OCEANSIZE – Gambler (09.09.2010)

OCEANSIZE - Self Preserved While The Bodies Float Up

Oceansize niebanalnym zespołem jest. Również w podejściu do wywiadów… Jesienią piątka z Manchesteru zagra koncert w Warszawie, portalowi RockArea nie tylko o wizycie w stolicy – opowiedział gitarzysta ukrywający się pod pseudonimem Gambler. Opowiedział w iście montypythonowskim stylu…


Przede wszystkim gratulacje za nowy materiał. Porównując z poprzednimi płytami Oceansize, „Self Preserved While The Bodies Float Up” zawiera raczej krótsze i prostsze kawałki. Skąd taka zmiana?

Zgodziłbym się z tym, że te utwory są krótsze, ale w żadnym przypadku nie mniej skomplikowane. Nie mieliśmy żadnego planu pod hasłem: „Tym razem piszemy krótsze kompozycje”, tak po prostu wyszło. Wydawało nam się, że osiągnęli to, o co nam chodziło pod względem kompozytorskim i nie czuliśmy potrzeby, żeby nadal siedzieć nad tymi utworami.


Czy nowe kompozycje narodziły się z „owocnych jam sessions”, jak to zdarzało Wam się w przeszłości?

Moim zdaniem „owocne jam sessions”, połączone z pieprzonymi historiami z grzybkami to rzeczy, które powinny być przypisane do płyty „Room 101”. Tak naprawdę nie urządzamy już jamów, na pewno nie w stylu „stonerowsko – hippisowskim – poimprowizujmy przez sześć godzin i zobaczymy co się wydarzy”. Większość utworów na nowy album nie narodziła się z jamowania i dużo lepiej na tym wyszły.


Który kawałek z nowego albumu mieliście gotowy jako pierwszy? Który sprawił Wam najwięcej problemów, zanim otrzymał swój ostateczny kształt?

– Myślę, że „Build Us A Rocket Then…” został ukończony jako pierwszy. Nie zajął nam zbyt wiele czasu.. Nieco dziwna historia wiąże się natomiast z „A Penny’s Weight”, pierwotnie był to ładny, prosty siedmiominutowy rockowy kawałek, ale po kilku tygodniach pracy i prób ukończenia go, zdaliśmy sobie sprawę, że coś z nim jest nie tak. Wzięliśmy więc końcowy fragment i na jego bazie opracowaliśmy zupełnie inny utwór. Wstawiliśmy tam trochę niezwykle wysokich partii wokalnych i altówki, natychmiast zadziałało…


Wasza muzyka sprawia nie lada problem recenzentom, którzy lubią upychać zespoły w konkretnych szufladkach, co jest jednak niemożliwe w przypadku Oceansize. Jak opisałbyś Wasz styl? Czy wyznaczacie sobie jakieś granice podczas komponowania i nagrywania nowych płyt?

Sądzę, że nasza muzyka jest w pewnym sensie progresywna, nawet jeśli są pewne konotacje związane z tym słowem. Wiele osób uważa, że na sporo pozwalamy sobie w naszej twórczości i wydaje mi się, że to jest jakaś miara. Nie piszemy muzyki dla nikogo innego poza nami samymi. Jeżeli ludzie uważają, że staromodne etykietki oraz dłuższe bądź krótsze kawałki, zmiany tempa są takim.. pofolgowaniem sobie – w porządku. Dla nas, wszystkie te rzeczy są po prostu interesującymi muzycznymi narzędziami, których lubimy używać, by dobrze się bawić.


Zostały Wam jakieś niewykorzystane kawałki z ostatniej sesji, które umieścicie na mini albumie lub singlach?

Jest mnóstwo pomysłów błąkających się po naszych twardych dyskach, ale żaden z nich nie ma ukończonej formy.


W przeszłości, po Wasze utwory chętnie sięgali reżyserzy filmowi. Mieliście już jakieś poważne oferty co do nowych kompozycji?

Jeszcze nie, ale mamy nadzieję, że coś się urodzi z tego. Liczę na to, że Sylvester Stallone zabierze się za kręcenie siódmej części „Rocky’ego”, a my zrobimy ścieżkę dźwiękową do tego filmu.


Macie swoją ulubioną mowę Oscarową wszechczasów? („Oscar Acceptance Speech”). Taki a nie inny tytuł był wynikiem Waszych filmowych fascynacji?

Myślę, że ten utwór jest o sławie i wszystkim co z nią związane, ale nie jestem pewien, musiałbyś zapytać Mike’a. Wszyscy uwielbiamy filmy i jestem przekonany, że zgodzisz się z tym, że „Rocky 3” (co on z tym Rocky’m? – przyp.red.) to film wszechczasów… Razem z „The Goonies”.


Czyim pomysłem była ta piękna, nastrojowa koda w tym utworze?

To dzieło Stevena, naszego basisty. Kilku z nas zaaranżowało partie smyczkowe na ten album i właśnie Steven przygotował ten kawałek. Bardzo utalentowany z niego gość. Lubi też grać na basie mając na sobie tylko maskę i sprośne majtki… niestety nie robi tego w Oceansize…


Co wywarło na Was takie wrażenie w albumie „Nothing’s Shocking”, że zdecydowaliście się nazwać swój zespół od tytułu jednego z utworów z tej płyty?

To zasługa Jona, naszego pierwszego basisty. On i Mike byli wielkimi fanami Jane’s Addiction i ta właśnie nazwa była próbą zdefiniowania tego, co próbowali osiągnąć. Szczerze mówiąc, ja akurat nigdy nie byłem wielkim fanem tej kapeli, ale akurat kawałek „Oceansize” jest całkiem fajny.


Gdzie tkwi sekret tej niezwykłej „chemii” między Wami? Skład Oceansize zmienił się tylko raz na przestrzenia tych 12 lat, a przecież znaliście się jeszcze w collegu…

Nie wszystko było takie łatwe, uwierz mi. Myślę, że z wiekiem nauczyliśmy się tolerowania siebie w znacznie większym stopniu. Nie zrozum mnie źle, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale kiedy spędzasz tyle czasu z tymi samymi ludźmi, przyjaźń zostaje wystawiona na poważną próbę. Tego lata zrobiliśmy sobie przerwę od siebie, dzięki temu teraz wszyscy z niecierpliwością czekamy na trasę koncertową. Myślę, że to tak jak w każdym związku, nieobecność sprawia, że mija ci ochota by dać komuś po gębie…


Postrzegasz Oceansize jako spadkobierców sceny manchesterskiej?

K…, w żadnym razie! Osobiście nie znoszę żadnej z kapel z okresu zwanego „Madchester”. The Stone Roses, Happy Mondays, The Charlatans, nawet The Smiths and Joy Division. G… dla mnie znaczą. . Jeżeli szczytem jakiegoś gatunku muzycznego jest silne uzależnienie od heroiny i pajac grający na marakasach – możesz mnie od razu wyłączyć z czegoś takiego…


Jeszcze jedno pytanie dotyczące Manchesteru, tym razem kompletnie nie związane z muzyką. City czy United?

Piłka nożna to gra dla „closet-homosexual-tory-wifebeaters” (sorry, ale tym razem postanowiłem zostawić w wersji autorskiej – przyp. red.) i nie zamierzam brać w tym udziału. Golf natomiast…


Czego polscy fani mogą spodziewać się po Waszym jesiennym koncercie?

Hałasu/wrzasków/potu/połamanych efektów gitarowych/ piwa/facetów/kobiet/psów/zatyczek do uszu/nowych kawałków/starych kawałków/biegania/grania/pozacielesnych doświadczeń/ aktów objawień/spontanicznego spalania…


Ostatnie słowo dla Czytelników portalu RockArea należy do Ciebie…

Wybaczcie jeśli, niektóre spośród moich wypowiedzi wydają się przykrótkie i chaotyczne, ale bardzo się spieszę. Mój wzmacniacz się zepsuł, a muszę go dostarczyć Dave’ovi do wpół do czwartej. Wierzę, że odpowiedziałem na pytania najlepiej jak potrafiłem i nie było w nich oszukiwania i robienia z siebie głupka.. Do zobaczenia w Warszawie.

Pytał: Robert Dłucik

Dodaj komentarz