Rodzimy ambasador symfonicznego power metalu – grupa Pathfinder od kilku dni zaraża swoim drugim wydawnictwem. „Fifth Element” to kwintesencja wszystkiego tego, co w powerowej stylistyce najlepsze! Kto jeszcze nie dal się oczarować muzyka Pathfinder, być może obszerny wywiad z Arkadiuszem Ruth stanie się ogniwem zapalnym, by to odmienić Zapraszamy do lektury.
Na wstępie gratuluję bardzo udanego „Fifth Element” – album po prostu porywa! Jak podchodzicie do nowego materiału i jak się czujecie w momencie, gdy już nic nie można poprawić, zmienić?
Dzięki wielkie! Jak podchodzimy? Naturalnie. Cieszymy się, że cały ciężki okres tworzenia płyty „Fifth Element” jest już za nami. Był to strasznie intensywny czas pracy, gdzie często spało się po 5-6 godzin na 2-3 doby. Mieliśmy równe 3 miesiące na zrobienie albumu i dostarczenie do japońskiej wytwórni. Nigdy więcej na nic takiego się nie zgodzę. Za to mamy już pewne doświadczenie, że jak trzeba to się siada na dupsku i ostro zapieprza hehe.
Wracając do drugiej części pytania… teraz, gdy już nic nie można poprawić po prostu się o tym zapomina i cieszy się z tego co jest. Uważam ten album za wybitnie udany i nie mam sobie ani reszcie zespołu nic do zarzucenia. Przy tych terminach, jakie mieliśmy oraz nakładach finansowych na produkcje, o których można powiedzieć tylko tyle, że ich praktycznie nie było, naprawdę jesteśmy zachwyceni efektem końcowym.
Nowy materiał w porównaniu do debiutu, wydaje się być bardziej urozmaicony, rozbudowany. Jak to wygląda z Waszego punku widzenia?
Hmmmm to bardzo ciekawe co mówisz. Dla mnie ten album jest w zasadzie identyczny w ogólnym odbiorze jak „Beyond The Space…” tyle, że jest bardziej intensywny i zwarty, jeśli chodzi o formę. Identyczne wrażenie ma reszta zespołu, gdy czasem sobie siedzimy lub jedziemy w trasie przy piwku i rozmawiamy muzyce na tych dwóch płytach.
Muzyka „Fifth Element” jest niezwykle złożona i bogata. Jak długo powstawały nowe kompozycje i czy były jakieś problemy w ich komponowaniu, czy też wszystko szło gładko?
Wszystko szło bardzo gładko. Kilka utworów było już gotowych podczas sesji przy „BTSBTT”. Z drugiej strony np. refren do „March To The Darkest Horizon” ma już grubo ponad 5 lat, czyli jest jeszcze starszy niż sama płyta „BTSBTT”. Ogólnie komponowanie i aranżowanie to dla nas wielka przyjemność i w zasadzie relaks, także nie można mówić tutaj o jakichkolwiek problemach.
„Fifth Element” to nie tylko muzyka, porusza on ciekawą historię – powiedz coś więcej o warstwie lirycznej i pomyśle na piąty element.
Piąty element, czyli piąty żywioł 🙂 Świat i sceneria, która jest przedstawiona na „Fifth Element” to ten sam świat, który znamy z „BTSBTT”, czyli świat poza czasem i poza przestrzenią, świat ograniczony tylko naszą wyobraźnią. Liryki są tylko drogowskazem dokąd chciałbym, aby słuchacz się udał poniesiony wodzami fantazji słuchając naszej muzyki. Historie z płyt łączą się ze sobą – to jest jeden koncept. Na „Fifth Element” główny bohater po wydarzeniach z pierwszej płyty odkrywa moc i wagę piątego żywiołu – kto słuchał płyty i wgłębił się choć trochę w tekst, będzie wiedział o co chodzi.. hehe. Dodam tylko, że wprowadzenie 5-go żywiołu do fabuły jest zabiegiem celowym i niesie ze sobą dwuwymiarowy przekaz: to co jest ważne dla głównego bohatera, co czyni go silnym i niezwyciężonym w jego egzystencji w świecie planów astralnych i innych wymiarów oraz to co jest ważne dla nas jako muzyków w świecie realnym i co wciąż nie pozwala nam złożyć broni mimo zewsząd podkładanych pod nogi kłód!! 🙂
Okładkę ponownie zdobi znajomy zakapturzony człek. Powiedz coś więcej o tej tajemniczej postaci.
Ta postać to nasz główny bohater:-) Specjalnie jest zakapturzony, aby nie sugerować słuchaczom o bujnej wyobraźni, kto to tak naprawdę jest. Wolimy, aby przez kilka albumów fani sami wykreowali wizerunek swojego bohatera. Nie chcemy na razie w to ingerować. Czy jest to kobieta czy mężczyzna, człowiek czy może elf? Wszystko pozostawiamy słuchaczowi. Z pewnością przy którejś, następnej płycie skupimy się na samej postaci i na jej wizerunku i odsłonimy to co kryje się pod płaszczem i kapturem. Być może ogłosimy nawet konkurs dla fanów na wizję naszego głównego bohatera. To się wyjaśni za kilka lat 🙂
Od
debiutu skład zespołu przeszedł małą metamorfozę – miejsce Kamila zając
Kacper Stachowiak. Co było powodem odejścia pierwszego perkusisty i jak
doszło do współpracy z Kacprem?
Kamil, mój brat to świetny muzyk. Był z nami ok. 5 lat, jednak tempo
rozwoju zespołu nie do końca mu odpowiadało. Chłopak prowadzi i poświęca
się swojej firmie. Kwestia priorytetów. Oczywiście nadal sobie pogrywa w
swoim zespole – z metalu się nie wyrasta, chyba, że jesteś pozerem
hehe:-)
Na Kacpra trafiliśmy przez naszego dźwiękowca, aczkolwiek osobiście
wiedziałem, że taki jegomość jak Kacper Stachowiak istnieje w poznańskim
środowisku muzycznym już dużo wcześniej. Trudno nie zauważyć osobowości
wybitnej – szczególnie w tak hermetycznych środowiskach jak muzyczne.
Nasz dźwiękowiec nam po prostu o nim przypomniał. Umówiliśmy się,
pogadaliśmy – na pierwszym spotkaniu od razu wyszło, że profesjonalizm
to najbliższa wartość, która nas łączy, potem zamiłowanie do metalu,
symfoniki, muzyki klasycznej i filmowej czy muzyki progresywnej itd.
Rozmowa z Kacprem to nieustanne wrażenie, że ma się do czynienia z
muzykiem w pełnym tego słowa znaczeniu, pomimo, że jest tylko perkusistą
hehe 🙂 Dodam, że głównym instrumentem Kacpra na studiach muzycznych
była lutnia renesansowa, także można powiedzieć, że chłopak wie co nieco
o muzyce 🙂
Nowy perkusista gra ostrzej, gęściej, nierzadko stosując death
metalowe podziały rytmiczne. Była to jego inwencja czy też wszyscy
chcieliście, aby Wasze kompozycje dostały dodatkowego kopa?
Takie rozwiązania perkusyjne i rytmiczne były już na „BTSBTT” – chociażby w częściach solówkowych wielu utworów.
Wszyscy jesteśmy ostro popier****i na punkcie blastów czy to w black
metalu czy death metalu, także z chęcią wprowadzamy je do naszej muzyki i
będziemy stosować coraz częściej w procesie kompozycji i aranżacji.
Symfoniczny power metal ma swoich odbiorców w naszym kraju, a z
drugiej strony zespołów grających w takim stylu, brak. W sumie poza
Gutter Sirens (nie wiem czy jeszcze coś tworzą) nie macie konkurencji –
zaistniał monopol. Skąd w ogóle pomysł grania właśnie takich dźwięków?
To nie jest kwestia pomysłu – to siedzi w tobie i po prostu samo
wychodzi w postaci takich a nie innych dźwięków, harmonii. Sama muzyka
symfoniczna, czy to muzyka filmowa czy to symfonika klasyczna, niesie ze
sobą wielką moc, często przepych i potęgę. Dzieła Wagnera i Williamsa,
Goldsmitha i Czajkowskiego to niesamowita potęga instrumentalistyki i
myśli symfonicznej. Z drugiej strony metal, szczególnie jego ekstremalne
odmiany, w których najbardziej się odnajdujemy daje nam zupełnie inny
rodzaj satysfakcji i energii niż symfonika. Łącząc ze sobą te dwa
ładunki muzycznej potęgi, dostajemy to co nas najbardziej kręci w samej
muzyce – nowy wymiar, nową jakość. Nie mógłbym grać i tworzyć samej
klasyki czy filmówki, nie mógłbym grać i tworzyć samego metalu – musi to
iść razem w jedności. Może to jest odpowiedź na Twoje pytanie.
Nie da się nie zauważyć, że z większym naciskiem podbijacie
zachód, natomiast do Polski podchodzicie z dystansem. Co jest tego
powodem i czy w przyszłości jest szansa, by Pathfinder był bardziej
aktywny w naszym kraju?
Nie podchodzimy do naszego kraju z dystansem. Nasi fani w Polsce tak
samo jak w Meksyku czy w Japonii są dla nas tak samo ważni. Jedyna
różnica polega na innym podejściu mediów, prasy i promotorów z „Zachodu”
do tematyki tak doświadczalnej muzyki, jaką jest nurt łączenia
orkiestry symfonicznej z zespołem rockowym/metalowym, bo tak jesteśmy
przez nasze polskie media postrzegani. Na całym świecie jesteśmy
„nadzieją melodyjnego metalu” czy „objawieniem dekady stęchłego power
metalu” – zwał jak zwał – w Polsce jesteśmy postrzegani, jako małpki z
cyrku z zajebistą umiejętnością popierdalania na instrumentach, ale nie
robi to nam… 🙂
Powiedz jak w ogóle jesteście odbierani poza granicami naszego
kraju i jak się czujecie, gdy po prostu jesteście tam dostrzegani?
Jest to świetne uczucie. Podejrzewam, że można je przyrównać do
piłkarza, który pogrywa sobie tutaj w Polsce na boiskach 2-go lub 1-wszo
ligowych i nagle przez jego upór w dążeniu do celu i prace zostaje
dostrzeżony przez zagraniczne kluby, przez co robi się o nim głośniej i
głośniej. Jeśli chodzi o odbiór zespołu i samej muzyki szczególnie po
koncertach jest to przeważnie jedno wielkie „WOW” – jedyne słowo, jakie
mi się nasuwa to ekscytacja. Ostatnio doświadczyliśmy tego na PPM
Festival w Belgii – pierwszy raz graliśmy przed wielotysięczną
publicznością, gdzie każdy pod sceną wpatrzony był w nas jak babcia w
obrazek najświętszej coś tam coś tam… dla takich chwil warto jeść non
stop suchy chleb i popijać wodą, aby odłożyć kilka groszy na coraz to
lepszy sprzęt do tworzenia muzyki i tworzyć ją dla fanów.
Czy za większą aktywnością na zachodzie jest odpowiedzialna jakaś osoba, czy też sami prowadzicie swoje sprawy?
Mamy swoich promotorów w różnych krajach. Co jest najbardziej cieszące, z
roku na rok ich przybywa. To jest najlepsza droga do grania lokalnych
koncertów i festiwali za granicą. Oczywiście działamy też na własną rękę
oraz poprzez „wytwórnie”, ale najlepszy efekt przynoszą promotorzy.
Na debiucie można było usłyszeć kilka cenionych postaci z
metalowego świata (Roberto Tiranti, Bob Katsionis, Matias, Kupiainen,
Michał Jelonek) – jak doszło do współpracy i czy przy okazji „Fifth
Element” poza Konstantin’em Naumenko (Sunrise) nie myśleliście o
zaproszeniu innych znamienitych gości?
Współpraca z Tirantim, Katsionisem i Kupiainenem doszła dzięki kontaktom
z ówcześnie prężnie działającego portalu MySpace. Roberto Tiranti to
jeden z moich ulubionych głosów męskich, gdy się zgodził śpiewać na
„BTSBTT” było to dla nas naprawdę wielkim wyróżnieniem, szczególnie
ciekawy był fakt ze cała trójka znała Pathfinder zanim jeszcze wyszła
debiutancka płyta. Z Michałem znaliśmy się już wcześniej z koncertów i
festiwali w Polsce i przy której okazji po prostu zaproponowałem mu
zagranie kilku partii na skrzypcach.
Do współpracy w Konstantinem na „Fifth Element” doszło dość
spontanicznie. Gdy odkryłem jego przecudowny głos jakieś półtora roku
temu, od razu zamówiłem płytę „Sunrise” i od tamtego czasu utrzymujemy z
Kostą kontakt. Przy pracy nad płytą w styczniu tego roku podczas
nagrywania wokali do „Ready To Die Between Stars” Karol miał świetną
linię wokalną w głowie, z której nie chcieliśmy zrezygnować, a która
była za wysoka na rejestr naturalny Simona. Nie chcieliśmy też, aby była
śpiewana falsetem. Pierwsza myśl była „OK bierzemy Tirantiego”, ale
bardzo nam zależało na czasie, więc naturalnym rozwiązaniem okazał się
Konstantin. Podesłał nam swoje partie wokalu i zwaliło nas z krzeseł,
tak że przez kilka godzin w kółko słuchaliśmy kawałka zapętlonego tylko z
jego partią 🙂 Na płycie zamieściliśmy „Ready To Die…” z podziałem na
role Kostro – Naumenko – Lejba, a w bonusach interaktywnych
zamieściliśmy wersję gdzie wszystkie partie męskie śpiewa Simon. Będzie
to ciekawostka dla wszystkich posiadaczy oryginalnej wersji płyty dzięki
zamieszczonemu wewnątrz kodowi z dostępem do naszego serwera z bonusami
🙂
Na „Fifth Element” obok Agaty Lejba – Migdalskiej (śpiewała
również na debiucie) słyszymy Katarzynę Maternę. Czy któraś z Pań
występuje czasem z wami na żywo, czy ogranicza się to jedynie do pracy w
studio?
Agata bardzo często jest obecna na naszych koncertach i wspiera nas
swoim wokalem 🙂 Kasia Materna brała udział w pracy w studio, jednak
nic nie stoi na przeszkodzie, aby również uczestniczyła w koncertach na
żywo.
Wasza muzyka przywołuje na myśl dokonania takich grup jak
choćby: Labyrinth, Lost Horizon, DragonForce czy Rhapsody. Czego w ogóle
słuchacie na co dzień i czyja twórczość jest waszą inspiracją, wzorcem?
Nie ma u nas dużych podziałów, ogólnie wszyscy mamy podobne preferencje,
co do muzyki. Wszyscy słuchamy melodyjnych form metalu, wszyscy jaramy
się filmówką, ale wiadomo nie każdy jest do końca taki sam, chociaż do
dziś dnia podziwiam swoje szczęście, że udało mi się zebrać w tym kraju,
aż tak zgodny zespół pod tym względem hehe:-) I tak Simon lubi sobie
często przypier***ć z mega ekstremalnego grindu lub jak kto woli
grindmetalu, czasem mam wrażenie, że robi to tylko po to żeby się
pośmiać z wokali:-). Karol ostatnio lubi folk metalowe klimaty jak
Equillibrium czy Ensiferum. Gunsen słucha głównie melodyjnego death
metalu. Ja już dawno nie słuchałem metalu jako takiego, głownie w
samochodzie. W zaciszu domowym pochłania mnie przeważnie muzyka filmowa
czasem klasyczna. Inspirujemy się na wszystkim co jest fajne i co uznamy
za fajne, także na całokształt muzyki Pathfinder wpływają najróżniejsze
odmiany muzyki: od Vivaldiego i Telemana poprzez Czajkowskiego, Brahmsa
i Wagnera do Hansa Zimmera i Basila Poledourisa a na Children Of Bodom,
In Flames, Stratovarius czy Lost Horizon kończąc.
Ostatnio Gunsen podrzucił mi zespół Whispered i jakoś od pół roku nie schodzi ich krążek mi z odtwarzacza. Polecam.
„Beyond The Space, Beyond The Time” promował świetny teledysk do utworu
„The Lord Of Wolves” . Tym razem też coś szykujecie – powiedz coś
więcej na ten temat.
Tak, od jakiegoś miesiąca ostro jestem pochłonięty produkcją teledysku
do utworu „Fifth Element”. Zespół mamy już w całości sfilmowany –
pozostała część fabularna. Planuję, aby nasza druga produkcja filmowa
miała jeszcze większy rozmach niż w przypadku „The Lord Of Wolves”, z
której i tak jest bardzo zadowolony. W tym celu podjąłem współpracę z
wieloma cenionymi i bardzo utalentowanymi artystami i kaskaderami w
naszym kraju. Mamy duże parcie, aby pokazać, że tu w Polsce również
można zrobić dużo wspaniałych rzeczy i przedsięwzięć. O szczegółach
będziemy informowali na bieżąco w postaci relacji z planu i zdjęć.
Odwiedzajcie naszego Facebook’a oraz stronę internetową.
Nowy album niesie za sobą wzmożone występy na żywo – jak
przedstawiają się najbliższe plany koncertowe, będzie jakaś trasa
(również po Polsce)?
Na naszym etapie jest to loteria. Trwają rozmowy z managementami kilku
bardzo znanych zespołów światowej klasy na temat wspólnej europejskiej
trasy u ich boku, jednak jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o
jakichkolwiek konkretach. Wszystko wyjaśni się w okolicach
września/października. W Polsce, także będziemy chcieli pograć, ale jak
wspomniałem, potrzeba jeszcze trochę czasu, aby mówić o konkretach.
Wasza muzyka aż się prosi o tzw. przedstawienia podczas
koncertów. Czy grając na żywo ograniczacie się do typowego grania, czy
też macie w planach jakąś oprawę sceniczną?
Ograniczamy się do „typowego grania” hehe 🙂 Niestety nie stać nas na
jakiekolwiek inne atrakcje. Mamy w planach tego typu rzeczy i oczywiście
je zrealizujemy, ale potrzeba do tego sporych nakładów finansowych, a
jak wiesz płyty nie sprzedają się w dobie internetu i nie ma skąd brać
kasy na dodatkowe atrakcje sceniczne 🙂
Tworzycie złożone kompozycje i do ich wykonania trzeba posiadać
wysokie umiejętności warsztatowe, a te jak słychać macie – czy jesteście
samoukami czy też stoi za tym coś więcej?
Tak, jesteśmy totalnymi samoukami, jeśli chodzi o warsztat
instrumentalny. Jednak każdy z nas gdzieś tam otarł się o szkołę
muzyczną, która dała mu przynajmniej wiedzę teoretyczna o muzyce. Ja np.
skończyłem szkołę muzyczną na fortepianie i bardzo mi się to przydaje w
komponowaniu, a także bardzo pomogło przy przyswajaniu gry na gitarze
basowej. Jak wspomniałem Kacper studiował grę na lutni. Uważam jednak,
że edukacja muzyczna to nie wszystko. Jest to przydatne, ale absolutnie
nie konieczne, aby tworzyć wspaniałe rzeczy. Tak samo jest w każdej
dziedzinie sztuki.
W Polsce „Fifth Element” będzie dystrybuować Mystic Production –
jak doszło do współpracy i jak się ona układa, jeżeli na ten czas można
cokolwiek powiedzieć?
Współpraca z Mystic Production to naturalna kolej rzeczy, ponieważ nasz
główny dystrybutor SoulFood z Niemiec ma podpisany kontrakt
dystrybucyjny na Polskę właśnie z Mystic Prod. Jeszcze do maja 2012 roku
szefostwo Mystic Prod. nigdy nie słyszało o zespole Pathfinder, a
współpraca układa się tak, że na wszystkie sklepy MediaMarkt w Polsce
zostało rzuconych 150 płyt i już dawno ich nie ma… i jak znam życie, nie
będzie 🙂
Życie 🙂
Z tego co widać, Ty i Karol Mania tworzycie filar Pathfinder.
Czy to oznacza dyktaturę, czy też reszta ma tyle samo do powiedzenia –
jak to wygląda?
Tak, jest to jakaś tam forma dyktatury. Na pewno nie ma demokracji –
naszym zdaniem demokracja w zespole to zło. Jest to dyktatura, ale znowu
nie tyrania – każdy dyktator-tyran zostaje wcześniej czy później
obalony. Powiem Ci tak: w Pathfinder, każdy zna swoją cenę i wartość dla
zespołu – wszystko się przez te kilka długich lat dotarło i prezentuje
wspaniały mechanizm, a reszta poparta jest jeszcze duża wiarą,
szacunkiem i zaufaniem. Zaufanie to bardzo ważna rzecz w zespole –
podobnie jak w związku.
Zarówno
teraz jak i w przeszłości daliście się poznać jako wprawni coverowcy
(świetna przeróbka Mike’a Oldefild’a „Moonlight Shadow). Jako bonus do
europejskiej wersji, zamieściliście cover „Spartakus And The Sun Beneath
The See” – utwór z kreskówki. Czyj to pomysł, ktoś z was jest fanem
bajek? Jak w ogóle podchodzicie do nagrywania coverów?
Pomysł na scoverowanie „Spartakusa” wyszedł ode mnie. Uwielbiałem tą
bajkę w dzieciństwie, zawsze leciała po „Teleranku” w niedziele 🙂 I
jakoś kilka lat temu przypomniałem sobie o tej świetnej piosence
autorstwa Vladimira Cosma’y z czołówki tej francuskiej animacji. Od razu
wiedziałem, że trzeba to zrobić z jajem!! 🙂 Poza tym tak się świetnie
złożyło, że sam koncept animacji, świetnie pasuje do konceptu naszych
płyt. „Spartakus” opowiada o świecie zaginionej Atlantydy oraz o
podróżach bohaterów między wymiarami zupełnie jak nasz bohater, także
sam cover stanowi również wspaniałe zamknięcie płyty „Fifth Element”.
Dodam, jeszcze, że Pathfinder nie jest pierwszym zespołem, który
przerobił ten utwór. Pierwszy był twór, bodajże zwany „Saluth” czy coś w
ten deseń, też tu z naszego polskiego podwórka. Jakiś wąsaty, na
kształt sarmaty jegomość ogłaszał się kiedyś na naszej stronie, że to on
był pierwszy, także oddaję mu honor i salut 🙂 Zapraszam do porównania
obydwóch wersji 🙂
Jak podchodzimy do nagrywania coverów? Pierwsza rzecz: utwór/kompozycja
sama w sobie musi nas porwać, oczarować. Druga rzecz: trzeba potem ją
przerobić tak, że oczarowanie zamieni się w miazgę jaj:-) i tak do tego
podchodzimy, a że jara nas bardzo ekstrema i szybkość światła, toteż
większość naszych coverów jest dużo szybsza, niż pierwowzory. Kto wie,
może kiedyś, gdy picie piwa na próbach będzie nam zajmowało więcej czasu
niż samo ćwiczenie na instrumentach, będziemy robili wolniejsze covery,
jednak na dzień dzisiejszy nic na to nie wskazuje.
Poza dwoma albumami studyjnymi, nagraliście dema. Czy coś z
tamtych czasów trzymacie w tzw. szufladzie czy też wszystko ukazało się
na „BTSBTT” oraz „Fifth Element”?
Oczywiście mamy pełne szuflady z kompozycjami z tamtych czasów. Nawet
często śmiejemy się sami z siebie, że komponować już nie musimy przez
najbliższe 10 lat, bo starczy tego na następne 3-4 płyty. Jednak nie o
to chodzi 🙂 Po licznych namowach fanów mamy w planie wydanie dema „The
Beginning” jeszcze raz – tym razem w profesjonalnej formie i w ściśle
limitowanej edycji np. 500szt. 🙂
A teraz z innej beczki – kto wygra Euro 2012 i komu kibicujecie?
Jedynym fanem piłki nożnej jestem w zespole ja – reszta ma na to
totalnie wy***ne 🙂 Niestety Polska i Ukraina pożegnała już rozgrywki, a
jak na prawdziwego Słowianina przystało kibicowałem właśnie tym
drużynom. Nie oszukujmy się: Niemcy ze swoim „międzynarodowym” składem
wygrają te mistrzostwa.
Na koniec kilka słów do czytelników Rock Area .
Nie bójcie się śnić i marzyć – wierzcie w potęgę siebie i swojego umysłu! Do zobaczenia na koncertach!
Dziękuję za wywiad i do zobaczenia – mam nadzieję – podczas koncertów!
Pytał: Marcin Magiera