LOMBARD – Grzegorz Stróżniak, Marta Cugier

LOMBARD-40

Grupa LOMBARD postanowiła uczcić czterdziesty jubileusz swojego istnienia niezwykłym wydawnictwem. W nasze ręce trafia wydawnictwo, które ucieszy zagorzałych sympatyków zespołu, ale też może stanowić doskonały przyczynek do wgryzienia się w historię. Niebagatelną część artbooka stanowią grafiki… i o tym wszystkim opowiedzieli nam Grzegorz Stróżniak i Marta Cugier.

Piotr Spyra: Chciałbym porozmawiać o Lombard 40/40. Przygotowując się do tego wywiadu zacząłem sobie punktować pytania i nagle uświadomiłem sobie, że chyba lepiej byłoby porozmawiać o tym wszystkim, nie na zasadzie pytanie-odpowiedź, tylko rozwijając zaakcentowany temat.

Grzegorz Stróżniak: Nie ma sprawy, jesteśmy otwarci na propozycje.

PS:  Początek Lombardu datowany jest na maj 1981. Kiedy pojawiła się pierwsza myśl, żeby świętować czterdziestolecie?

GS: No tak, bo w międzyczasie z czterdziestolecia zrobiło nam się czterdziestoparolecie (śmiech).

Marta Cugier: Pierwsza myśl pojawiła się rok przed jubileuszem zespołu Lombard. Natomiast okazało się, że zbiegło się to ze startem pandemii koronawirusa i wszelkie plany koncertowe, o które głównie nam chodziło (myśleliśmy też o wznowieniach starych płyt), musiały zostać zawieszone na wieszaku.

GS: Zawieszone na wieszaku historii (śmiech).

MC: Tak, czas się trochę wówczas zatrzymał i każdy z nas miał do przemyśleń ważne rzeczy, sens życia, istnienia. Zmartwieniem były dla nas zdrowie i życie naszych bliskich. Zajęliśmy się zupełnie innymi kwestiami.

PS: Ja się domyślam że pomysł na 40/40 ewoluował, ale co było tą pierwszą oryginalną myślą. Trasa koncertowa, czy składanka?

GS: Faktycznie jak Marta wspomniała, mieliśmy trochę inne wyobrażenie o naszej czterdziestce. Pandemia spowodowała, że przewartościowało nam się wszystko. Myśleliśmy nad tym co zrobić… żeby coś zrobić. I na szczęście Marta wymyśliła projekt w którym pomogło nam Ministerstwo Kultury, ponieważ dostaliśmy dofinansowanie. To był moment, w którym mogliśmy zacząć myśleć o naszym czterdziestoleciu. Dzięki wyobraźni Marty mamy tak fantastyczne wydawnictwo. To jest artbook: 40 utworów na czterdziestolecie zespołu. Przy okazji historia i piękne zdjęcia. Udział w tym przedsięwzięciu wziął artysta, malarz, plastyk, którego poznaliśmy i dzięki temu, że wyraził zgodę na użyczenie swoich prac, mogliśmy je zawrzeć również w naszym artbooku. Ale o tym więcej może powiedzieć Marta.

MC: Dla nas to bardzo ważna płyta, dzięki której wróciliśmy do korzeni, do myślenia pod kątem zespołu w sposób bezkompromisowy. Przestaliśmy oglądać się na innych, przestaliśmy zastanawiać się co nam wypada. Chcieliśmy zrealizować takie wydawnictwo. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy pierwsi na świecie którzy nagrywają swoje utwory po raz kolejny, z nową energią, w nowej rzeczywistości. Ale dlaczego gdzieś w przestrzeni mają istnieć utwory w wykonaniu innych podmiotów artystycznych, dlaczego ma być zawsze tak, że musimy oglądać się za siebie? Stwierdziliśmy że nie – koniec. Jest pandemia, mamy dużo czasu, którego wcześniej nie mieliśmy. (Oprócz tego, że jesteśmy wokalistami, jesteśmy również menadżerami, wydawcami zespołu Lombard). Stwierdziliśmy, że jeśli teraz tego nie zrobimy, to nie zrobimy tego nigdy. Pandemia, czas, możliwości sprawiły, że zdecydowaliśmy się na nagranie tych utworów i bardzo się cieszę, że zrobiliśmy to w tym składzie. Ponieważ jest to znakomity skład instrumentalistów. Oczywiście oprócz Grzegorza Stróżniaka, kompozytora zespołu Lombard, nagrań dokonaliśmy z Łukaszem „Luki” Kulczakiem, który dołączył do naszego składu  dzięki pandemii (jeśli można tak powiedzieć), ale tak naprawdę od dłuższego czasu obserwowaliśmy go i marzyliśmy o tym, żeby razem współpracować. I to się wydarzyło. To wirtuoz gitary, niezwykle muzykalny człowiek, z gigantyczną wiedzą o muzyce, muzykach o historii, biografiach różnych artystów, wspaniale poruszający się w muzyce rockowej lat osiemdziesiątych, w muzyce progresywnej, muzyce gitarowej. Znający świetnie repertuar najlepszych gitarzystów na świecie. Dla nas wspaniały partner do ponownych nagrań. Do tego Paweł „Kosa” Kosicki – basista, multiinstrumentalista, wspierający Grzegorza w studio, w pracy nad edytowaniem śladów. Do tego perkusista Maksymilian Mińczykowski niezwykle wrażliwy na muzykę lat osiemdziesiątych. Można powiedzieć, że to syn fanów zespołu Lombard (śmiech) znakomicie poruszający się w tej muzyce, znający repertuar i składy Lombard czasem lepiej niż sam Grzegorz. Więc tak naprawdę trafiliśmy na zły moment pod względem historii świata, ale bardzo dobry moment żeby się zatrzymać, żeby przemyśleć to wszystko, żeby muzycznie Grzegorz mógł spełnić swoje marzenia, wrócić do korzeni. A my, jako osoby, które dołączyły do niego w różnym etapie, w różnych momentach historii by móc przejść z nim tą muzyczną drogę od lat osiemdziesiątych przez dziewięćdziesiąte do współczesności, które są już moim udziałem. Bo ja już od 26 lat jestem wokalistką zespołu Lombard i mam to szczęście pracować z Grzegorzem, który jest osobą absolutnie niezwykłą, genialnym kompozytorem, poszukującym, uwielbiający łączyć gatunki muzyczne. Dla nas wszystkich – ludzi w różnym wieku, jest świetnym doświadczeniem w ramach jednego zespołu móc grać muzykę progresywną, nu metalową, bluesa, rocka, rock and bluesa, ballady, ciekawe akustyczne granie, przez rap, kończąc na pop roku. Dla nas to jest świetne wyzwanie i świetna zabawa. Nie, ja przepraszam że tak dużo gadam (śmiech).

PS: (śmiech) A właśnie zacząłem się zastanawiać, który z tych moich punktów zaczepienia teraz wykorzystać, bo kilka tematów tak po prawdzie już zostało tutaj poruszonych.

GS: Dawaj wszystko, jak leci (śmiech)

PS: To chciałbym na chwilę wrócić do grafik wykorzystanych w tym artbooku, bo mniemam, że do każdego utworu jest osobna grafika.

MC: Plus osobna grafika na okładce. Te obrazy pochodzą z dorobku artystycznego znakomitego polskiego malarza realizmu magicznego Arkadiusza Dzielawskiego znanego na całym świecie wśród osób interesujących się tym nurtem sztuki współczesnej. Wybrane zostało 40 obrazów z jego pokaźnej kolekcji. Arek przez kilkadziesiąt lat malował te obrazy. Każdy malowany wieloma technikami malarskimi, są to gigantyczne obrazy, metrowe, dwumetrowe, posiadają dodatkowo ramy stworzone przez artystę, bardzo często Arek w swoich pracach wychodzi poza te ramy, więc to są nawet takie instalacje. My oczywiście wybraliśmy spośród tych wszystkich obrazów takie, które najbardziej pasują do tekstów piosenek z repertuaru zespołu Lombard. Tekstów autorstwa głównie Jacka Skubikowskiego, Marka Dutkiewicza, Andrzeja Sobczaka, Małgorzaty Ostrowskiej byłej wokalistki zespołu Lombard czy też Marty Cugier, obecnej wokalistki (śmiech). Czy też, jak się okazało Grzegorza Stróżniaka, który w latach dziewięćdziesiątych pisał teksty dla zespołu. Więc w tym artbooku znajdują się również takie piosenki z szuflady. To wszystko skrupulatnie przeglądałam w związku z tym że, kocham twórczość Arkadiusza Dzielawskiego. Znam ją bardzo dobrze, obserwuję ją od czasu koncertu w Częstochowie. Mam to szczęście, że znamy się z Arkiem i miałam okazję od czasu naszego spotkania przez te wszystkie lata obserwować jego twórczość, zachwycać się nią. Ja się cieszę, że mogliśmy pokazać tą twórczość w naszym artbooku, że możemy pokazać ludziom, że sztuka nie musi być obrazoburcza, nie musi być szokująca. Może być ciekawa, poprzez kunszt artystyczny, może dawać ludziom wiele do myślenia. Ja kocham portale Arkadiusza Dzielawskiego, możliwość przechodzenia do świata jego wyobraźni. W fascynacje tą sztuką wciągnęłam też Grzegorza. Uznaliśmy, że żaden artysta nie wsłuchuje się tak w teksty i muzykę zespołu Lombard jak Arek Dzielawski. To jest coś niesamowitego, że muzyka zespołu powstawała niezależnie od obrazów, ale byliśmy w stanie w twórczości Arka znaleźć odnośniki do tekstów piosenek zespołu Lombard i pozwolić naszym fanom i osobom, które zakupią ten artbook dotykać interesującej, pięknej i ciekawej sztuki jednocześnie słuchając muzyki, która jest ciekawym światem łączącym różne gatunki i przenoszącym ludzi w różne wymiary rzeczywistości. Tak jak w obrazach Arka można znajdować wiele różnych elementów, wiele różnych warstw. Również utwory zespołu Lombard mają wiele warstw, łączą w sobie wiele gatunków, podobnie jak teksty, mają wiele różnych ukrytych warstw, w przenośniach, poezji znakomitych tekściarzy polskich, którzy są autorami wielu znaczących utworów w historii polskiej muzyki.

PS: Wyobraź sobie że mam jeszcze jedno pytanie odnośnie grafik…

GS/MC: (Śmiech)

PS: Bo mniemam, że ta współpraca podoba się obu stronom i artyście malarzowi i wam. I czy macie może taki pomysł, żeby w przyszłości powstał obraz specjalnie dla was… na podstawie tekstu, czy waszego utworu. Czy rozmawialiście o tym?

GS: Tak. Taki jeden obraz właśnie powstał. Bo „Krwawiące serce” to jest utwór, który jest współczesnym kawałkiem, powstał w momencie kiedy wybuchła wojna w Ukrainie. Marta napisała tekst, ja napisałem muzykę, a Arkadiusz namalował do tego przepiękny komentarz.

MC: Ja się cieszę, że okazało się, że dysponujemy tymi samymi pokładami wrażliwości. Tym bardziej świadczy to o tym, że ta współpraca jest obu stronom potrzebna. Zresztą ja otrzymałam bardzo wzruszający email od Arka i jego menadżera. Bo to jest trochę tak, że my bywamy na świeczniku, jesteśmy rozpoznawani, popularni jako zespół. A niestety wysoka sztuka malarska jest mniej popularna w Polsce i mimo tego, że są ludzie których bardzo interesuje malarstwo czy sztuka współczesna, to jednak nie dociera ona to tak szerokiego grona odbiorców jak muzyka zespołu Lombard. I mimo, że dzieła sztuki Arka wystawiane są w galeriach na całym świecie i jego obrazy osiągają wysokie ceny na aukcjach, to jednak nie jest to sztuka znana szerokiemu gronu odbiorców. I chyba za to najbardziej Arek był nam wdzięczny. Dzięki nam, być może więcej osób pozna jego działalność, jego dbałość o szczegóły, jego przekaz, jego zmaganie się z życiem i sensem istnienia. Dla nas jest to zaszczyt, że pozwolił nam na wykorzystanie swoich obrazów.

GS: Krótko mówiąc, obdarzył nas wielkim zaufaniem. I myślę, że odpłaciliśmy za to zaufanie, bo okazało się, że te nasze dwa światy bardzo dobrze ze sobą razem funkcjonują i uzupełniają się i tworzy to wartość dodaną.

MC: Ja mogłabym godzinami opowiadać, jaką przyjemnością było dla mnie zagłębianie się w teksty zespołu Lombard, jednocześnie wyszukiwanie w tych obrazach elementów, które je łączą. I jestem w stanie każdy mój wybór uzasadnić. A czasami nie było łatwo, bo teksty Lombardu bywają naprawdę trudne. I bardzo się cieszę z tego że to się udało. Warto wspomnieć, o tym jakim wyzwaniem było znalezienie zdjęć trzydziestu byłych muzyków, w przepastnych archiwach Grzegorza.  My pracownię mamy 200m od studia, więc tutaj Grzesiu siedział z muzykami, gdzie powstawały aranże. Samych koncepcji, jak się domyślasz było kilka. Zastanawialiśmy się czy nagrywać te utwory na nowo, czy wrócić do korzeni… i rzeczywiście w 80% wróciliśmy do korzeni. Ale pozwoliliśmy sobie w niektórych przypadkach trochę w utworach pogrzebać, szczególnie w takich, z których Grzegorz nie był zadowolony jak np. w „Gwiazdy Rock’n’rolla” które zyskały kompletnie nową szatkę. Ale w większości utworów staraliśmy się zbliżyć do oryginalnych aranży z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych czy współczesnych choć tak naprawdę powinnam powiedzieć dwutysięcznych.

PS: W takim razie, ja chciałbym przy okazji zapytać dlaczego zdecydowaliście się na wersje studyjne tych utworów. Czy nie było takiego pomysłu, żeby zrealizować ich w wersji koncertowej?

GS: Była taka próba, mamy taki koncert nagrany w międzyczasie, ale tak naprawdę zespołowi w tym składzie brakowało nagrań studyjnych. Choćby z tego powodu że nagrań live nie puszcza się w radiu… w każdym razie – rzadziej się to robi. Mieliśmy ogromny deficyt jeśli chodzi o studyjne nagrania i tym się kierowaliśmy, i dlatego tak to zrobiliśmy.

PS: Opowiedzcie mi o spisie utworów, wyczytałem gdzieś, że wybór tych 40 utworów to był wybór fanów…

MC: W dużej mierze tak. Teraz z perspektywy czasu kiedy przeglądamy tą tracklistę to trochę byśmy ją zmodyfikowali. Zostawiliśmy sobie taki margines utworów, które sami chcieliśmy ponownie nagrać. Utwory z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych czy z płyty „Deja vu” pierwszej płyty z moim udziałem, rzeczywiście wybrali fajni. To są utwory, które są dla nich ważne.  My mamy fanów w dużej rozpiętości wiekowej, żeby nie wypominać (śmiech). Mamy fanów, którzy są z zespołem od samego początku, ale mamy również takich sympatyków którzy dołączyli do grona fanów razem ze mną. Wówczas  zaczęli wgryzać się w historię zespołu Lombard i poznawać wcześniejszą działalność. Dla części naszych fanów czas kojarzący się z młodością to są takie utwory jak „Deja vu”, czy „Patrz!”, bo gościły na listach przebojów w telewizjach muzycznych. Oczywistym było, że trzeba będzie nagrać ponownie „Przeżyj to sam” i „Szklaną pogodę” bo to przecież byłby wybór większości ludzi w Polsce, nawet tych którzy nie znają repertuaru zespołu. Ale cieszę się, że dostały się do tego spisu również utwory nieoczywiste. Jak „Szara Maść”, „Bezcieleśni, bezszelestni”, „Rdza” , czy „Ocalić serca”. Staraliśmy się, aby znalazły się tam utwory ze wszystkich płyt lombardu.

GS: Taki właściwie był warunek, natomiast po wyprodukowaniu i przesłuchaniu tego materiału okazuje się, że na pewno zmienilibyśmy niejedną kompozycje na inną, ale to jest normalne.

MC: Ale nasi fani są kochani, mówią nam „słuchajcie no to: 50/50! Jeszcze 10 utworów trzeba nagrać!”.

PS: No i bardzo słuszna koncepcja.

GS: Myślę że nam pomogą wyborze tych utworów, już pojawiły się pierwsze sugestie.

MC: Utwór „Anatomia”, „Zaklęty sejf”, „Listy nocą”, „Mam dość” to są takie tytuły których im szczególnie brakuje.

PS: W planach jest trasa sygnowana 40/40. Być może źle zakładam, ale domyślam się, że podczas tych koncertów nie będą grane wszystkie z tych 40 utworów. Więc moje pytanie jest takie: czy mieliście kłopot wybrać setlistę koncertową na te koncerty?

GS: Wiadomo, że 40-tu utworów nie jesteśmy w stanie zagrać. Natomiast mamy duże możliwości bo trzydzieści parę z tych utworów bierzemy pod uwagę. Niejednokrotnie przed koncertem spieramy się, które grać i na tym będzie to polegało, że w tej trasie na pewno będziemy prowadzili jakąś rotację i grali naprzemiennie utwory.

MC: A może będziemy proponować publiczności żeby to oni wybrali?

GS: Kto wie, czy to nie będzie sposób na tą trasę…

MC: Na jednym koncercie publiczność krzyczała „Dwa słowa, dwa światy” i zagraliśmy ten utwór. Bardzo często pada tytuł „Taniec pingwina na szkle”. Ja nawet zapomniałam że go zaśpiewałam na tej płycie. Wiesz, to jednak 40 utworów, to było mnóstwo pracy i czasu. Są takie utwory które bardzo kochamy i są takie które mniej. Przez wiele lat graliśmy pewną setlistę piosenek i cieszymy się że w końcu możemy nimi żonglować. Czasami mam wrażenie kiedy gramy ponad dwie godziny, że publiczność ma już nas dosyć. A potem się okazuje, że jednak nie, że jednak im się to podoba (śmiech), bo przychodzą na kolejne i kolejne koncerty. Do tego staramy się aby na telebimie były wyświetlane obrazy realizmu magicznego Arkadiusza Dzielawskiego. Więc dla ludzi jest to bardzo ciekawe i fajne doświadczenie, a my mamy z tego dużo przyjemności jesteśmy dumni z siebie. Nie będziemy udawać, jesteśmy już duzi, podoba nam się to co zrobiliśmy, popłakaliśmy się kiedy dostaliśmy ten artbook do ręki. Nie przyszło nam łatwo nagranie tego wydawnictwa. Spotkało nas wiele przeciwności losu. Pierwszym bolesnym doświadczeniem było wytoczenie nam procesu przez byłą wokalistkę. A dokładniej mówiąc Grzegorzowi o bzdet, który kompletnie nie ma znaczenia, ale został on wykorzystany do promocji jej działalności solowej. Więc było to dla nas bardzo przykre doświadczenie, bo niczego to dla nas nie zmienia, a promocyjnie zostało to pociągnięte w bardzo brzydki sposób. Potem zaproszony do współpracy w tym projekcie perkusista okazał się być osobą nieodpowiedzialną i musieliśmy zakończyć współpracę.

GS: A to nie koniec, bo realizator dźwięku który włożył w ten projekt mnóstwo pracy pod koniec wycofał się z przyczyn osobistych, co spowodowało bardzo duże zawirowania. Tu przyszedł z pomocą nasz wieloletni współpracownik Łukasz Migdał Migdalski. Migdał ogarnął całość nagrań z pomocą Kosy, Lukiego i moją. Nagraliśmy i zgraliśmy 40 utworów, można tak powiedzieć, zupełnie od nowa w kilka miesięcy. Utwory są świetnie zrealizowane.   Jak wspomniała Marta, perkusista zakończył z nami współpracę ale na szczęście Maks uparł się i nagrał wszystkie bębny od początku do końca, oczywiście z wielką korzyścią dla tego projektu. I w ten sposób trochę się to wszystko przeciągało i trwało dłużej niż planowaliśmy. Ale finalnie wszystko dobrze się skończyło, bo włożyliśmy w to wszystko dużo pracy i dopięliśmy wszystko na ostatni guzik.

MC: A finalnie premiera przesunęła się o dwa miesiące, bo na końcu była powódź na Dolnym Śląsku, a nasza drukarnia znajdowała się na terenach zalewowych, więc przeniosła się na czas powodzi w inne miejsce, niestety zawieszając swoją działalność. Ale ja wierzę w to, że wszystko w życiu nie dzieje się bez powodu. I te wszystkie bolesne doświadczenia są dla nas lekcją. I czerpiemy z nich wiedzę na przyszłość. To nas zahartowało.

PS: Chciałbym podpytać w kontekście trwającej trasy oraz utworu „Gwiazdy Rock’n’rolla” który był dedykowany byłym członkom zespołu. Czy myśleliście o tym, żeby podczas tej trasy zaprosić któregoś z byłych członków, aby z wami zagrał gościnnie, żeby w ten sposób celebrować ten wspólny jubileusz?

MC: To na pewno będzie bardzo trudne, bo w Lombardzie grało trzydziestu muzyków. Większość z nich nie jest już aktywnymi muzykami, wielu z nich mieszka za granicą. Mamy oczywiście kontakt i możemy liczyć na wsparcie wielkiego grona z tych muzyków. Ale repertuar Lombardu jest też dość trudny i z marszu nie da się go zagrać.

GS: Ja myślę że kiedy nasze drogi skrzyżują się z miejscem w którym mieszka były muzyk, to kto wie czy np. w Raciborzu Zbyszek Foryś nie pojawi się z nami na scenie, żeby z nami zagrać jeden czy dwa utwory… nie mamy tego ustalonego, ale kto wie czy do takiej sytuacji nie dojdzie?

MC: Jeśli w Niemczech nasze drogi skrzyżują się z Włodkiem Kempfem , który jest aktywnym muzykiem, to zapewne zagramy razem. Więc są tacy muzycy którzy, z nami z przyjemnością wystąpią. Niestety z przyczyn logistycznych, finansowych i terminowych jest to bardzo trudne. Wiesz, ja sobie wymyśliłam, że na trzydziestopięcio-lecie zespołu Lombard spotkamy się z byłymi muzykami zespołu i wręczymy im takie nagrody za wkład pracy… i znalezienie wspólnego terminu dla wszystkich muzyków i autorów tekstów piosenek graniczyło z cudem i dotarł tylko Wladi Kempf i Andrzej Sobczak.

GS: Resztę upominków wysyłaliśmy pocztą. Jak się okazało, nie było to łatwe do przeprowadzenia.

PS: Mam pytanie które nurtuje mnie w przypadku wielu gwiazd rocka (śmiech) zespołów z tak bogatym dorobkiem. Jeśli otrzymujecie zaproszenie na taki event, telewizyjny koncert typu… powiedzmy koncert sylwestrowy, gdzie ktoś wymaga od was zagrania trzech utworów, a jednak wy zajmujecie się ambitną muzyką i wasze utwory są rozbudowane i trwają,  a w moim odczuciu są adresowane do świadomego słuchacza… w momencie kiedy zostajecie takie zaproszenia, czy chętnie je przyjmujecie? Czy traktujecie to jako możliwość prezentacji swojej twórczości innemu słuchaczowi? Jaka jest wasza reakcja?

GS: Reakcja jest zawsze taka sama. Jeśli ktoś zwraca się do nas, żeby zespół Lombard wziął udziału w takich koncertach typu festiwale albo czy chociażby taka noworoczna duża impreza to my oczywiście bardzo chętnie na takie koncerty się piszemy. Zawsze pytamy jaki ma być repertuar, zawsze pytamy dlaczego tak mało (śmiech), wolelibyśmy zagrać więcej . My wiemy jak buduje się takie wydarzenia. Pracujemy podczas koncertu, żeby był dynamiczny, żeby był ciekawy. Więc na pewno ciężko jest w dwóch, trzech utworach wyrazić siebie. I to jest rzeczywiście bolączka takich spędów, ale wchodzimy w to.

MC: Jeśli natomiast mielibyśmy wybrać czy zagrać, trzy utwory na takim festiwalu czym zagrać dwugodzinny zespołu koncert zespołu Lombard, to oczywiście wolelibyśmy zagrać nawet trzy godzinny koncert. Natomiast nasi fani oczekują od nas, że będziemy pokazywać się w różnych mediach, bo oczywiście mają różne preferencje i gusty. Pojawiamy się więc, zazwyczaj grając trzy starsze utwory (śmiech). Głównie „Szklaną pogodę” i „Przeżyj to sam”. Oczywiście przyjmujemy takie zaproszenia, występujemy, chcemy żeby ludzie wiedzieli że żyjemy, że istniejemy, że gramy, że jesteśmy dla nich. Ale przyjmujemy zaproszenie nie tylko na takie duże wydarzenia, bo jeśli ktoś nam powie że mamy przyjechać na koniec Stanów Zjednoczonych i zagrać koncert dla 30 osób, to my też przyjedziemy. Gramy czasami dla stu osób, przyjmujemy zaproszenia na koncerty charytatywne. To kwestia naszej otwartości. Trzy utwory czy dwie godziny,  zawsze jest to ta sama energia. Niezależnie od tego, czy jest to koncert dla pięciu osób czy pięciu tysięcy osób. Po prostu kochamy naszą pracę, kochamy poznawanie ludzi.

PS: Do promocji nowego wydawnictwa wybrano wspomniany utwór „Gwiazdy rock’n’rolla” i „Kameleony”. Powiedzcie gdzie tak naprawdę celujecie z promocją. Jak realnie do tego podchodzicie? Czy uważacie że to bardziej trafi do sympatyków rocka w rozgłośniach rockowych, czy też np. sympatyków lat osiemdziesiątych w radiach typu „złote przeboje” czy może jednak bierzecie pod uwagę rozgłośnie mainstreamowe? Jakie jest wasze odczucie, gdzie to bardziej chwyci?

GS: Trudno powiedzieć. Właściwie kiedy wspomniałeś o tych „złotych przebojach”, my w takich radiach owszem udzielamy wywiadów, ale tam nie puszczą nowych wersji naszych starych utworów, bo takie są zasady. Natomiast kierujemy to do szerokiego grona odbiorców. Tak wiele pokoleń słucha naszą muzykę, że wybrać konkretny utwór dla konkretnego odbiorcy, wcale nie jest łatwo.

MC: My świadomie wiele lat temu zrezygnowaliśmy z tego, żeby ktoś narzucał nam targety czy grupy odbiorców i z pełną świadomością staliśmy się artystami niezależnymi. To nie jest tak, że nikt nie był zainteresowany wydawaniem płyt Lombardu. Oczywiście były takie osoby, ale chciały decydować w jaki sposób mamy grać, co mamy robić. Najlepiej jakbyśmy skopiowali „Szklaną pogodę” albo nagrali „Przeżyj to sam” z nowym tekstem, a ja najlepiej jakbym była wysoką, długonogą blondynką, żeby jako fanów przyciągać mężczyzn 16 +. To była świadoma decyzja. Jesteśmy sami wydawcami, nie zastanawialiśmy się nigdy nad grupami docelowymi, kierujemy naszą muzykę do ludzi, którym się ta muzyka podoba. Mamy słuchaczy w różnym wieku. Nie zastanawialiśmy się nigdy czy tej muzyki będą przeważnie słuchać dziewczyny czy bardziej chłopcy. Nie może tak być, nie wszystko jest na sprzedaż. Oczywiście my tą płytę sprzedajemy, ale uwierz, że choć byśmy wyprzedali cały nakład to koszty powstania tego wydawnictwa nigdy się nie zwrócą. Natomiast my cenimy sobie naszą niezależność. To, że możemy grać koncerty, zarabiać pieniądze, odkładać pieniądze na kolejne nasze projekty. Mamy fajnie bo nasz Lider zarabiając pieniądze na prawach autorskich inwestuje w nasz zespół, w nasze pomysły i projekty. To wszystko pozwala nam patrzeć szerzej niż sprzedaż, ilość odtworzeń. W przypadku młodych artystów wytwórnie płytowe są w stanie wykupić za nich pierwsze 500 000 odtworzeń które później zaowocują kolejnymi milionami. My czegoś takiego nie robimy. Jak posłucha nas 500 osób, to fajnie a jak 5 000 to jeszcze fajniej. Nie zastanawiamy się nad tym. To jest miłe, że słucha nas więcej osób, ale nigdy nie jest to celem samo w sobie.

P.S. Dziękuję bardzo, to moje wszystkie pytania, mam nadzieję że będziemy mieli okazję spotkać się gdzieś na trasie.

GS: Dziękujemy za miłą rozmowę, do zobaczenia.

Pytał Piotr Spyra

Dodaj komentarz