W życiu dziennikarza muzycznego czasem tak bywa, że trzeba jedną stopą wejść do absolutnie nieswojej muzycznej bajki. Zaryzykowałem i opłaciło mi się. Poniżej zapis mojej krótkiej pogawędki z Adrianną „Aminae” Janusz – frontmanką stołecznej folk metalowej kapeli RUNIKA
Czy łączenie folku i metalu Twoim zdaniem nie jest niebezpieczne? Tzn. W przeszłości metale tępili wszystko co nie jest „true metalowe”. Co o tym myślisz?
Niebezpieczne… Nie, moim zdaniem ciekawe i energetyczne. Do tej pory zdarzają się niestety ludzie, którzy od razu dyskredytują ten gatunek nawet nie posłuchawszy go, ale folk metalowa publiczność ma taką siłę, że lepszą trudno mi sobie wyobrazić.

Czy
istnieje złoty środek/przepis na odpowiednie połączenie muzyki ludowej
różnych kultur z korzennym metalem? Jeśli tak to jak on wygląda?
Sięganie do źródeł – mitologii, legend, ale także poezji, muzyki
tradycyjnej i historii swojego regionu, miasta/wsi, swoich korzeni.
Inspiracji jest wiele, a jeśli ktoś naprawdę to czuje i w duszy gra mu
taka właśnie fuzja gatunkowa, powstaje coś prawdziwego i ciekawego.
„Pradawna Moc” ma już rok. Czy wciąż jesteś zadowolona z tego
albumu tak samo, jak po premierze? Czy tę płytę należy traktować jako
„wizytówkę” Runiki?
Generalnie jestem zadowolona z tego albumu. Jednak najlepszą wizytówką
Runiki są koncerty. Kontakt z publicznością, emocje i granie live to
nasz żywioł i w tym czujemy się najlepiej. Dla mnie osobiście nagrywanie
w studio jest bardzo trudne, bo emocje, które dzięki fanom otwierają
mi głos i serce na koncertach trudno wydobyć potem podczas nagrań. To
dla mnie duże wyzwanie i liczę, że przy drugiej płycie będzie łatwiej.
Wobec tego, jakie są Twoje odczucia wobec publiczności w trakcie
koncertu? Jakie emocje odbierasz od swoich fanów? Czy fakt, że jesteś
piękną kobietą powoduje lepszą sprzedaż biletów? Czy większy dekolt
oznacza lepszą frekwencję?
Gramy dla ludzi. Publiczność jest najważniejsza, bo dzięki niej każdy
koncert jest wyjątkowy i bardzo emocjonalny. Gramy dla ludzi i dzięki
nim. Nasze utwory są bardzo różne. Część z nich to czysta radość i
zabawa („Biesiada”, „Wodnik”). Mamy jednak takie, które skłaniają do
refleksji, wzruszają i poruszają („Nawia”, „Między światami”). Tak więc
każdy koncert to miks emocji, który daje poczucie jedności i wymianę
pozytywnej energii tak wielką, że można by nią obdzielić pół Europy. Mam
poczucie, że w tym, co robimy, muzyka i tekst są najważniejsze. Ale
koncert to także show i warto, aby zespół wyrażał się też poprzez image.
Mój jest wyrazem mojej osobowości, nastroju, stylu, jednak nie chcę,
aby przesłaniał najważniejsze – to, co chcemy przekazać ludziom muzyką,
tekstami… emocji, dobra i piękna, które są w nich zaklęte. Nigdy nie
używałam swojej cielesności jako narzędzia marketingowego i nie
zamierzam tego robić.
Umiesz wskazać swój ulubiony utwór z Waszego dotychczasowego repertuaru?
Tylko jeden? (śmiech) Moja ukochana trójka to „Sabat”, „Nawia” i „Cisza przed burzą”.
Gdzie można wyczekiwać Waszych najbliższych koncertów?
Jesienna trasa obejmie kilkanaście miast: Warszawę, Kraków, Wrocław,
Toruń, Poznań, Lublin, Łódź… Dokładna lista już niebawem na naszym fan
page’u. Zapraszamy wszystkich!
Twój zespół ma obecnie ponad 6 tysięcy facebookowych polubień, a
liczba ta stale rośnie. Czy chciałabyś na koniec skierować jakąś
specjalną odezwę do Waszych fanów?
Kochani przyjaciele, fani i sympatycy Runiki! Od 5 lat jesteście z nami.
Wspieracie nas, inspirujecie cieszycie z naszych sukcesów… Jesteście
najlepsi i w imieniu swoim i chłopaków dziękuję Wam z całego serca.
Muzyka to najpiękniejsza nić łącząca ludzi. Nie dajcie się zwieść
stereotypom, chodźcie na koncerty i dajcie się ponieść muzyce.
Rozmawiał: Patryk Pawelec