Zespół Perfect z okazji jubileuszu trzydziestolecia działalności
wydał płytę z nowym materiałem. Głównym kompozytorem materiału jest
Dariusz Kozakiewicz, gitarzysta wielce zasłużony dla rodzimej sceny
muzycznej. Uczestniczył m.in. w nagraniu albumu „Blues” Breakout, płyty
która należy do absolutnej światowej czołówki rocka.
Po pierwsze gratulacje i podziękowania za 30 lat grania i za kolejną płytę Perfectu…
– Bardzo dziękuję, nie ukrywam że było to dla mnie wyzwanie, ponieważ
nie było płyty od 6 lat. Ściganie się z starymi kompozycjami Hołdysa i
ze starymi przebojami, z tym co idzie nowe, to nie jest łatwe i to
spore wyzwanie, no a rynek jest bardzo trudny.
Rynek jest trudny, ale jak Perfect wydaje płytę to ta od razu ląduje na pierwszym miejscu rankingu sprzedaży wg Olis…
-No tak(śmiech)
Jakie docierają do Was pierwsze relacje fanów?
-Docierają bardzo dobre opinie, że płyta jest bardzo wyrównana, bardzo
kolorowa, że numery są kolorowe, że jest bardzo dobrze zaaranżowana,
brzmieniowo jest nowoczesna, że są ładne melodie, dobre teksty. Grzegorz
wypada bardzo fajnie .Nie ukrywam, jestem zadowolony z tych opinii.
Zawsze jest taki niepokój czy płyta się spodoba. Robimy co możemy.
Staramy się grać taką muzykę na dzisiaj jaką chcemy, jaką chcielibyśmy
pokazać naszym fanom. Otacza nas pewne powietrze muzyczne.
Na płycie jest sporo gitarowych solówek…
– Ja myślę, że nie jest aż tak dużo tych solówek .Starałem się zachować
pewien balans żeby nie było za dużo instrumentalnych części, takich
rozwlekłych, jak to bywało na naszych poprzednich płytach. To są formy
takich numerów nie śpiewno instrumentalnych, ale raczej skierowanych na
wokal. Starałem się zrobić coś takiego skondensowanego, taką pigułę.
Żeby nie było dłużyzn. Czasami jak słucham płyt polskich czy zachodnich
wykonawców są takie momenty które chętnie przeskoczyłbym . Starałem się
tego uniknąć na naszej płycie.
Chociaż „Miętowy smak dobrych dni” mógłby trwać trochę dłużej…
– Jeśli chodzi o numery „Miętowy” i „Dar” traktuję je wyjątkowo, także
ze względu na tekst, jako pewnego rodzaju przesłanie. W pierwszej wersji
chciałem je rozbudować ale z tego zrezygnowałem. Stwierdziłem że będzie
to powielenie czegoś.
Nowa płyta jest bardzo różnorodna stylistycznie od przebojowego „Raz
po raz” po typowo Perfectowe „Nie kręci mnie” był jakiś scenariusz dla
tej płyty?
-Tak, zawsze przed każdą płytą są pewne założenia. Założeniem dla tej
płyty było przede wszystkim żeby nagrać ją w tym roku z okazji naszego
jubileuszu trzydziestolecia i żeby nie była kompilacją numerów, które
nagraliśmy przez te trzydzieści lat, tylko czymś nowym. Znaleźć
koncepcję na płytę to była najtrudniejsza rzecz jaka mnie spotkała w
życiu. Krzyż mi się łamał. Trzeba było znaleźć coś co będzie i
Perfectowe i takie właśnie kolorowe i agresywne. Coś co będzie miało
hojną barwę. Założeniem było dobra podstawa Perfectowa czyli gitary,
mocna sekcja i wokal Grześka. To był punkt wyjścia. Zastanowiliśmy się
co my możemy z tym zrobić. Możemy zrobić numery będące gamą kolorów, na
przestrzeni tych wielu lat, które jesteśmy ze sobą. Kolor na płycie
stanowi środek tego wszystkiego to znaczy dogrywki, kompozycje,
różnorodność. Dochodzą do mnie takie głosy, że włączysz płytę i słuchasz
ją od początku do końca i nie ma na niej żadnych zapchaj dziur albo gry
na czas. To znaczy że ta koncepcja nam się sprawdziła.
Tym razem współproducentami oprócz Ciebie i Bogdana Olewicza byli Marcin Trojanowicz i Sebastian Piekarek. Jaka była ich rola?
– Ja ich poznałem rok przed podjęciem tematu nagrywania. Wydawało mi się
że dokładnie znają się na rzeczy. Kumają to co chciałem zrobić. Znają
nową muzykę . Warunki w studio były komfortowe. To jest też tak że masz
koncepcję wyniesioną z domu, ale w studio to się sprawdza. Podpowiedzi
czy sugestie chłopaków czyli Marcina i Sebastiana powodują że zwracasz
na to szczególną uwagę i musisz zdecydować czy pójść w tą stronę, którą
wymyśliłeś czy może w inną. Dużo fajnych propozycji wynikało od nich.
Sugestie co do barwy instrumentów, aranżacji niektórych rzeczy. Decyzja
ostateczna i tak należała do mnie.
Płyta
wyróżnia się także świetnym projektem graficznym. Wewnątrz koperty jest
zdjęcie Szymona Kobusińskiego, które można określić jako luźną
interpretację Ostatniej Wieczerzy. Czy zespół chce coś zasugerować
fanom?
-Jedni mówią że to jest Ostatnia Wieczerza inni że to kolacja mafii, a
jeszcze inni że to ostatnia wieczerza mafii. Pomysł przyniósł Szymon,
na samym początku jak wchodziliśmy do studia. Pięciu facetów pod ścianą
to nie jest żaden problem, jak im się zrobi fotkę z gitarą lub bez. Tu
nam się wydawało że facet ma jakąś fajną koncepcję na coś. Jeżeli to
kogoś uraża ? A my uważamy że nie powinno, bo ani nie ma krzyża, nie ma
żadnych podtekstów. To może oczywiście budzić jakieś emocje. Grafika
jest super. Odcień tego zdjęcia jest kapitalny. My na to patrzymy jako
na rodzaj sztuki. Tak samo było z tytułem płyty, bo myśmy chcieli z
Olewiczem by tytuł piosenki był tytułem płyty. Ale w końcu uznaliśmy by
ze względu na trzydziestolecie zrobić tytułem trzy rzymskie iksy. To
jest trochę takie tajemnicze i się sprawdziło. Wszyscy pytają co to jest
XXX? No XX oznacza hard porno , XXX to może jeszcze większe hard
porno?(śmiech) . Nie wiadomo tak konkretnie bezpośrednio o co chodzi, a
fajny jest efekt wizualny. Wydawało mi się że okładka powinna być
analogią do pierwszej płyty. Jest efekt elegancji: czarny mat, białe
logo i bez żadnych ptaszków, znaczków. Nie zamykamy drzwi ani tą
Ostatnią wieczerzą, ani tym że okładka jest czarna. Zaczyna się kolejny
etap. Dopóki zdrowie pozwoli będziemy dalej grać.
Na oficjalnej stronie Pefectu można przeczytać takie porównanie
Dariusz Kozakiewicz –polski Hendrix. Wpływ mistrza wydaje się być
bezsprzeczny , ale kogo trzeba dopisać listy artystów, którzy
ukształtowali Dariusza Kozakiewicza –gitarzystę.
-Wiesz co, to był generalnie blues. Do dzisiaj wszystko co jest takim
dotarciem do muzyki i do ludzi, co jest taką formą duchową to jest
właśnie blues. W zasadzie to się zmieniało z roku na rok. Na początku
słuchałem bluesa, a kiedy się tym bluesem zmęczyłem, zacząłem się
interesować jazz rockiem, potem jazzem, później był progresywny metal,
heavy metal, później znowu wskoczyłem na jakieś historie rockowo
bluesowe. Jak miałem 18 lat to z wielu rzeczy nie zdawałem sobie sprawy.
Za duża świadomość może powodować, że człowiek staje się po prostu
sztampą. Mając tyle lat, chciałbym się cofnąć do myślenia jak miałem 18
lat, do takiej nieświadomości. Z jednej strony muszę cały czas pracować
nad instrumentem a drugiej strony chciałbym być kimś takim nieświadomym.
I to jest taka wewnętrzna moja walka, między tym co potrafię a tym co
staram się nie potrafić.
W przyszłym roku czeka nas kolejna rocznica. Czterdziestolecie
wydania płyty „Blues” Breakout, na której miałeś okazję zagrać. We
wkładce do reedycji płyty Tadeusz Nalepa napisał : „Ta płyta to popis
wirtuozerii Darka”. Jak wspominasz tamte nagrania?
– Pamiętam jak manager przyniósł tę reedycję i byłem zupełnie poruszony
tym tekstem, dlatego że było tak przepiękne. Ja w ogóle nie lubię jak
ktoś mówi superlatywy na mój temat. Granie na gitarze jest czymś takim
niewyczerpanym. To spora praca, wymaga ciągłego ćwiczenia i do końca
życia masz co robić, bo nikt nie jest doskonały. Ciągle musisz poprawiać
technikę i zgłębiać muzykę. Zawsze będziesz miał niedosyt, tak jak ja
mam. Nigdy nie słucham swoich solówek, bo zawsze popełniam błędy i mam
co robić żeby je poprawiać. To co powiedział Tadeusz walnęło mnie
totalnie. Bardzo mile wspominam te chwile z Tadkiem. To było pierwsze
spotkanie na dużej scenie i to z taką kapelą! Miałem naście lat jak
chodziłem na koncerty Breakoutów, Niebiesko-Czarnych, Polan. Nigdy nawet
nie marzyłem, że kiedykolwiek życiu będę stał obok Nalepy na jednej
scenie. A stało się tak, że ja grałem z Tadkiem. I nagraliśmy płytę!
Może zagram jeszcze jakieś bluesy dla Tadeusza. Myśmy w ogóle myśleli o
jakimś wspólnym graniu. Były jakieś plany ale to było na jakieś parę lat
przed śmiercią Tadeusza. Jakoś do tego nie doszło. Ja miałem swoje
koncerty, on swoje. Wielka szkoda…
Rozmawiał: Witold Żogała
Zdjęcie: www.perfect.art.pl