Grupa TANK przyzwyczaiła nas od jakiegoś czasu do porządnych heavy metalowych płyt. Po zmianie składu i z nowym albumem odnoszę wrażenie, że pretendują do miana znaczącego gracza na obecnej scenie heavy, a nie tylko do statusu legendarnej grupy. O zmianach, nowej płycie i planach rozmawialiśmy z gitarzystą formacji – Mickiem Tuckerem.
W 2013 roku wynajęliście ZP Thearta jako tymczasowego wokalistę, by zastąpił Doogiego Whitea, który miał zobowiązania wobec Michaela Schenkera. Dlaczego w końcu zdecydowaliście się rozstać z Doogiem?
Doogie dostał ofertę grania z Schenkerem zaraz po tym jak wydaliśmy „War Nation” i wiedzieliśmy, że będziemy musieli poszukać kogoś tak dobrego, który wpasowałby się w zastępstwo, ale Cliff wspomniał, że znał ZP i postanowiliśmy sprawdzić czy będzie mógł zagrać z nami kilka już zabookowanych gigów. Więc zrobiliśmy z nim jedną próbę i wpasował się w zespół idealnie, potem okazało się że jest świetny na żywo, jeden z najlepszych frontmanów w okolicy, dał zespołowi kopa w tyłek, swoim entuzjazmem i energią… i oczywiście ma niesamowity głos.
Kiedy rozpoczęliście pisać materiał w nowym składzie?
Cliff I ja piszemy non stop, ja zacząłem zapisywać pomysły tuż po “War Nation”. Wówczas uzbierała się sterta riffów i sekcji gotowych by popracować nad nimi pod kątem nowego albumu. Zaczęliśmy pisać kawałki tuż przed zeszłorocznymi świętami. Sposób w jaki normalnie pracujemy, to przesyłanie pomysłów do Cliffa czy ZP, i z powrotem, mamy wówczas surową melodię i ponownie nad tym pracujemy. Kiedy mamy właściwą linię wokalną pracujemy nad jądrem i szkieletami utworów, następnie pojawiają się ozdobniki i sekcje solowe. Tuż po świętach mieliśmy trochę napięty grafik, bo zabookowaliśmy 70,000 tons of metal, a w umowie było zapisane, że zagramy 40 minut nowego materiału, więc dopracowaliśmy 6 utworów I rejs upłynął bardzo dobrze. Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo specjalny album.

Ja czuję jakąś świeżość w nowym albumie TANK, czy wy chłopaki czujecie to samo?
Jak najbardziej, już podczas rejsu 70,000 tons of metal to czuliśmy, a
nie mieliśmy jeszcze gotowych wszystkich kawałków. Każdy utwór ma
fantastyczny refren i linie melodyczne. Podstawową kwestią jest też fakt
że mamy teraz jedną z najlepszych sekcji rytmicznych. Bobby
Schottkowski za bębnami i Barend Courbois na basie. No i oczywiście
wysoki głos ZP nad tym wszystkim. Dodając energię i moc tej trójki
otrzymujemy najlepiej brzmiący TANK w historii. Czujemy, że możemy
konkurować na najwyższym poziomie z tym zespołem i z tym świetnym
zestawem utworów.
Dlaczego nie wybraliście “War Dance” na tytuł swojego nowego
albumu,? Powiem szczerze że spodziewałem się czego w takiej konwencji.
Zdecydowaliśmy odejść od tytułów związanych z wojną i obrać nowy
kierunek. Więc zaczęliśmy pod koniec zeszłego roku gromadzić pomysły na
tytuł. Mieliśmy wiele nazw ale z żadnej nie byliśmy zadowoleni. Wówczas
Cliff wysłał mi nazwy dziesięciu wielkich bitew pancernych. Spojrzałem
na listę i od razu zwróciłem uwagę na „Valley of tears”. Zadzwoniłem do
Cliffa i tak uzgodniliśmy tytuł. Wówczas spojrzeliśmy na historię
bitwy. Wszystko sprowadza się do tego by nigdy się nie poddawać w
obliczu przytłaczających przeciwności. Idealny tytuł dla najlepszego
albumu TANK i podsumowanie naszego nieustępliwego podejścia w muzyce.
Zrealizowaliście klip, ale wydaje mi się, że nawet klimat
starych filmów nie pasuje do tak witalnego tekstu, nie wydaje ci się?
Dlaczego zdecydowaliście się zrealizować video w ten sposób?
Klip został poskładany przez naszą wytwórnię Metal Mind. Nie mieliśmy na
to żadnego wpływu, ale biorąc pod uwagę jak mało mieli na to czasu
zrobili dobrą robotę.
Fajnie będzie posłuchać starych kawałków w nowym składzie. Jakie
utwory aktualnie ogrywacie na próbach? Jakich możemy spodziewać się na
koncertach?
Przede wszystkim nowy album „Valley of tears”. Będziemy grać
przynajmniej 4 kawałki z tej płyty. Właściwie, to napisaliśmy i
nagraliśmy płytę by była odgrywana w całości, bez wypełniaczy. Mamy
pełen zasób starszych kawałków z których jest co wybierać. Ale na pewno
będziemy mieli kawałki z ostatnich trzech płyt „War Nation”, „War
Machine” i „Valley of Tears”. Ale też pewnie pojawią się jakieś
ulubione tracki z „This Means War” i „Honour and Blood”.
Bywaliście
w Polsce grając i nagrywając koncerty, pewnie bywacie również w
interesach, ale jakie są wasze wrażenia odnośnie polskiej publiczności?
Pierwszy koncert jaki zagraliśmy był w Spodku przed Judas Priest.
Świetnie się bawiliśmy a gig poszedł świetnie. Potem nagrywaliśmy DVD
War Machine Live, po minitrasie po Polsce. Publiczność na wszystkich
koncertach była wspaniała i uwielbiamy grać w Polsce. Mamy fantastyczny
odbiór i nie możemy doczekać się by wrócić i zagrać tam znowu.
Czy możemy zatem spodziewać się waszej rychłej wizyty w naszym kraju? Może jakieś nagrania koncertowe w planach?
Mamy Polskę w naszym koncertowym grafiku przyszłorocznej światowej trasy
Valley of Tears, więc miejmy nadzieję, ze nie trzeba będzie na to długo
czekać. Być może nawet nagramy kolejne DVD z tym niesamowitym składzie.
Więc nie możemy się doczekać spotkania z polskimi fanami.
Nazwa zespołu I płyt jest dość ukierunkowana, Czy nie czujecie
się czasem zobligowani wobec fanów do tworzenia poważnej ciężkiej
muzyki?
Mamy najlepszych fanów na świecie, niektórzy są z nami od 28 lat, a
każdy nowy album przynosi nową rzeszę młodych fanów. Obecnie zajmujemy
się szerszym spektrum muzyki, nawet jesteśmy bardziej mainstreemowi, niż
undergroundowi jak kiedyś. Lubimy robić nową muzykę i wynosić zespół
na coraz wyższy poziom. Tak sprawa ma się płyt jak i kolejnych tras. To
proste do zrobienia, jeśli robimy to co kochamy.
Uwielbiam ostatni, instrumentalny kawałek na nowej płycie. Nie
mieliście planów by nagrac instrumentalny album? A może solowa płyta
gitarowa?
Wielkie dzięki. Kto wie, może pewnego dnia. Cliff i ja rozmawiamy o
power bluesowej instrumentalnej rzeczy, jeśli już poruszyłeś ten temat
😉
Wielkie dzięki za wywiad i do zobaczenia na trasie w 2016 roku.
Pytał: Piotr Spyra