NOKO – Jurgen (26.06.2012)

NOKO

Niby „w środowisku” niepochlebnie wyrażamy się o programach łowiących talenty. Jeśli już jednak pojawia się w takowym grupa rockowa podświadomie jej kibicujemy. Chcemy aby taka muzyka miała szansę dotrzeć „pod strzechy”. Wśród zespołów czy wykonawców odnoszących później sukcesy częściej są finaliści niż zwycięzcy. Piję do grupy NOKO, która miała szansę zaistnieć dzięki „Must be the music”, a obecnie raczy nas debiutanckim albumem wydanym przez Metal Mind.
O udział w polsatowskim show, ale również o kwestię nowego albumu mieliśmy okazję wypytać Jurgena – wokalistę NOKO.


Jako, że jesteście właściwie debiutantami będę miał do Ciebie kilka pytań odnośnie tak płyty jak i genezy zespołu… NOKO powstał po rozpadzie Noconcreto…


Rzeczywiście zespół powstał po rozpadzie „Noconctreto” i współtworzyli go Tomek i Michał, choć tak naprawdę poza tym, że oboje w nim grali nie mamy z tym zespołem nic wspólnego. Oni chcieli grać dalej ze sobą i odezwali się do mnie poszukując wokalisty. Znaliśmy się stąd, że gdzieś kiedyś graliśmy razem jakiś koncert i zapamiętali mnie że śpiewam a mój wokal im się spodobał. Razem później znaleźliśmy „Majka” – basistę i tak powstało NOKO.

Skąd pomysł na taką właśnie nazwę zespołu. Czy ma ona jakieś powiązanie z nazwą poprzedniej grupy?

Grając w „Noconcreto” chłopaki często używali skrótu Noko dla nazwy zespołu. Po jego rozpadzie często padały pytania czy reaktywujemy Noko. Tworzyliśmy coś nowego a ta nazwa wydała nam się krótka, dźwięczna i egzotyczna. Uznaliśmy pomysł by tak nazwać zespół za bardzo dobry. Ale nie jest to żadna kontynuacja „Noconcreto”, choć bardzo szanuję to co robili „Mały” i „Radom” z tamtym zespołem.

Wkrótce po założeniu zespołu wyjechaliście na koncerty do Wielkiej Brytanii. Jak wspominasz ten czas? Podobno mało kto wierzył, że jesteście zespołem z Polski?

Tak, to był bardzo przyjemny czas, mieliśmy okazję zweryfikować nasze śpiewanie po angielsku. Faktycznie ludzie często myśleli, że jesteśmy kapelą z USA, dopiero gdy zaczynaliśmy z nimi rozmawiać orientowali się, że nasz akcent nie jest jednak amerykański i dopytywali się nas czy jesteśmy ze Szwecji, Finlandii czy też z innego z państw skandynawskich. W żadnym wypadku nie przychodziło im do głowy, że jesteśmy słowiańską kapelą. Trasa po Anglii to było w sumie 6 albo 7 koncertów w świetnych klubach nastawionych stricte na rockowe granie. Graliśmy np. w klubie, w którym pierwsze swoje koncerty grał Sex Pistols czyli w takim dość legendarnym miejscu. Fajnie było zmierzyć się z takim miejscem, tamtejszą publiką i do tego zostać dobrze przyjętym.

Nie mieliście propozycji żeby wydać tam płytę?

Nie, nie było takich propozycji. To nie wygląda wcale tak kolorowo, że jedziesz tam i nagrywasz. Jest tam dużo większa konkurencja wśród zespołów. Choć muszę powiedzieć, że nasz krajowy rynek dużo szybciej weryfikuje jakość grania zespołów. U nas zespoły, które dobrze grają utrzymują się na powierzchni a te, które sobie nie radzą nie grają koncertów i po prostu znikają. Tam jest wiele kapel, które grają kiepsko zagrają po dwie – trzy próby i już występują na scenie i to niejednokrotnie grają po trzy koncerty jednego wieczoru w różnych klubach. Koncerty, które my graliśmy były rezerwowane z góry w klubach. Odbywa się to w ten sposób, że jest gość, któremu dajesz swoje demo a on ma podpisane umowy z klubami profilowanymi pod taką a nie inną muzykę jaką akurat się zajmuje. Dzięki naszej przyjaciółce z Londynu nasze utwory trafiły właśnie do jednego z takich ludzi, spodobało mu się to co robimy i dlatego mieliśmy okazję zagrać koncerty z paroma świetnymi kapelami w dobrych klubach i co najważniejsze w dobrych terminach.

Jeżeli chodzi o Polskę, to tak naprawdę wypłynęliście na szerokie wody w ubiegłym roku gdy wystąpiliście w programie „Must Be The Music”. Jak do tego doszło, że tam wystąpiliście? Co Was do tego przekonało?

Stało się to tak, że nasz znajomy gitarzysta miał wziąć udział ze swoim zespołem w castingu do tego programu. Z uwagi na to jednak, że w tym samym czasie wypadł mu w Lublinie koncert z WOŚP nie mógł wystąpić w „Must Be The Music” i zadzwonił do nas czy nie chcielibyśmy spróbować. Co nas przekonało do tego żeby tam zagrać to to, że mogliśmy zagrać własne utwory i pokazać się z tym co robimy naprawdę, nie zmuszano nas do wykonywania coverów choć przyznam, że były takie podchody żebyśmy zagrali np. któryś z kawałków grupy Metallica. Jednak nie zgodziliśmy się na to i temat zamilkł. Poza tym nie można było wymarzyć sobie lepszej reklamy dla tego co robimy. Zagrać własne utwory przed 5 milionami publiki i to w czasie najlepszej oglądalności. Jedynym ograniczeniem był tylko czas trwania utworu. Nie można było zagrać np. siedmiominutowej suity z trzyminutowym solo. Trzeba było się zmieścić maksymalnie w niecałych trzech minutach.

Dla Adama Sztaby ( jednego z jurorów) jak i dla wielu widzów byliście zdecydowanymi faworytami do zdobycia głównej nagrody. Jednak się nie udało. Zaskoczyło Was to?

Zdecydowaliśmy się na zagranie w finale dość mocnego utworu i tak z perspektywy czasu zastanawiam się czy to był błąd czy nie. Rozpisaliśmy na naszym Facebooku ankietę czy mamy zagrać jakiś wolniejszy, balladowy kawałek czy też coś ostrzejszego, z pazurem. Ogromna większość opowiedziała się za czymś mocniejszym i tak też się stało. Ale nie mieliśmy żadnego niesmaku po tym, że nie wygraliśmy.

Może porozmawiajmy teraz o Waszej debiutanckiej płycie. Jak to się stało, że zaopiekował się Wami Metal Mind?

Szukaliśmy wydawcy dla naszego materiału, mieliśmy nagraną praktycznie całą płytę, nie były gotowe jeszcze miksy i nie było pełnego masteringu. Poszukiwaniem wydawcy zajmował się nasz manager Piotr Boimski a z uwagi na to, że Metal Mind okazał się być najbliższym naszej duszy wybór padł właśnie na nich. Metal Mind od lat zajmuje się wydawaniem płyt z muzyką taką jaką my gramy, zapewnili nam niezależność jeżeli chodzi o materiał jak i też dobór okładki a ponadto wydaję swoje płyty u nich wiele fajnych kapel jak np. Luxtorpeda z którą mieliśmy okazje zagrać parę koncertów. Pomyśleliśmy sobie „Kurcze, skoro legendarny Litza wydaje tam swoją płytę a oni wyrażają chęć współpracy z nami to czemu nie?”

Wspomniałeś o miksie płyty. Słyszałem, że materiał nagrywany był w wielu miejscach, mastering robiony był w Nowym Jorku a podobno chciał go wam zrobić gitarzysta zespołu P.O.D. Marcos Curiel.?

To nie do końca jest tak, że chciał go zrobić Curiel. Jego manager znalazł nasz profil na MySpace i odezwał się do nas. W pierwszej chwili delikatnie rzecz mówiąc podjarało nas to na maksa. Tak naprawdę jednak okazało się, że szukali zespołów, które chciałyby skorzystać stricte z usług. Niestety wszystkie koszty musielibyśmy pokryć sami. Ale kto wie? Może następną płytę?…
Ale już sam fakt, że ktoś taki zainteresował się nami jest już dla nas dużym komplementem.
Koniec końców płytę nagraliśmy sami z Grzegorzem Jędrachem – gitarzystą zespołu Goya i to amerykańskie brzmienie to duża zasługa jego i jego analogowego stołu mikserskiego. Choć używaliśmy także komputera, ale tylko w charakterze magnetofonu wielościeżkowego. Mimo tego, że płyta brzmiała świetnie i byliśmy bardzo zadowoleni z efektu końcowego to okazało się, że masteringowcy z Nowego Jorku wycisnęli z niej jeszcze więcej. Brzmi jeszcze głośniej i jeszcze szerzej.

Właśnie. Płyta brzmi bardzo „amerykańsko”. Interesuje Was zaistnienie na rynkach amerykańskich lub zachodnioeuropejskich?

Bardzo byśmy tego chcieli i tak naprawdę właśnie dlatego wydajemy płytę z angielskimi tekstami. Chcielibyśmy chociaż spróbować zaistnieć w zachodniej Europie. Metal Mind daje nam taką szanse bo płyta „Noko” ukaże się również właśnie tam a także na rynku amerykańskim i w Japonii. Będziemy mieli okazję przekonać się jak nasza muzyka jest tam odbierana. Bardzo chcielibyśmy zagrać na jakimś większym zachodnim festiwalu. Niestety w tym roku to się nam nie uda, ale może w następnym…? Będziemy próbować.

Wszystkie teksty na płycie są Twoim dziełem. Na ile są one prawdziwe a na ile jest to fikcja literacka stworzona na potrzeby tego albumu?

Tak naprawdę to z tekstami jest bardzo różnie i musielibyśmy porozmawiać o każdym z utworów z osobna. Każdy z nich jest o czymś innym i różne rzeczy mną kierowały, gdy je pisałem. Czasem jest to jakieś moje przeżycie i przemyślenia z nim związane, czasem jest to jakieś „gdybanie” a czasem po prostu to próba uchwycenia jakiegoś ulotnego klimatu swoimi słowami. W większości tyczą się jednak duszy i życia wewnętrznego człowieka i każdy z łatwością coś z tych tekstów dopasuje do swojej historii.

Jak powstaje wasza muzyka? Tworzycie wszystko razem czy też ktoś jest najbardziej odpowiedzialny za całokształt? I skąd bierzecie pomysły na wasze utwory?

Czasem zaczyna się od jakiegoś riffu, który ktoś przyniesie na próbę, od przypadkowo zagranych dźwięków, linie wokalne robie ja sam, ja piszę teksty a chłopaki dorabiają resztę. Wszystko „do kupy” składa razem „Mały” – gitarzysta zespołu i to właśnie on jest „muzycznym szefem” w zespole. Choć jesteśmy zespołem bardzo demokratycznym to jednak on w 85 % odpowiada za wszystko.

W ubiegłym roku w Jarocinie zdobyliście Złotego Kameleona – nagrodę publiczności. Co ona dla Was znaczy i czy byliście zaskoczeni tym faktem?

Już sama możliwość wyjazdu do Jarocina zrobiła na nas ogromne wrażenie i była totalną przygodą. To, że udało nam się zdobyć nagrodę publiczności było już kompletnym szokiem. Tym bardziej, że według mnie z całym szacunkiem dla jury to właśnie Złoty Kameleon jest kwintesencją nagród przyznawanych w Jarocinie. W końcu 12 tysięcy jurorów nie może się mylić (śmiech).

Oglądałem Wasz teledysk, bardzo mi się podobał choć przyznam, że wolę klipy z obszerniejszymi scenariuszami. Dlaczego wybór padł właśnie na utwór „Bad Thoughts”?

Właśnie ten utwór był najbardziej ulubionym wśród znajomych, widzów, ludzi z wytwórni, ale także i przez nas. Uznaliśmy więc to za naturalne, że to właśnie do tego kawałka nakręcimy teledysk. Wszystko powstało w przerwie między Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem, ale z jego premierą czekaliśmy do wydania płyty. Autorem zdjęć i scenariusza do tego teledysku jest Mikołaj Jaroszewicz, autor zdjęć do zdobywcy Oskara za najlepszy film lalkowy „Piotruś i Wilk” a prywatnie mój brat i tak to właśnie rodzinnym sumptem powstał teledysk.

A teraz coś spoza muzyki. Twój faworyt na Euro 2012?

Wiesz, tak naprawdę nie jestem jakimś wiernym fanem a raczej okazjonalnym kibicem. Przyznam, ze cały czas gorączkuje się czy nasi wyjdą z grupy i mam nadzieje, że tak. Jestem pod wrażeniem tego co reprezentują sobą teraz w porównaniu z tym jak grali jeszcze 5 lat temu. Jestem także sympatycznie nastawiony do drużyny holenderskiej. Choć nie pale jointów (śmiech)
(wywiad był przeprowadzony jeszcze podczas rozgrywek grupowych przyp.red.)

Ostatnie pytanie. Masz możliwość zachęcić teraz czytających do zakupu Waszej płyty. Jakich użyjesz argumentów, aby ich przekonać?

Oj to ciężka próba. Ciężko jest nabrać dystansu do tego, co samemu się tworzy i obiektywnie to ocenić ale jeżeli chcecie posłuchać kawałek rzetelnego rockowego grania to zapraszam do wysłuchania naszego debiutanckiego krążka. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Bardzo dziękuję Ci za tą rozmowę i do zobaczenia na koncertach

Pytania: Irek Dudziński / Piotr Spyra

Dodaj komentarz