OCN – Maciej Wasio (10.04.2013)

ocn w studio


Grupa OCN rozpoczyna nowy rozdział w działalności – niewątpliwie. Zmiana nazwy, czy też fakt, że zaczęli pisać teksty w języku angielskim, to wyraźne tego dowody. Od poniedziałku na półkach sklepowych znajdziecie nowy album – „Waterfall”, wydany pod skrzydłami Warner. Dlatego tak nowej płyty jak i zmian dotyczył nasz wywiad z liderem formacji – Maciejem Wasio.


OCN

Nasze pierwsze pytanie dotyczy zmiany nazwy. Polska nazwa „Ocean” funkcjonowała od początku istnienia grupy. Po polsku śpiewaliście i nagrywaliście płyty więc skąd pomysł na zmianę „Ocean” na „OCN” ?

Zadecydowało o tym kilka kwestii. Mieliśmy kłopot z tym, że często byliśmy tytułowani „z angielszczyzny” to raz. Niewątpliwie chodziło też o zaznaczenie jakiegoś nowego momentu w zespole z tego względu że „Waterfall” to pierwsza płyta nagrana przede wszystkim po angielsku i pierwsza płyta nagrana w tym składzie i to takie troszeczkę nowe rozdanie dla nas. Nie ma też co ukrywać i też warto zaznaczyć, że nie jest to „sensu stricte” zmiana nazwy. Ja to bardziej nazywam skróceniem nazwy. Tak naprawdę wymawiając „OCN” fonetycznie dalej jesteśmy po prostu „Oceanem”. Jest to więc raczej wyprostowanie sytuacji związanej z nazwą. Nie ma też co ukrywać, że nazwa „Ocean” jest już tak bardzo mocno „otrzaskana” i tak często wykorzystywana, że z tego co się orientuje w samych Niemczech jest kilka zespołów o tej samej nazwie, dodatkowo w Czechach jest zespół „Ocean”, o Stanach już nie mówię, bo tam zespół „Ocean” funkcjonował chyba w latach 70-tych. Stwierdziliśmy, że to dobry moment. Wymawiając „OCN” dalej jesteśmy „Oceanem”, jest nas trzech, litery są trzy i wszystko zaczęło do siebie pasować.

No i nowa nazwa jest bardziej „Google” friendly

To jest też niewątpliwie fajny argument. Tak jak mówię połączenie bardzo wielu sytuacji i bardzo wielu zbiegów okoliczności. Sądzę że wyjdzie to tylko i wyłącznie fajnie. Nawet plastyczność samej nazwy w obsłudze graficznej i jak to zauważyłeś w obsłudze Googlowo – marketingowej działa ewidentnie „in plus”.

Jak to się stało, że udało Wam się trafić „pod skrzydła” Warner?

To pytanie pada bardzo często szczególnie od znajomych z branży i od zaprzyjaźnionych zespołów. Odpowiedź jest bajecznie prosta. Nie zrobiliśmy nic więcej jak zarejestrowanie piosenki „Waterfall” w języku angielskim i rozesłanie jej po mediach. Trafiło to w ręce ludzi z polskiego oddziału „Warnera”, oni przesłali to do centrali europejskiej w Niemczech i w zasadzie tego samego dnia dostali odpowiedź, że firma „Warner” jest zainteresowana podpisaniem z nami międzynarodowego kontraktu. Tak że historia jest bardzo krótka i paradoksalnie bardzo prosta.

„Waterfall” powstał jako pierwszy utwór, następne pomysły „posypały” się po nim. Czy rozsyłaliście materiał jak był już cały gotowy czy jedynie ten numer? Chodzi mi o to czy w momencie gdy dostaliście się do „Warnera” zmieniło się coś w Waszym podejściu do komponowania bo jakby na to nie patrzeć jesteście teraz pod opieką jednego z „majorsów”.

Płyta była cała napisana. Ale mogę Ci zdradzić zupełnie szczerze, że firma „Warner” przed podpisaniem z nami kontraktu słyszała tylko jedną piosenkę i mieliśmy pełną swobodę działania. W zasadzie resztę materiału usłyszeli dopiero w momencie kiedy pojawili się w studio żeby zobaczyć jak nam idzie praca. Zresztą lwia część materiału z „Waterfall” była już gotowa, sporo materiału graliśmy już w trakcie Festiwalu w Sziget i był to tak naprawdę nasz pierwszy międzynarodowy występ.

Co skłoniło Was do „przesiadki” z tekstów polskich na angielskie?

Rozmawialiśmy o tym, że głupio byłoby nie spróbować szczególnie w kontekście tego, że ja nie mam bariery językowej z tego względu, że przez wiele lat pracowałem w firmie amerykańskiej i dość często bywałem w Stanach i mam swobodę wymowy. Wspomniany Sziget był przełomem ponieważ pojawiła się opcja konkursu organizowanego przez ten jeden z największych festiwali w Europie. Wysłaliśmy 3 piosenki, które później znalazły się na naszej płycie i były to już utwory z tekstami angielskimi. Była to właśnie wspomniani piosenka „Waterfall”, piosenka „”Desire” i „The First Cut”. Co śmieszniejsze to pierwsze trzy piosenki które znalazły się na naszym albumie. Wysłaliśmy je na konkurs a oddźwięk był o tyle dobry że go wygraliśmy i zostaliśmy zaproszeni na festiwal. Sam występ był też bardzo dużym przeżyciem gdyż zaprezentowaliśmy cały materiał z nowej płyty poza jedną piosenką, zagraliśmy też część utworów z naszego starszego dorobku, wszystkie w język angielskim. Impreza była olbrzymia, 27 scen niemal pół miliona osób i tak się złożyło że nieszczęśliwie zaczęliśmy. Zaczęliśmy grać do prawie pustego namiotu koncertowego z kilkunastoma osobami w środku ale za to skończyliśmy już dla pełnej publiczności. Energia którą dostaliśmy i sam fakt przyjęcia przez publiczność i później referencje jakie wystawił nam organizator Festiwalu sprawiły że zaświeciła nam się lampka, że może nie warto mieć kompleksów i że warto coś dalej w tym kierunku zrobić. Wróciliśmy do Polski, zarejestrowaliśmy piosenkę „Waterfall” no i o całej historii wspomniałem ci już wcześniej. Dostaliśmy propozycje bardzo fajnego kontraktu za którym poszła też umowa z bardzo dobrą agencją menagmentową którą dzielimy aktualnie z takimi artystami jak „Plan B” czy „Switchwood”, Więc jest to kolejna miła reakcja na nasz pierwszy materiał po angielsku.

Płyta Waterfall pojawiła się już do odsłuchania w sieci. Jeśli chodzi o konstruktywną krytykę zbiera raczej dobre opinie ale trafiają się i takie mniej przyjemne. Czy to zazdrość, czy też typowa polska złośliwość?

Typowa polska złośliwość jest już w zasadzie legendarna i wpisana jest w nasze cechy narodowe. Zgodnie z zasadą: „Panie Boże mam cztery krowy a mój sąsiad ma pięć, spraw aby mu ta piąta zdechła”.. Ciężko mi się na ten temat wypowiadać. Na tyle długo się tym zajmujemy że bardzo chętnie podyskutujemy i przyjmiemy każdą formę jak to ładnie nazwałeś konstruktywnej krytyki. Natomiast bełkot „hejterów” internetowych jest wyraźnym znakiem tego, że ktoś zauważa to co robisz.

Skąd wziął się pomysł na nazwę płyty „Waterfall”. Jest tak samo „mokra” jak nazwa zespołu (śmiech).

Od piosenki „Waterfall”. Nie ma co ukrywać, że bardzo dużo jej zawdzięczamy, niesie też ze sobą przekaz tekstowy który jest dość istotny szczególnie dla mnie jako dla tekściarza zespołu i trochę opisuje mój stan serca i umysłu i pokazuje to, że wiele rzeczy mi się przewartościowało i mój system wartości został zbudowany jakby od nowa. I właśnie o tym jest tekst „Waterfall”. O ucieczce do natury, poznawaniu świata na nowo i dostrzeganiu tego co jest tak naprawdę istotne. Ten utwór był dla nas na tyle ważny że oczywistym stało się to, że powinien stać się utworem tytułowym nowej płyty

Za produkcję płyty „Waterfall” odpowiedzialny jest Vance Powell, facet dość dobrze znany w branży, za miks odpowiedzialny jest Richard Dodd też znane nazwisko, oprócz gości z zagranicy pomagali wam również Polacy. Jak to się stało że doszło do tej współpracy, że zaangażowaliście tyle znanych postaci z branży żeby dopracować album?

Zaczynając od góry czyli od osoby Vance’a. Poznaliśmy się w trakcie jego pobytu w Polsce na jednym festiwalu, zamieniliśmy kilka miłych zdań przez barierki po koncercie na którym był realizatorem, rozmowa była na tyle miła, że Vance dał mi swój prywatny numer telefonu i zaprosił do Nashville. Tak się złożyło że miesiąc później byłem w Stanach i postanowiłem go odwiedzić. Spędziliśmy fantastyczny dzień, zaistniała między nami przysłowiowa „chemia”, świetnie nam się rozmawiało i tak od słowa do słowa Vance rzucił propozycję, że chciałby popracować przy nowej płycie „Oceanu”. Nową płytą była akurat „Wojna Świń”. Namówił nas żeby zarejestrować ją na „setkę” czyli na żywo i następnie miksował ją w swoim studio w Nashville. Tak zaczęła się nasza przygoda. Warto zaznaczyć że to właśnie Vance mocno namawiał nas na spróbowanie swoich sił z tekstami angielskimi. Okazja nadarzyła się przy nagraniu pierwszego singla czyli „Waterfall”. W pierwotnej wersji zarejestrowaliśmy go sami a Vance odpowiedzialny był za miks. Już wtedy jednak zaznaczył, że materiał na tyle mu się podoba i jest na tyle inny i w końcu w języku angielskim, że chciałby trochę szerzej z nami nad nim popracować. Tak też się stało. Stał się oficjalnym producentem nowego krążka, zdecydował się na przylot do studia „Custom 34” którego jednym z szefów jest Piotr Łukaszewski który bardzo intensywnie i mocno nas wspierał w całym procesie powstawania płyty. Vance pierwotnie miał zostać tylko na rejestracji partii instrumentalnych, partie wokalne mieliśmy nagrywać osobno. W trakcie sesji poprosił o przebukowanie biletu, pozostał dłużej i zarejestrował również wszystkie wokale. Niemal wszystkie. Tu bym skłamał. Ostatnie szlify wokalne wykonaliśmy w naszym wrocławskim studiu pod okiem genialnego polskiego producenta Marcina Borsa. Z tym materiałem, z tymi ścieżkami udaliśmy się do Nashville tak aby w studiu Vance’a Powella już tam na miejscu zmiksować cały materiał. Za mastering podobnie jak przy poprzednim albumie odpowiedzialny jest Richard Dodd z którym Vance dość regularnie współpracuje i który to nadał ostatnie szlify i ostateczną barwę całemu krążkowi.

Do nowej płyty przygotowaliście dwa teledyski

Tak

W pierwszym z nich ganiacie po lesie, drugi to jakby „Behind the scenes” ze studia. Nie było planów sfilmowania jakiegoś morskiego czy też rzecznego krajobrazu?

Były takie plany. Nawet z ekipą moich przyjaciół z którymi intensywnie surfuję i razem szukamy dużych fal i sztormów w okolicy a czasem w bardzo odległych częściach naszego globu wybraliśmy się do Danii na wielki sztorm. Tyle że sztorm był tak wielki a my byliśmy tak głodni pływania, że zamiast kręcić ujęcia całe dnie spędzaliśmy na wodzie. Natomiast „co się odwlecze to nie uciecze” ponieważ pomysł siedzi nam ciągle w głowach, trzymaliśmy go też tak trochę na ostatnią chwilę ponieważ cały temat wodny uwzględniony został w końcu na naszej okładce.

Z innej beczki. Jakie to dla Was uczucie gdy przeje przejeżdżacie szmat drogi na jakiś koncert a tu pod sceną wszyscy śpiewają z Wami każdy utwór?

Powiem Ci, że tak naprawdę nie ma lepszego uczucia. Dzisiaj prowadziłem rozmowę w trakcie jednego z wywiadów właśnie na temat tego jak ciężko jest funkcjonować w branży muzycznej w Polsce i można chyba ogólnie powiedzieć wszędzie i że nie jest to łatwy kawałek chleba. Natomiast piękny jest moment gdy stoisz na scenie, patrzysz na ludzi dla których stworzyłeś te całe emocje i energie włożoną w te dźwięki, że dla nich jest to bliskie i istotne. A i oni potrafią czasem przejechać szmat drogi żeby z nami obcować na żywo. Ciarki które są na tyłku absolutnie rekompensują wszystkie trudy i są ludzie którzy dali by się pokroić i oddaliby wszelkie majątki jakimi dysponują za to żeby tak się poczuć chociaż przez chwilę. A my możemy tak się czuć dość regularnie. To też zasługa Vance’a, że otworzył w nas „czakramy” które sprawiły że tak gramy na żywo i że tą energię słychać też w nagraniach w studio. Obawialiśmy się i bardzo wiele osób straszyło nas tym jak to będzie kiedy zaczniemy śpiewać po angielsku. Koncerty jesienne na których graliśmy lwią cześć utworów z płyty „Waterfall” pokazały nam, że utwór taki jak właśnie tytułowy „Waterfall” mimo że jest w języku angielskim może być chóralnie odśpiewany przez całą sale. I to jest też bardzo piękne uczucie.

A jakie koncerty wolicie grać? Tradycyjne czy akustyczne?

To jest bardzo trudne pytanie. To tak jakbyś zapytał kogoś o ulubione danie. Każdy koncert jest tak naprawdę inny. Grało nam się świetnie kilka koncertów akustycznych natomiast energia i show z rozkręconymi „piecami” to jest też zupełnie inna bajka. Ciężko tutaj o werdykt natomiast ja bym się chyba zdecydowanie składał przy tym że zespół rockowy jest od tego żeby hałasować więc jednak stawiałbym na koncerty elektryczne

Chciałbym wrócić do faktu umieszczenia płyty w Internecie do odsłuchu strumieniowo. Czy uważacie że umieszczanie materiałów w sieci to dobry pomysł na promocje? Z jednej strony to odkrywanie wszystkich kart

I tak i nie. Żyjemy w takich czasach że ta płyta tak czy owak znajdzie się w Internecie a tutaj przynajmniej mamy kontrolę nad tym żeby była przynajmniej w dobrej jakości, w dobrym formacie, na dobrym portalu i żeby była widoczna. Z drugiej strony według mnie mamy takie poczucie zrobienia czegoś fajnego i troszeczkę możemy popolemizować z opcją kupowania „kota w worku”. Każdy może tej płyty posłuchać i zdecydować czy ona jest warta tego żeby wydać na nią cenne jak nigdy parę złotych. Fakt też jest taki że bardzo pieczołowicie ekipa która odpowiada za nasze teledyski i za cały design nowej płyty genialnie przygotowała okładkę i sądzę że muzyka to jeden element natomiast każdy kto weźmie tą okładkę to rąk będzie pod dobrym jej wrażeniem bo powiem tak szczerze że ze świecą szukać tak pięknie wydanego i wyprodukowanego nośnika . Więc tutaj pozamuzyczny aspekt artystyczny może też skłonić ludzi żeby poza odsłuchaniem muzyki strumieniowo w necie zainwestować w samą płytę.

W związku z tym że album jest po angielsku myślę że będzie jakaś próba „ataku” na zagraniczne rynki. Jakie są plany promocji zagranicznej?

Tak naprawdę to ciężko nas o to pytać. Ja wiem że podpisaliśmy międzynarodowy kontrakt z olbrzymim potentatem, teraz związaliśmy się jeszcze z agencją managementową, płyta w zasadzie ukaże się na dniach i tak naprawdę ta machina rusza. Może wydarzyć się wszystko. Bardzo lubię mówić o faktach w momencie kiedy są faktami. Nie jestem specjalistą od „gdybania”. Wiemy tylko tyle że mamy dobra płytę z którą bez wstydu jesteśmy w stanie się pokazać gdziekolwiek za granicą, wiemy że Vance otworzył nam oczy, że jesteśmy w stanie złapać komunikację również poza naszym krajem, śmiało tworzyć fajną energie i wysyłać fluidy w języku angielskim więc pod tym względem zespół jest gotowy. Stary materiał, wszystkie nasze „największe przeboje” również mają swoje wersje angielskojęzyczne więc jesteśmy gotowi. Co się wydarzy? Pokaże czas

Najbliższe plany zespołu? Może oprócz takich oczywistych typu koncerty promujące album.

Chyba wymieniłeś nasze najbliższe plany. Nie ma co ukrywać że firma dość poważnie podeszła do tematu promocji. Cały dzisiejszy dzień już jesteśmy na telefonie, cały wczorajszy dzień to również promocja płyty, od poniedziałku rozpoczynamy „press tour” w Warszawie który potrwa tydzień lub 10 dni i tak powoli wkraczamy w maj który jest już miesiącem scricte koncertowym. Oczywiście we wtorek czeka nas w końcu wymarzony koncert premierowy. Generalnie zatęskniliśmy za koncertami po jesiennej trasie więc nie możemy się doczekać. Natomiast cały maj koncertujemy, cały sierpień koncertujemy, są już terminy i festiwale na lipiec no i bardzo intensywne działanie jesienne. Czekamy też na pierwsze daty zagraniczne więc telefony cały czas na oczekiwaniu a i my jesteśmy w gotowości

Może na koniec. Czego możemy wam życzyć na początku tego nowego rozdziału drogi muzycznej

Powiem tak. Przede wszystkim tego żeby ta muzyka miała szansę dotrzeć do maksymalnej ilości osób które będą same w stanie ocenić czy jest to warte ich zainteresowania czy nie. Sadzę że jest bardzo wiele osób których taka sytuacja może zaskoczyć i też otrzymujemy całą masę komentarzy że wiele osób nie zdawało sobie sprawy że tak może grać zespół z Polski co dla nas jest ogromnym komplementem. Więc prosimy o wysyłanie dobrej energii w naszą stronę i trzymanie kciuków

Bardzo dziękujemy za rozmowę i poświęcenie czasu

Całą przyjemność po mojej stronie

Pytania: Irek Dudziński / Piotr Spyra

Dodaj komentarz