Dowodzony przez Ryana Socasha zespół LET ME INTRODUCE YOU TO THE END, wydaje się zamykać pewien rozdział swojej historii. Grupa zakończyła niedawno kolejną partię koncertów w Polsce, jesienią możemy spodziewać się kolejnej płyty, a być może również zmian w koncertowym składzie.
Udało nam się namówić filar projektu – Ryana Socasha do rozmowy między innymi na ten temat…
RA: Ryan, na wstępie dziękuję Ci, że znalazłeś chwilę czasu dla Nas.
Ryan Socash: Cała przyjemność po mojej stronie.
Jesteście świeżo po trasie promującej Wasz ostatni album.
Koncerty w Poznaniu i Wrocławiu były ostatnimi. Co możesz powiedzieć o
przebiegu całej trasy? Jakie są Twoje wrażenia?
Ciężko to jednoznacznie stwierdzić, ponieważ było tak wiele wyjątkowych i
jednostkowych wrażeń, które jednak, przez ten cały czas, zlały się w
jedno. Główne odczucie jest takie, że kiedy zakończyliśmy trasę i
wróciliśmy do Krakowa, byłem przygnębiony. Odzwyczaiłem się od życia na
wolnych obrotach, przyzwyczaiłem się do koncertowania i może nawet
trochę uzależniłem od niego. A kiedy wspominamy coś, czego nam brakuje,
wydaje się, że wszystko było świetne. Ale pamiętam przecież chwile
takie, jak pierwszy koncert we Wrocławiu i kilka innych, kiedy, szczerze
mówiąc, nie wiedziałem czy to, co robimy ma potencjał stać się tym,
czym w końcu się stało. Na szczęście udało się osiągnąć to, co było
zamierzone. Tak więc nie mam jednego uogólnionego wrażenia na temat
trasy; była trochę jak życie – prowokowała wiele różnych uczuć i myśli.
Występujecie w dwóch składach. Grasz sam z Wojtkiem akustycznie
lub gracie we czwórkę koncerty elektryczne. Który skład bardziej Ci
odpowiada? W którym lepiej jest Ci się wyrazić?
Był taki czas, kiedy wolałem grać w duecie akustycznym, ponieważ był
niezwykle surowy i wydawał się prawdziwszy – wszystko było niezwykle
wyeksponowane. Ale ostatnio jestem na trochę innym etapie i obecnie
ogromną przyjemność sprawia mi moc, płynąca z większej ilości ludzi
połączonej w jeden organizm. Tak więc, z artystycznego punktu widzenia,
czuję, że pełen skład pozwala mi osiągnąć pierwotną pełnię emocji, jaką
zawierał materiał na etapie, kiedy był pisany. Potrzebuję dodatkowych
ludzi, którzy mogą pomóc mi dostać się w to specjalne miejsce, miejsce
poza światem, miejsce ze snów. W tym momencie zdecydowanie wolę grać w
pełnym składzie, ale to zawsze jeszcze może się zmienić w przyszłości.
Które koncerty przyciągają więcej publiczności elektryczne czy akustyczne? Czy jest w ogóle taka różnica?
Nie sądzę, frekwencja na koncertach to jest zawsze loteria. Nigdy nic nie wiadomo.
Jakie miejsca na koncerty bardziej Ci odpowiadają: duże sale czy też małe kameralne kluby?
Cóż, lubię małe kluby i duże sale koncertowe. To, co decyduje, czy
koncert był udany i dawał nam satysfakcję z grania, zależy bardziej od
ludzi, niż od miejsca, w którym koncert się odbywa. Mówiąc wprost, lubię
być w sali pełnej ludzi, którzy naprawdę są z nami. Wtedy emocje
przepływają pomiędzy nami a publicznością, następuje sprzężenie zwrotne,
które przeradza się w to, co ludzie odczuwają jako koncert pełen
emocji.
Na koncertach „Letmeend” dużą wagę przywiązujesz do wizualizacji. Domyślam się, że autorem zdjęć do nich użytych jesteś Ty?
Tak, to wszystko moje zdjęcia. Tak naprawdę jestem osobą niezwykle
wrażliwą wizualnie, uczę się wzrokowo, doświadczam wszystkiego
wizualnie, tak więc jest to naturalne, żeby utwory i dźwięki były
zilustrowane przez to, jak widzę świat, kiedy znajduję się w trybie
postrzegania charakterystycznym dla LMIYTTE. Świat przedstawiony w moich
zdjęciach, w ilustracjach ludzi i miejsc, to nie zawsze w stu
procentach mój prywatny punkt widzenia, to są bardziej elementy mojego
osobistego postrzegania, które zostały ekstremalnie wyeksponowane.
Wydaje mi się, że połączenie obrazu i dźwięku jest niezbędne w tym
projekcie, i kiedy, od czasu do czasu, nie wyświetlamy zdjęć w czasie
koncertu, odczuwam pewien dystans względem publiczności. Kiedy
oddziałujemy na ludzi zarówno wizualnie, jak i dźwiękowo, dopiero wtedy
są z nami w stu procentach.
Wiem,
że fotografia to po muzyce Twoja największa pasja. Sam jestem
szczęśliwym posiadaczem Twojego albumu ze zdjęciami. Powiedz, jak udaje
Ci się połączyć obie pasje i znaleźć na obie czas?
Jak widzisz, mam dość często aparat w ręku. Nigdy nie wiem, kiedy znajdę
coś, co mnie zainspiruje. Cokolwiek robię – i powtarzam to często w
wywiadach – wydaje mi się, że zostało w pewien sposób podane mi, zarówno
zdjęcia jak i muzyka, jako już gotowy produkt. Tak więc problemem jest
nie znalezienie czasu, lecz wyczucia i wiedzy, kiedy dane elementy
odpowiednio się komponują. Staram się, by całe moje życie było w jakiś
sposób procesem twórczym. To trochę jak religia.
W Poznaniu wspominałeś mi o poszerzeniu składu zespołu na
koncertach. Mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat? O jakich muzyków
zamierzasz powiększyć skład? Wiem, że bardzo brakuje Wam klawiszy na
koncertach.
Tak, LMIYTTE tak naprawdę cały czas się zmienia i rozwija. Wydaje mi
się, że prawdziwy rozwój artystyczny ma miejsce, kiedy angażuje się w
proces twórczy nowych ludzi, nowe osobowości. Jest to niejako
konieczność, by czasem wszystko zupełnie zmienić. Nie tylko ludzi, ale i
materiał i sposób, w jaki do niego podchodzimy. Chcę stworzyć projekt
od nowa. Na pewno pojawią się nowi muzycy. Nie jest to jeszcze
potwierdzone w stu procentach, ale zaprosiliśmy do współpracy pianistkę i
wokalistkę z Krakowa, która obecnie jest moim nauczycielem śpiewu i
jest świetna muzycznie. Jeśli zgodzi się udać z nami w trasę, będziemy z
nią występować.
Podczas ostatnich koncertów prezentowaliście nowy utwór. Wiem,
że szykujesz nowy album. Kiedy możemy spodziewać się go w sprzedaży?
Tak, w Poznaniu zagraliśmy „Soul to the Water”. Wydaje mi się, że jest
to świetny przykład tego, w którą stronę zmierza nasza muzyka i nasze
koncerty. Jest to również znak tego, że musimy przebudować skład zespołu
i pozmieniać drastycznie kilka rzeczy. Nowa płyta… nie chcę obiecywać,
kiedy dokładnie będzie dostępna, ale mam nadzieję, że uda się ją wydać
11 listopada w Polsce, a w grudniu na całym świecie.
Każda z Waszych płyt jest osadzona w innych klimatach. Pierwsza
była bardzo mroczna i ciężka, wręcz psychodeliczna, druga już dużo
spokojniejsza i łatwiejsza w odbiorze. Jaka będzie kolejna płyta „Let Me
Introduce You To The End”?
Wydaje mi się, że trzecia płyta jest dopełnieniem pierwszych dwóch. Mam
nadzieję, że jest to zrozumiałe. Koncepcyjnie byłem w zupełnie innym
miejscu, kiedy pisałem materiał na tę płytę. W wielu aspektach to był
koniec niezwykle mrocznej części mojego życia. Album będzie brzmiał
zupełnie inaczej. Będziemy grać zupełnie inaczej, niż na poprzednich
płytach, pośrednio dzięki temu, że pracujemy z niesamowitymi muzykami,
zaprosiliśmy kilku gości i cóż, po prostu dojrzałem i bardzo się
zmieniłem.
Czy po wydaniu nowej płyty planujecie nowe koncerty? Jeżeli tak to, jakie miasta chciałbyś odwiedzić. Gdzie dobrze się czujesz?
Cóż, teraz wydaje mi się, że żyję, żeby koncertować i że to jedyne, co
chcę robić. Kiedy się nie ruszam, kiedy nie koncertujemy, zaczynam czuć,
że mój poprzedni mrok i smutek powracają do mnie. Będziemy koncertować
bezpośrednio przed wydaniem nowej płyty i zaraz po jej wydaniu oraz
przez cały ten czas, kiedy będziemy ją promować. Gdzie dobrze się czuję?
Najlepiej czuję się tam gdzie są ludzie – i nie obchodzi mnie czy będą
to dwie, czy czterysta osób – ludzie, którzy posiadają tę wrażliwość
względem życia i innych ludzi.
Do kogo starasz się dotrzeć ze swoją twórczością? Jaką grupą
ludzi najbardziej jesteś zainteresowany jako potencjalnych słuchaczy?
Interesują mnie ludzie, którzy interesują się nami. Wiem, że to trochę
bzdurna odpowiedź, ale nie chcę ograniczać tego, jaka ma, a jaka nie
powinna być nasza publiczność. Najważniejsze, że w czasie koncertu
łączymy się ze słuchaczami na pewnym osobistym poziomie. Naszą grupą
docelową są ludzie, którzy są gotowi nawiązać tę łączność.
Masz pewnie sporą grupę przyjaciół w Polsce. Jacy to ludzie? Jak odbierasz Polaków?
Odnośnie pierwszej części pytania – kim są moi przyjaciele? To
interesująca sprawa, ponieważ uświadomiłem sobie, że wszyscy ludzie, z
którymi utrzymuję znajomość to są ludzie, z którymi współpracuję na
poziomie twórczości. Wszyscy moi przyjaciele to ludzie robiący coś
kreatywnego, a w szczególności robiący coś kreatywnego w związku z moją
sztuką. Interesują mnie ludzie ambitni i posiadający wizję.
Odnośnie drugiej części pytania: w świetle prawa też jestem Polakiem;
mój odbiór Polaków jest zawsze taki sam. Raz potrafią być wrażliwi i
romantyczni, a innym razem agresywni i niebezpieczni…
Co sądzisz o portalach takich, jak np. Rockarea, starających się
przybliżać ludziom muzykę, którą niełatwo spotkać w rozgłośniach
radiowych i w telewizji? Czy to dobra inicjatywa?
Niestety nie odwiedzam zbyt wielu stron internetowych. Ale myślę, że
wraz z wydaniem naszej nowej płyty odpowiedź na to pytanie stanie się
niezwykle jasna. Ogólnie uważam, że to rewelacyjny pomysł.
Ostatnie pytanie. Co chciałbyś powiedzieć specjalnie dla odwiedzających i redagujących ten portal?
Powracajcie i powracajcie i powracajcie.
Dziękuję Ci bardzo za tą rozmowę i do zobaczenia na najbliższych koncertach.
Dzięki i do zobaczenia.
Pytania: Irek Dudziński