01. Hollow’s Gathering
02. A Rescue Into the Storm
03. To Crawl Or to Fly
04. Anymore
05. Adrian’s Call
06. Change the Tide
07. From Hell
08. The Keeper’s Game
09. The Dead Tree
10. Whispers Inside You
Rok wydania: 2012
Inner Wound Recordings
http://www.facebook.com/soulspellmetalopera
Jesienią zeszłego roku, poszukiwacze dobrej muzyki mogli znaleźć w
dystrybucjach zagranicznych nową odsłonę metalopery Heleno Vale –
Soulspell. To kolejna część oparta na konwencji multiwokalnej, ale i
niezwykle dobrej muzycznie.
Oczywistym jest że przy tego typu projekcie będziemy postrzegać kolejne
utwory przez pryzmat wokalistów, jednak tym razem mamy do czynienia z
produkcją dużo bardziej spójną niż poprzednio. Jest nieco ostrzej niż na
poprzednim albumie. Powiedziałbym mniej progrockowo.
Bardziej pompatycznie, powermetalowo. Ale do tego obliguje właśnie obsada.
Tim Owens, Blaze Bailey, Michael Vescera, Amanda Sommerville, Matt
Smith i Carlos Zema to chyba najbardziej znane nazwiska w licznym
towarzystwie.
Przyznam jednak że i mnie na początku trudno było opędzić się od
takiego podejścia i wyszukiwałem w kolejnych utworach swoich ulubionych
wokalistów. I tutaj zaskoczenie. Z bardzo dobrej strony zaprezentował
się Bayley, na którym już zdążyłem postawić krzyżyk.
Widać, że utwór pisany pod jego możliwości wokalne zdecydowanie mu
służy. Również pozytywnie zaprezentował się Owens, w którym nie
upatrywałem właściwej osoby do tego typu produkcji. Oczywistym przypadły
mu w udziale jedne z ostrzejszych partii, jednak w całość wpasowują się
doskonale.
Bardzo dobrym zabiegiem jest jednak obsadzenie muzyków nie tylko w
ramach jednego utworu, ale również w dialogach. Czyni to album bardziej
zróżnicowanym I nie mamy wątpliwości, że to nie tylko all-star projekt,
ale prawdziwa rock opera, gdzie postaci przyporządkowane są fabule, a
nie na odwrót.
Bardzo urokliwe partie wokaliz damskich dodają całości smaku… jednak
mimo że pojawia ich się tu równie sporo co na płytach poprzednich, mamy
do czynienia chyba z najostrzejszym albumem Soulspell.
Większość pozytywnych akapitów dotyczących tej płyty można by właściwie
przytoczyć również w przypadku płyt poprzednich. Jednak to nic
dziwnego, Soulspell mimo że wydawany przez mniejszą wytwórnię, a co za
tym idzie mający mniejsze szanse dotrzeć do tak szerokiego grona
odbiorców jak uznane już tego typu projekty (Avantasia, Ayreon choćby),
utrzymuje wysoki poziom artystyczny. Tak na poziomie produkcyjnym jak i
artystycznym.
Te utwory po prostu trafiają do sympatyków gatunku, a nowa płyta
jeszcze bardziej trzyma się kupy jako całość. Zaskakujące jest to, że
bez problemu można wyrwać z nich ulubiony utwór i zaprezentować bez
utraty kontekstu.
Bez problemu można zatem płyty słuchać na wyrywki, a nawet wymienić swoich ulubieńców.
Do moich należą: „To Crawl Or To Fly”, „Change The Tide” i „The Keepers
Game”. Jeśłi dodam do tego, że pod koniec płyty pojawia się świetny
„The Dead Tree” z wieloma partiami wokalistów, a z Owensem w roli
głównej, okazuje się, że jako faworytów wymienię prawie połowę płyty.
Nie pochwalam jedynie umieszczenia akustycznej ballady na zakończenie.
Jako krótkie outro motyw w niej zawarty byłby świetny. Jako regularny
utwór nieco zbija z tropu.
Naturalnym jest, że fani będą próbowali porównywać ten album do tuzów
gatunku. Jeśli ktoś chciałby przyrównać Soulspell do Avantasii,
proponuję jednak odniesienie się do pierwszych dwóch jej odsłon,
muzycznie jednak moje pierwsze skojarzenie to Angra z czasów „Rebirth” i
„Temple of Shadows”… Zatem uważam, że powermetalowi fanatycy
zdecydowanie odnajdą w tym albumie elementy, za które go pokochają.
Znawcy rock operowego podejścia, także nie powinni być zawiedzeni,
podano nam na tacy naprawdę ciekawy wielowątkowy album.
To więcej niż porządna płyta, nie dość, że zniewala melodiami,
orkiestracjami i dynamiką, to jeszcze jest wyjątkowo dobrze
rozplanowana. Przerywniki i smaczki nie sprawiają wrażenia wypełniaczy,
ale pomagają w podkreśleniu nastroju czy opowiadanej sytuacji.
Co ciekawe album urzeka zarówno przy dokładnym wsłuchaniu czy też
rozebraniu go na pojedyncze motywy jak i przy pobieżnym odsłuchaniu, a
nawet podczas pierwszego kontaktu.
Dobry humor i zadowolenie z dobrze wydanych pieniędzy nie opuszczą
słuchacza od pierwszego do ostatniego dźwięku (prawie). Balladę mimo że
dobrą, trzeba było jednak wkomponować gdzieś w środek (domyślam, się
jednak że nie pasowałoby to do fabuły)… albo skrócić. Za to odejmę pół
punktu. Bo niby od przybytku głowa nie boli, ale jak wspomniałem nieco
burzy mi to konwencję.
8,5/10
Piotr Spyra