Po kilkuletniej przerwie grupa MESHUGGAH powraca z nowym materiałem studyjnym. Określani są jako wybitni przedstawiciele math metalu, czy jako pionierzy nurtu djent. Co sądzi o tym Tomas Haake – perkusista precyzyjnej maszyny muzycznej? Możecie przeczytać w poniższym wywiadzie. Oczywiście głównym pretekstem do rozmowy był nowy album, więc wokół niego toczyła się rozmowa.
Cześć, chciałem pogadać głównie o waszej nowej płycie, ale mam na początek dość dziwne pytanie… jak poprawnie wymawiać nazwę zespołu? Zauważyłem, że nawet wielu fanów wymawia to źle.
Nazwę zespołu? My wymawiamy ją „Meszuga”, wydaje mi się, że to jedyny poprawny sposób. Słowo pochodzi z języka jidisz, ale my wymawiamy je nieco na amerykańską modłę.
A więc tak jak przypuszczałem…
Tak wiele razy słyszeliśmy jak ludzie wymawiają to na różne dziwne sposoby, więc to na pewno uczciwe pytanie.
OK, przejdźmy zatem do nowego albumu. Wydaje się, ze wasza nowa płyta jest bardziej melodyjna i przystępna. Zresztą nawet w ten sposób zapowiadana jest przez wytwórnię. Powiedz czy to jest efekt zaplanowany, czy raczej kwestia naturalnego rozwoju zespołu?
Powiedziałbym, że to zdecydowanie kwestia naturalnej ewolucji… ale nie do końca nazwałbym to ewolucją. To nie jest coś w rodzaju nowego stylu, który będziemy dalej kontynuować. Ale to nie było tak, że usiedliśmy i zaplanowaliśmy, że będziemy teraz grać w taki czy inny sposób. To coś co wynikło w dość naturalny sposób, a nie jako nasze intencje.
W takim razie jak to było z procesem tworzenia nowego albumu. Mam na myśli to, że kilka lat minęło od nagrania waszego poprzedniego albumu studyjnego. W międzyczasie zrealizowaliście koncertowe DVD… znaczy czy byliście głodni tego nowego materiału. Zatem czy proces jego tworzenia był dla was typowy czy różnił się czymś od tego do którego przywykliście w przeszłości?
Niezupełnie. Obraliśmy dość podobną ścieżkę jak w przypadku naszego poprzedniego albumu Ob-zen, Kolejne utwory zostały opracowane przez różnych członków zespołu z osobna. Na przykład Jens pracował w swoim domu, Mike pracował częściowo w domu częściowo tutaj w studio, na moim komputerze czy w sali kontroli pracował nad swoimi kawałkami. Zamysł był taki, aby część utworów przygotować do pewnego stopnia, potem podzielić się nimi z resztą zespołu, aby zdecydować, które utwory trafią na album, aby zdecydować który motyw pasuje tu czy tam i żeby przez wszystkie kompozycje przejść jako zespół. Próbowaliśmy pomagać sobie nawzajem by ruszyć do przodu z materiałem. Aby każdy utwór zyskał tego specyficznego szlifu zanim zaczniemy go nagrywać. Można by to też nazwać pewnym rodzajem demokracji w zespole, chyba tak to powinno w sumie być. Ale nie pracowaliśmy nad tym materiałem na zasadzie prób czy typowej pracy zespołu.
Nuclear Blast wybrał Brake those bones whose sin…, jako singiel, czy możemy zatem spodziewać się, że to tego utworu powstanie teledysk?
Tak, taki jest zamysł, w zasadzie nagraliśmy już te ujęcia, ale jeszcze nie widzieliśmy ukończonego klipu.
Jeśli nie wyjdzie to gówniano, a spodziewam się, że wyjdzie dość klawo, to będzie to pierwszy teledysk z tego albumu. Nagraliśmy kilka teledysków w przeszłości więc tym razem nie chcieliśmy być częścią klipu jako osoby, ale jako zespół, więc raczej jest to zapis naszego grania i hadbangingu. Mamy nadzieję, że wypadnie to dość fajnie. To dość długi utwór jak na teledysk. Idealnie byłoby gdyby trwał ze 4 minuty, ale czuliśmy że to właśnie powinien być ten utwór. To nie jest typowy utwór MESUGGAH, w sensie że jest długi i ma dość podobne pomysły rytmiczne, powiedziałbym nawet że niektórym ludziom może wydawać się trochę nudny, tym którzy słuchają zespołu jedynie z powodu grania technicznego. Ale jestem pewien że wyjdzie to dość fajnie.
Chciałbym zapytać o formę w jakiej zostanie wydany album. Zauważyłem w ofercie wytwórni wersję z dodatkowym dyskiem DVD. Chciałem zapytać zatem o jego zawartość, czy będzie to typowy „making of”?
Tak. W zasadzie znajdziemy na nim dwa osobne filmy. Pierwszy to tworzenie „Kollos”, typowy „making of”, trochę ujęć ze studia kiedy nagrywamy, więc w zasadzie nic specjalnego, ale jest to zrobione przea Andersa Björlera z The Haunted, a on ma talent do takich rzeczy. Całość ma pewien klimat niemal melancholijny. Kiedy graliśmy 1,5 roku temu w Indiach przyjechał tam i udokumentował wówczas naszą pierwszą trasę w Indiach, więc na DVD pojawia się kolejny 25-30 minutowy klip pokazujący naszą wizytę w Indiach, nie do końca koncerty, ale raczej inne rzeczy, które robi zespół podróżując i koncertując, całe to zmęczenie. Ten klip także ma jakiś taki melancholijny klimat. Powiedziałbym, że to w sumie dość unikalny klip.
No
tak, bardzo fajna rzecz dla fanów. Zauważyłem też inną wersję
wydawnictwa, z gadżetem czy zabawką wręcz, czymś w rodzaju kostki Rubika
z motywami z okładki waszego albumu, nie sądzisz, że to trochę bzdurne?
Tak, tak uważam (śmiech), to nie jest coś co wyszło od zespołu. Daliśmy
wytwórni prawa do zrobienia dla nas merchandisingu, do albumów i taka
była ich decyzja, dla mnie to trochę tandetne, na ich miejscu nigdy bym
czegoś takiego nie zrobił,
Przejdźmy do kwestii okładki nowej płyty. Zauważyłem pewne
podobieństwo klimatyczne nowej okładki do obrazu zdobiącego Catch 33. W
przeszłości ty wykonałeś kilka okładek zespołu, kto tym razem jest
autorem?
Autorem nowej okładki jest Rosjanin – Keerych…….. (nazwiska nie
zrozumiałem – przyp. red) ale woli kiedy rozmawiając o jego obrazach
używamy nazwy jego projektu artystycznego ma zresztą stronę
http://luminokaya.com można na niej znaleźć sporo grafik, które stworzył
przez lata. To wielki cyfrowy artysta.
Ta grafika nie powstała specjalnie do tego albumu. To coś co zrobił dla
siebie kilka lat temu, ale nie użył tej grafiki na żaden album, ani nic
takiego, więc mieliśmy sporo szczęścia by kupić prawa do użycia tego
obrazu.
Wiedzieliśmy o tej grafice już od jakiś trzech lat, ale do ostatnich
czasów gdzieś do końca zeszłego roku nie pytałem o użycie jej. Więc
kiedy zapytaliśmy i okazało się, że jej nie użył byliśmy zachwyceni, że
będzie częścią tego projektu. Wszyscy czuliśmy że jakoś cudownie pasuje
do zawartości albumu, całości jego klimatu i brzmienia. Dla nas ten
album brzmi w jakiś taki kwaśny, sposób, ale jest też ludzki,
organiczny. I to wszystko komponuje się fajnie ze schematem
kolorystycznym. To chyba pierwszy przypadek w naszej historii kiedy
jesteśmy całkowicie zadowoleni z okładki.
Jak wspomniałeś w poprzednich latach kiedy ja robiłem okładki,
operowałem raczej wszystkim na mniej skomplikowaną skalę, i efekt bywał
trochę… gówniany (śmiech). Jeśli porównasz okładki Chaos, Nothing,
Catch 33. Moim zdanie okładka EPki I wyszła dość fajnie, ale była w
całości zrobiona na komputerze. Ale nigdy jakoś nie byłem super
zadowolony z tych okładek, które robiłem. W przypadku Ob-Zen
zdecydowaliśmy powierzyć okładkę innemu artyście, ale w tym przypadku
nie byliśmy do końca zadowoleni z tego jak to wyszło. To było tak, że ja
miałem pomysł i moją wizję próbowaliśmy przekazać innemu artyście, co
oczywiście jest dość trudne. Miałem w umyśle pewną wizję, jak to powinno
wyglądać, ale tak nie wyszło. Co zawsze jest trudne. Więc sytuacja w
której od początku mieliśmy gotową okładkę i nie było obawy czy się nam
to spodoba czy nie było fajną sytuacją. Wszyscy jesteśmy z tego
zadowoleni, ze sposobu w jaki komponuje się z albumem.
Widziałem na waszej stronie galerię tatuaży waszych fanów, gdzie
w zasadzie króluje obrazek z Catch 33, wydaje mi się, że okładka Koloss
ma szansę stać się tam popularnym motywem.
Tak, ale z powodu wielu detali problemem będzie czy ktoś będzie miał tak
wiele kasy by sobie to zrobić. Taki obraz prawdopodobnie pasowałby na
całe plecy czy coś, ale jestem pewien że pojawi się kilka takich zdjęć.
Generalnie nie nagrywacie koncept albumów. Jak jest w tym
przypadku, czy kawałki w jakiś sposób są ze sobą połączone? O czym
opowiadają i kto jest ich autorem. Zauważyłem, że poprzednio wiele
tekstów było twojego autorstwa.
Tak tym razem ja także napisałem większość tekstów na nowy album.
Marten, gitarzysta zespołu napisał dwa teksy. Napisał The Hurt That
Finds You First, który jest naprawdę szybkim kawałkiem, i tekst do
Demiurge, który jest właściwie ostatnim kawałkiem z tekstem. To nie jest
album schematyczny, ani w żaden sposób konceptualny.
Jedynym konceptem, który kiedykolwiek napisaliśmy był Catch 33, który
był w zasadzie jednym utworem przez co tekst był cały czas w jednym
temacie. Tym razem teksty traktują o kilku różnych tematach.
Jeśli
chodzi o czasy trwania utworów popadaliście w skrajności. Czasem były
to jak wspomniałeś jeden utwór na płytę innym razem bardzo krótkie
kawałki. Tym razem to raczej są bardzo uśrednione czasy trwania,
zauważyłeś?
Tak na pewno, zrobiliśmy tak już w przypadku Ob-Zen, Zresztą w
przeszłości nagrywaliśmy takie albumy jeśli cofniesz się w przeszłość
mamy Chaosfere, Nothing, potem wydaliśmy coś co było conceptem,
eksperymentem, „I” EP i Catch 33. W przypadku Ob-Zen i Koloss to właśnie
taki powrót do pisania materiału bardziej koncertowego,
I i Catch 33 nie były stworzone do grywania na koncertach, mimo, że po
Catch 33 graliśmy na żywo 30 minutowy kawałek, nie mieliśmy tego w
planie kiedy ten materiał powstawał. Bardziej był to kawałek
eksperymentalny. Kiedy go pisaliśmy dla nas było to jak pisanie ścieżki
dźwiękowej do filmu, zresztą Catch 33 był dla nas bardzo wizualnym
albumem, mieliśmy zresztą takie życzenie by powstał do niego film, w
sumie to chcieliśmy by ktoś to zrealizował, ale, w przypadku ObZen i
Koloss to jest powrót do grania bardziej zorientowanego na granie na
żywo.
Bywa, że jesteście nazywani pionierami czy nawet wynalazcami
gatunku. Czy czujecie presję by udowadniać swoją wartość każdym
następnym albumem, czy wprost przeciwnie czujecie zaufanie fanów by
postępować zgodnie z artystyczną wolnością?
Staramy się o tym nie myśleć, piszemy, to co czujemy, że powinniśmy
napisać. Nie rozważamy czy robiłby właśnie coś co powinniśmy zrobić, i
czy pasuje to do gatunku.
Na przykład cały ruch DJENT, nie wiem czemu ruch… gatunek nazwany
DJENT, i wiele zespołów, które poruszają się w tym gatunku uważają nas
za ojców kreatorów tego muzycznego stylu, dla nas to pochlebiające.
Fajnie że uważa się że to co robimy przez te lata ma wpływ na wielu
muzyków. Dla nas to fajna sprawa, ale nie widzimy siebie jako część tego
gatunku. Nie traktujemy się jako zespołu djentowego, gramy swoje, ale
nie ważne jak ludzie nas zaklasyfikują, to nas nie interesuje.
Kolejne pytanie jest utrzymane w podobnym duchu. Swego czasu sam
Kirk Hammet pochlebnie wypowiadał się o Meshuggah. Co jest dla was
większym komplementem takie pochlebstwa, czy fakt kiedy młody zespół
wskazuje was jako swoich idoli i np. gra wasze covery.
Kiedy młodzi ludzie zakładają zespoły, grają swoją muzykę a nawet
odnoszą z nimi sukcesy, kiedy wskazują Meshuggah jako swoją głową
inspirację, to bardzo pochlebiające.
To coś co pomaga nam być cały czas silnym zespołem, kiedy widzimy młodą
krew, nowe zespoły nowych fanów, którzy inspirują się naszą muzyką, to
naprawdę fajna sprawa.
To zupełnie inny aspekt jeśli np. Kirk Hammet wymienia nas jako fajny
zespół czy coś w tym stylu… ale wiesz, ciągle nie zaprosili nas na
trasę (śmiech)
Nie no wiesz wszyscy wychowaliśmy się na Metalice i zespołach thrash Bay
Area, Anthrax, zwłaszcza Megadeth, Slayer, Metallica, Testament, Metal
Church.
Wyrośliśmy na ich muzyce i mamy wielki szacunek do tego co zrobili w
przeszłości, ale nie lubię słuchać nowych nagrań Metallici i myślę że są
obecnie dość nędznym zespołem.
Ale nie można być ślepym na to że mieli taki wpływ na metalową scenę do
dziś zresztą uważam Master of Puppets za jeden z najlepszych albumów
wszechczasów, ale nie wiem co robią teraz,(śmiech) nie wiem co
powiedzieć, zwłaszcza o albumie Lulu, co to jest do cholery? To
kompletnie żenujące. Ale niezależnie od tego mam szacunek do tych gości
ze względu na to co zrobili w przeszłości. Zespoły takie jak my nie
brzmiały by tak, może nawet nie istniałyby bez ich wpływu, więc trzeba
na to spojrzeć we właściwy sposób.
Zostaliście nominowani do szwedzkich Gramies, co to dla was oznacza?
Pierwszy raz było to za „Destroy Erase Improve” w 1995 roku, wówczas
byliśmy tym bardzo podekscytowani, ale później przez te wszystkie lata
zrozumieliśmy na czym to wszystko polega. Dla nas to już nieważne, gówno
nas to obchodzi. Może to ma jakieś znaczenie tu w Szwecji, ale chodzi o
to, że część tego biznesu, wytwórnie, poklepują się nawzajem po
plecach. Już nas to nie obchodzi. Jeśli chcieliby nam dać Grammy – w
porządku, ale nawet jeśli byśmy o tym wiedzieli, nie wiem czy
pojechalibyśmy je odebrać szczerze mówiąc (śmiech).
Przypuszczam, że będziecie grać wiele koncertów promując nowy
album, czy znane są już szczegóły? Możemy spodziewać się że zagracie w
Polsce?
Właściwie w tym momencie nie mamy nic ustawionego w Polsce, wydaje mi
się, że była oferta jakiegoś letniego festiwalu, nie wiem którego, ale
jeśli do tego nie dojdzie, zapewne przyjedziemy do Polski jesienią.
Planujemy europejską trasę gdzieś w okolicach późnego września, początku
października, jestem pewien że zahaczymy również Polskę.
Pytał: Piotr Spyra
Pytania: Piotr Spyra, Marcin Magiera
Zdjecia: Nuclear Blast / Strona www zespołu (Adam Jones)