VOO VOO – Wojciech Waglewski (13.05.2011)

ww

Wojciech Waglewski przyzwyczaił już nas do różnych eksperymentów firmowanych logiem VooVoo. Ku zaskoczeniu lub nie, zawartość ostatniej płyty to soczysty rock’n’roll . Muzyka nagrana analogowo, pozbawiona cyfrowej obróbki brzmi zaskakująco świeżo. I dla zwolenników takiego grania znajdzie się w tym wywiadzie dobra wiadomość: VooVoo zamierza utrzymać ten kurs.





Ostatnia płyta VooVoo nagrana w studiu Maćka Cieślaka brzmi potężnie, surowo , skąd wzięła się inspiracja by tym razem zarejestrować materiał, w zdecydowanej większości „rockowy”, nawiązujący do muzyki lat 60-tych, 70-tych ?

W dużej mierze unieśliśmy się na fali tego co w ogóle na świecie się dzieje. Nie ukrywam że mnóstwo nowych ludzi próbuje grać muzykę rockową znowu. Jak swego czasu oznajmiłem koniec rocka, to na szczęście byłem w błędzie mówiąc kolokwialnie. Od paru lat ten rock znowu wybucha w takiej wersji dla rocka właściwej, muzyki gitarowej, muzyki improwizowanej. Ta improwizowana część w rock’n’rollu zawsze najbardziej mnie fascynowała. Najbardziej w rock’nrollu fascynowało mnie to że grali po prostu muzycy, że nie były to piosenki przygotowywane po to by znalazły się w radiowej emisji. Nagle nastąpiło takie odświeżenie umysłu. W dużej mierze zawdzięczam to Emadowi synowi mojemu który razem z Fiszem powołał zespół Kim Novak, i pojawił się taki element konkurencji . W dużej mierze to Emade namówił mnie do nagrania takiej płyty, w której zagramy tak jak grało się na początku lat 70-tych w klubach, ponieważ potrafimy to robić a w zasadzie nigdy takiej muzyki nie zarejestrowałem, bo bawiliśmy się w przeróżne eksperymenty, przeróżne formy muzyczne w studiu. Postanowiłem wrócić do tego że gramy razem w studio, że się słuchamy, że razem improwizujemy i nie interesują nas losy antenowe tej płyty. Pamiętam z początku rock’rolla artyści nie dbali o los antenowy , bo nie radio stanowiło o sile owych artystów. Ani Hendrix ani Rolling Stonsi którzy poza „I can’t Get No (Satisfaction)” czy „Lady Jane”, a Hendrix tylko z „Hey Joe” był wysoko na listach przebojów, reszta płyt śladowo funkcjonowało w takich mediach. I przyjęliśmy takie myślenie, stworzenie takiej koncept płyty która by przekazywała jakiś duży komunikat, która by była sensem rock’n’rolla. Stwierdziliśmy, że w tym się najlepiej czujemy.

Zastanawiam się na ile „piwniczny” klimat wspomnianego studia miał wpływ na ostateczny rezultat nagrań?

Maciek Cieślak jest kolekcjonerem urządzeń sprzed różnych wojen a samo studio jest położone w takich skłotowych warunkach, co też powoduje taki klimacik przygody, rock’n’rolowego nastroju. Także z całą pewnością fakt że nagrywający jest w tym samym pomieszczeniu a nie oddzielony jakąś kabinką i wszyscy jesteśmy w tym samym pomieszczeniu daje także odpowiedni klimacik. Po raz pierwszy od lat usłyszałem dźwięk cofanej taśmy, bo przez lata nagrywałem wszystko na cyfrze. Nagle usłyszałem jak brzmią instrumenty nagrane analogowo, a naprawdę brzmią inaczej – w taki sposób gitary na cyfrze nie da się nagrać. To wszystko razem wpływa na zupełny inny charakter tworzenia muzyki. Właśnie w tym studiu sobie uświadomiłem że od lat 70-tych nastąpił milowy krok w technologii nagrywania, co wcale nie znaczy że niesie to za sobą progres czy postęp, że zaczęło się robić coś wartościowego, momentami wręcz przeciwnie. Ten system nagrywania za pomocą komputerów powoduje że wszystko można multiplikować, można stroić, można edytować to odbiera duszę nagraniom. I na całym świecie jest taka tęsknota za nagrywaniem tego co muzycy naprawdę umieją.

Może właśnie dlatego po włożeniu płyty do odtwarzacza pierwsze wrażenie : ale to jest inne, świeże!

Wydaje mi się że na tej płycie udało nam się połączyć dwa oblicza VooVoo. Jest też część fanów którzy wolą ten obraz eksperymentalny, a do tej pory traktowaliśmy studio jako miejsce w którym możemy poeksperymentować , można dobrze się bawić , użyć orkiestry, można użyć dodatkowych instrumentów, nagrywać nakładki itd. Ale to z kolei odbiera spontaniczności grania . Na tej płycie nie zaprosiliśmy gości. Mimo że nie było publiczności która też tworzy tę aurę co równie jest istotnym elementem co muzycy, to jednak udało się wspólnie razem tak napędzić , że jest tej energii dość i udało nam się tę energię zarejestrować. I z tej energii płynie świeżość mam nadzieję.

Producentem płyty jest Emade, który wcześniej uczestniczył w nagraniu debiutu Kim Nowak, projektu dość zbliżonego klimatem do brzmień które słyszymy na nowej płycie Voo Voo. Jak duży był jego wpływ na końcowy wynik pracy w studio?

Olbrzymi! I to już od fazy początkowej. To Emade mnie namówił na studio, Eamde mnie namówił żeby nagrywać na analogu. Emade przyjechał, żeby ustawiać te instrumenty, poustawiał wszystkie te brzmienia, namówił żeby nagrywać na wzmacniaczu. Kim Nowak to zupełnie inna bajka, bo jest to zespół który odwołuje się oczywiście do tego co było grane w latach siedemdziesiątych, sześćdziesiątych, ale trzeba na to patrzeć przez pryzmat młodych umysłów, tak że to ma nieco inny wymiar. Kim Nowak to jednak debiut, a VooVoo ma już swoje sprawdzone brzmienia. To jest ten baryton, unisona itd., więc to zostaje nasze. Ale cała zachęta do nagrania pyty, plus później Emade to wszystko miksował. W zasadzie po wysłuchaniu materiału doszliśmy do wniosku że z tym nic już nie trzeba robić. Żadnej broń Boże kompresji, żadnego audytowania. Materiał jest tak odtworzony jak zarejestrowany, bez zbędnej obróbki.

„Wszyscy muzycy to wojownicy” ( a artyści są zajebiści) tak brzmi pełny tytuł płyty. Czy muzyk (artysta) wojownik, to najwłaściwszy sposób podejścia to twórczości aby dać najbardziej wartościowy przekaz słuchaczom (odbiorcom) ?

Tytuł jest żartem, jest zapisem kilku nagłówków i wypowiedzi moich kolegów. Zawód muzyka jest zawodem w którym się żyje w ciągłym napięciu, czego dowodem jest fakt że sporo ludzi w tym zawodzie odchodzi. W tej chwili mamy taką sytuację że perkusista jest w stanie krytycznym (Piotr „Stopa” Żyżelewicz doznał poważnego wylewu – przyp. WZ). Jest to zawód , który wymaga silnej koncentracji. To nie znaczy że nie walczy mniej niż górnicy w kopalni. Mnie ta cała terminologia „muzycy – wojownicy”, „artyści-zajebiści” wzięta z różnych tam wypowiedzi, bardzo rozśmieszyła i to jest bardziej takie puszczanie oka niż realna ocena sytuacji.

W filmie „Zew wolności” Zbigniew Krzywański (Republika)wspomina rozmowę z Charlie Harperem muzykiem UK Subs który miał powiedzieć „Kurczę wy to macie dobrze. Ja to wale prosto z mostu, piszę tak jak chcę. Nikt mi tego nie zatrzyma, a wy jesteście zmuszeni bawić się w poezję.” Rozmowa miała się odbyć w roku 1983. Czy trudniej było pisać teksty w latach 80-tych, a łatwiej dzisiaj?

W roku 1983 rzeczywiście jeszcze niewiele było tekstów autorskich , bo… no bo nie, nie można było pisać tak naprawdę. W latach 80 –tych, w stanie wojennym granie muzyki było formą manifestu. Jarociny to były świetne festiwale, które podsuwały pewną ideę, pewien wyraz buntu, niepokoju, natomiast muzycznie umówmy się były dość słabe. Oglądałem niedawno razem z synami, historię polskiego rocka w kilku odcinkach robionych dla Discovery („ Historia polskiego rocka” reż. Leszek Gnoiński, Wojciech Słota, „Wydział śledczy IPN – Jarocin” reż. Marcin Węcław – przp.WZ), i z przykrością muszę powiedzieć że nie ma tam za dużo rzeczy muzycznie porywających. Niemniej cała ta literatura, wszystko co przetrwało, mówiąc tak górnolotnie, tak naprawdę mówi o śmierci, o miłości, o Bogu, o przetrwaniu i tu pod tym względem się nic nie zmienia i prędzej czy później każdy do takich rzeczy dochodzi i tak się kończy.

Czy Pańskim zdaniem z pespektywy czasu, wolność słowa pozbyła teksty polskich zespołów rockowych poetyckiego wymiaru?

Po pierwsze to nie jest tak, że można było na świecie pisać teksty bez poezji , związku z tym te teksty były jej pozbawione i mówiły wprost. Gdyby tak było to Bob Dylan byłby po raz kolejny przygotowywany do nagrody Nobla. Na świecie pisało i pisze mnóstwo muzyków poetów i z tym, że tam można było pisać wprost, w związku z tym w Polsce muzyka była taka poetycka a tam była taka ostra, to nieprawda się i ja się z tym nie zgadzam. Druga rzecz jest taka że ja swego czasu ogłosiłem zmierzch rock’n’rolla . Uważałem tak ponieważ, swego czasu współpracowałem z różnego typu muzykami, związanych z muzyką jazzową, ze sceną DJ i stwierdzam że, z muzyką rockową w Polsce jest najgorzej, między innymi z powodu tekstów . Muzykę rockową traktuję jako pewien rodzaj sztuki w przeciwieństwie do muzyki popowej. Wydaje mi się że muzyka rockowa powinna zawierać w sobie elementy obrazu rzeczywistości i jeśli tego nie ma w tekstach jeśli nie pojmie się że język jest elementem kultury, jeżeli się tego nie pojmie że gdy tworzy się jakąś formę sztuki , to trzeba się obracać w obrębie danej kultury, to robi się to dość żenujące. Jestem ogromnym przeciwnikiem tego co się u nas dzieje czyli zespołów śpiewających po angielsku, bo to jest słabe. Łatwiej się pisze teksty po angielsku, bo mogą być rzeczywiste proste. Język polski jest przepiękny, co udowadnia nam i Kasia Nosowska i Leszek Janerka. Ubolewam nad tym że wśród ludzi uprawiających tę muzykę jest bardzo mało poetów, ale to nie jest kwestia czasów a talentów myślę, bo od czasu do czasu pojawiają się tacy ludzie, którzy potrafią poetyzować w tej muzyce. Gdyby muzyka rockowa w Polsce była mocniejsza to powróciłby ten nurt poetyzowania , w co mocno wierzę. Wierzę w to że młodzi ludzie będą się coraz częściej w tę stronę się poruszać.

VooVoo przemierza przeróżne ścieżki muzyczne. Obecnie od płyty „Samo VooVoo” zespół wkroczył na drogę zdecydowanie rockową. Czy już zastanawia się Pan nad kolejnym albumem? I czy nadal zamierza Pan eksplorować rejony mocnego (rockowego) uderzenia?

Tak. Doszedłem do wniosku że nadal umiem grać i nie mówię tego kokieteryjnie. Umiemy grać i robimy to na scenie z naprawdę dużą dozą energii i nie widzę powodów żeby to owijać w jakiekolwiek eksperymenty. Myśmy się już „ naeksperymentowali”, pokazali różne twarze, pokazali się we wszelakich rodzajach form i to mamy już za sobą. Jeżeli kiedyś będziemy chcieli to każdej z tych form wrócimy. Na dzień dzisiejszy najbardziej nas cieszy granie razem w studiu. Byliśmy w stanie w studiu osiągnąć taką opcję jaką czasem osiągamy na koncertach. I z całą pewnością pójdziemy w tę stronę. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego brzmienia, z uzyskanego „soundu” i na pewno dalej będziemy w tę stronę sobie dreptać. Nie wiem czy w tym samym studiu. Mamy pomysł na studio jeszcze większe, wyjechać z miejsca zamieszkania. Na pewno będzie to nagrywane analogowo, na pewno będzie to nagrywane na „setkę” .

Rozmawiał: Witold Żogała
Zdjęcie: oficjalna strona VooVoo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *