LUNATIC SOUL – Mariusz Duda

Mariusz Duda 2020

Wczesnym latem światło dzienne ujrzał zaskakujący „Lockdown Spaces”, jesienią – nowa płyta Lunatic Soul. Rzucenie się w wir pracy to Twój sposób na przetrwanie tego, co aktualnie dzieje się wokół nas?

Lubię swoją pracę. Jestem szczęściarzem, bo mogę łączyć ją ze swoją pasją. Więc to nie jest tak, że rzucam się w jej wir. Ja po prostu tak funkcjonuję. Zawsze dużo pracowałem, i wtedy kiedy nic się nie działo, i wtedy gdy byłem w żałobie i teraz kiedy mamy pandemię. Muzyka w moim życiu jest mi potrzebna do zachowania wewnętrznej równowagi, to moja terapia. Dlatego zawsze staram się być aktywny i rozwijać na wielu polach, bez względu na panujące dookoła warunki. Oczywiście nie grałem w tym roku za dużo koncertów, przez co miałem więcej czasu na pobyt w studiu, więc z pewnością to też miało znaczenie.

„Through Shaded Woods” to płyta solowa w stuprocentowym znaczeniu tego słowa, zagrałeś na wszystkich instrumentach. Dlaczego tym razem zdecydowałeś się na pracę pod hasłem „Zrób to sam”?

Bo uważam, że stworzenie takiej płyty to jest jednak wyzwanie. I jest to wtedy naprawdę solowy album z krwi i kości. Wymyślenie konceptu samemu, skomponowanie muzyki samemu, napisanie tekstów samemu i zagranie samemu na wszystkich instrumentach, to naprawdę jest coś. Jeśli zapraszasz gości na swój solowy album, to jesteś w bezpiecznej strefie komfortu. Jeśli to świetni muzycy, to dodatkowo błyszczysz w ich blasku, zbierasz brawa za ich wykonania na Twojej płycie. Tak jest wygodniej, bardziej komfortowo. Tak też robią wszyscy. Niektórzy jednak robią czasami wyjątki. Mike Oldfield, Prince, Paul McCartney. Dave Grohl pierwsze Foo Fighters też chyba nagrał samodzielnie. Phil Collins również się porwał na coś takiego, pamiętam jego album „Both Sides”. Nie była to jego najlepsza płyta, ale miał u mnie ogromny szacunek za samodzielność. Imponują mi artyści, którzy się na coś takiego porywają. Inspirują. Lunatic Soul powstał głównie do takich indywidualnych zabaw. Oczywiście nie mam zamiaru robić tego non stop, ale raz na jakiś czas chciałbym nagrywać takie właśnie solowe albumy. Formuła „Through Shaded Woods” mi na to pozwoliła. Przy czym dodam oczywiście, że materiał powstawał z pomocą Magdy i Roberta Srzednickich, więc na szczęście nie byłem tak kompletnie sam w tym studiu. Ich dobre rady i wiedza bardzo mi pomagały.

lunaticsoul-through shaded woods

Siódma płyta Lunatic Soul zaskakuje dużą ilością akustycznych brzmień. Skąd ten zwrot?

Lunatic Soul z założenia miał być akustyczny. To gitara akustyczna a nie elektryczna jest tutaj głównym instrumentem. Oczywiście eksperymentuję również z elektroniką, ale na tym albumie jej nie chciałem. Poza tym zrobiłem wcześniej „Lockdown Spaces”, więc niejako ją w tym roku odhaczyłem. Z Lunaticem zamarzył mi się album leśny, pierwotny, taki wiedźmińsko – słowiańsko – wikingowy. Oczywiście w stylu Lunatic Soul. I jakoś tak elektroniczne brzmienia nie za bardzo mi tutaj pasowały. Skupiłem się więc głównie na tych organicznych.

Album bardzo spodobał się również na Zachodzie, podbija rockowe listy nawet na dość hermetycznych brytyjskim rynku muzycznym. Rośnie konkurencja dla… Riverside 😉 Zaczynasz ścigać się sam ze sobą?

Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach rywalizacji i nie nazwałbym też tego ściganiem się, raczej rozbudowywaniem swojego muzycznego uniwersum. Lunatic Soul powstał nie po to, żeby sobie samemu robić konkurencję, tylko po to bym mógł się bardziej rozwijać muzycznie i eksplorować nowe terytoria. Wiem, że dla wielu znany jestem głównie jako basista i wokalista zespołu progrockowego, i nie mam z tym problemu, ale nie chcę być nim przez całe życie. Buduję więc sobie fundamenty na przyszłość, takie, gdzie mogę jeszcze bardziej spełniać się jako indywidualny kompozytor i twórca własnych muzycznych światów. No i jak się poza Riverside robi coś, co ma już 12 lat, to najwidoczniej zaczyna przynosić to efekty.

Jak długo będziesz jeszcze w stanie wytrzymać bez normalnego życia koncertowego?

Myślę, że tak z rok jeszcze spokojnie dam radę (śmiech). Wiesz, ja się naprawdę nie nudzę i nie narzekam na brak zajęć. To, że nie ma koncertów nie oznacza, że łażę po ścianach. Oczywiście tęsknię za spotkaniami z fanami, za graniem na żywo, ale tak naprawdę jakby mnie ktoś zamknął nawet na dziesięć lat w jakimś schowku na buty, to spokojnie bym się odnalazł. Nie zapominajmy, że jestem specjalistą od „Panic Roomów”, „Gutterów” i „Lockdown Spaces”.

Ostatnio przez polskie środowisko artystyczne przetoczyła się prawdziwa burza związana z podziałem funduszy ministerialnych na kulturę. Twój komentarz do całej sytuacji? Jak Twoim zdaniem powinno wyglądać wsparcie dla branży tak mocno dotkniętej przez obostrzenia?

Lunatic Soul - Navvie

Z pewnością na podobnych zasadach, ale spisanych w jakiś lepszy sposób. Z tego co się orientuję nie było to przygotowane zbyt dobrze w każdym punkcie, dlatego podzieliło środowisko muzyków. I nic w tym dziwnego. Osobiście tak jak rozumiem przyznanie pieniędzy za poniesione straty, to nie do końca podobają mi się te dodatkowe fundusze na tzw. przyszłe plany artystyczne, ale rozumiem, że to był jeden z warunków pozyskania tych środków. Ze wszystkiego trzeba się będzie jednak rozliczyć, a jak nie wyjdzie to oddać, więc nie do końca jest tu tak różowo jak się niektórym wydaje.

Listopad i grudzień to również dwa koncertowe wydawnictwa Riverside. Na jakim etapie są prace nad studyjnym następcą „Wasteland”?

Na żadnym (śmiech). W tym roku zespół Riverside zrobił sobie przerwę i każdy z nas skoncentrował się na solowych dokonaniach. W styczniu do siebie wrócimy, zaczniemy spotykać się w sali prób i zobaczymy co z tego wyjdzie. Liczę na to, że w nowym składzie i w nowej sali prób pojawi się nowa energia. Osobiście zmęczyła mnie już dekada melancholii, marzy mi się mocniejszy, bardziej energetyczny i dynamiczny materiał. Skoro już nawet Lunatic Soul zaczyna grać z przesterami, to coś to musi oznaczać.

Jakie utwory/płyty szczególnie wpadły w Twoje ucho w kończącym się 2020 roku?

Kiedy tworzę swoją muzykę nie słucham za dużo innych wykonawców, żeby się nie inspirować. A w tym roku dosyć sporo siedziałem ze swoimi dźwiękami. Po wyjściu z jaskini nadrobiłem jednak sporo artystów z gatunku nordic-folk takich jak Danheim czy Heilung, żeby zobaczyć w co się wpakowałem i tutaj szczególnie zachwyciła mnie nowa płyta Myrkur. Często spędzałem też czas w towarzystwie nowych płyt Maxa Richtera i Olafura Arnaldsa. Tak do zasypiania.

Czego życzysz sobie w nadchodzących dwunastu miesiącach?

Zdrowia. Nie tylko sobie ale i wszystkim. To jedyna rzecz, której tak do końca nigdy nie możemy sobie kupić.

Pytał: Robert Dłucik
Zdjęcia: FB Lunatic Soul

Dodaj komentarz