LOVE DE VICE – Tomasz Kudelski (26.11.2012)

love_de_vice-silesian-night

Grają piękną muzykę i piękne nastrojowe koncerty. Jeden z nich został zarejestrowany na potrzeby DVD, które otrzymało tytuł „Silesian Night 11.11.11”. Proszę Państwa LOVE DE VICE a konkretnie Tomasz Kudelski.


Jak wspominacie wieczór 11.11.2011 roku?

Wspominamy bardzo dobrze. To był dla nas ważny wieczór. Obawialiśmy się trochę przyjęcia ze strony publiczności, ponieważ występowały z nami zespoły o różnej stylistyce, a my szliśmy na pierwszy ogień. Nie jesteśmy też zespołem przesadnie znanym. Ale przyjęcie naszej muzyki od pierwszego utworu było bardzo pozytywne. Od strony organizacyjnej i technicznej cały wieczór był bardzo dobrze przygotowany, więc komfort gry był też odpowiedni do rangi tego wydarzenia.


Czuliście tremę?

Tak czuliśmy. Choć ona objawiała się przede wszystkim skupieniem na wykonywanej muzyce. Takie poczucie, że nagrywasz materiał na setkę na dodatek cię filmują i trzeba wszystko zrobić dobrze w jednym podejściu. Graliśmy też dużo premierowych utworów z towarzyszeniem zaproszonych muzyków. Były też loopy i inne gadżety, więc precyzja wykonania była dosyć istotna. My też nie jesteśmy zespołem często występującym na żywo, nie ma w nas zatem takiej rutyny i automatyzmu, że możemy wyjść na scenę myśląc czymkolwiek. Koncerty gramy sporadycznie i każdy jest dla nas inny i przez to szczególny.


Jak odnaleźliście się na scenie… teatralnej?:-)

To jest piękny teatr. Bardzo kameralny ale z wysoką sceną, którą można dzięki temu pięknie oświetlić. Takie małe Royal Albert Hall. To zresztą widać, Od strony wizualnej nasze wydawnictwo prezentuje się naprawdę okazale i nawet nasze smutne twarze nie mogły temu zaszkodzić. Tak więc to jest idealne miejsce do rejestracji koncertów i nie bez przyczyny tak wiele występów jest w tym teatrze rejestrowanych.


Bardzo dużo czasu minęło od rejestracji do wydania DVD. Były jakieś problemy?

Nie nazwałbym tego problemami. Po prostu proces wydania i produkcji DVD jest długi i wieloetapowy. Wydawca (Metal Mind) konsultował z nami cały proces począwszy od projektu okładki poprzez montaż obrazu, skończywszy na wyglądzie desktopów. Odpowiadaliśmy też za przygotowanie miksu 2.0. My byliśmy w Warszawie, wydawca w Katowicach a montażyści w Krakowie. Wymiana różnych uwag, pomysłów i ich akceptacja przez wszystkie strony długo trwała. Musieliśmy też dostosować nasze miksy do wymagań technologicznych późniejszego miksu 5.1. który robił, kto inny. Nie mieliśmy w tym zakresie doświadczenia. Tak więc ostatecznie zajęło to więcej czasu niż wstępnie to było planowane. Płyta miała pojawić się przed wakacjami, ale chyba lepiej, że ukazała się jesienią. Nasza muzyka lepiej pasuje do tej pory roku.


Dlaczego na ”Silesian Night 11.11.11” nie znalazł się żaden utwór z krążka debiutanckiego? Kilka z nich na to zdecydowanie zasługiwało.

Na pewno tak. Mieliśmy o tym dosyć długie dyskusje w ramach zespołu. Mieliśmy zmianę na stanowisku klawiszowca a Jacek czuł się bardziej związany z kompozycjami, w których przygotowaniu brał udział. Nie jesteśmy też the Rolling Stones. Mając na kącie dwie płyty studyjne trudno od razu na tej bazie robić wydawnictwo typu best of. Zresztą nasze płyty studyjne są nagrywane trochę w stylu live w sensie, że utwory są długie i dużo w nich partii solowych tak jak na koncertach. Tak więc nie mieliśmy przekonania, że zagramy te utwory na tyle inaczej, aby to zaspakajało nasze oczekiwania. Biorąc pod uwagę, że pracowaliśmy właśnie nad nowym materiałem postanowiliśmy go zaprezentować możliwie szeroko. No i musieliśmy z czegoś zrezygnować i cięcie poszło w kierunku pierwszej płyty. Nie chcieliśmy na siłę skracać utworów, aby zmieścić ich jak najwięcej a raczej je wydłużaliśmy. My wychowaliśmy się na koncertowych płytach z początku lat 70 gdzie 20 minutowe improwizacje były na porządku dziennym. Chcieliśmy może nie dosłownie ale trochę tego klimatu przemycić do naszej muzyki. No i chcieliśmy też dać słuchaczom dużo nowej muzyki.


Postawiliście na nowości. Zagraliście ich całkiem sporo – rewolucji stylistycznej chyba nie będzie?;-)

Trudno to ocenić. Na pewno nasze korzenie się nie zmieniają, ale staramy się rozwijać jako muzycy i kompozytorzy. Pojawiły się w naszej muzyce loopy i inne tego typu gadżety. Staramy się przykładać wagę do ciekawych rozwiązań aranżacyjnych. Pojawiają się nowe instrumenty, ale to prawda rewolucji takiej, że zaczniemy grać zupełnie inną muzykę raczej nie należy oczekiwać. Jesteśmy jakoś tam osadzeni w muzyce, którą wykonujemy i po prostu nam tak wychodzi. Nie znaczy to że boimy się eksperymentów. Mamy bardzo dużo nowego materiału, który stylistycznie jest różny, część kompozycji jest bardzo melodyjnych zakrawających nawet o elementy popu.

LOVE DE VICE

Skąd pomysł na cover Deep Purple? Dlaczego oni i dlaczego zdecydowaliście się zarejestrować ten utwór na DVD?

When a Blind an cries to jest piękny utwór. I gramy go od dawna na koncertach. Często zmieniając stylistykę aranżacji. Deep Purple to zresztą mój ulubiony zespół i cały nurt muzyczny, w zasadzie kanon z którego jakoś tam wyrastamy nie tylko ja ale również Paweł, czy Robert. Jak pracowaliśmy nad Dreamland to wyobrażałem sobie pomysł na Love De Vice jako połączenie stylistyki Deep Purple oraz Pink Floyd. Muzyka miała być melodyjna smutna i podniosła ale również ostrzejsza niż klasyczny art rock z lat 70 tych z takim hardrockowym przytupem. Co ciekawe bardziej przypadliśmy do gustu fanom muzyki progresywnej niż hardrockowej. I nasza muzyka też prawdopodobnie podświadomie nabiera coraz więcej takich progresywnych odcieni. Wracając do When a Blind Man Cries. To jest trudny do coverowania utwór, bo on jest przepiękny w swojej prostocie. No i śpiewa go Gillan, który w tym okresie był wokalnym bogiem. Większość coverów tego utworu zawodzi bo jest gorszą kopią oryginału, do tego wokalnie zazwyczaj kładziony. Może narażę się fanom grupy Metallica, ale przy całym moim szacunku dla dokonań szczególnie tych starszych James Hetfield nie powinien tego utworu śpiewać. On jest po prostu poza zasięgiem jego obecnych możliwości. Nawet w studiu gdzie wokaliście można dużo pomóc on brzmi jakby miał zaraz umrzeć z wysiłku. My postanowiliśmy ten utwór po swojemu zmienić. Przebudowaliśmy jego strukturę dodaliśmy sekwencje, których nie było w oryginale i mocno wydłużyliśmy. Ale jednocześnie staraliśmy się zachować melancholijny charakter, który dobrze pasuje do naszej stylistyki. Jestem daleki od twierdzenia, że zrobiliśmy to lepiej od oryginału, ale porównując naszą wersję do innych znanych coverów tego utworu uważam, że broni się ona całkiem nieźle zarówno wokalnie jak i instrumentalnie. W ogóle utwory Deep Purple ciężko się wykonuje tam grają wybitni instrumentaliści, którzy grali z olbrzymim wyczuciem. Bardzo ciężko ich poprawić. Ukazała się teraz taka płyta z coverami płyty Machine Head, nad którą według mnie lepiej spuścić zasłonę milczenia, a tam grali naprawdę nie byle jacy muzycy liga światowa.


Zapewne myślicie już o trzeciej płycie. Zdradzisz jakieś szczegóły? Kiedy możemy się spodziewać waszego nowego albumu?

Pracujemy nad płytą a w zasadzie nad dwoma, ponieważ 6 premierowych kompozycji pojawiło się na Silesian Night i jest to taka nowa płyta w wersji live. To trochę trudno byłoby wydać teraz w zasadzie te same utwory wyłącznie w wersji studyjnej. Mamy zbyt dużo szacunku dla słuchaczy aby wciskać im dwa razy podobny produkt. Mamy bardzo dużo nowych kompozycji. Paweł to w zasadzie na każdą próbę przychodzi z nowym pomysłem, tak że mamy nawet problem z ogarnięciem całego tego materiału. Na pewno chcielibyśmy aby nowa płyta studyjna ukazała się w 2013 r. Ale nie chcemy podawać teraz nawet przybliżonej daty. Wydamy ją gdy będziemy absolutnie pewni, że to jest to z czym chcemy się podzielić z publicznością.


Dilruba i wiolonczela bardzo wzbogacają waszą muzykę. Myślicie o wprowadzeniu kolejnych instrumentów?

Mateusz Szmyt i Tomek Ragaboy Osiecki sprawdzili się w boju i ich wkład w Silesian Night jest trudny do przecenienia. Na pewno zostaną z nami na dłużej. Współpraca z nimi jest po prostu przyjemnością. Na pewno też Michał Jelonek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa jeżeli chodzi o LDV i będziemy chcieli skonfrontować jego skrzypce z wiolonczelą Mateusza.
Myślimy też nad zaproszeniem innych muzyków zwłaszcza takich grających na nie do końca kojarzonych z rockiem instrumentach. Mamy przygotowaną na nowy album utwór, którego motyw przewodni powinny wykonywać dęciaki. Więc na pewno będziemy chcieli poimprowizować z ciekawymi instrumentami.


Love De Vice nie są koncertowymi tytanami – planujecie może jakąś większa trasę?

Nie. Na razie okoliczności istnienia Love De Vice są takie, że większe trasy raczej nie wchodzą w grę. Ale czujemy obecnie głód koncertów, w tym roku ich nie graliśmy bo zajęci byliśmy nowymi utworami, DVD, rodziły się dzieci. Wyczuwamy też presję ze strony fanów, którzy są już mocno zniecierpliwieni koncertowym lenistwem. Ale bądźmy realistami raczej to jednak będą pojedyncze koncerty tematyczne niż jakaś duża trasa. Myślimy nad akustyczną prezentacją Silesian Night na żywo połączoną z prezentacją kolejnych nowych kompozycji. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


Dziękuję za poświęcony czas.

Dzięki.

Pytał: Piotr Michalski
Foto: profil FB zespołu

Dodaj komentarz