Faktem jest, że niewiele klasycznych grup potrafi przystosować
się do obecnych realiów. Są wśród nich takie, które grają cały czas
swoje nie zważając na trendy. Są też takie, które przystając na bycie
współczesnym zatracają swoją tożsamość. Na całe szczęście pozostało na
scenie kilka takich grup jak TANK, które potrafią pogodzić swoje
klasyczne pochodzenie z egzystencją na obecnej scenie.
Bodźcem do naszej rozmowy z Cliffem Evansem było wydanie studyjnego
albumu „War Nation”. Kwestię wydania DVD pozostawiliśmy jako temat
kolejnego wywiadu.
Gracie już razem parę ładnych lat, a ponad 30 lat minęło od
czasu kiedy zaczynałeś. Jak porównałbyś obecną scenę do tej sprzed
dekad?
Wspaniale było być częścią metalowej sceny początku lat 80-tych. To był
bardzo ekscytujący czas dla muzyki rockowej, powstało wiele zespołów i
tworzono świetną muzykę. Można było wyjść i zobaczyć zespoły takie jak
Iron Maiden, Angelwitch, Samson I wiele innych w tak legendarnych już
miejscach jak Marquee Club czy the Ruskin Arms. Obecnie tych miejsc już
nie ma i nic ich nie zastąpiło, także w tym momencie w Londynie nie ma
sceny koncertowej.
Nie widziałem dobrych nowych zespołów, które by miały taki potencjał
kreowania muzyki jak zespoły z lat 80-tych. Brytyjski metal jest
gatunkiem zagrożonym. Sabbath już raczej nie będzie istnieć, Priest mogą
już nie zagrać na żywo. Nie ma zespołów, które mogłyby zastąpić te
legendy. Jeszcze Saxon jest wciąż aktywny i my będziemy grać tak długo
taką muzykę, jak długo będzie to możliwe, by utrzymać ją przy życiu.
„War Nation” to już druga płyta z Doogie White’m. Muszę
przyznać, że jego głos wyśmienicie komponuje się z waszą muzyką. Jakie
jest Twoje zdanie i jak oceniasz współpracę z Doogiem?
Kiedy ja i Mick Tucker zdecydowaliśmy kontynuować działalność jako Tank
po odejściu Algy’ego, chcieliśmy sprowadzić osobno basistę i wokalistę
do zespołu, by dać nam szanse rozwijać się w innych muzycznych
kierunkach. Na początku ludzie byli nastawieni sceptycznie co do wyboru
wokalisty, ale po wydaniu „War Machine” w 2010 roku, szybko zorientowali
się, że decyzja o zatrudnieniu Doogiego była właściwa. Zorientowaliśmy
się też, że bardzo wygodnie nam razem pracować i pisać materiał czuliśmy
też, że robimy jedne z najlepszych kawałków w naszej karierze. Z
albumem „War Nation” poczyniliśmy spory krok naprzód, a sądząc po
recenzjach i reakcjach fanów sądzimy, że dostarczyliśmy świetny metalowy
album. Jesteśmy dumni z efektu końcowego i nie możemy doczekać się
zrobienia kolejnej płyty.
Śledząc historię Tank nie można nie zauważyć ogromnej liczby
perkusistów, która przewinęła się przez zespół. Co jest tego przyczyną i
czy obecny pałker, Steve Hopgood, który już raz był częścią Tank,
zostanie z Wami na dłużej?
Straciłem rachubę, ilu perkusistów zasiadało na stołku bębniarza w Tank
przez lata. Czasem podczas występów zapominałem, kto za mną gra na
bębnach. Przez lata mieliśmy wielu wspaniałych perkusistów, ale niestety
nikogo na stałe. Świetnie, że mamy spowrotem w zespole Steve’a. Jest
wspaniałym muzykiem I wnosi do grupy coś od siebie zarówno w studio jak i
na trasie. Miejmy nadzieję, że będzie z nami jeszcze w przyszłości.
Zawartość „War Nation” to kawał równego, rasowego heavy metalu.
Muzyka po prostu wciąga i do niej nie można mieć zastrzeżeń. Można
jednak mieć zastrzeżenia do okładki. Skąd pomysł, powiedz coś więcej na
jej temat.
Reakcje na „War Nation”, jakie zaobserwowaliśmy były niesamowite.
Dowodzą tego, że ludzie w dalszym ciągu chcą słuchać tradycyjnego heavy
metalu. Niewiele pozostało grup, które go grają. Utwory są
zapamiętywane, a produkcja naprawę kopie w tyłek, z mnóstwem riffów,
wiec dostarcza wszystkiego tego, czego oczekuje fan metalu. Okładka
została namalowana ręcznie przez londyńskiego artystę grafficiarza
Jasona Bryce’a. Nie chcieliśmy po raz kolejny mieć czołgu na okładce,
więc pozwoliliśmy mu wyjść z pomysłem. To prosty obraz, ale się
wyróżnia. Fanom się podoba więc i my jesteśmy szczęśliwi.
Swego
czasu miałeś przygody z Killers, Paul Di’Anno. Jak wspominasz udział w
tamtych zespołach i czy w obecnym czasie udzielasz się gdzieś jeszcze
poza Tank?
Utworzyłem Killers wraz z Paulem Dianno w 1991 roku, kiedy mieszkałem w
Nowym Jorku. Podpisaliśmy duży kontrakt z BMG i nagraliśmy album „Murder
One”. Płyta została bardzo dobrze przyjęta i myślę, że zawierała
najlepsze wokalizy Paula, jakie nagrał na płycie. Ogrywaliśmy album
podczas ogólnoświatowej trasy przez kilka lat zanim wróciliśmy do
Wielkiej Brytanii by nagrać drugi album „Menace to Society”. Grałem z
Paulem od 1991 do 2003 roku, zanim nasze drogi się rozeszły. Ostatnio
rozmawialiśmy i dyskutowaliśmy o możliwości zarejestrowania kolejnej
studyjnej płyty. On jest w dalszym ciągu świetnym wokalistą, z którym
fajnie się pracuje. A oprócz grania i zarządzania Tank, mam także firmę
produkcyjno/menadżerską i wytwórnię płytową.
Na „War Nation” doszukać się można podobieństw do Ozzy’ego,
Saxon, czy Dio. Być może obecność wymienionych naleciałości jest
przypadkowa, a może muzyka m.in. tych zespołów jest dla was inspiracją.
Co w ogóle dla Tank jest natchnieniem do pisania nowych kawałków.
Jeśli zerkniesz na rodowód zespołu zorientujesz się skąd pochodzą te
wpływy. Pośród nas są ludzie, którzy pracowali z takimi nazwiskami jak
Ritchie Blackmore, Michael Schenker, Bruce Dickinson, Paul Dianno and
Yngwie Malmsteen by wspomnić kilka. Wszyscy dorastaliśmy słuchając
podobnej muzyki lat 60-tych,70-tych i 80-tych i zawarliśmy wszystkie
nasze wpływy w muzyce, którą tworzymy obecnie. Chcemy tworzyć muzykę,
którą posłuchasz za 20 lat i nadal będzie cię ekscytowała. Tak jak Ozzy
czy Dio. Dobra muzyka się nie starzeje.
„War Nation” do już druga płyta wydana MMP. Jak układ się współpraca z polską wytwórnią i jak w ogóle do niej doszło?
Mamy świetne relacje zawodowe z MMP i oni naprawdę pomogli nam ponownie
ustabilizować pozycję Tank jako głównej siły na scenie brytyjskiego
metalu. Parę lat temu wydali box „Dogs of War”, który zawierał cały
wsteczny katalog zespołu plus mnóstwo materiału bonusowego. To
wydawnictwo było bardzo popularne wśród fanów i pomogło im uświadomić,
że Tank wciąż jest w akcji. Pomogło to nam przedstawić nowy skład i
kontynuować działalność, wydać więcej płyt. Mają świetny dział promocji,
co jest esencją w tej branży i wiemy, że robią wszystko by nasz
materiał był dystrybuowany na całym świecie. Oczekujemy dalszej owocnej
współpracy z MMP w przyszłości
Nowy album zawiera genialną balladę „Dreamer” opowiedz coś
więcej o tym numerze, bo to nie jest zwykła piosenka, a rzecz wyjątkowa.
Mick i Doogie napisali tę piosenkę kilka lat temu. Miała pojawić się na
„War Machine” ale na ostatnią chwilę nie czuliśmy się wygodnie z jej
aranżacją. Przerobiliśmy ją, zmieniliśmy parę rzeczy zanim byliśmy
zadowoleni i zdecydowaliśmy się zamieścić ją na „War Nation” Wokal
posiada bluesowy Coverdale’owy klimat a Mick zagrał świetne partie
gitar. Zdecydowanie lubię mieć dobrą balladę na albumie. Tworzy
atmosferę i pozwala ukazać naszą lżejszą stronę. Wiele zespołów w
obecnych czasach tego nie potrafi.
Dwie ostatnie płyty są niby podobne, a jednak różne. Mają inne brzmienie, odmienny klimat. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Kierunek muzyczny jest podobny na obu albumach, ale uważam że nasz styl
pisania jest bardziej imponujący na ‘War Nation’ ponieważ przywykliśmy
już d wspólnej pracy.
Zaczynamy od fajnej melodii, nie boimy się eksperymentować z nowymi
pomysłami, czy wręcz przeciwnie spojrzeć wstecz i zapożyczyć pomysły z
przeszłości. Produkcja obu albumów jest kompletnie inna co je rozdziela.
„War Machine” został wyprodukowany przez Pedro Ferreira, który
współpracował wcześniej z The Darkness cz Meatloaf’em. Miał bardziej
tradycyjne podejście do produkcji, co dało albumowi bardziej analogowe,
staromodne brzmienie, co sprawdziło się bardzo dobrze. Na „War Nation”
chcieliśmy mieć nieco bardziej współczesne brzmienie, które w
konfrontacji z utworami da albumowi kopa. Znalazłem nowego, młodego
producenta, który nazywa się Phil Kinman. Nie pracował wcześniej z
żadnymi wielkimi nazwami, ale słyszałem nieco nagrań, które produkował I
zdecydowałem wybrać się z nim do studio i zobaczyć co jest w stanie
zrobić. Dobrze nam się pracowało i wyszedł naprzeciw z niesamowitym
brzmieniem bębnów i gitar. Płyta nie odstaje od produkowanych obecnie
albumów, a brzmienie jest takie do jakiego dążyliśmy.
Tank nie jest już młodzieniaszkiem. Czy po tylu latach macie
jeszcze jakieś muzyczne marzenia, cele do zrealizowania, a może na tym
etapie robicie swoje najlepiej jak się da bez oglądania się na
przeciwności i siłowania na zdobywanie szczytów.
Mick był w Tank od 1983 roku, a ja dołączyłem w 84-tym. Zespół był dużą
częścią naszego życia i zawsze dawaliśmy z siebie 100%. Nigdy nie
zrobiliśmy na tym pieniędzy, a zostaliśmy oszukani więcej razy niż
chciałbym pamiętać. Ale z nowym składem naprawdę cieszy nas że jesteśmy w
zespole i robimy muzykę z której jesteśmy dumni. Zespół złapał drugi
oddech i powiększa ilość fanów, którzy doceniają lata starań
zainwestowane w grupę.
Tak długo jak nasi fani będą wciąż nas słuchać, tak my będziemy
kontynuować tworzenie muzyki i granie koncertów dla nich. Nic więcej już
nie stoi na przeszkodzie Tank
Pytał Marcin Magiera
Odpowiadał: Cliff Evans (Tank)
http://www.tankofficial.com