RPWL – Chris Postl (12.10.2009)

RPWL - The RPWL Experience

Pochodząca z Bawarii formacja RPWL nie nagrywa słabych płyt. Podczas ostatniej trasy, zespół postanowił jednak zrezygnować z własnego repertuaru i zaprezentować własne wersje utworów Pink Floyd. Grupy, która miała ogromny wpływ na kompozycje RPWL. W ramach tego tournee Bawarczycy zawitali także do Polski, a jeden z koncertów zagrali na Śląsku, w Ośrodku Kultury „Andaluzja”. Po znakomitym występie była okazja by w garderobie zadać kilka pytań basiście RPWL. To była ekscytująca praca.


Obecna trasa to jakby powrót do Waszych korzeni, bo przecież zaczynaliście od grania coverów Pink Floyd.

Można to tak określić, chociaż graliśmy wówczas utwory z wczesnego repertuaru Floydów. Nazwałbym to powrotem do korzeni, ale całe przedsięwzięcie było również pomyślane jako nasz skromny hołd dla Richarda Wrighta. Cóż, Pink Floyd przeminęło już na zawsze. Niestety…


Dlaczego zdecydowaliście się na wierne odtworzenie ich tournee właśnie z 1977 roku?

Myślę, że są dwa powody. Po pierwsze, tamte koncerty to była tak naprawdę ostatnia trasa, kiedy Pink Floyd zagrali razem jako zespół. Wykonywali wówczas w całości albumy „Animals” oraz „Wish You Were Here”, na którym Richard Wright miał jeszcze istotny wkład jako twórca i klawiszowiec. „The Wall” – aczkolwiek to kawał wspaniałej muzy – jest raczej projektem opartym na pomyśle jednej osoby, a nie całego zespołu.
A po drugie: te dwie płyty są dla nas bardzo interesujące, praca nad utworami była ekscytująca. Poza tym, gdy na ich bazie dodamy jeszcze dwie kompozycje z „The Dark Side Of The Moon” otrzymujemy doskonały set koncertowy (śmiech).


Podczas Waszej trasy daliście fanom Floydów coś, czego nie mogli spodziewać się od oryginału podczas ostatnich tras. „Shine On You Crazy Diamond” w pełnej wersji, „Dogs”, a na bis jeszcze fragmenty suity „Atom Heart Mother”.

(śmiech). Właściwie to kombinacja utworów „Cymbaline” i „Atom Heart Mother” nie była planowana. Bardzo ją lubimy, graliśmy ją przez lata, nawet doczekała się koncertowej rejestracji. Promotor poprosił nas byśmy zaprezentowali ją na bis i zgodziliśmy się.


Pamiętasz swój pierwszy kontakt z muzyką Floydów?

O tak. To było pomiędzy trasami „Animals” i „The Wall”. Prawdopodobnie słyszałem wczesną wersję „Another Brick in The Wall”. Potem odkryłem cały ten album i stwierdziłem, że muszę poszukać następnych, aż w końcu uzbierałem całą dyskografię. Potem – jako szesnastolatek – spotkałem Yogi Langa i założyliśmy nasz pierwszy zespół. Być może właśnie dzięki Floydom. Kiedy się poznaliśmy, odkryliśmy że obaj lubimy ich twórczość. I powiedzieliśmy sobie: „Może spróbujemy sami komponować?”


Ile razy widziałeś na żywo Pink Floyd?

Wydaje mi się, że co najmniej sześć. Do tego jeszcze dwa solowe koncerty Davida Gilmoura.


Wbrew zapowiedziom, które pojawiały się w sieci, nie gracie żadnych własnych utworów podczas tej trasy.

Nie, ponieważ to wyjątkowe przedsięwzięcie, o które nas poproszono i przyjęliśmy tą propozycję.


Ukaże się DVD dokumentujące te występy?

Zobaczymy, na razie nie planujemy czegoś takiego.


Byłaby to wspaniała pamiątka dla fanów.

Owszem, ale musimy coś utrzymać w tajemnicy (śmiech).


Kiedy pojawi się nowa płyta z autorskim materiałem?

Teraz postawiliśmy na solowe projekty. Kalle – Blind Ego, ja – Parzival’s Eye. Yogi też nagrał solowy album, które ukaże się jeszcze w tym roku, lub na początku przyszłego. A potem myślę, że zabierzemy się za pracę nad nową płytą RPWL.

Rozmawiał Robert Dłucik.

Dodaj komentarz