Ukazanie się – końcem ubiegłego roku – „Trapped In The Shadows”,
a dokładniej zawartość tego krążka przyczyniła się do przeprowadzenia
niniejszego wywiadu. Manimal nie jest (jeszcze) rozpoznawalny w naszym
kraju, ale coś mi podpowiada, że niebawem ta sytuacja może ulec zmianie.
Powód? Wyśmienity „Trapped In The Shadows”. Między innymi o tej płycie
(i nie tylko) udało się porozmawiać z wokalistą zespołu, Samulem
Naymanem.
Na wstępie muszę pogratulować udanego materiału. Być może nie
uwierzycie, ale zawartość „Trapped In The Shadows” wywarła na mnie spore
wrażenie. Jak wy oceniacie nowy materiał i jakie opinie słyszycie na
jego temat?
Dzięki! Jesteśmy szczęśliwi i dumni z każdego utworu na tym albumie oraz
z fantastycznych komentarzy i ocen zarówno fanów jak i dziennikarzy na całym świecie; były entuzjastyczne!
Od wydania debiutu minęło sporo czasu, „The Darkest Room” ukazał
się w 2009 roku. Co było tego przyczyną i co w tym czasie działo się z
Manimal?
Myślę, że są dwa główne powody, dlaczego tak długo zajęło nam ukończenie
nowego albumu. Po pierwsze, nie mogliśmy sobie pozwolić na pisanie
nowego materiału przez osiem godzin dziennie, ponieważ wszyscy oprócz
grania, mamy również pełnoetatowe prace. Po drugie wkładamy dużo wysiłku
w pisanie nowego materiału i podchodzimy do tego bardzo krytycznie. Nie
chcemy zakończyć danego utworu do momentu, kiedy ten nie
usatysfakcjonuje nas w 110%. Ta wyjątkowa dbałość o odpowiednią jakość
jest dla nas zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Z jednej
strony powoduje, że ukończenie albumu trwa tak długo, a z drugiej
strony, kiedy już coś wydajemy, można założyć, że brzmi to naprawdę
dobrze. Poza pisaniem nowego materiału, graliśmy też sporo koncertów od
czasu wydania naszego debiutu. Nie można też zapominać, że zespół
zasiliło dwóch nowych członków. Więc nawet jeżeli to tak nie wygląda, to
przez ostatnie sześć lat byliśmy dość zajęci.
Słuchając waszego materiału odczuwam pewne podobieństwa do tego
co stworzyli Primal Fear, Dream Evil czy też Angel Dust. To czysty
przypadek czy też ktoś z was jest pod wpływem twórczości tych zespołów?
Wszyscy w Manimal jesteśmy wielkimi fanami Judas Priest, szczególnie jeżeli chodzi
o czasy „Painkiller”. Nasz „Irresistible”, który jest pierwszym singlem i
otwiera nowy album jest mniej lub bardziej hołdem dla Judas Priest,
których uwielbiamy. Więc porównanie do ich dawnej twórczości jest dla
nas niczym innym jak ogromnym komplementem (w sumie nie wspominałem o
Judas Priest – przyp. MM).
Muszę przyznać, że na „Trapped In The Shadows” nie ma słabszych momentów
– wszystko wydaje się skrupulatne przemyślane. Mimo, że muzyka nie jest
specjalnie nowatorska, oryginalna; ma w sobie coś innego. Kompozycje
wciągają, są chwytliwe, przemyślane, po prostu udane. Jak byś to
skomentował?
Niezależnie od tego, jak oczywiste są wpływy, wierzymy, że cały album ma
własną tożsamość i wyrazisty dźwięk. Naszym głównym celem nigdy nie
było odkrywanie gatunku na nowo oraz robienie czegoś, czego nie było do
tej pory – czegoś prawdziwie oryginalnego. Tworzymy muzykę, jakiej sami
lubimy słuchać, proste. I nawet kiedy wyjdzie z tego coś w stylu Priest
czy Queensrÿche lub coś podobnego, to niech tak będzie. Jak możesz
zauważyć, ten album jest hołdem dla zespołów, które były dla nas
inspiracją
– mieszaniną wpływów, przetworzoną przez umysł i ciało Manimal.
Jak długo powstawał „Trapped In The Shadows”? W ogóle czy album
niesie sobą jakieś przesłanie czy też takie sprawy są dla was
nieistotne i liczą się jedynie dźwięki?
Zasadniczo zaczęliśmy pracować nad płytą już od chwili ukazania się
naszego debiutu „The Darkest Room”. Każdy utwór na „Trapped In The
Shadows” opowiada swoją unikalną historię, więc można powiedzieć, że
przesłanie albumu jest wielorakie.
Jak premierowy materiał ma się do tego co zawierał wasz debiut?
Nie miałem okazji go poznać, stąd może spróbujesz dokonać porównania?
Ogólnie nie lubię porównywać własnych utworów i albumów. Tworzyliśmy je w
innym czasie, w różnych etapach życia, dlatego są między nimi różnice.
To jest zupełnie naturalne. Niemniej jednak muszę powiedzieć, że od
czasów pierwszej płyty znaczenie się zmieniliśmy i jako twórcy piosenek,
i jako wykonawcy. Słychać to wyraźnie, jeżeli przesłuchasz i porównasz
oba albumy. Jeśli chodzi o brzmienie, to zdecydowaliśmy się pójść w
nieco cięższym i jeszcze bardziej melodyjnym kierunku, niż to miało
miejsce do tej pory. W kierunku, który bardzo odpowiada moim osobistym
gustom muzycznym.
W „The Journey” gościnnie zaśpiewał legendarny wokalista Udo
Dirkschneider. Jak doszło do współpracy i jak wam się pracowało z byłym
frontmanem Accept?
Odkąd zagraliśmy kilka koncertów z U.D.O. w 2010 roku, Udo był dobrze obeznany
z Manimal. Mamy tę samą wytwórnię, wydawcę, więc nie było tak trudno się
z nim skontaktować. I chociaż Dirkschneider nie jest szczególnie znany z
wykonywania ballad, to wierzyliśmy, że będzie perfekcyjnie pasował do
tego konkretnego kawałka. Więc wysłaliśmy mu utwór i poprosiliśmy, by
zaśpiewał, a on się zgodził. Udo był dla nas idolem od dziecka, zrobił
fantastyczną karierę i jesteśmy szczęśliwi, że zaśpiewał na naszej
płycie.
Okładkę nowej płyty wykonał Mattias Norén znany ze współpracy
choćby z takimi formacjami jak Evergrey, Cloudscape czy Kamelot.
Dlaczego on i skąd pomysł na okładkę? Przedstawia ona mało zabawne
monstrum – o co w tym chodzi?
Od dawna byliśmy fanami prac Mattiasa, więc naturalnym było poproszenie
go o stworzenie okładki na nasz nowy album, w momencie kiedy mieliśmy
już gotowy jej koncept. Chcieliśmy stworzyć postać, który łączyłaby w
sobie koncepcję człowieka i zwierzęcia. Henrik Stenroos (gitarzysta)
natknął się w na egipską postać Anubisa. Jednak starożytny Egipt jest
daleki od tematyki tekstów Manimal. Wówczas zdecydowaliśmy się na
kontakt
z Mattiasem i poprosiliśmy go o stworzenie czegoś nowego na podstawie
naszej luźnej idei. Serce i pióro w dłoniach okładkowej postaci, odnoszą
się do historii Anubisa. Prowadził on dopiero co zmarłych w zaświaty i
przed wagę sprawiedliwości, gdzie ich serca to znaczy uczynki były
oceniane. Ponadto serce jest czymś co łączy nasze oba albumy, jeżeli
chodzi o okładki. To, co teraz widzisz jest efektem tygodni pracy nad
postacią Manimal.
Od kliku dni w sieci można zobaczyć teledysk do „Irresistible”,
który otwiera wasz ostatni album. Atmosfera clipu nosi znamiona psychozy
prawie jak filmu z Jackiem Nicholsonem (One Flew Over The Cuckoo’s
Nest). Powiedz coś więcej o powstaniu tego obrazu.
Świetnie się bawiliśmy przy kręceniu teledysku do „Irresistible”.
Historia została napisana przez producenta clipu, Chrisa Westerstroma,
który włożył w ten projekt serce i duszę. Teledysk miał bardzo napięty
budżet, ale dzięki Chrisowi wygląda naprawdę świetnie.

„Trapped In The Shadows” zainicjował waszą współpracę z AFM Records. Jak do tego doszło i czy jesteście zadowoleni?
Już debiut z 2009 roku został wydany przez AFM. Wytwórnia zrobiła dobrą
robotę przy promocji tego albumu, więc zdecydowaliśmy się współpracować z
nimi przy okazji drugiego albumu. Chciałbym powiedzieć, że mamy te same
cele i jesteśmy zadowoleni ze współpracy.
Pochodzicie ze Szwecji, kraju w którym istnieje masa kapel
grających przeróżne gatunki metalu. Tym niemniej istnieje u was liczna
baza zespołów tworzących heavy/power. Dlatego pewnie nie jest łatwo się
wybić, jednak wam się udało. Jak to faktycznie wygląda?
Mogę powiedzieć, że połączenie dobrej muzyki, ciężkiej pracy i nieco
szczęścia doprowadziły Manimal do miejsca, w jakim znajdujemy się
obecnie. Nie sądzę bym znał receptę na odniesienie sukcesu w muzycznym
biznesie. Jednak wierzę, że kiedy robisz rzeczy, które są dobre, to
ludzie cię zauważą. I jeżeli masz ochotę ciężko pracować, to masz
wszystko, czego potrzeba, by wspiąć się po drabinie kariery.
W Polsce sytuacja wygląda nieco inaczej. Dominują zespoły z
pogranicza death/black. Power metalu u nas jak na lekarstwo, ale mamy
kilka godnych reprezentantów tej stylistyki. Kojarzysz może Pathfinder
albo Titanium? Czy też jedyne polskie nazwy jakie znasz to Vader i
Behemoth?
Przykro mi, ale słyszałem jedynie o Vader i Behemoth. Jednak z pewnością
sprawdzę zarówno Pathfinder, jak i Titanium. Zawsze jestem otwarty na
nową, dobrą muzykę.
Na początek przyszłego roku ruszycie w trasę u boku Orden Ogan i
Mystic Prophecy – jakie są wasze odczucia przed tym przedsięwzięciem?
Tak w ogóle jest jakaś szansa, że zawitacie do Polski?
Jesteśmy naprawdę podekscytowani wspólną trasą z Orden Ogan i Mystic
Prophecy! Uważamy, że jest to świetny zestaw trzech zespołów, które
grają świetną muzykę metalową. Niestety na razie nie ma potwierdzonych
terminów jeżeli chodzi o Polskę, ale mam nadzieję, że odwiedzimy wasz
kraj niebawem.
Czego można się spodziewać po waszych występach? Ograniczacie
się raczej do samej muzyki czy też planujecie specjalną oprawę sceniczną
w stylu np. King Diamond?
Podczas naszych koncertów staramy się dostarczyć publiczności doznań,
dając z siebie na scenie 100%. Nasze występy nie mają takiej scenografii
jak King Diamond, ale tak czy siak warto je zobaczyć. Uważamy Manimal
za zespół przede wszystkim koncertowy, a niektórzy mówią nawet, że
brzmimy lepiej na żywo niż na płycie. Myślę, że to najlepiej świadczy
o jakości koncertów Manimal.
Pytanie pozamuzyczne – ostatnio wielu muzyków wypowiada się na
temat niedawnego zajścia w Paryżu oraz kwestii ISIS. Tym niemniej na
świecie nieustannie dzieją się rzeczy dużo gorsze, bardziej tragiczne w
skutkach, których autorem jak zwykle okazuje się „człowiek”. Jak to
skomentujesz?
Napisaliśmy kilka utworów na ten temat, między innymi „Human Nature” i
„March Of Madness”. Cóż mogę powiedzieć? Ludzkość jest naprawdę na
prostej drodze do szaleństwa.
Jako, że w Polsce Manimal nie jest jeszcze specjalnie znany,
może na koniec kilka słów zachęty dla czytelników Rock Area, by sięgnęli
po „Trapped In The Shadows”.
Jeżeli jesteś fanem heavy/power metalu z solidnym groovem, ciężkich
riffów z silnymi harmoniami wokalnymi, często w wyższych rejestrach, w
duchu prawdziwego power metalu, to zdecydowanie powinieneś posłuchać
„Trapped In The Shadows”!
Dzięki za wywiad i do zobaczenia na koncertowym froncie, w Polsce!
Dzięki Marcin!
P.S. Wielkie podziękowania dla Agnieszki i Marty – bez Was byłoby cholernie ciężko…
Wywiad przeprowadził: Marcin Magiera