozmyte fragmenty, które
tym bardziej rzutują na całość, że nie można ich pominąć jednym guzikiem
'skip’ największą wadą utworu jest jednak słabe zakończenie. Ostatni,
nieco ponad 3 minutowy fragment, recytacja na tle klawiszowych pasaży
fxów i przy akompaniamencie basówki po prostu nuży.
Album ma wiele jasnych punktów, ale obawiam się że przełożenie
ambitnego zadania jakim jest skomponowanie/poskładanie półgodzinnego
molocha przerosło zespół. Większość motywów jest bardzo dobra… Ale
pojawiają się też takie, przez które tracę skupienie na utworze. Chyba
lepiej byłoby gdyby album zawierał 10-12 kawałków, w tym 2 słabsze.
Obecny stan rzeczy wpływa negatywnie na obraz utworu ostatniego. Mimo to
oceniam tę płytę na silną ocenę dobrą. Oprócz kilku słabszych momentów
płyta zawiera wiele świetnych motywów i akcentów.
6,5/10
Piotr Spyra