Trzy dziewczyny o nietuzinkowych zarówno osobowościach, jak i
stylu gry. Wokalistka i gitarzystka Ania Grąbczewska, basistka Agnieszka
Noga i perkusistka Aleksandra Noga. Przed Wami Szklane Oczy.
Istniejecie już od dwóch lat. Prezentujecie naprawdę oryginalny
styl muzyczny a do tego jesteście jednym z nielicznych girlsbandów w
Polsce. Czy uważacie, że ten ostatni fakt może Wam pomóc się przebić na
rynku?
Ania: Ciężko powiedzieć, my po prostu gramy i nie zastanawiamy
się nad tym jak zrobić wielką karierę, jak przebić się przez ten cały
„szklany sufit”. Kiedy
zakładałyśmy zespół, nie patrzyłyśmy na to, że jesteśmy dziewczynami i
może nam posłużyć za dobry chwyt marketingowy. Po prostu dobrze się
dogadujemy i tworzymy razem muzykę.
Tak jak wspomniałem wcześniej, w Polsce jest niewiele girls
bandów. Jednak Wy miałyście styczność z kilkoma z nich. W lutym tego
roku zagrałyście koncert z We Hate Roses. Jak Wam się podobał ich
występ?
Ania: Bardzo żywiołowa muzyka.
Aga: Wokalistka jest naprawdę świetna. Ma w sobie taką energię, że skupia na sobie sto procent uwagi publiki.
Czy myślicie już o płycie? Bo gdybyście ją wydały teraz, kiedy
obserwujemy natłok nijakich, jednostajnych brzmieniowo zespołów, Wasza
propozycja mogłaby być naprawdę interesująca.
Ania: Tak, właśnie nagrywamy płytę, która planowo powinna się ukazać do końca roku.
Aga: Jesteśmy w trakcie nagrywania poszczególnych numerów i
będziemy je stopniowo upubliczniać. A tak, żeby wydać longplaya, to
myślę, że za chwilę, ale trochę dłużej. (śmiech)
Po wysłuchaniu Waszego dzisiejszego koncertu nasunęły mi się
osobne pytania do każdej z Was. Zacznę od Ciebie, Aniu. Po pierwsze:
Twoja maniera wokalna przypomina taki głos pogrążonej w depresji małej
dziewczynki. Czy to ma tak brzmieć z założenia, czy jest to Twój
naturalny głos?
Ania: Tak. Kiedy próbuję śpiewać inaczej to…
Ola: …jęczy jak stara babcia. (śmiech)
Ania: (śmiech) Nie no, to po prostu jest mój naturalny głos. A
poza tym ja chyba jestem taką dziewczynką – może nie depresyjną, raczej
zdesperowaną…
Nie myślałaś, żeby wykorzystać to jako element Waszego wizerunku scenicznego?
Ania: Zdecydowanie to jest element naszego wizerunku.
Aga: Wystarczy tylko popatrzeć na Anię. Ona ma taką dziecięcą twarz i jest po prostu śliczna. (śmiech)
Nawet kiedy zapowiadasz utwory, to widać u Ciebie taki introwertyzm…
Ania: Taki mam charakter. Nie jestem rockową dziewczyną, która chodziłaby po scenie krzycząc „hej, hej, jak się bawicie?”
Zauważyłem, że w tych szybszych numerach namiętnie
wykorzystujesz technikę downpickingu. Czy to również jest naturalny
element Twojego stylu?
Ania: Cały mój styl jest naturalny – nie myślę, żeby w tym
momencie użyć danej techniki, staram się grać to co czuję. Chciałam
zagrać coś cięższego – więc użyłam downpickingu. Nie kalkuluję, czasami
nawet pozwalam, żeby decydował przypadek. Moim celem nie jest bycie
wirtuozem gitary. Kiedy komponuję i kiedy gram staram się używać tylko
niezbędnych dźwięków – zostawić przestrzeń, w której śpiew, bas i
perkusja będą mogły swobodnie wybrzmieć.
U Ciebie Agnieszka zauważyłem bardzo ciekawe podejście do
swojego instrumentu. Czy swoją nieszablonową, bardzo ekspresyjną
techniką gry starasz się wypełnić też miejsce gitary prowadzącej, której
u Was brakuje?
Aga: Trochę tak. Rzeczywiście, jest u nas taka pustka, którą
trzeba zapełnić i ja za to odpowiadam. Nie lubię grać ani pod wokal ani
równolegle z riffem. Byłoby to dla mnie zbyt monotonne. Układanie sobie
takich totalnie odrębnych linii, które mimo tego, że w żaden sposób się
nie pokrywają z innymi instrumentami, a jednak idealnie się uzupełniają
sprawia mi dużą radość. Uważam, że granie na basie tego samego motywu,
który gra gitara jest nieefektywne i zadaniem basisty jest wymyślić coś
swojego.
Czyli lecisz bardziej „w poprzek” riffu?
Aga: Tak, tak właśnie staram się robić. Dzięki temu nasza muza ma
odpowiedni klimat i przekazujemy nią to co chcemy. Dobrze się ze sobą
uzupełniamy.
Lubisz Flea z Red Hot Chili Peppers?
Aga: Tak, bardzo.
Widać.
Aga: Red Hoci to jeszcze parę lat temu byli moi wielcy idole.
Cały czas ich słuchałam i myślę, że słychać tą inspirację w mojej grze.
Z kolei ty Olu oprócz normalnych pałek używasz ofilcowanych. Ich
charakterystyczne brzmienie też jest nieodłącznym elementem Waszego
stylu.
Ola: Zdecydowanie tak. Staram się jak najbardziej ubogacać moją
grę na perkusji. Mam m.in. dzwonek, który znalazłam gdzieś na targu.
Moje udziwnienia wprowadzają do naszej muzyki taki niesamowity klimat.
Chciałbym spytać o inspiracje. Ja np. słyszę u Was Pink Floyd.
Ania: Ja bardzo lubię Pink Floyd, ale Ola np.ich nie cierpi. Mamy
bardzo różne inspiracje, gust muzyczny i często się ze sobą nie
zgadzamy w tych sprawach, ale myślę że dzięki tej rozbieżności wychodzi
nam coś swojego, jakaś własna ekspresja.
Co zatem lubi Ola?
Ola: Ja słucham przede wszystkim jazzu i funku, który dzielę sobie na okresy. Np. funk lubię tylko z lat 80-tych.
Czy zatem stosujesz w swojej grze na perkusji jakieś rozwiązania jazzowe?
Ola: Nie, raczej nie. Skupiam się na ukształtowaniu swojego stylu, stylu Szklanych Oczu.
A jakiej marki i typu pałek używasz?
Ola: Najczęściej Vic Firthów oraz ze Śląskiego Centrum
Perkusyjnego typu 5B. Są to dobre pałki, ponieważ uzyskuję dzięki nim
pełniejsze brzmienie.
Na jakich zazwyczaj grasz bębnach?
Ola: Mam zestaw Drumcraft, z którego jestem bardzo zadowolona. Ale tak naprawdę to uważam, że dobry perkusista zagra na wszystkim.
Aniu, Twoja gitara to sygnatura Bo Diddley’a. To był bluesman.
Wy gracie psychodelię. Czym zatem się kierowałaś dobierając sobie
wiosło?
Ania: Taki właśnie jest charakter psychodelii, żeby łączyć ze
sobą elementy z pozoru do siebie nie pasujące. Gitarę dostałam na
urodziny od przyjaciół. Zachwyciłam się nią, od razu stwierdziłam, że
jest piękna – jej wygląd i brzmienie. Wymaga specyficznego grania, ale
dzięki temu robię to po swojemu. Wiem, że istnieją pewne stereotypy, że
ten model jest przeznaczony do grania metalu, tamten do rocka
klasycznego…
…Ale wy te stereotypy przełamujecie, nieprawdaż?
Aga: Cała sztuka polega na tym, żeby stworzyć coś dobrego z
rzeczy, które ma się akurat koło siebie. Każda z nas zaczynała już jakiś
czas temu. Wiadomo, początki są trudne, wtedy świadomie nie wybiera się
sprzętu. Taki sprzęt jaki mamy po prostu nam się uzbierał. Tak naprawdę
kwestie sprzętowe są u nas drugorzędne. Oczywiście jest istotne, żeby
nie obniżać jakości swojej muzyki kiepskim brzmieniem, ale większość z
tych instrumentów, które mamy jest w tej chwili na tyle dobra, żeby
oddać naszą muzykę. Z tych wszystkich przypadków, o których mówiłyśmy
wcześniej, zrobić coś pięknego.
Co uważacie za swój największy dotychczasowy sukces?
Ania: Myślę, że największym sukcesem było wygranie konkursu
Dzielnica Brzmi Dobrze, gdzie było świetne jury, wspaniali ludzie.
Jesteśmy bardzo bardzo szczęśliwe. Dzięki Dzielnicy w tej chwili mamy
stałą salę prób, gramy w pięknych miejscach, możemy nagrać teledysk, a
wkrótce też płytę. I poznajemy niesamowitych, dziwnych ludzi, artystów,
wybitnych muzyków.
Niedawno nagrałyście w Katowicach fajne promo, naprawdę profesjonalnie zmontowane. Ktoś Wam to finansował?
Aga: Nie, po prostu wyszłyśmy z kamerą na miasto. Stwierdziliśmy,
że rynek w Katowicach jest do tego idealnym miejscem. Będziemy wkrótce
kręcić klip, to była swego rodzaju próba.
Do którego utworu?
Aga: „Rzeczywistość”.
Dobry wybór. Zatem co byście mogły powiedzieć na koniec czytelnikom RockArea?
Ania: Pozdrawiamy, słuchajcie dużo rocka, cieszcie się i smućcie.
Aga: Chwytajcie dzień.
Pytał: Patryk Pawelec