LET ME INTRODUCE YOU TO THE END – Ryan Socash (24.07.2009)

letmeend

Dowodzony przez Ryana Socasha zespół LET ME INTRODUCE YOU TO THE END, wydaje się zamykać pewien rozdział swojej historii. Grupa zakończyła niedawno kolejną partię koncertów w Polsce, jesienią możemy spodziewać się kolejnej płyty, a być może również zmian w koncertowym składzie.
Udało nam się namówić filar projektu – Ryana Socasha do rozmowy między innymi na ten temat…



RA: Ryan, na wstępie dziękuję Ci, że znalazłeś chwilę czasu dla Nas.

Ryan Socash: Cała przyjemność po mojej stronie.

Jesteście świeżo po trasie promującej Wasz ostatni album. Koncerty w Poznaniu i Wrocławiu były ostatnimi. Co możesz powiedzieć o przebiegu całej trasy? Jakie są Twoje wrażenia?

Ciężko to jednoznacznie stwierdzić, ponieważ było tak wiele wyjątkowych i jednostkowych wrażeń, które jednak, przez ten cały czas, zlały się w jedno. Główne odczucie jest takie, że kiedy zakończyliśmy trasę i wróciliśmy do Krakowa, byłem przygnębiony. Odzwyczaiłem się od życia na wolnych obrotach, przyzwyczaiłem się do koncertowania i może nawet trochę uzależniłem od niego. A kiedy wspominamy coś, czego nam brakuje, wydaje się, że wszystko było świetne. Ale pamiętam przecież chwile takie, jak pierwszy koncert we Wrocławiu i kilka innych, kiedy, szczerze mówiąc, nie wiedziałem czy to, co robimy ma potencjał stać się tym, czym w końcu się stało. Na szczęście udało się osiągnąć to, co było zamierzone. Tak więc nie mam jednego uogólnionego wrażenia na temat trasy; była trochę jak życie – prowokowała wiele różnych uczuć i myśli.

Występujecie w dwóch składach. Grasz sam z Wojtkiem akustycznie lub gracie we czwórkę koncerty elektryczne. Który skład bardziej Ci odpowiada? W którym lepiej jest Ci się wyrazić?

Był taki czas, kiedy wolałem grać w duecie akustycznym, ponieważ był niezwykle surowy i wydawał się prawdziwszy – wszystko było niezwykle wyeksponowane. Ale ostatnio jestem na trochę innym etapie i obecnie ogromną przyjemność sprawia mi moc, płynąca z większej ilości ludzi połączonej w jeden organizm. Tak więc, z artystycznego punktu widzenia, czuję, że pełen skład pozwala mi osiągnąć pierwotną pełnię emocji, jaką zawierał materiał na etapie, kiedy był pisany. Potrzebuję dodatkowych ludzi, którzy mogą pomóc mi dostać się w to specjalne miejsce, miejsce poza światem, miejsce ze snów. W tym momencie zdecydowanie wolę grać w pełnym składzie, ale to zawsze jeszcze może się zmienić w przyszłości.

Które koncerty przyciągają więcej publiczności elektryczne czy akustyczne? Czy jest w ogóle taka różnica?

Nie sądzę, frekwencja na koncertach to jest zawsze loteria. Nigdy nic nie wiadomo.

Jakie miejsca na koncerty bardziej Ci odpowiadają: duże sale czy też małe kameralne kluby?

Cóż, lubię małe kluby i duże sale koncertowe. To, co decyduje, czy koncert był udany i dawał nam satysfakcję z grania, zależy bardziej od ludzi, niż od miejsca, w którym koncert się odbywa. Mówiąc wprost, lubię być w sali pełnej ludzi, którzy naprawdę są z nami. Wtedy emocje przepływają pomiędzy nami a publicznością, następuje sprzężenie zwrotne, które przeradza się w to, co ludzie odczuwają jako koncert pełen emocji.

Na koncertach „Letmeend” dużą wagę przywiązujesz do wizualizacji. Domyślam się, że autorem zdjęć do nich użytych jesteś Ty?

Tak, to wszystko moje zdjęcia. Tak naprawdę jestem osobą niezwykle wrażliwą wizualnie, uczę się wzrokowo, doświadczam wszystkiego wizualnie, tak więc jest to naturalne, żeby utwory i dźwięki były zilustrowane przez to, jak widzę świat, kiedy znajduję się w trybie postrzegania charakterystycznym dla LMIYTTE. Świat przedstawiony w moich zdjęciach, w ilustracjach ludzi i miejsc, to nie zawsze w stu procentach mój prywatny punkt widzenia, to są bardziej elementy mojego osobistego postrzegania, które zostały ekstremalnie wyeksponowane. Wydaje mi się, że połączenie obrazu i dźwięku jest niezbędne w tym projekcie, i kiedy, od czasu do czasu, nie wyświetlamy zdjęć w czasie koncertu, odczuwam pewien dystans względem publiczności. Kiedy oddziałujemy na ludzi zarówno wizualnie, jak i dźwiękowo, dopiero wtedy są z nami w stu procentach.

Wiem, że fotografia to po muzyce Twoja największa pasja. Sam jestem szczęśliwym posiadaczem Twojego albumu ze zdjęciami. Powiedz, jak udaje Ci się połączyć obie pasje i znaleźć na obie czas?

Jak widzisz, mam dość często aparat w ręku. Nigdy nie wiem, kiedy znajdę coś, co mnie zainspiruje. Cokolwiek robię – i powtarzam to często w wywiadach – wydaje mi się, że zostało w pewien sposób podane mi, zarówno zdjęcia jak i muzyka, jako już gotowy produkt. Tak więc problemem jest nie znalezienie czasu, lecz wyczucia i wiedzy, kiedy dane elementy odpowiednio się komponują. Staram się, by całe moje życie było w jakiś sposób procesem twórczym. To trochę jak religia.

W Poznaniu wspominałeś mi o poszerzeniu składu zespołu na koncertach. Mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat? O jakich muzyków zamierzasz powiększyć skład? Wiem, że bardzo brakuje Wam klawiszy na koncertach.

Tak, LMIYTTE tak naprawdę cały czas się zmienia i rozwija. Wydaje mi się, że prawdziwy rozwój artystyczny ma miejsce, kiedy angażuje się w proces twórczy nowych ludzi, nowe osobowości. Jest to niejako konieczność, by czasem wszystko zupełnie zmienić. Nie tylko ludzi, ale i materiał i sposób, w jaki do niego podchodzimy. Chcę stworzyć projekt od nowa. Na pewno pojawią się nowi muzycy. Nie jest to jeszcze potwierdzone w stu procentach, ale zaprosiliśmy do współpracy pianistkę i wokalistkę z Krakowa, która obecnie jest moim nauczycielem śpiewu i jest świetna muzycznie. Jeśli zgodzi się udać z nami w trasę, będziemy z nią występować.

Podczas ostatnich koncertów prezentowaliście nowy utwór. Wiem, że szykujesz nowy album. Kiedy możemy spodziewać się go w sprzedaży?

Tak, w Poznaniu zagraliśmy „Soul to the Water”. Wydaje mi się, że jest to świetny przykład tego, w którą stronę zmierza nasza muzyka i nasze koncerty. Jest to również znak tego, że musimy przebudować skład zespołu i pozmieniać drastycznie kilka rzeczy. Nowa płyta… nie chcę obiecywać, kiedy dokładnie będzie dostępna, ale mam nadzieję, że uda się ją wydać 11 listopada w Polsce, a w grudniu na całym świecie.

Każda z Waszych płyt jest osadzona w innych klimatach. Pierwsza była bardzo mroczna i ciężka, wręcz psychodeliczna, druga już dużo spokojniejsza i łatwiejsza w odbiorze. Jaka będzie kolejna płyta „Let Me Introduce You To The End”?

Wydaje mi się, że trzecia płyta jest dopełnieniem pierwszych dwóch. Mam nadzieję, że jest to zrozumiałe. Koncepcyjnie byłem w zupełnie innym miejscu, kiedy pisałem materiał na tę płytę. W wielu aspektach to był koniec niezwykle mrocznej części mojego życia. Album będzie brzmiał zupełnie inaczej. Będziemy grać zupełnie inaczej, niż na poprzednich płytach, pośrednio dzięki temu, że pracujemy z niesamowitymi muzykami, zaprosiliśmy kilku gości i cóż, po prostu dojrzałem i bardzo się zmieniłem.

Czy po wydaniu nowej płyty planujecie nowe koncerty? Jeżeli tak to, jakie miasta chciałbyś odwiedzić. Gdzie dobrze się czujesz?

Cóż, teraz wydaje mi się, że żyję, żeby koncertować i że to jedyne, co chcę robić. Kiedy się nie ruszam, kiedy nie koncertujemy, zaczynam czuć, że mój poprzedni mrok i smutek powracają do mnie. Będziemy koncertować bezpośrednio przed wydaniem nowej płyty i zaraz po jej wydaniu oraz przez cały ten czas, kiedy będziemy ją promować. Gdzie dobrze się czuję? Najlepiej czuję się tam gdzie są ludzie – i nie obchodzi mnie czy będą to dwie, czy czterysta osób – ludzie, którzy posiadają tę wrażliwość względem życia i innych ludzi.

Do kogo starasz się dotrzeć ze swoją twórczością? Jaką grupą ludzi najbardziej jesteś zainteresowany jako potencjalnych słuchaczy?

Interesują mnie ludzie, którzy interesują się nami. Wiem, że to trochę bzdurna odpowiedź, ale nie chcę ograniczać tego, jaka ma, a jaka nie powinna być nasza publiczność. Najważniejsze, że w czasie koncertu łączymy się ze słuchaczami na pewnym osobistym poziomie. Naszą grupą docelową są ludzie, którzy są gotowi nawiązać tę łączność.

Masz pewnie sporą grupę przyjaciół w Polsce. Jacy to ludzie? Jak odbierasz Polaków?

Odnośnie pierwszej części pytania – kim są moi przyjaciele? To interesująca sprawa, ponieważ uświadomiłem sobie, że wszyscy ludzie, z którymi utrzymuję znajomość to są ludzie, z którymi współpracuję na poziomie twórczości. Wszyscy moi przyjaciele to ludzie robiący coś kreatywnego, a w szczególności robiący coś kreatywnego w związku z moją sztuką. Interesują mnie ludzie ambitni i posiadający wizję.
Odnośnie drugiej części pytania: w świetle prawa też jestem Polakiem; mój odbiór Polaków jest zawsze taki sam. Raz potrafią być wrażliwi i romantyczni, a innym razem agresywni i niebezpieczni…

Co sądzisz o portalach takich, jak np. Rockarea, starających się przybliżać ludziom muzykę, którą niełatwo spotkać w rozgłośniach radiowych i w telewizji? Czy to dobra inicjatywa?

Niestety nie odwiedzam zbyt wielu stron internetowych. Ale myślę, że wraz z wydaniem naszej nowej płyty odpowiedź na to pytanie stanie się niezwykle jasna. Ogólnie uważam, że to rewelacyjny pomysł.

Ostatnie pytanie. Co chciałbyś powiedzieć specjalnie dla odwiedzających i redagujących ten portal?

Powracajcie i powracajcie i powracajcie.

Dziękuję Ci bardzo za tą rozmowę i do zobaczenia na najbliższych koncertach.

Dzięki i do zobaczenia.

Pytania: Irek Dudziński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *