Oceansize niebanalnym zespołem jest. Również w podejściu do
wywiadów… Jesienią piątka z Manchesteru zagra koncert w Warszawie,
portalowi RockArea nie tylko o wizycie w stolicy – opowiedział
gitarzysta ukrywający się pod pseudonimem Gambler. Opowiedział w iście
montypythonowskim stylu…
Przede wszystkim gratulacje za nowy materiał. Porównując z
poprzednimi płytami Oceansize, „Self Preserved While The Bodies Float
Up” zawiera raczej krótsze i prostsze kawałki. Skąd taka zmiana?
Zgodziłbym się z tym, że te utwory są krótsze, ale w żadnym przypadku
nie mniej skomplikowane. Nie mieliśmy żadnego planu pod hasłem: „Tym
razem piszemy krótsze kompozycje”, tak po prostu wyszło. Wydawało nam
się, że osiągnęli to, o co nam chodziło pod względem kompozytorskim i
nie czuliśmy potrzeby, żeby nadal siedzieć nad tymi utworami.
Czy nowe kompozycje narodziły się z „owocnych jam sessions”, jak to zdarzało Wam się w przeszłości?
Moim zdaniem „owocne jam sessions”, połączone z pieprzonymi historiami z
grzybkami to rzeczy, które powinny być przypisane do płyty „Room 101”.
Tak naprawdę nie urządzamy już jamów, na pewno nie w stylu „stonerowsko –
hippisowskim – poimprowizujmy przez sześć godzin i zobaczymy co się
wydarzy”. Większość utworów na nowy album nie narodziła się z jamowania i
dużo lepiej na tym wyszły.
Który kawałek z nowego albumu mieliście gotowy jako pierwszy? Który
sprawił Wam najwięcej problemów, zanim otrzymał swój ostateczny kształt?
– Myślę, że „Build Us A Rocket Then…” został ukończony jako pierwszy.
Nie zajął nam zbyt wiele czasu.. Nieco dziwna historia wiąże się
natomiast z „A Penny’s Weight”, pierwotnie był to ładny, prosty
siedmiominutowy rockowy kawałek, ale po kilku tygodniach pracy i prób
ukończenia go, zdaliśmy sobie sprawę, że coś z nim jest nie tak.
Wzięliśmy więc końcowy fragment i na jego bazie opracowaliśmy zupełnie
inny utwór. Wstawiliśmy tam trochę niezwykle wysokich partii wokalnych i
altówki, natychmiast zadziałało…
Wasza muzyka sprawia nie lada problem recenzentom, którzy lubią
upychać zespoły w konkretnych szufladkach, co jest jednak niemożliwe w
przypadku Oceansize. Jak opisałbyś Wasz styl? Czy wyznaczacie sobie
jakieś granice podczas komponowania i nagrywania nowych płyt?
Sądzę, że nasza muzyka jest w pewnym sensie progresywna, nawet jeśli są
pewne konotacje związane z tym słowem. Wiele osób uważa, że na sporo
pozwalamy sobie w naszej twórczości i wydaje mi się, że to jest jakaś
miara. Nie piszemy muzyki dla nikogo innego poza nami samymi. Jeżeli
ludzie uważają, że staromodne etykietki oraz dłuższe bądź krótsze
kawałki, zmiany tempa są takim.. pofolgowaniem sobie – w porządku. Dla
nas, wszystkie te rzeczy są po prostu interesującymi muzycznymi
narzędziami, których lubimy używać, by dobrze się bawić.
Zostały Wam jakieś niewykorzystane kawałki z ostatniej sesji, które umieścicie na mini albumie lub singlach?
Jest mnóstwo pomysłów błąkających się po naszych twardych dyskach, ale żaden z nich nie ma ukończonej formy.
W przeszłości, po Wasze utwory chętnie sięgali reżyserzy filmowi. Mieliście już jakieś poważne oferty co do nowych kompozycji?
Jeszcze nie, ale mamy nadzieję, że coś się urodzi z tego. Liczę na to,
że Sylvester Stallone zabierze się za kręcenie siódmej części
„Rocky’ego”, a my zrobimy ścieżkę dźwiękową do tego filmu.
Macie swoją ulubioną mowę Oscarową wszechczasów? („Oscar Acceptance
Speech”). Taki a nie inny tytuł był wynikiem Waszych filmowych
fascynacji?
Myślę, że ten utwór jest o sławie i wszystkim co z nią związane, ale
nie jestem pewien, musiałbyś zapytać Mike’a. Wszyscy uwielbiamy filmy i
jestem przekonany, że zgodzisz się z tym, że „Rocky 3” (co on z tym Rocky’m? – przyp.red.) to film wszechczasów… Razem z „The Goonies”.
Czyim pomysłem była ta piękna, nastrojowa koda w tym utworze?
To dzieło Stevena, naszego basisty. Kilku z nas zaaranżowało partie
smyczkowe na ten album i właśnie Steven przygotował ten kawałek. Bardzo
utalentowany z niego gość. Lubi też grać na basie mając na sobie tylko
maskę i sprośne majtki… niestety nie robi tego w Oceansize…
Co wywarło na Was takie wrażenie w albumie „Nothing’s Shocking”, że
zdecydowaliście się nazwać swój zespół od tytułu jednego z utworów z tej
płyty?
To zasługa Jona, naszego pierwszego basisty. On i Mike byli wielkimi
fanami Jane’s Addiction i ta właśnie nazwa była próbą zdefiniowania
tego, co próbowali osiągnąć. Szczerze mówiąc, ja akurat nigdy nie byłem
wielkim fanem tej kapeli, ale akurat kawałek „Oceansize” jest całkiem
fajny.
Gdzie tkwi sekret tej niezwykłej „chemii” między Wami? Skład
Oceansize zmienił się tylko raz na przestrzenia tych 12 lat, a przecież
znaliście się jeszcze w collegu…
Nie wszystko było takie łatwe, uwierz mi. Myślę, że z wiekiem
nauczyliśmy się tolerowania siebie w znacznie większym stopniu. Nie
zrozum mnie źle, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale kiedy spędzasz tyle
czasu z tymi samymi ludźmi, przyjaźń zostaje wystawiona na poważną
próbę. Tego lata zrobiliśmy sobie przerwę od siebie, dzięki temu teraz
wszyscy z niecierpliwością czekamy na trasę koncertową. Myślę, że to tak
jak w każdym związku, nieobecność sprawia, że mija ci ochota by dać
komuś po gębie…
Postrzegasz Oceansize jako spadkobierców sceny manchesterskiej?
K…, w żadnym razie! Osobiście nie znoszę żadnej z kapel z okresu
zwanego „Madchester”. The Stone Roses, Happy Mondays, The Charlatans,
nawet The Smiths and Joy Division. G… dla mnie znaczą. . Jeżeli
szczytem jakiegoś gatunku muzycznego jest silne uzależnienie od heroiny i
pajac grający na marakasach – możesz mnie od razu wyłączyć z czegoś
takiego…
Jeszcze jedno pytanie dotyczące Manchesteru, tym razem kompletnie nie związane z muzyką. City czy United?
Piłka nożna to gra dla „closet-homosexual-tory-wifebeaters” (sorry, ale tym razem postanowiłem zostawić w wersji autorskiej – przyp. red.) i nie zamierzam brać w tym udziału. Golf natomiast…
Czego polscy fani mogą spodziewać się po Waszym jesiennym koncercie?
Hałasu/wrzasków/potu/połamanych efektów gitarowych/
piwa/facetów/kobiet/psów/zatyczek do uszu/nowych kawałków/starych
kawałków/biegania/grania/pozacielesnych doświadczeń/ aktów
objawień/spontanicznego spalania…
Ostatnie słowo dla Czytelników portalu RockArea należy do Ciebie…
Wybaczcie jeśli, niektóre spośród moich wypowiedzi wydają się
przykrótkie i chaotyczne, ale bardzo się spieszę. Mój wzmacniacz się
zepsuł, a muszę go dostarczyć Dave’ovi do wpół do czwartej. Wierzę, że
odpowiedziałem na pytania najlepiej jak potrafiłem i nie było w nich
oszukiwania i robienia z siebie głupka.. Do zobaczenia w Warszawie.
Pytał: Robert Dłucik