„Zapraszamy do spaceru naszymi gniewnymi ścieżkami”
„Miasto Gniewu to taka społeczna płaszczyzna ludzi, którym leży
cos na sercu i chcą we wzburzeniu o tym głośno mówić. Nie mylcie gniewu
ze złością. Jedna z funkcji gniewu jest ochrona własnego ego, własnej
wartości” – legnicka formacja Miasto Gniewu coraz sprawniej rozpycha się
łokciami na lokalnej scenie i chce ze swoim grunge`owym brzmieniem
znaleźć dla siebie miejsce na scenie ogólnopolskiej. O tym, dlaczego
grunge oraz, co wspólnego mają Legnica i Saettle rozmawiamy z MATem
(wokal), NIKO (gitara) i ROMem (perkusja) reprezentującymi ¾ formacji
Miasto Gniewu
Panowie, jak się żyje w Legnicy? Pytam, bo zastanawiam się czy Wasza nazwa odnosi się w jakiś sposób do „Małej Moskwy”?
MAT: W Legnicy żyje się dobrze, czasem kiedy jest chwila powrotu z
jakiegoś wyjazdu, czuję jakbym wracał do domu. Jest w tym jakaś magia,
odrobina mistycyzmu, działa jakiś niewidzialny mechanizm, po prostu
wszystko się zgadza, jest na swoim miejscu. Kocham moje miasto, z jego
wszystkimi wadami i zaletami. Nie powiedziałbym o Legnicy, że to Miasto
Gniewu, a w odniesieniu do czasów okupacji tych terenów przez Rosjan,
jak byłem dzieckiem „Mała Moskwa” już nie istniała, nie mogę powiedzieć
nic o tych czasach, wiem na pewno, że był to trudny czas. Dla mnie
Miasto Gniewu to spojrzenie na ludzi, zbiór emocji każdego z nas, to co
nas wszystkich w jakiś sposób ze sobą łączy. Na miejscu osoby
zaciekawionej naszą nazwą, nie traktowałbym jej w sposób bezpośredni,
raczej szukałbym odpowiedzi w słowach, w muzyce.
NIKO: W Legnicy żyje się, jak w każdym innym mieście w tych czasach –
jednym lepiej a drugim gorzej. Co do nazwy, to nie ma ona nic wspólnego z
„Małą Moskwą”, co prawda trzech z Nas dorastało w czasach rosyjskiej
okupacji i mamy z tym związane jakieś z reguły gorsze wspomnienia, choć
było to na pewno ciekawe dzieciństwo. Co do nazwy, to powstała
spontanicznie, nie mieliśmy na myśli żadnego konkretnego miasta. Miastem
Gniewu jest nasza muzyka, my w niej mieszkamy i zapraszamy do spaceru
naszymi gniewnymi ścieżkami.
ROM: Miasto Gniewu to taka społeczna płaszczyzna ludzi, którym leży cos
na sercu i chcą we wzburzeniu o tym głośno mówić. Nie mylcie gniewu ze
złością. Jedna z funkcji gniewu jest ochrona własnego ego, własnej
wartości.
Opowiedzcie, proszę krótko historię Miasta Gniewu i spróbujcie sprecyzować do kogo najcelniej trafi Wasza muzyka?
MAT: Zespół powstał dokładnie rok temu, spotkał nas ze sobą nasz wspólny
przyjaciel Tomek Dworczyk – serdeczne pozdrowienia dla niego! Pierwsze
próby były zaskakujące, nigdy nie pracowało mi się tak dobrze. Z próby
na próbą zgrywaliśmy się coraz lepiej, do tego spotykamy się często i
regularnie, dlatego w rok udało nam się dopiąć już całkiem sporo
materiału. Nie mamy sprecyzowanego odbiorcy, nasza muzyka może trafić do
fanów różnych gatunków, nie jesteśmy na wskroś brudni, czy czyści.
Znajdziesz tu sporo melodii, ale jest też bardzo dużo miejsca na ciężar,
dlatego jesteśmy wielobarwni.
NIKO: Co do naszej historii, trzeba dodać, że Roman po długiej przerwie
postanowił wrócić do bębnów, ćwiczył w swoim garażu aż postanowił razem z
Mateuszem coś pokomponować. W zasadzie ja z Romanem i Łukaszem znamy
się bardzo długo, Mateusza poznaliśmy już na próbie bez wstępnych
spotkań. Mnie z Lukiem i Romanem łączą jakieś zamierzchłe projekty
muzyczne. Po pierwszej próbie we czwórkę wiedzieliśmy już, że z tej mąki
będzie chleb a i atmosfera była przednia.
ROM: Tak było! Większość z nas wróciła do grania po latach robienia w
zyciu czegoś innego. Ale tak to jest z tworzeniem, ze sztuką – przenika
cię na wskroś. Fakt, ze przestajesz ją uprawiać nie spowoduje, że
przestanie być w Tobie, no i wylazło. Ale zogniskowaliśmy się wokół
najcenniejszego ziarna kruszcu, czyli Mata, który tak na prawdę nadaje
ton całości.
Deklarujecie się jako zespół grunge`owy. Skąd w Was pasja do
tego właśnie gatunku i czy dzielicie ją równo? Wszyscy chcielibyście
mieszkać w Seattle?
MAT: U mnie potrzebny był czas, żeby kiedyś przekonać się do w ogóle do
Rocka czy Metalu. Kiedy pierwszy raz usłyszałem „You Know You’re Right”
Nirvany, chciałem więcej, później przyszedł czas na Alice in Chains, to
trwa cały czas, podobają mi się te dźwięki, są mi bliskie, tematy
tekstów, w muzyce stawiam na szczerość, słyszę jak ktoś ściemnia. Grunge
jest bardzo autentyczny, brzmienie przypomina tę cięższą, smutniejszą
stronę naszego życia, które jest niespokojne, pełne stresu i porażek.
NIKO: Na Grunge chyba wszyscy się wychowaliśmy.. Inspiracje muzyczne
mamy różne – ja słucham Djentu, ale lubię i jazz, i trap. Myślę, że nie
ograniczamy się w słuchaniu muzyki, jeśli jest dobra to można słuchać
wszystkiego. Nasza muza to taki zlepek osobowości z nutką grunge jako
wisienką na torcie.
ROM: Po kilku wspólnie zagranych kawałkach zrozumieliśmy po prostu, co z
nas wychodzi. Zresztą nazwa to też nie przypadek, nie powstała
najpierw. Jak zdaliśmy sobie sprawy co robimy, o czym mówimy, łatwiej
było to nazywać i wyrażać. Tu też nie chodzi o pasję, ale o sposób
wypowiedzi, to nie jest tak, że my się pasjonujemy grungem. Poza tym, to
tylko nazwy. Nie chce mieszkać a Seattle, choć mógłbym czasem wpaść coś
wypić i spalić. Ale niestety, nie wszyscy nas tam już przywitają…
To fakt, takiego Seattle, jak w latach `90 już nie będzie.
Jeżeli możemy na chwilę zatrzymać się przy miastach, mieszkaniu, życiu u
graniu w nich – jak wygląda scena rockowa w Legnicy? Jak układa się
współpraca zespołów z klubami?
MAT: Scena Rockowa w Legnicy rozkwita, można byłoby napisać miliony słów
o zespołach, które w tym momencie działają i spotykają się regularnie w
naszym mieście, jest spora rotacja, czasem myślę sobie, że muzyków w
naszym mieście więcej dzieli niż łączy, zostają tylko nazwy, kolejne
powstają, na grobach tych, które umarły. Mamy tylko jeden klub, który
organizuje koncerty, ale najbardziej pomocnym punktem jest dla zespołów
naszej sceny LCK i Paweł Jurczyk. My jako Miasto Gniewu poczuliśmy się
dobrze w swoim towarzystwie, tworzymy i lubimy ze sobą przebywać, czasem
czuję jakbyśmy byli jednym organizmem, jakbyśmy byli wszyscy razem ze
sobą w idealnym związku.
NIKO: Fakt, z klubów typowo koncertowych (z profesjonalnym nagłośnieniem
i akustykami) to jest tylko Spiżarnia, wiele się dzieje w mieście jeśli
chodzi o plenery i coroczne imprezy. Zespołów jest sporo i młodych i
tych bardziej doświadczonych, wciąż się coś dzieje w tym temacie,
powstają nowe ale i czasem stara gwardia założy jakiś projekt.
Jak oceniacie kondycję grunge w Polsce? Czy możemy – według Was –
mówić o polskiej scenie grunge? Czy ten gatunek się w jakiś sposób
odradza?
MAT: Polska scena w latach dziewięćdziesiątych była, jak dobry statek,
który zdawał się dryfować po morzach, nigdy nie tonąc, a jego załoga to
przecież byli w znacznej liczbie przedstawiciele tego gatunku. Mam
wrażenie, że sporo kapel z tamtego okresu wraca, ale byłbym ostrożny i
wstrzymywałbym się ze słowami, że grunge w Polsce się odradza, słuchając
wielu kapel z Polski czuć jego wpływy do tej pory, on cały czas żyje.
NIKO: Ja osobiście się nad tym nie zastanawiam, jest kilka kapel w
Polsce które grają od lat i mają swoją publikę. Z tym grungem jako scena
i gatunkiem bym nie przesadzał. To są kapele które inspirują się starym
dobrym grungem ale każda robi to na swój sposób.
ROM: Grunge nie jest radiowy, a jak coś nie jest radiowe to nie jest
masowe. Choć, przed „Smeel like teen spirit” też nie było. Nas jako
muzyków nie interesuje jako takie odradzanie gatunków, ale po prostu
przezywanie muzyki. I tyle. A najlepiej przezywa ja się z ludżmi pod
sceną.
Mimo inspiracji amerykańskim rockiem z Seattle, charakteryzuja
Was polskie teksty. Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na tworzenie w
języku polskim i co stanowi dla tekstów Miasta Gniewu inspirację?
MAT: Gramy w Polsce i nie wyobrażam sobie, by przekazywać swoje myśli w
innym języku , niż nasz. Na pewno mamy bardzo surowy język, trudno pisze
się po Polsku. Czasem proces twórczy wymaga poświęcenia dużej ilości
czasu i po prostu pokory. W jednym zdaniu: Krew, pot i łzy. Inspiruje
nas życie, to co nas otacza, co boli, co cieszy, co pozwala przetrwać i
to co sprowadza na dno. Każdego dnia doświadczamy wielu emocji, nie mogę
pozwolić sobie na to, żeby o czymś istotnym nie wspomnieć, może jutro
już nas nie będzie? Nikt nie wie, czy będzie jakieś jutro przecież. Do
pisania podchodzę bardzo poważnie, angażują się emocjonalnie, oddaję
spory fragment siebie, traktuję jak skuteczną terapię, rozmowę ze sobą
samym. Byłoby idealnie, jeśli mógłbym dotrzeć do ludzi, którzy mają
podobne problemy, gdybym mógł w jakiś sposób im pomóc w walce o każdy
dzień. Ale w zespole zostawiam też miejsce dla innych by mogli również
pisać.
Jak wygląda proces twórczy Waszej muzyki? Jest wśród Was lider czy to, co możemy usłyszeć, to raczej efekt burzy umysłów?
MAT: Wszystko zaczyna się od pomysłu, który ktoś z nas przyniesie, zarys
tworzymy wszyscy. Nie mamy w zespole dyrygenta, dyktatora, dyrektora
naczelnego – jeśli jest do podjęcia ważny temat, siadamy razem,
wymieniamy się zdaniami, rozmawiamy, mamy swoje za i przeciw, każdy z
nas jest inny, ale nie zdarzyło się jeszcze, by któraś z decyzji nie
była podjęta wspólnie.
NIKO: Tak to właśnie wygląda – i idzie nam dosyć lekko. Nie ukrywam, że
współpraca między nami to czysta przyjemność. Z reguły nie możemy się
doczekać próby, żeby wspólnie pohałasować.
ROM: Jesteśmy zajebiście zgranym zespołem, taką jednością, jakiej nie
miałem jeszcze nigdy. Nie ma liderów. Wszystko powstaje wspólnie, czasem
bardzo spontanicznie. Czasem wystarczy jeden akord, żeby rozwinąć myśl.
Gdzie w Sieci można sprawdzić Waszą muzykę? Śledzić Waszą aktywność?
MAT: Zapraszamy na nasze konto facebookowe: https://www.facebook.com/miastogniewu oraz kanał YouTube: TUTAJ
NIKO: W planach mamy jeszcze klasyczną stronę www, ale jeszcze nie
teraz, myślę że po zarejestrowaniu jakiegoś dema w studio usiądziemy do
tego na serio.
W jakim momencie jest aktualnie Miasto Gniewu? Czy możemy spodziewać się wkrótce Waszego wydawnictwa?
MAT: Jak najbardziej, w zimie zaczynamy nagrywać EP, na razie zbieramy
bazę potencjalnych studiów nagraniowych, w których chcielibyśmy
zarejestrować materiał. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, bardzo możliwe,
że na początku nowego roku nasze EP będzie gotowe.
NIKO: Co do wspomnianej EP-ki, zastanawiamy się nad nagraniami na tzw.
setkę, żeby było naturalniej, ale kto wie, jak to się skończy. Materiał
wciąż powstaje, mamy już set na LP, ale wciąż powstają nowe piosenki.
Czas pokaże, jak to będzie wyglądało finalnie.
ROM: Piszemy dużo i szybko, po roku czasu mamy właściwie – jak wspomniał
NIKO –materiał na płytę, ale chcemy najpierw wydać krótsze, EP za to
lepiej dopracowane. Może potem dogramy reszty i powstanie LP. Zima to
będzie czas nagrań i związanych z nimi decyzji.
Jak wyglądają ambicje Waszego zespołu? Gdzie widzielibyście się na przykład za dziesięć lat?
MAT: Chciałbym, by nasz zespół mógł grać ciekawe koncerty dla wielu
ludzi, nie koniecznie w jednym czasie, w jednym miejscu, ale grać, nie
poddawać się, ciągle rozwijać, 10 lat to szmat drogi, jestem marzycielem
i gdybym podzielił się z Wami moimi marzeniami, uznalibyście mnie za
głupka. Wiem, że część z nich nie jest możliwa do realizacji. Mam jednak
nadzieję, przynajmniej to bardzo pomaga, by się nie poddawać
NIKO: Nie zastanawiamy się nad tym zupełnie, robimy swoje i dopóki ktoś
chce tego słuchać a i my mamy przyjemność ze spotkań na próbach, to
będziemy grać. Standardowo powiem, że płyta i granie koncertów to jest
nasz obecny cel.
ROM: Wiesz, mamy życie poza koncertowe, pozamuzyczne, ale przede
wszystkim chciałbym dalej czuć tę eksplozje emocji, jaka towarzyszy mi,
gdy wychodzę na scenę. Czuję wtedy, że wybucham, to jest niesamowite. To
takie wrażenie, jak się oddajesz koncertowi, że jesteś zupełnie
„odklejony”. Inni z bandu mają podobnie, to coś jakbyśmy zmieniali
wymiar, nie wiemy dlaczego tak jest i z czego wynika, ale odczuwamy to,
jak magię. Tę magię chce czuć za 10 lat.
Chciałbym, byście na koniec zaproponowali naszym czytelnikom
sprawdzenie Waszej twórczości teraz – prośba o jeden lub dwa najbardziej
reprezentatywne dla Miasta Gniewu kawałek
MAT: „Dysthymia” TUTAJ
NIKO: Dwa PSY TUTAJ
Pytania: Jakub Raj