JAN GAŁACH & FRIENDS – 2024 – Dreamer EP.

01. Dreamer
02. City of Lights
03. Last Dance
04. Emptiness Or Wholeness
05. Vicious Circle

Rok wydania: 2024
Wydawca: Mind Records


Jan Gałach to postać nietuzinkowa. Ten śląski kompozytor i multiinstrumentalista najbardziej kojarzony jest oczywiście z gry na skrzypcach elektrycznych. Mimo młodego wieku – wciąż przed czterdziestką – dał się poznać ze współpracy z niezliczoną ilością polskich wykonawców, że wspomnę chociażby Martynę Jakubowicz, Kasię Kowalską, Dżem i Macieja Balcara solo, Halinkę Mlynkovą, Organka czy przeróżne projekty Leszka Windera. Do tego z powodzeniem od piętnastu lat stoi na czele autorskiej formacji The Jan Gałach Band, skupiającej śmietankę uzdolnionych artystów. Pod tym szyldem prezentuje nie tylko autorskie kompozycje, ale daje też upust swojej fascynacji grupami The Allman Brothers Band, Krzak i (od niedawna) ABBA, organizując poświęcone im cykliczne Koncerty Świąteczne. Jest też kierownikiem muzycznym inicjatywy o nazwie Szlak Śląskiego Bluesa.

Pomimo niezaprzeczalnie bluesowych korzeni Gałach jest twórcą wszechstronnym i jego preferencji muzycznych nie sposób zamknąć w jednej szufladzie. Dowodzi tego omawiana właśnie płyta, sygnowana jako Jan Gałach & Friends. W zasadzie „Dreamer” to tylko pięcioutworowa epka – zapowiedź pełnowymiarowego wydawnictwa, które ma ukazać późną wiosną tego roku. Dla zwolenników ciężkich bluesowych klimatów będzie sporym zaskoczeniem. Zapomnijmy o Krzaku, Jan Gałach zaprasza nas do tańca!

Manifestowana publicznie miłość do grupy ABBA może być kluczem do zrozumienia koncepcji autora. Ale nie tylko to. Sentyment do tanecznych brzmień z końca lat 70-tych przeplata się tu z radością grania. Gałach z przyjaciółmi puszcza oko do słuchacza. Wysyła nam strumień pozytywnych wibracji. Jest skocznie, jest rytmicznie – ale bez przaśności i obciachu charakterystycznego dla współczesnych popowych produkcji. To zdecydowanie muzyka taneczna w starym, dobrym stylu.

Otwierający całość tytułowy „Dreamer” nie zwiastuje jeszcze rewolucji. To bardzo amerykańska w klimacie, bujająca ballada. Trochę kojarzy się z uwielbianymi przez kompozytora nutkami spod znaku Allman Brothers. Rozpoczyna ją efektowna partia skrzypiec. Gospodarz nie przesadza jednak z eksponowaniem swojego instrumentu, dając pograć zaproszonym kolegom i pośpiewać koleżankom. W sesji wzięły udział aż trzy wokalistki – Marta Fedyniszyn, Karolina Cygonek i Joanna Kaniewska. Słychać, że nieźle się bawią w zaproponowanej przez autora stylistyce. Śpiewają mocno, dźwięcznie i z doskonałym akcentem, co w anglojęzycznych piosenkach wciąż należy u nas do rzadkości. „City Of Lights” to już rasowe funky, w którym rządzą dęciaki. Nóżka sama rwie się do tupania. W środkowej części następuje przyspieszenie a skrzypce przejmują tu rolę zwykle zarezerwowaną dla szybkostrzelnej gitary solowej. „Last Dance” to melodyjny, utrzymany w średnim tempie numer z silnie zaakcentowaną sekcją rytmiczną. „Emptiness Or Wholeness” to znowu kipiący dęciakami i pulsującym basem pretekst do wygibasów na parkiecie.

Największą niespodziankę dostajemy jednak na koniec. „Vicious Circle” to już disco lat 70-tych pełną gębą. Świetlna kula kręci się, pulsuje i  błyszczy na wszystkie strony. Silny „groove” tego kawałka idealnie sprawdzi się na letnich wieczornych imprezach. Nie ukrywam, że to nie do końca moje klimaty, ale doceniam staranność przygotowanej aranżacji. Wyczuwa się cały ogrom pracy, talentu i zaangażowania. Jest to podane ze smakiem i skłonne przekonać nawet zatwardziałych malkontentów. W wolnej chwili polecam też sprawdzić towarzyszący kompozycji oficjalny wideoklip dostępny w sieci. Tam to dopiero się dzieje!

Nie można przejść obojętnie wobec przejrzystości brzmienia tych premierowych numerów. Sesję nagraniową zrealizowano aż w dwóch różnych studiach – zarówno w Polsce w Stobno Records, jak również w Anglii w Decoy Studio. Całość zrealizował i zmiksował Robert Sellens a za mastering odpowiada Frank Arkwright z Abbey Road Studio. Grafikę na okładce stworzył Vincend Vogard. Bez dwóch zdań fachowcy wysokiej klasy!

Jak wspomniałem, to tylko przedsmak tego, co czeka nas u progu lata. Czy reszta płyty będzie utrzymana w podobnym nastroju? Tego na razie nie wiadomo. Jakkolwiek będzie – należy się spodziewać towaru wysokiej jakości, gwarantowanej talentem Jana Gałacha. Cierpliwie wypatrujmy zatem zapowiadanego pełnego albumu i szykujmy się na gorączkę sobotnich nocy.

8/10

Michał Kass

Dodaj komentarz