2013.01.12 – Grzegorz Kupczyk – Katowice

Akustyczny recital Grzegorza Kupczyka zapowiadany na zimowy wieczór w katowickiej Katofonii zapowiadał się jako koncert nieco odmienny, niż te do których byłem przyzwyczajony. Wiedziałem, że artysta para się także taką działalnością, ale mimo tego, że przez lata widziałem wielokrotnie koncerty Turbo i Ceti, tym razem mogłem się spodziewać przekrojówki z twórczości wokalisty i to w wydaniu akustycznym.

Kiedy udaliśmy się sobotniego wieczoru do klubu, miasto wydawało się jakby w uśpieniu. Śnieg spowijał szyldy klubów i chodniki, a na ulicach pojawiało się niewielu ludzi. Nawet w popularnych knajpach do których zaglądałem przez witryny ilość ludzi można było policzyć na palcach (czasem i jednej ręki).

Do Katofonii dotarliśmy ze sporym zapasem, dzięki czemu trafiliśmy na koniec próby. Co lepsze miejsca na przeciwko sceny były już zajęte, więc razem z redakcyjnym kolegą udaliśmy się do baru, skąd jak się okazało, widok był rewelacyjny.

Koncert rozpoczął się z zaplanowanym opóźnieniem, co miało zapobiec spóźnieniu ewentualnie źle poinformowanych co do godziny rozpoczęcia. Mimo to frekwencję można określić jako niezbyt okazałą, chyba że jest się osobą tak pogodną jak sama gwiazda wieczoru, który określił ją słowami „kameralna”.

Może i trochę zepsuliśmy sobie niespodziankę, przed koncertem oglądając przygotowaną setlistę (pierwsze zdjęcie) ale nie do końca. Wprawdzie część coverów czy też starych rarytasów z repertuaru Turbo pojawiła się później podczas setu, jednak lista nie została wiernie odtworzona.

Wśród coverów furorę tego wieczoru robiły zarówno klasyki Whitesnake, Claptona, jak i krajowych mistrzów – kilkukrotnie cytowanego Czesława Niemena czy też Czerwonych Gitar.
Z repertuaru CETI czy Turbo uznanie zyskały zarówno hity, jak i utwory poupychanne w czeluści wydawnictw z rarytasami. Na mnie szczególne wrażenie zrobił „Przebój miesiąca”, który na żywo słyszałem pierwszy raz w życiu.
Aplauz wśród publiczności potwierdzał że gośćmi tego wieczoru nie byli przypadkowi ludzie „z ulicy”, ale fani twórczości Kupczyka, większość utworów była bowiem dzielnie chóralnie odśpiewywana przez publikę.

Niemal każdy utwór poprzedzony był zapowiedziami, a to dotyczącymi kulis powstania, albo stosunku artystów do danej kompozycji. Nie zabrakło rozmów z publicznością, a całość utrzymana była w luźnej, przyjaznej atmosferze. Nastrój wspomagany był faktem iż publiczność umiejscowiona była blisko artystów, którzy byli w stanie usłyszeć i odpowiedzieć na każdy komentarz. Dzięki temu niejednokrotnie tego wieczoru tak publiczność jak i artyści wybuchali serdecznymi salwami śmiechu.
Bywały momenty kiedy muzycy próbowali zaimprowizować z dawna nie grany utwór, przez co ten rozpoczynał się kilkoma próbami. A nawet wokalista wspomógł się tekstem jednego z utworów odśpiewując go przeczytany z książki z własną biografią.
W pewnej chwili poproszony o zaśpiewanie „czegoś fajnego” dla solenizanta z widowni – Grzegorz zaintonował „Sto lat”… Było sympatycznie, a zarazem wesoło. Atmosfera udzielała się słuchaczom koncertu do tego stopnia, że nie było mowy o usiedzeniu na miejscach, a w pewnym momencie (podczas „Smaku Ciszy”), pojawiły się nawet tańczące pary…

Pod koniec koncertu do ekipy złożonej z Grzegorza Kupczyka, Marii Wietrzykowskiej (klawisze) i Janusza Musielaka (gitara) dołączył basista Hammer – Adam Hariss i dosłownie ostatnich kilka utworów zabrzmiało z liniami basu. Szczególnie na tym zabiegu zyskał utwór „Dorosłe Dzieci”, który trudno sobie bez tego instrumentu wyobrazić.

Koncert, który miał być ciekawostką, stał się jednym z przyjemniejszych w jakim dane było mi ostatnio uczestniczyć – i przyznam, że tak właśnie wyobrażam sobie formułę recitalu. Tak w kwestii doboru repertuaru, jak i atmosfery. Ważne przy tym że tak publiczność jak i artyści bawili się równie dobrze. Po koncercie nie było problemu by zamienić z artystami kilka słów, zaopatrzyć się w płyty i gadżety czy uzyskać autografy.

Piotr Spyra


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *