Podejrzewam, że wśród fanów polskiego rocka nie ma takiej osoby, która
by nie słyszała o Grzegorzu Kupczyku. Człowiek – instytucja, który
śpiewał na kultowych już płytach Turbo (min. „Dorosłe Dzieci”; „Smak
Ciszy” i „Kawaleria Szatana”). W 1989 roku razem z Marią „Marihuaną”
Wietrzykowską powołał do życia Ceti, z którym nagrywa już przeszło 25
lat dobre albumy. Ostatni „Snakes Of Eden” naprawdę przypadł mi bardzo
do gustu i muszę przyznać, że jest lepszy od poprzedniego krążka „Brutus
Syndrome”. Poniżej opisany występ odbył się Łodzi, a z tego zo
zarejestrowałem rzadko zdarzają się w tamtej okolicy ciekawe koncerty
(nie licząc zgierskiego festiwalu „City Of Power”), dlatego nie mogłem
sobie odpuścić zobaczenia zespołu na żywo. Zapraszam więc do
przeczytania krótkiej relacji z koncertu, który odbył się w klubie „New
York”.
Muszę szczerze przyznać, że byłem bardzo ciekawy jak zespół prezentuje
się dziś na żywo. Minęły już dwa lata kiedy ostatni raz widziałem ich
koncert (chyba we Wrocławiu – jeśli się nie mylę). W zeszłym roku zespół
miał zagrać w czerwcu w Nysie, ale do występu nie doszło. Jednak co się
odwlecze, to nie uciecze – mówi przysłowie. Więc z Zabrza razem z
Markiem „Łysy” stwierdziliśmy, że warto wybrać się na wycieczkę do Łodzi
tym bardziej, że po koncercie miała się odbyć prezentacja piwa Ceti
„Wężowego”. Razem z Matą i Łysym dotarliśmy do „New Yorku” na pół
godziny przed czasem. Niestety sala nie pękała w szwach. Po chwili
pierwsze miłe zaskoczenie. Przed Ceti nie będzie grał żaden suport.
Osobiście ucieszyłem się z tej wiadomości i spokojnie razem ze znajomymi
oraz Maćkiem Siwczakiem (prezes fanklubu Ceti „Lamiastrata”) i Tomaszem
Targoszem spędziliśmy czas przy browarku wspominając stare dobre czasy.
Akurat gdy z głośników leciało intro do klubu przybył zdyszany Piotrek
„Don Alehandro”, który przez pół godziny szukał bankomatu na
Piotrkowskiej. W tym momencie frekwencja w klubie się poprawiała i
dobijała do setki. Niemniej koniec z rozczulaniem – przejdźmy do muzyki
jaką zaserwowało zgromadzonym w sali Ceti.
Zaczęli od „Edge Of Madness”, by póżniej zatakować publikę „Wizard Of
Thew Modern Word” i wspaniałym kawałkiem „C.E.T.I.a” z debiutu. I już
po pierwszych numerach było widać jak zespół podchodzi do koncertu. Nie
ma jakiegoś ściemniania wszystko jest zagrane na 100%. Jest naprawdę
niewiele polskich zespołów, którzy tak profesjonalnie podchodzą do
każdego występu. Oczywiście kapela skupiła się na promocji ostatniego
albumu „Snakes Of Eden” i zagrała z niego kilka kawałków (min. „Notes Of
Freedom”; „Lady From The Dark”; „Midnight Rider”; „Wild And Free” i
„2027”). Na scenie jak zawsze szaleje Tommy, po którym widać, że na niej
zostawia swoje serce. Obok niego Barti udowadnia, że solówki nagrane w
studio są do odegrania na żywo bez jakichkolwiek zmian – wielki szacun.
Ileż jest na świecie kapel, które nagrywają znakomite albumy, jednak
później nie potrafią zagrać tego na koncercie? Ceti to nie dotyczy
Jednak wróćmy do reszty zespołu. Nie mogę nie wspomnieć o pierwszej
Damie polskiego metalu – Marysi, która jak zawsze czaruje na swoich
klawiszach. Oczywiście na perkusji niczym „Zwierzak” z Muppetów szaleje
Mucek. Jedyna różnica między Muckiem, a „Zwierzakiem” jest taka, że
Mucek nie ma włosów . Na koniec mistrz – Grzegorz, który mimo
upływającego czasu jest jak wino. Im starszy tym lepszy. Pokazuje, że
jest stworzony do tego aby śpiewać na żywo, a barwa jego głosu brzmi jak
na płytach. Oprócz utworów Ceti publiczność zgromadzona w klubie mogła
usłyszeć dwa hity Turbo „Już Nie Z Tobą” i kultowe „Dorosłe Dzieci”. Ten
utwór śpiewał chyba każdy w klubie. A propos publiczności, niektórzy z
nich przez cały czas siedzieli i byli znudzeni, jakby znaleźli się tam
za karę. Z drugiej strony klub „New York” bardziej nadaje się na
wydarzenia popowe niż rokowe. Dopiero na „Dorosłych” zaczęło się coś
dziać. Jednak zespół zagrał jeszcze tylko trzy numery – wspomniany
wcześniej „Wild And Free”; „ Ogień i Łzy” i „The Evil And The Troy”. Czy
to już koniec? Muzycznie niestety tak, ale zabawy nie. Ponieważ jak
wspomniałem na początku relacji w nieopodal położonej Piwotece nastąpiła
degustacja piwa „Wężowego” i możliwość spotkania się z zespołem,
porozmawiania, podpisania płyt i zrobienia pamiątkowych zdjęć.
Reasumując, występ Ceti należy uznać jak najbardziej udany. Wspaniały
koncert, energia emanująca ze sceny oraz pełen profesjonalizm. Jednak
żeby nie było tak różowo muszę wytknąć dwa minusy. Pierwszy jak
wspomniałem częściowo ospała publiczność, drugi dobór utworów. W secie
grupy zabrakło mi moich ulubionych numerów: „Burning Fantasy”; „Na Progu
Serca”; „Wiara, Nadzieja, Miłość”; „Fire Angels” i „Shadow Of The Angel
(Life And The Throne)”. Cóż nie zawsze jest dzień dziecka. Mimo to mam
nadzieję, że niedługo zobaczę Ceti znów na żywo (może na „Metalmanii”),
a do tego czasu z niecierpliwością czekam na zapowiadany „Snakes Of
Eden” na winylu popijając sobie „Wężowe”.






Tekst: Dariusz Grölich
Zdjęcia: Marta Salska