Jeszcze za czasów kiedy byłem nastolatkiem Sonata Arctica porwała mnie swoim powermetalowym debiutem. Po latach zespół ponownie wkradł się w moje łaski za sprawą bardziej rozbudowanych płyt. Obecnie grupa wydaje się wracać do konwencji obranych na początku swojej drogi, ale nowa płyta powinna spodobać się także fanom progresywnych dźwięków. O powody zmian i o nowy album miałem okazję wypytać wokalistę Sonata Arctica – Tony’ego Kakko
Nazwa waszego nowego albumu to „Stones grow her name”, chciałbym zapytać jakie jest znaczenie tego tytułu.
Właściwie tytułem albumu miał być „Stones grow death name”, to fraza z utworu „Alone in heaven”, ale dość oczywistym było że to byłoby zbyt mroczne. Skojarzeniem były nagrobki z nazwiskami ludzi, fragmentami poezji… ale nie chciałem mieć cmentarza na okładce… I wówczas zobaczyłem obraz zrobiony przez naszego przyjaciela z ludzką figurą posiadającą głowę z jabłka, i sylwetką niszczejącej Ziemi i stwierdziłem – wow, to będzie fajna okładka albumu, i tym samym doszło do zmiany tytułu na „Stones grow HER name”. Cała idea polega na tym, że chodzi o planetę Ziemię, matkę naturę, która niszczona jest przez ludzkość.
Wspominasz o okładce wydawnictwa. Wprawdzie nie znalazłem informacji o autorze grafiki, ale wydaje mi się podobna kolorystycznie do Evergrey – Torn, czy innych prac Mattiasa Norena…
Okładka została zrobiona przez tego samego człowieka, który odpowiedzialny jest za wszystkie nasze okładki od „Winterheart’s Guild”. Tym razem podejście do stylu okładki było nieco inne. Chciałem okładki wykonanej nieco w formie szkicu. Zresztą to ten sam człowiek, który zrobił ostatnie dwie okładki Nightwish. Miał sporo czasu na ich wykonanie, ale z tym albumem gotowy był pomysł i chciałem to mieć zrobione w takim dokładnie stylu, i tak naprawdę miał może 8-10 godzin na dokończenie okładki. Cały czas używaliśmy skypa, i cały czas widziałem, jego ruchy pióra, i mogłem gadać z nim, dodawać sugestie, czy „mógłbyś spróbować czegoś takiego”… „jasne nie ma sprawy”, i wszystko poszło szybko i sprawnie. I to naprawdę fantastyczny sposób na zrobienie okładki albumu.
Wróćmy do tytułu albumu. Zauważyłem, że nigdy nie używacie tytułu utworu jako tytułu albumu. Małymi wyjątkami są „Of Silence” z płyty „Silence”, czy „Reckoning Day, Reckoning Night” był utworem z płyty „Reckoning Night” i może kilka słów „Grace” na albumie „Days of grays”.
Czy kiedykolwiek rozważałeś aby nazwać album tytułem piosenki?
Właściwie kilka razy przeszło mi to przez myśl. Ale z drugiej strony nie chciałbym kłaść nacisku na jeden konkretny utwór czy jakiegoś ciśnienia. Bo kiedy użyjesz tytułu kawałka jako tytułu albumu ludzie identyfikują że to właśnie TEN najważniejszy utwór, najlepszy. A jeśli chodzi o albumy Sonata Arctica, moim zdaniem to się może zmieniać cały czas. Każdy utwór z każdego albumu, w pewnym momencie bywał moim ulubionym kawałkiem. Nie chciałbym wyróżniać żadnego z moich dzieci ponad inne, wszystkie są równe. A nazwa powinna być taka, która spina je wszystkie w jakiś sposób.
Czy nie uważasz nowego albumu za nieco niespójny? Mam na myśli rocknrollowy flow w „Shitload o’ Money”, czy klimat country/folk w „Cinderblox”, czy także w początku „Wildfire part2”. Wydaje mi się, ze wasze poprzednie albumy były zorientowane na jeden kierunek, a ten jest nieco inny – nie uważasz?
No tak, podejście do nowego albumu było bardziej proste, struktury utworów są łatwiejsze niż na poprzednim albumie. Nawet zrobiłem sobie taki napis na pulpicie, „zrób to prościej głupku” (śmiech), kiedy pisałem utwory.
Wydaje mi się, że zabrnęliśmy dostatecznie daleko w progressive, pisanie skomplikowanych utworów, wielowątkowych, poskładanych w jeden 7-minutowy kawałek. Nie chciałem tego więcej. Chciałem aby był to bardziej zespół rockowy, by móc grać na żywo kawałki bez dodatkowych podkładów i takich rzeczy. Większość kawałków z nowego albumu możesz zagrać na dwóch akustycznych gitarach w barze, oczywiście w innych aranżacjach, ponieważ są to kawałki zorientowane na melodie, a nie na struktury czy harmonie. Oczywiście są wyjątki także na tym albumie, jak na przykład „Wildfire”, który jest utrzymany bardziej w duchu dwóch poprzednich albumów.
To jest nasz zdecydowany krok w innym kierunku, tak jak „Unia” czy „Reckoning Night” były krokiem w stronę kompozycji bardziej złożonych, czy też (jak niektórzy uważają) dziwnych albumów. Tym razem podążamy w przeciwnym kierunku, w stronę bardziej prostego podejścia czy jakoś tak…

Moje
kolejne pytanie dotyczy dwóch kawałków „Wildfire part 2 i 3”.
Oryginalny kawałek Wildfire pochodzący z Reckoning Night opowiadał o
schizofrenicznym podpalaczu, dlaczego powróciliście do tej historii, czy
jest to opowieść o tym samym człowieku czy miejscu?
Oryginalna wersja to właściwie jest opowieść o osobie oskarżanej z
powodu swojego pochodzenia. Część jego rodziny żyje niejako w zgodzie z
naturą i ludzie widzą w tym czarną magię , oskarżają ich o złe rzeczy,
kradzieże czy zabójstwa zwierząt gospodarskich. Ta osoba jest
sfrustrowana całą sprawą, i dochodzi do tego, że podpala całe miasto.
Trafia za to do więzienia. Teraz w „Wildfire part2” powraca do miasta i
swojej rodziny.
Historia w części 2 i3 traktuje generalnie o walce człowieka/zwierzęcia z
naturą. Ludzie niszczą swoimi postępowaniem planetę, pomnażają liczby,
kompletnie nie interesując się środowiskiem. Niszczymy tą planetę, by ją
kiedyś opuścić i w kolejnym utworze wskakujemy 1000 lat w przyszłość,
gdzie lądujemy na innej planecie, by ją także zniszczyć, tak to jakoś
wygląda…
Okaaay (śmiech)
Wiesz to fantastyczne jeśli ludzie widzą i słyszą utwory na tak wiele
różnych sposobów, dlatego nie zwykłem tłumaczyć moich tekstów ludziom.
Jeśli tego nie zrobię ludzie interpretują je na podstawie swojej wiedzy i
doświadczeń wyciągają z tych tekstów o wiele więcej. Dlatego nie powiem
im – nie to nie tak miało wyglądać, tak jak to z twoją teorią na temat
szaleńca… jak najbardziej- podoba mi się (śmiech).
Ok, przejdźmy do kolejnego pytania, czy są jakieś podobieństwa
tematyczne między utworami „Cinderblox” i „Wildfire p2”, mam na myśli te
fragmenty zagrane w stylu country.
Nie, nie. To tylko kwestia użycia banjo, basu i skrzypiec, w tych dwóch kawałkach, to różne kawałki, totalnie różne historie.
„Cinderblox” jest historią osoby, która trafia do pudła z powodu
kobiety. Zdaje sobie sprawę z tego, że po powrocie do domu znajdzie się w
takiej samej sytuacji która doprowadziła go tutaj, a najśmieszniejsze
jest, że wszyscy uwięzieni kolesie są tam z tego samego powodu, z powodu
tej samej kobiety, więc to taki dziwny kontekst tej opowieści.
A powiedz jak będziecie grać te utwory na żywo, zmienicie aranżacje, czy te partie banjo puścicie z sampli?
Zagramy je z taśmy, to bardzo ważne fragmenty dla nas, ale nikt z nas
nie potrafi grać na banjo, a nie możemy pozwolić sobie na zatrudnienie
na trasę muzyka grającego na banjo po to tylko by zagrał na jednym czy
dwóch kawałkach, ale zdecydowanie będziemy grać te kawałki na żywo, dają
nam sporo zabawy.
Oglądałem na youtubie filmiki making of i widziałem, że
zaprosiliście na płytę kilku gości. Peter Engberg grał właśnie na banjo,
ale był tam także Timo Kotipelto, zatem gdzie znajdziemy jego partie?
Właściwie to zaśpiewał w kilku kawałkach nieco chórków, były to
zazwyczaj ekstremalnie wysokie partie, wiem że on jest mistrzem górek, a
bardzo chciał nam pomóc. W przeszłości pomagałem w sesjach
Stratovariusa i tym razem chciał oddać przysługę. Więc następnym razem
moja kolej. (śmiech)
Dlaczego wybraliście na pierwszy singiel utwór „I have a right”.
Przy okazji bardzo podoba mi się teledysk, kto wpadł na pomysł
umieszczenia w nim animowanych rysunków?
Zacznijmy od pierwszej części pytania 😉
OK, mieliśmy wybrane 3-4 kawałki na potencjalne single, ale wydaje mi
się, że „I have right” ma taki radiowy potencjał, nadaje się by grać go
na antenie stacji radiowych, ale także i telewizyjnych kiedy już mamy
video. Może być grany w miejscach, w których nie pojawiała się Sonata
Arctica, czy nawet metal, bowiem porusza temat dość generalny i właściwy
na wiele sposobów. Więc to był właściwy wybór na pierwszy singiel.
Będzie więcej singli do tego albumu w przyszłości.
A w kwestii video i pomysłu… Pierwszym pomysłem było zatrudnienie
kogoś kto zrobi to za pomocą piasku na podświetlonym stole, ponieważ
widziałem takie coś i uznałem to za piękne, ale nie mieliśmy czasu by
znaleźć artystę, który by to dla nas wykonał. Mieliśmy naprawdę napięty
grafik, po zarejestrowaniu materiału. więc kolejną opcją było
znalezienie kogoś kto stworzy historię w takiej technice animacji.
Reżyser naszego klipu miał już kiedyś do czynienia z taką techniką i tak
skontaktował nas z właściwą osobą. Opowiedziałem im o czym jest utwór, o
czym traktuje tekst i tak zrobili to właściwie. Bardzo lubię ten klip.

Kolejne
pytanie dotyczy także videoklipów. Ponieważ nagrywaliście w przeszłości
różne rodzaje klipów, np takie ze scenariuszem (np „Flag in the
Ground”), takie w których jedynie zespół gra na scenie, albo ostatnio
właśnie z animacjami. Jaki rodzaj klipów lubisz najbardziej, przy
jakich najbardziej lubisz pracować?
Najbardziej lubię takie klipy, które opowiadają jakąś historię, w
których dzieje się coś mądrego, sprytnego. Moim zdaniem klipy z grającym
zespołem są trochę nudne, właściwie to moje wymarzone video było by
takie, w którym by mnie wcale nie było (śmiech). Raczej inni ludzie jak
aktorzy robili by różne pierdoły… to by było świetne, ale
prawdopodobnie nigdy się to nie stanie.
Do tej pory nakręciliśmy trzy klipy do tej płyty, i gramy jakieś partie w
każdym z nich. Ale najbardziej lubię takie z dobrym pomysłem i jakąś
historią.
Współpracowaliście z polską firmą filmową – Grupa 13, jak wspominasz pracę z nimi?
Są ekstremalnie profesjonalni i to kolesie z którymi się świetnie
współpracuje, dlatego także z nimi pracowaliśmy nad naszym DVD. Z nimi
właśnie współpracowaliśmy nad klipem „Flag in the Ground” i było
fantastycznie, uważam, ze to najlepsze video jakie zrobiliśmy.
A kiedy szukaliśmy firmy, która zrealizuje nasze DVD, złożyli najlepszą
ofertę, a my nie mieliśmy obiekcji by ich użyć. To fantastyczna grupa i
poleciłbym ich każdemu, są świetni.
W waszych filmach „Making of”, wspominałeś, że zamierzacie
zarejestrować 14 kawałków. W tym 1 cover. Więc… jest 11 na albumie, 1
kolejny na wersji digipack, więc gdzie się podziały ostatnie 2 numery?
Jeden z nich oczywiście trafi do Japonii. Oni zawsze dostają 1 bonus
track, powodem jest to, że albumy są naprawdę drogie w Japonii. To
szaleństwo. Jeśli Japończyk zamówiłby sobie płytę z Finlandii na
przykład i otrzymałby ją do skrzynki pocztowej wyszłoby go to dużo
taniej. Niż gdyby zszedł po schodach i kupił płytę w lokalnym sklepie
muzycznym.
To właśnie powód dlaczego zawsze mają bonus, dlaczego musimy zawsze mieć
dla nich coś dodatkowego. Ale jest to też jakaś ciekawostka dla ludzi
na całym świecie, że wiedzą, że jest jakaś inna wersja albumu, z
dodatkowym materiałem. Kiedy ludzie marudzą mi dlaczego tak się dzieje,
zawsze mówię, ściągnij sobie skądś ten jeden kawałek. Nieważne jest jaką
wersję albumu zakupisz, jeśli tylko to zrobisz, kompletnie mi to nie
przeszkadza.
14-stym kawałkiem jest cover, nie zdecydowaliśmy jeszcze gdzie go
użyjemy. Jest to” I can’t dance” z repertuaru GENESIS, jest to coś
fajnego i interesującego, oczywiście bardziej rockowa wersja tej
piosenki.
Nie mogę się doczekać by go usłyszeć.
Ok, kolejne pytanie dotyczy koncertów, ponieważ zabukowaliście kilka
koncertów w kolejnych 2-3 miesiącach, 3-4 miesięcznie ale są to raczej
festiwale, więc czy możemy spodziewać się was na trasie jesienią?
Europejska trasa zaczyna się od Finlandii we wrześniu. październiku,
mamy tu zaplanowanych kilka dat w całym kraju, później wyruszamy w
Europę i myślę, że zagramy w Polsce. Nie wiem, czy te daty są dostępne,
ale mamy zamiar pojawić się w miejscach w których nie graliśmy
poprzednio.
Świetnie, zatem czekamy z niecierpliwością.
Dzięki zatem, to było zdaje się moje ostatnie pytanie dotyczące płyty, myślę, ze płyta jest całkiem dobra
Bardzo dziękuję.
Życzę powodzenia w promocji albumu.
Pytał Piotr Spyra