Ścigani – zespół został założony w 2001 roku przez gitarzystę i wokalistę Macieja Lipinę, basistę Jarka Dobrzańskiego oraz perkusistę Ryszarda Rajcę. Muzycy poznali się na warsztatach muzycznych Jawor Rock w Jaworznie i postanowili grać razem. Obecnie grupa działa jako kwartet: Jarka Dobrzańskiego, który wyjechał za pracą do Irlandii zastąpił Sławek Bywalec, do Ściganych dołączył też drugi gitarzysta Paweł Ambroziak. Ścigani mają na koncie trzy płyty: „Nigdy więcej bluesa”, „Bez hamulców” oraz „Spiritus Movens”. Zespół jest laureatem m.in. III nagrody festiwalu im. Ryśka Riedla w 2003 i 2004, zwycięzcą Grand Prix Sopot Blues Festival (2004), laureatem plebiscytu Blues Top 2005 na „Odkrycie roku”, dwukrotnym laureatem nagrody programu Hit Generator w 2009 (dwa razy w kategorii „Super hit” za utwory „Uwierz mi chociaż raz” i „Niby razem”). O najnowszej płycie „Spiritus Movens” opowiadają Paweł Ambroziak i Ryszard Rajca.
– Jak się czujecie w jednej wytwórni płytowej z takimi tuzami polskiego rocka jak Coma czy Acid Drinkers – to raz. A dwa – jakie ruchy promocyjne ze strony wydawcy macie zapewnione?
Ryszard Rajca: – Jesteśmy w towarzystwie fajnych artystów, nie jakiegoś plastikowego popu. To nas akurat cieszy. A jeśli chodzi o plany promocyjne – na pewno singiel w Antyradiu, to nam obiecali. Przede wszystkich teraz „pchają” nasz teledysk wszędzie gdzie się da. Jest to fajna firma, bo niezależna, nie jest to jakaś duża wytwórnia, która często tak naprawdę „olewa” zespoły. Widać, że oni się starają i robią to fajnie.
– Będzie promocyjna trasa koncertowa?
Paweł Ambroziak: – Wiadomo jak obecnie wygląda sytuacja na rynku muzycznym. Zewsząd dochodzą nas głosy o okrojonych budżetach. Urzędy Miast mają te fundusze poobcinane. Jest to chyba związane z ogólną sytuacją wewnętrzną w kraju. Te wszystkie klęski żywiołowe, wypłaty odszkodowań ma również pośredni wpływ na życie kulturalne, na sztukę, na rozrywkę. Dlatego trudno się w dzisiejszych czasach załatwia koncerty, zwłaszcza jeżeli zespół – mimo wszystko – nie jest tak bardzo znany. Ale myślę, że Ścigani są na dobrej drodze, by poznali go większa rzesza ludzi, by mieli oni dostęp do tego co zespół tworzy. Mamy fajny układ z menadżerem i z firmą. Wokół zespołu zaczynają dziać się fajne rzeczy, poszerza się ekipa techniczna, dochodzą ludzie, którzy chcą współuczestniczyć w tworzeniu tego wszystkiego, na przykład graficy tworzący nową szatę naszej strony internetowej. Zespół odświeża swój wizerunek, a to jest istotne, ponieważ ludzie patrzą, obserwują, widzą, że coś się dzieje. Bo jeżeli coś jest stabilne, martwe… w czymkolwiek – to znaczy, że jednak stoi w miejsce, a tutaj jednak dużo się dzieje. Także poprzez naszą determinację: że jest w nas duża chęć grania, duża chęć rozwijania się, dlatego „pchamy ten wózek do przodu”. Może będzie dobrze (śmiech).
– Ktoś kto zna Wasze wcześniejsze dokonania, może poczuć się nieco zaskoczony po wysłuchaniu singla „Ełyła”, promującego nowy album.
– R.R. To w dalszym ciągu jest nasze granie. Płyta z pewnością jest inna niż „dwójka” i stąd ten singiel może być zaskoczeniem, bo nie było takich utworów na „Bez hamulców”, która była płytą spokojniejszą, stonowaną. Najnowsza na pewno jest bardziej żywiołowa, wytwórnia wybrała akurat tego singla, myślę, że jest to fajny wybór, bo Antyradio gra rockowo, nawet mocno rockowo…
Myśmy zawsze grali rockowo, tylko że postrzegano nas przez pryzmat bluesa, bo jednak tego gatunku trochę było. Ale zawsze byliśmy zespołem rockowym, tak zakładaliśmy, więc ten numer jest wynikiem tego czego zawsze słuchaliśmy, czym się inspirowaliśmy i co graliśmy.
– Wytwórnia bez problemu „łyknęła” ten dość trudny do wymówienia tytuł promocyjnego kawałka?
P.A. – Wbrew pozorom, kiedy spojrzeliśmy na komenty, które się pojawiają w necie, ludzie zaskoczyli o co w tym chodzi. Dla nas to pozytywne, że rozumieją (śmiech).
– A kto lub co jest Waszym tytułowym „spiritus movens” (siła sprawcza – przyp. red.)
P.A. – Może odeślę do posłuchania płyty, a konkretnie do tytułowego kawałka właśnie. Myślę, że to jest tak utarty frazeologizm, że ludzie powinni znać tego typu zwroty. A jeśli posłucha tekstu, który zawarty jest w tym utworze, to doskonale zrozumie…
– Że to nie „spirytus”…
– R.R. (śmiech) Absolutnie nie.
– Pracowaliście z Wojtkiem Olszakiem, producentem muzycznym, który bardzo komplementował Was w programie „Hit Generator…
R.R. – To było zupełnie nowe doświadczenie. Dwie poprzednie płyty nagrywaliśmy w HH Poland w Gliwice, teraz w Woobie Doobie z Wojtkiem Olszakiem. Strasznie się cieszymy z tego, studio prestiżowe, od lat nagrywa tam cała czołówka, no i przede wszystkim Wojtek Olszak… To pierwsza płyta zrobiona z producentem muzycznym, nie z samym realizatorem. To dla nas na pewno nowość i to również zaważyło na tym, że album lepiej brzmi, jest lepiej wyprodukowana i z tego się bardzo cieszymy. Krótko o Wojtku: wspaniały człowiek, świetny producent. Dużo się nauczyliśmy, odkrywaliśmy przy nim nowe rzeczy po prostu, każdy z nas odkrywał nowego siebie. To było wspaniałe. Oby więcej takich sesji!
P.A. – Nie dość, że producent, realizator, człowiek, który pracuje we własnym studiu, zna doskonale te „ściany”, jak one „grają”. Potrafi to wszystko bardzo szybko ogarnąć i dostosować się do tego, czego oczekiwaliśmy. Ale przede wszystkim muzyk, który rozumie jak pewne rzeczy działają. I to jest bardzo istotne. Praca była bardzo przyjemna. Wycisnął z zespołu to, o co najlepsze. Żeby płyta była spójna, żeby miała jakiś charakter. To że każda z naszych płyt jest inna, świadczy o tym, że zespół się rozwija i myślę, że nie poprzestaniemy na tej trzeciej płycie, tylko „polecimy” jeszcze dalej i będziemy odkrywać – nawet przed sobą – nowe płaszczyzny muzyczne. Sami jesteśmy ciekawi co się dalej wydarzy… Wiadomo, że muzyka w obecnym czasach jest bardzo odkryta, istnieją różne fuzje stylistyczne i tak dalej… Dlatego ta ciekawość – co z tego wszystkiego wyniknie, w którą to stronę pójdzie…
– Nie macie takiego wrażenia, że nie do końca wykorzystaliście sukces odniesiony w programie „Hit Generator”?
R.R. To było spowodowane tylko i wyłącznie tym, że sami nie mogliśmy tego pociągnąć, a nie mieliśmy wtedy za sobą ani wytwórni, ani menadżera, który na tej „fali” po programie ruszyłby temat koncertowo i medialnie. Tu tego zabrakło. To nie była nasza wina, nie zrobiliśmy też sobie żadnych wakacji, bo myśmy po „Hit Generatorze” ciężko pracowali i koncertowali…
P.A. Było parę różnych opcji po programie, parę różnych propozycji z zewnątrz. Wybraliśmy Roberta Kurpisza jako menadżera. No i przede wszystkim zapadła decyzja o nagraniu kolejnej płyty, dlatego zamknęliśmy się w salce prób i zaczęliśmy prace nad trzecim albumie. Troszeczkę to trwało..
R.R.: Tak, z drugiej strony dobrze się stało, bo zmobilizowało nas to do przygotowania materiału na nową płytę.
P.A. Fajnie, że nie poprzestaliśmy na tych dwóch hitach, które zostały pokazane ludziom w programie, tylko poszliśmy dalej, zrobiliśmy następny materiał, który pokazuje kolejną twarz tego zespołu.
Rozmawiał: Robert Dłucik