Od premiery „The Outer Space” minęły cztery lata. W międzyczasie świętowaliście – niestety w warunkach pandemii – 20-lecie swojego debiutu. Kiedy narodziły się pierwsze pomysły na nowy koncept?
Zawsze rozmawiamy o nowych możliwych tematach na album. Poza tym często i dużo dyskutujemy o wszystkim, co możliwe, o polityce, społeczeństwie, rozrywce itp. Kiedy Yogi zasugerował temat „Crime” na nowy album, wpadł w otwarte drzwi, że tak powiem. Wszyscy jesteśmy fanami wszelkiego rodzaju kryminałów: filmów, książek, seriali… Kiedy zaczęliśmy łączyć nasze pomysły muzyczne i tematyczne, szybko zdaliśmy sobie sprawę, jak dobrze to współgra. Znalezienie dobrego tematu na album jest dla nas bardzo ważne. Bo dla nas jest to najważniejsze źródło inspiracji, nawet bardziej niż jakakolwiek inspiracja muzyczna. Tak więc wiosną 2022 roku zaczęliśmy „miksować” muzykę i teksty i kończyć pisanie piosenek.
„Crime Scene” jest prawdopodobnie najbardziej nasyconym duchem Pink Floyd Waszym albumie od lat. Czy to „efekt uboczny” powrotu do „God Has Failed”?
Ciężko powiedzieć. Komponujemy muzykę na bardzo podświadomym poziomie. Pozwalamy sobie dryfować i nie kalkulujemy jej jak biznesplanu. W tej chwili nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy brzmi to mniej więcej jak Pink Floyd. To też nie jest dla mnie ważne. Dla mnie najważniejsze jest to, czy odnajduję się w muzyce, czy zrealizowaliśmy temat itp. Tego typu pytania bardziej interesują dziennikarzy. Ale oczywiście wszystko, co dzieje się w życiu artysty, ostatecznie znajduje odzwierciedlenie w muzyce. Wyprawa w przeszłość z „God Has Failed” z pewnością odgrywa tu drugorzędną rolę. Raczej mroczne czasy, w których żyjemy: pandemia, wojna, sytuacja klimatyczna itp.
Lockdown wpłynął na warstwę tekstową albumu, choćby w utworze „Life In a Cage”. A jak wy ratowaliście się przed szaleństwem w okresie pandemii?
„Life In a Cage” nie jest o pandemii. To tematyczna konfrontacja z przemocą domową. Wiele więcej kobiet jest nadal uciskanych lub maltretowanych w swoich rodzinach, niż mogłoby się wydawać. To przerażające, w wyniki badań naprawdę nas przeraziły! Pandemię przeszliśmy dobrze. Oczywiście straciliśmy dużo pieniędzy, jak wielu innych, ale mamy kilka filarów związanych z naszą wytwórnią, naszymi studiami nagraniowymi itp. i byliśmy w stanie do pewnego stopnia to zrekompensować. Niestety musieliśmy odwołać naszą wielką rocznicową trasę koncertową. Ale zamiast tego nagraliśmy film z koncertu, którym chcieliśmy „przyjechać”, że tak powiem, do domów ludzi, jeśli nie mogli przyjść do nas na koncerty. Znalazłem też czas na nagranie solowego albumu „Voices” z Marco Minnemannem oraz na wiele innych projektów. Więc nie nudziliśmy się.
Opus magnum albumu to prawie 13-minutowy utwór „King of the World”. W takiej formie był pomyślany od początku, czy zrodził się z jammowania na próbach?
Pierwotnie skomponowałem riff basowy na gitarę. Ale jeśli chodzi o aranżację, piosenka zdecydowanie przybrała nowy wygląd. To duża różnica, gdy komponujesz sam lub w zespole. Lubię długie piosenki, które zabierają cię w muzyczną podróż, a „King of the World” zdecydowanie taka jest. Chodzi w niej o filozoficzne podejście: czy istnieje dobro i zło? Czy każdy może być dobry lub zły? A gdyby tak samemu zostać „królem świata”? Pytanie brzmi, jak daleko można się posunąć, by urzeczywistnić własną utopię dobra. W końcu trzeba ponieść porażkę, bo w końcu wszystko niestety musi zmienić się w totalitarny reżim.
Czy podczas koncertów będziecie wykonywać „Crime Scene” w całości?
Tak. Podobnie jak w przypadku ostatnich tras koncertowych, będzie dla nas wielką przyjemnością wykonanie nowego albumu w całości. Jest też kilka ważnych momentów z naszej długiej kariery. Naprawdę nie możemy się doczekać trasy, która z pewnością będzie dla nas osobistą atrakcją!
Koncerty „The Outer Space” miały bardzo ciekawą oprawę wizualną. Czy szykujecie też coś specjalnego na trasę promującą „Crime Scene”? Czy planujecie również wydać DVD/CD z trasy?
Oczywiście wizualna oprawa „Crime Scene” będzie niezwykle ważna i na niej się koncentrujemy. Daj się zaskoczyć! Nasi „dwaj” wokaliści również tam są, podobnie jak w zeszłym roku. Nagramy kilka koncertów, a potem zdecydujemy, czy i z jakiego miejsca ponownie wydać album koncertowy. Na pewno miałoby to sens: wiele utworów będzie dłuższych i nieco innych niż na płycie.
Wracając na chwilę do rocznicy „God Has Failed”. Album, zatytułowany „Live & Personal”, został nagrany z gośćmi, ale nie ma nikogo z oryginalnego składu RPWL. Nie chciałeś wrócić do przeszłości, czy były inne powody?
Och, spotkaliśmy się z Pablo Rissettio i Chrisem Postlem i odbyliśmy długą pogawędkę o dawnych czasach, a także razem słuchaliśmy starych nagrań i opowiadaliśmy stare historie. Te dwa filmy są dostępne na Blu-Ray i DVD jako materiał dodatkowy. Ale już nie tworzymy razem muzyki. Ta muzyczna podróż trwa od dziesięcioleci.
W tym roku przypada 50-a rocznica wydania „The Dark Side of The Moon”. Pamiętasz swój pierwszy kontakt z tym albumem? Jak oceniasz to dzisiaj?
Dorastałem bardziej z heavy metalem i hard rockiem w latach 80-tych. Ale później pomyślałem, że „The Wall” jest świetny i przesłuchałem ponownie dyskografię Pink Floyd. Myślę, że niewiele jest albumów, które mają tak wyjątkowy klimat i zabierają w tak wyjątkową muzyczną podróż. Nawet jeśli moim ulubionym albumem Pink Floyd jest album „Animals”, to bardzo lubię „The Dark Side Of The Moon” i zawsze z przyjemnością go słucham. Absolutny klasyk!
Na zakończenie chciałbym prosić o kilka słów dla czytelników RockArea, z których wielu zapewne wybierze się na Wasze polskie koncerty wiosną…
Nie możemy się doczekać koncertów w Polsce! Mamy tam wielu przyjaciół od dziesięcioleci i nie możemy się doczekać ponownego zobaczenia tego entuzjastycznego tłumu!
pytał: Robert Dłucik