1. Moribund The Burgermeister (4:18)
2. Solsbury Hill (4:21)
3. Modern Love (3:38)
4. Excuse Me (3:20)
5. Humdrum (3:26)
6. Slowburn (4:37)
7. Waiting For The Big One (7:14)
8. Down The Dolce Vita (4:42)
9. Here Comes The Flood (5:56)
Rok Wydania: 1977
Wydawca: Charisma Rec.
Nadeszła wiosna 1975 roku. Odejście Petera Gabriela z Genesis stało się
faktem. Minęło jednak prawie dwa lata zanim artysta poczynił kolejny
krok na swojej muzycznej drodze i wydał pierwsze solowe dzieło
sygnowane swoim imieniem i nazwiskiem. Począwszy od tej pierwszej, każde
kolejne płyty Gabriela nie posiadały tytułów, nazywane są więc
potocznie kolejną cyferką . Tak więc aktualnie wiruje w moim odtwarzaczu
srebrny krążek, nazwany umownie numerem jeden.
Jaka jest ta pierwsza solowa płyta „genesisowego renegata”? Powiem
szczerze – nierówna. Każdy z utworów ma odmienny klimat, jakby artysta
na siłę chciał odżegnać się od „genesisowej” estetyki, miotając się w
artystycznych labiryntach, nie wiedział w którą stronę podążyć. Próżno
szukać na płycie długich, rozbudowanych utworów, może za wyjątkiem
„Waiting For The Big One” (7:14), który nie ma raczej nic wspólnego z
„genesisowym” klimatem, jest to rozbudowana jazzowo-bluesowa kompozycja
inspirowana twórczością Randyego Newmana. Nie można jednak powiedzieć że
pierwsze „gabrielowe” dzieło jest płytą złą! Jest na niej wiele
fascynujących momentów: chociażby utwór który wydany został jako
zwiastun, na pierwszym singlu -„Solsbury Hill”, do dnia dzisiejszego
stanowi żelazny punkt „gabrielowskich” koncertów. Nie można nie wyróżnić
też kompozycji zamykającej tą płytę – „Here Comes The Flood”, moim
zdaniem to jeden z piękniejszych utworów które wyszły spod ręki
Gabriela. Paradoksalnie, Gabriel bardziej ceni wersję tego właśnie
utworu, która znalazła się również na solowej płycie Roberta Frippa –
„Exposure”.
Gwarancją powodzenia debiutanckiej płyty miał być sam producent: Bob
Erzin. Tak, ten Bob Erzin, który maczał palce w produkcjach płyt m. in:
Alice Coopera, Lou Reeda, Kiss, nie mówiąc o epokowym albumie „The
Wall” Floydów. Do nagrania swojego pierwszego solowego dzieła, Gabriel
wynajął doborowe grono artystów. Od tego albumu aż do dnia dzisiejszego
współpracuje z nim basista Tony Levin, na albumie możemy również
usłyszeć Roberta Frippa, który notabene był producentem kolejnej
solowego dzieła Gabriela.
Właśnie ta płyta ma dla mnie ogromne znaczenie historyczne, a to z
prostej przyczyny: jest to pierwszy album, który nabyłem (chodzi
oczywiście o płyty CD). Można by z tej informacji dojść do fałszywych
wniosków że mój muzyczny świat rozpoczął się od Petera Gabriela.
Oczywiście nie! Przecież przed kompaktami były na rynku muzycznym
analogi oraz tzw. oryginalne kasety, i było rzecz jasna prawdziwe radio,
które dzięki Bogu różniło się od tego współczesnego…
7,5/10
Marek Toma