ON THE WINGS – Martyna Kawczyńska

On The Wings 1

Lubię takie szybkie, zwięzłe „small talki”. Ostatnio trochę popisałem sobie z Martyną Kawczyńską, basistką stołecznych hardrockowców z On The Wings. Poniżej zapis naszej konwersacji.

Na waszej stronie na Facebooku można przeczytać na temat Waszej muzyki następującey opis: „Mikrofonem włada dzika kocica, prężąca się do gitarowych riffów. Kuszące palce basistki pulsują grzechem w rytmie szalonych bębnów.” Tego rodzaju stwierdzenie zdradza glam metalowe inklinacje. Rozumiem, że Wasza ulubiona dekada to lata 80-te?

Tak słuchamy i wzorujemy się głównie na zespołach lat  80. i 90.

A Ty osobiście masz jakieś swoje ulubione kapele z tego okresu?

Najczęściej słucham Aerosmith, Bon Jovi, Guns N’ Roses, Kiss, Mötley Crüe, Black Label Society, AC/DC, czyli typowa magiczna klasyka rocka. Ich twórczość najbardziej do mnie przemawia. Jeszcze Scorpions też bardzo często.

Rzeczywiście same klasyczne nazwy. Czy wierzysz, że klasyczne gitarowe brzmienia mają jakąkolwiek przyszłość w mainstreamie? Wierzysz, że klasycznie ciosany rock and roll wróci do łask?

Bardzo bym chciała w to wierzyć, ale niestety w tej kwestii jestem realistką z patrząc do czego ten świat i rynek muzyczny zmierza. W brzmieniu rock and rolla jest coś niezwykłego i magicznego. Kiedyś ludzie potrafili to poczuć i się temu poddać. Ale we współczesnym świecie gdzie rządzi plastik i technologia, otaczanie się coraz większą ilością materialnych rzeczy zamiast ludźmi sprawia, że zanika umiejętność  czucia czegokolwiek. Mogę to potwierdzić również jako masażystka. Jednak wspólnie z zespołem próbuję to zmienić i mam nadzieję, że wraz z podobnymi nam zespołami zainspirujemy ludzi do częstszego słuchania gitarowych brzmień. Zresztą w  tej muzyce silnym elementem jest bunt. Jak kiedyś w jakimś wywiadzie powiedział Andrzej Nowak, teraz ludzie już się nie buntują w sztuce. Kiedyś śpiewali „pójdę pod wiatr i nie ustanę” a teraz „po co mam biec pod wiatr, jeśli wieje w dobrą stronę.”

Wy gracie bardzo klasycznie, Wasza muzyka kojarzy mi się z takimi zespołami jak Femme Fatale czy Phantom Blue. Powiedz mi, w jaki sposób w ogóle doszło do rozpoczęcia Waszej współpracy w tym składzie?

Zespół stworzył gitarzysta Wojtek. On do mnie napisał, że tworzy nowy skład w Warszawie. Wysłał mi ze 3 kawałki i zapytał czy bym nie chciała z nimi spróbować. Miał też już upatrzonego perkmana, Artura, z którym zresztą nadal gramy. Nasza pierwsza próba trwała 8 godzin. Od razu się ze sobą dogadaliśmy, a następnie znaleźliśmy wokalistkę.

W sieci krąży już całkiem sporo Waszego materiału. Czy planujecie wydać pełnowymiarowy album? Jeśli tak to czy będzie on powtarzał znane już nagrania, czy może nagracie swoje piosenki jeszcze raz, czy też może znajdą się na nim zupełnie premierowe utwory?

Ruszył już proces tworzenia nowych kawałków. Ich wersje studyjne za jakiś czas powinny się ukazać w sieci. Tym razem idziemy w stylu zapoczątkowanym przez utwór „Love Killer”.

Porozmawiajmy teraz o sprzęcie. Na większości ostatnich zdjęć widać Cię z epiphonowską kopią Thunderbirda. Czemu akurat to wiosło?

Wcześniej grałam na zupełnie innym basie, ale pewnego dnia mi się przyśnił taki model (to nie jest metafora naprawdę mi się przyśnił) i już nie mogłam o nim zapomnieć. Zakochałam się od razu, wyszukałam w necie, że Epiphone ma taki model, a więc poszłam do sklepu go wypróbować i już był mój. Nie mogłam się tej gitarze oprzeć. Wzięłam ją też z potrzeby bardziej wyrazistego brzmienia niż miałam w moim poprzednim Warwicku.

Ja osobiście wolę Mayonesy, ale miałem okazję pograć zarówno na gibsonowskim Thunderbirdzie jak i na takim jak Ty masz. To rzeczywiście świetny bas. Do czego go wpinasz?

Na koncerty zabieram na razie tylko głowę Ampega, PF 350, ale poluję na Ampega Vintage, żeby uzyskać bardziej klasyczne brzmienie

A co znajduje się w trakcie koncerty pod Twoimi nogami? Używasz jakiś kostek czy tak jak ja preferujesz bezpośrednie wejście we wzmacniacz?

Zdecydowanie preferuję bezpośrednio, tak jak i Wojti. Nie lubię jak coś mi się plącze pod nogami, haha.

Mieliście okazję supportować jedną z moich ulubionych kapel, szwedzki Thundermother. Do dziś mi szkoda, że mnie tam nie było. „Rock N’ Roll Desaster” to jeden z najczęstszych gości w moim odtwarzaczu w aucie. Jak wspominasz tamten koncert?

O tak to był dobry koncert. Wszystko poszło świetnie, niezwykła energia. Miło wspominamy ten koncert. Dziewczyny z Thundermother to zajebiste rockowe laski. Mieliśmy okazję spędzić z nimi trochę czasu po koncercie wymieniając sporo pozytywnej energii.

Serdeczne dzięki za wywiad.

Dziękuję również.

Pytał: Patryk Pawelec

Dodaj komentarz