Wojciech Ciuraj z okazji stulecia wybuchu Powstań Śląskich
postanowił opowiedzieć o tamtych wydarzeniach za pomocą muzyki. Podjął
się bardzo ambitnego i wymagającego projektu. Pracując nad takim
materiałem czyhało na artystę wiele pułapek, ale Wojciech Ciuraj ominął
mielizny i zaproponował coś całkiem wyjątkowego. Za taką właśnie należy
uznać „Iskry w popiele”, pierwszą płytę z planowanego tryptyku. O
kulisach powstania albumu i wyjątkowych koncertach w Japonii opowiedział
nam w interesującej rozmowie
Iskry w popiele jest płytą niespotykaną, w pewnym sensie staromodną , dlaczego ją nagrałeś?
Pomysł na ten projekt narodził się już kilka lat temu. W 2013 roku, tuż
po premierze debiutanckiej płyty zespołu Walfad – „Ab Ovo”, zdałem
sobie sprawę ze zbliżającej się setnej rocznicy Powstań Śląskich. Na
nasz debiut składały się kompozycje, które pisałem w wieku 16-17 lat,
stąd album ten miał wiele wad. Postanowiłem, że wrócę do śląskiej
tematyki, którą próbowałem poruszyć na „Ab Ovo” już jako dojrzalszy
artysta. W ciągu ostatnich lat byłem bardzo aktywny zarówno pod względem
wydawniczym jak i koncertowym. W 2017 roku zadebiutowałem też jako
solista albumem „Ballady bez Romansów”, który był taką próbą generalną
przed powstańczym projektem. Sukces tej płyty utwierdził mnie w
przekonaniu, że jestem gotów. Myślę, że historia Powstań Śląskich wciąż
nie została wyczerpująco opowiedziana, a setna rocznica to doskonała
okazja by mówić o tych wydarzeniach.
Jest to z pewnością projekt unikatowy i bardzo ambitny i
zastanawiam się co chciałeś osiągnąć nagrywając płytę dotyczącą
takiego tematu?
Ten projekt można było zepsuć na wiele sposobów. Poruszając taką
tematykę łatwo przesadzić z patosem i myślę, że udało mi się wypracować
odpowiednie proporcje. „Iskry w Popiele” mają zachęcać słuchaczy do
zagłębienia się w temat i dostaje wiele sygnałów, że tak się dzieje.
Czy brałeś pod uwagę jakiś wzór, czy się inspirowałeś innymi utworami?
W okresie robienia pierwszych szkiców słuchałem różnych koncept albumów,
po to by się przekonać jak inni wykonawcy podejmowali temat, ale także
po to by nie powielać schematów. Rozłożyłem na czynniki pierwsze
podobną tematycznie produkcję z naszego krajowego podwórka – Powstanie
Warszawskie grupy Lao Che. Na swojej płycie poszedłem w zupełnie innym
kierunku jednak takie analityczne słuchanie muzyki było bardzo przydatne
w dalszej pracy. Komponowanie zostało poprzedzone intensywnymi
przygotowaniami merytorycznymi. Zrobiłem mnóstwo notatek, dzięki którym
potrafiłem z historii I Powstania wyciągnąć to, co moim zdaniem mogło
być ważne z punktu widzenia słuchacza niewiedzącego zbyt wiele o tym
wydarzeniu.
Przedstawiłeś pewien ciąg zdarzeń dotyczących Powstania
Śląskiego, a każdy z nich miał różny charakter i temperament wiec jaki
miałeś pomysł żeby opisać wszystko za pomocą muzyki?
Tak jak wspomniałem zacząłem od robienia notatek, tak jak do egzaminu.
Kiedy już miałem odpowiednią ilość informacji, rozpocząłem komponowanie.
Zbierałem melodie, motywy, riffy i szukałem tych, które pozwolą mi
oddać ducha wydarzeń. Ten sposób pracy był dla mnie czymś zupełnie nowym
i bogatszy o te doświadczenia z pewnością podejdę do kolejnych płyt z
jeszcze większym entuzjazmem.
Zadowolony jesteś z efektu?
Tak, nawet bardzo! Choć muszę przyznać, że nie słucham już „Iskier w
Popiele” (śmiech). To dla mnie skończony projekt i myślę już o kolejnej
części tryptyku.
Masz jakieś informacje zwrotne od Twoich fanów, tych stałych jak i nowych bo pewnie płyta powiększyła ich grono?
Myślę, że „Iskry w Popiele” są odbierane naprawdę dobrze. Ten projekt
niósł pewne ryzyko, ale wielu recenzentów twierdzi, że jest to najlepsza
rzecz jaką zrobiłem. Szczególnie cieszą mnie entuzjastyczne reakcje
zupełnie nowych fanów. Chcę rozszerzać swój elektorat także o słuchaczy
spoza progresywnego środowiska i dzięki „Iskrom w Popiele” się to
udaje.
Mówiąc o nowych fanach masz na myśli tych z Japonii ?
Tak, Także tych z Japonii (śmiech)
Japonia od lat jest wdzięcznym rynkiem dla muzyki rockowej. Od
dekad rockmani zdobywali tam ogromną popularność. Czy po Twojej
pierwszej tam wizycie stałeś się idolem fanów muzyki progresywnej w
kraju kwitnącej wiśni?
Myślę, że to jeszcze za duże słowo (śmiech) , natomiast musze
powiedzieć że nigdy wcześniej nie doświadczyłem tylu wyrazów sympatii i
uznania co właśnie w Japonii. Byłem tym nawet trochę zaskoczony. W
ciągu paru dni, które tam spędziłem czułem się jak gwiazda. Japończycy
darzą ogromnym szacunkiem europejską muzykę rockową. Co ciekawe
zaśpiewałem „Iskry w Popiele” i „Ballady bez Romansów” po polsku. Wiele
osób w naszym kraju uważa, że rock progresywny śpiewany po polski brzmi
gorzej i zamyka drogę promocji zagranicą. To nieprawda. Japończycy byli
też zachwyceni moim wokalem co w Polsce nie zawsze się zdarza (śmiech).
Jak wygląda organizacja koncertów w Japonii?
Bardzo zaimponowała mi dyscyplina i profesjonalizm zarówno zespołów jak i
ekipy technicznej. Podczas prób wszyscy byli punktualni co do minuty i
skoncentrowani na zadaniu. Widziałem już różne koncerty i festiwale od
tej drugiej strony i myślę, że moglibyśmy się wiele nauczyć od
Japończyków.
Japońskie koncerty będą kontynuowane?
Tak, będą kontynuowane! Leciałem do Japonii z przeświadczeniem, że to
przygoda życia… okazuje się jednak, że to dopiero początek.
Nawiązałem wiele cennych znajomości i najprawdopodobniej czeka mnie
kolejna japońska trasa, a Japończycy są zainteresowani wydawaniem mojej
muzyki w ich kraju.
Przy realizacji płyty Iskry w popiele zaprosiłeś dwóch
wyjątkowych gości. Jednego ze świata muzyki czyli Józefa Skrzeka,
drugiego ze świata filmu Mariana Dziędziela, jak udało ci się ich
namówić do udziału w nagraniach?
Rzeczywiście było to spore wyzwanie i wymagało przede wszystkim odwagi.
Jednak stawiamy sobie z moim managerem tylko ambitne cele. Nie chcę
zdradzać szczegółów, ale Panu Józefowi spodobał się pomysł na ten
projekt i tak doszło do tej owocnej współpracy. Jego trzy wspaniałe
solówki są ozdobą tej płyty. Jeśli chodzi o Pana Mariana Dziędziela to
przede wszystkim było trudno go złapać, ponieważ jest wciąż bardzo
aktywny zawodowo. W zaangażowaniu Pana Mariana pomógł mi fakt, że
podobnie jak ja pochodzi z ziemi wodzisławskiej, uczęszczał także do
szkoły średniej z moim dziadkiem. To niesamowite, że Ci dwaj uznani
artyści podzielili się ze mną swoim talentem. Zdecydowanie podnieśli
rangę tego przedsięwzięcia.
A jakimi są ludźmi we współpracy?
Pan Józef jest typowym band leaderem, więc nawet nie śmiałem próbować mu
czegoś narzucać (śmiech). Wiedziałem natomiast, w których fragmentach
bym go widział już na etapie komponowania. Sesja była bardzo szybka bo
to wybitny instrumentalista. Z kolei Pan Marian okazał się bardzo
sympatycznym, uprzejmym człowiekiem, praca z nimi była prawdziwym
zaszczytem.
Opowiedz jeszcze o głównych muzykach których dobrałeś do zrealizowania płyty .
Dobierając muzyków do tego projektu chciałem zachować sprawdzony trzon
zespołu z „Ballad bez Romansów”, a także dodać coś ekstra. Lubię
pracować z ludźmi, których znam i lubię też personalnie i tak jest w
przypadku całego składu. Sekcję rytmiczną ponownie stworzyli Dawid
Klimuszko (perkusja) i Klaudia Wachtarczyk (gitara basowa). Z kolei za
partie instrumentów smyczkowych odpowiadali Piotrek Rachwał (skrzypce) i
Ela Szczyrba (wiolonczela). Cała wymieniona czwórka to wodzisławianie,
tak więc moje rodzinne miasto utrzymało przewagę liczebną w tym śląskim
projekcie (śmiech). Skład dopełniają Paweł Kukla, który nagrał wspaniałe
partie klawiszy i Janek Mitoraj, który odpowiadał za gitarowe
szaleństwo na „Iskrach w Popiele”.
Zapowiadasz następne wydawnictwa o kolejnych Powstaniach Śląskich i ma powstać tryptyk..
Tak zgadza się , „Iskry w Popiele” to początek tryptyku. Myślę, że
sukces pierwszej płyty znacznie ułatwi mi pracę nad kolejnymi częściami.
Chciałbym nie tylko utrzymać poziom „Iskier w Popiele”, ale też robić
krok do przodu przy każdym wydawnictwie. Zacząłem już pisać i nie mogę
się doczekać kolejnej części!
A kiedy są przewidziane premiery kolejnych części?
Tak jak w przypadku „Iskier w Popiele” – dokładnie w setną rocznicę wybuchu drugiego i trzeciego powstania.
Zaprosisz także znanych gości do współpracy? Jakich?
Tak, ale jeszcze trochę za wcześnie na ogłoszenia. Mogę jedynie zapewnić, że będzie naprawdę na bogato (śmiech)
A tytuły?
Mam taki sposób pracy, że tego typu sprawy zawsze zostawiam na koniec.
Łatwiej w końcu nazwać płytę, która jest już napisana/nagrana (śmiech)
A muzycznie planowane projekty będą zbieżnie ze sobą czy przewidujesz jakąś rewoltę?
Na pewno będą się różnić, bo to trochę inne historie. Nie przewiduję
powtórek, zamierzam skorzystać też z innego instrumentarium. Chciałbym
by było spójnie, ale inaczej.
Zastanawiam się Wojtek jak chcesz być postrzegany jako artysta
?, bo w solowej karierze wybierasz bardzo trudnie i ambitne tematy.
Najpierw nawiązałeś do klasyki polskiej literatury i wziąłeś za punkt
odniesienia utwór Adama Mickiewicza, a potem bierzesz się za historyczną
epopeję. Pierwszym artystą który przychodzi mi na myśl a który dbał o
to by uwznioślić swoją twórczość był Czesław Niemien…
Porównanie do Czesława Niemiena jest bardzo miłe i na pewno jako artysta
chciałbym być przynajmniej w jakimś stopniu tak postrzegany.
Natomiast, jeśli chodzi o jakieś moje założenia to przede wszystkim
chciałbym dalej tworzyć w zgodzie z samym sobą. Nie kalkuluję, nie robię
nic pod publiczkę. Czasem się śmieję, że jestem niszą w niszy, bo
stworzyłem sobie własną szufladę, w której ścigam się sam ze sobą. Nie
znaczy to oczywiście, że zawsze będę uderzał w swojej twórczości w
wysokie tony. Niezależność wydawnicza pozwala mi robić to na co w danym
momencie mam ochotę. Mam swoich wiernych odbiorców i nawet jeśli nigdy
nie będę artystą pierwszoligowym jeśli chodzi o popularność to nie ma to
dla mnie znaczenia. Nie po to sięga się po gitarę. Jeśli miałbym
wskazać artystę, którego kariera mi imponuje to bez zastanowienia
wymieniłbym Petera Hamilla. Byłoby wspaniale mając tyle lat co on teraz,
dalej grać, komponować, realizować się.
Pracujesz zawodowo, po godzinach realizujesz projekty muzyczne, ciągle koncertujesz , masz jakiś czas wolny? Jak go spędzasz?
Od 2013 roku żyję trochę od płyty do płyty, a że zajmuje się też
szeroko rozumianą promocją tych wydawnictw to czasem rzeczywiście bywam
bardzo zajęty. Staram się jednak dbać o równowagę i po wielkim wysiłku
zawsze odcinam się od pracy poświęcając czas moim bliskim, a także
ulegając współczesnym złodziejom czasu. Łapię się na tym, że ostatnio
zbyt wiele czasu spędzam eksplorując Netflixa (śmiech). Jestem także
wielkim fanem piłki nożnej – od dziecka kibicuję hiszpańskiej Valencii, a
gdy nie oglądam meczy to namiętnie gram w Football Managera.
rozmawiali:
Witold Żogała
Piotr Michalski
foto: Rafał Paluszek