Obcowanie zarówno z muzyką jak i zespołem LET ME INTRODUCE YOU TO THE END, to przeżycie dość specyficzne. Wiele razy próbowałem sobie odpowiedzieć na pytanie czy w branży czy też na rynku muzycznym jest miejsce dla takiego zespołu. Dzięki wywiadowi, ktorego udzielił Ryan Socash dla naszego serwisu możemy spojrzeć zarówno na projekt jak i lidera formacji z szerszej perspektywy. Ryan opowiada nie tylko o swoim nowym albumie, ale właśnie o miejscu LET ME END na rynku muzycznym… jawi nam się również nie tylko jako muzyk, ale przede wszystkim jako artysta.
Jesteś świeżo po wydaniu trzeciej płyty. Przybliżysz nam kulisy jej powstawania? Wróbelki ćwierkają że to bardzo ciekawa historia.
Album był nagrany na tyle spontanicznie i niespodziewanie, że w czasie nagrywania materiału, nie uświadamialiśmy sobie jego wagi. Cały proces był przepojony swoistą skromnością i to, w pewien sposób, ukształtowało album. To doświadczenie zmieniło też diametralnie sposób, w jaki podchodzę do pisania muzyki. Dawniej nie mógłbym przychylić się do pomysłów w stylu utworu „Dreamy Eyes”. Zazwyczaj, kiedy pisze utwór, długo go analizuję, żeby upewnić się, że moja inspiracja nie jest oczywista i że nie powstało wcześniej nic podobnego. W czasie nagrywania tego albumu, nie myśleliśmy o tym. Płytę inspirowało między innymi telewizyjne wykonanie Tecumseh Valley, Townesa Van Zandta. Ponadto 85% albumu było nagrywane w warunkach domowych bez użycia profesjonalnego studia. Uważam, że każdy powinien czasem spróbować być skromnym.
Dlaczego zadecydowałeś że udostępnisz „A Voice From Mountain” do ściągnięcia za darmo?
Po wydaniu i trasie promującej „A Love of the Sea, spojrzałem na scenę muzyczną z szerszej perspektywy i uświadomiłem sobie, że mam dosyć używania skali pieniężnej do oceniania wartości sztuki. Takie działanie dało współczesnym artystom najgorszą z możliwych motywacji do tworzenia sztuki, a idea procesu twórczego została gdzieś w tym wszystkim zagubiona. Wierzę w to co robię i to właśnie jest moja motywacja. Jeśli chodzi o publikowanie, robię to by móc powiedzieć innym coś co jest ważne dla mnie, w nadziei, że czują oni podobnie. Koncepcja, że artysta może oferować publiczności ten rodzaj związku tylko za pewną cenę jest absurdalna i amoralna. Dlatego daję wszystko co mogę dać tym którzy chcą to ze mną dzielić.
Prowadzisz jakąś statystykę ilu ludzi ma już tą płytę u siebie?
W pierwszym miesiącu mieliśmy 1599 wizyt na ryansocash.eu i dodatkowe 1000 wizyt na starej stronie letmeend.com. Jestem zadowolony z tego wyniku, biorąc pod uwagę, że strona jest nowa i nie miała praktycznie żadnej promocji. W kwestii rzeczywistej ilości ściągnięć, nie znam tej liczby, gdyż zdecydowaliśmy się udostępnić mediom bezpośredni link do płyty (ryansocash.eu/voice.zip).
Czy mógłbyś powiedzieć nam coś bliżej o ludziach którzy z Tobą nagrywali „A Voice From Mountain”
Miałem okazję pracować z niezwykle specjalnym zespołem artystów. Mam wrażenie, że to prawie że cud. Magia płyty pochodzi w dużej mierze od Duszana Korczakowskiego, kontrabasisty z klasycznym wykształceniem współpracującego z Filharmonią Krakowską i Nigelem Kennedym. Wiele osób słuchając płyty zachwyca się brzmieniem wiolonczeli i skrzypiec, tymczasem to Duszan zagrał te wszystkie partie na kontrabasie! Ponadto napisał dwa z pięciu utworów łączących, zatytułowanych “Soul”. Duszan jest jednym z najbardziej utalentowanych artystów, jakich znałem, a większość utworów została zarejestrowana w górskim domku jego rodziców. Mój długoletni przyjaciel, Wojtek Szupelak grał na gitarze, śpiewał oraz wyprodukował utwory “Soul”. Tak naprawdę to on był siłą sprawczą napędzającą nagrania. Inny mój przyjaciel, Matt Nelson, grający obecnie w LA z Lupe Fiasco zagrał na organach, pianinie i stworzył aranżację utworu “Dreamy Eyes”. Nie należy też zapominać, że duża część magii albumu pochodzi od Czesława Mozila, który gra na akordeonie w większości utworów. Zwieńczeniem tego składu muzyków jest krakowski artysta Marek Kamiński, lider New Century Classics, który grał na gitarze slide i gitarze akustycznej oraz Aviva Mitchell, czarnoskóra wokalistka gospel z Brooklynu.
Prawdopodobnie najbardziej niespodziewanym gościem jest mój były nauczyciel na Columbia College w Chicago, perkusista Frank Parker Jr. Poznałem go po raz pierwszy jako perkusistę Chicago Jazz Ensemble prowadzonej przez świętej pamięci Billa Russo. Później został moim nauczycielem. W tym czasie wielokrotnie widziałem go grającego na bębnach z rozmaitymi gwiazdami sceny jazzowej, współpracował między innymi z Kurtem Ellingiem. W tym czasie, z powodu natężenia jego tras koncertowych straciliśmy kontakt. Później, niespodziewanie, otrzymałem email do Franka, w którym pisał, że przeprowadził się do Polski i, że chce zagrać na mojej płycie. To jest jeden z przykładów tego jak zarówno przypadkowe i doskonałe potrafią być wydarzenia naszego życia.
Wróćmy
może do trochę wcześniejszego materiału. Co stanie się z materiałem
który miał ukazać się na płycie ”Of Ghost”. Pozostanie tylko grany na
koncertach i nigdy się już nie ukaże na żadnej płycie?
Emocje związane z “Of Ghost” to niekończące się dramaty i poświęcenia.
Teraz płyta, prawie ukończona spoczywa na dysku twardym na krakowskim
podgórzu. Posiadamy obecnie aż trzy wersje tego materiału, wersję
studyjną i zarejestrowane koncerty z Alchemii i Pałacu Kultury.
Wszystkie trzy są praktycznie gotowe do wydania. Jednakże, bez względu
na to jak świetny jest ten materiał, po upływie całego tego czasu
niejako “odkochałem” się w nim. Kiedy ludzie pytają mnie o “Of Ghost”
zawsze przepraszam, mówiąc, że nie jest prawdopodobne by ludzie spoza
projektu i grona moich najbliższych przyjaciół będą mogli usłyszeć tę
płytę. Nigdy nie sądziłem, że tak się sprawa obróci i na swój sposób
jestem rozczarowany. Nie potrafię jednak zmusić się do powrotu w to
miejsce… musimy iść do przodu.
Ryan Socash prywatnie. Bardziej muzyk i kompozytor czy fotografik?
Z wykształcenia i zamiłowania jestem fotografikiem. Jednakże fotografia
nigdy nie dawała mi tak intensywnych duchowych doświadczeń, jakich
doświadczam dzięki muzyce. Fotografia dla mnie polega na rozpoznaniu i
uchwyceniu momentu, co jest działaniem, którego nie chcę doświadczać na
co dzień. Czasami chcę po prostu cieszyć się chwilami. Zachodzące słońce
wygląda pięknie, kiedy się na nie patrzy. Uwiecznione na zdjęciu łatwo
może stać się kiczem, chwile czasami mogą być piękne dlatego, że są
ulotne. W tym właśnie tkwi dla mnie główna różnica pomiędzy muzyką a
fotografią, utwór muzyczny funkcjonuje jako wykładnia pewnych emocji i
dzięki temu może powstawać od nowa za każdym razem, kiedy jest
wykonywany. Kiedy wszyscy wokoło, zarówno muzycy jak i publiczność
nadają na tych samych falach wtedy taki proces kreacji może zaistnieć.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nie jestem muzycznie
utalentowany, mój romans z muzyką ma podłoże czysto duchowe.
Skąd czerpiesz natchnienie i inspirację do tworzenia muzyki a skąd do robienia zdjęć? Czy też może łączy się to w jakiś sposób?
Dla mnie, podstawą wszystkiego co robię w sztuce, przynajmniej na
poziomie pomysłu jest intuicja. Mam wręcz wrażenie, że powstawanie
utworu to nie jest zapisywanie mojego pomysłu lecz pomysłu danego mnie.
Odczuwam potrzebę ich dokumentowania, ponieważ są one dla mnie piękne.
Ponadto służy to jako swoisty dziennik mojego życia, a wierzę w potrzebę
dokumentowani wydarzeń w naszym życiu. Ponadto, wiele osób z którymi
dorastałem w USA, obecnie albo już nie żyje albo znajduje się w
więzieniu. Mam wrażenie, że dzięki dokumentowaniu pomysłów udało mi się
uniknąć ich losu.
Zdarzyło Ci się przejść jakąś swoistą „Duchową Rewolucje”?
Przestałem po prostu walczyć z naturalną tendencją do rewolucji
duchowej. Nie analizuję swych działań. Intuicyjnie realizuję to w co
wierzę.
Co sądzisz o tym co dzieje się na Polskim rynku muzycznym? Czy
jest na nim miejsce dla ludzi Twojego pokroju, tworzących tak od serca i
nie z chęci zysków?
Wierzę, że nie ma dla mnie i ludzi mego pokroju miejsca w tak zwanym
“przemyśle muzycznym”, ale nie mam też w związku z tym żalu. Rynek jest
zainteresowany artystami sprzedającymi pewne produkty bądź promującymi
pewien styl życia. Te wartości, takie jak picie alkoholu, pojawianie się
w “towarzystwie” zachęcanie młodzieży do rozwiązłości, to nie jest coś z
czym chcę mieć do czynienia. Co więcej, nie spotkałem nigdy
wartościowego artysty, bądź człowieka, który by hołdował takim
wartościom. Poza “młodego muzyka”, którą większość artystów próbuje
przyjąć jest na tyle nie do zniesienia, że mam problemy ze znalezieniem
wykonawców kulturalnych na tyle, by można było wziąć ich w trasę
koncertową. Gdy ów “młody muzyk” poczuje pierwszy smak sukcesu, reakcją
jest prymitywne pijaństwo i chciwość. Są to wszystko “cechy” dyktowane
przez wspomnianą pozę.
Mówiąc o polskim rynku muzycznym, wydaje się, że najwyższym ideałem do
jakiego moi “koledzy” muzycy zdają się dążyć jest występowanie na
festiwalu piwnym pod patronatem pewnej marki. Zespoły takie jak Sigur
Ros, formacja, którą kiedyś szanowałem, dumnie stoją pod logo producenta
piwa, tym samym dając napojowi alkoholowemu sankcję zjawiska
kulturowego. Czy widziałeś kiedyś reklamę piwa, w której dwóch mężczyzn
korzysta z kobiety jako stolika na butelkę z piwem w trakcie odbywania z
nią stosunku? Czy to jest komunikat który Sigur Ros chce przekazać
tysiącom ludzi obecnym na festiwalu? Czy po to przyjechali do Polski?
Mam córkę, partnerkę i matkę i nic nie przekona mnie, że firma
korzystająca z takiej strategii marketingowej może mieć coś wspólnego z
kulturą. Pewne zasady moralne stworzone przez kulturę, właśnie takie jak
szacunek do kobiet, życia i człowieka w ogóle, powinny być
nienaruszalne. W związku z tym nawet gdyby było gdzieś dla mnie miejsce w
przemyśle muzycznym, przemyśle którego ambicjami są festiwale piwne,
zrezygnowałbym z niego.
Czy masz jakiegoś swojego ulubionego wokalistę, wokalistkę lub zespół z Polski?
Najlepszym zespołem jaki znam jest projekt New Century Classics,
prowadzony przez Marka Kamińskiego, przyjaciela i członka mojego
projektu. Ostatnimi czasy pracujemy we wspólnej sali prób i muszę
powiedzieć, że szanuję to co robią i czuję się zaszczycony, że mogę ich
znać.
Jak idzie Ci nauka języka polskiego?
Jestem w stanie powiedzieć praktycznie wszystko po polsku w sytuacjach
codziennych, ale przestałem udzielać wywiadów po polsku, bo wydaje mi
się, że moje mówienie po polsku ma taki sam wpływ na słuchaczy jak na
mnie ma Artur Rojek (i inni polscy wykonawcy) próbujący śpiewać po
angielsku. Nie jestem prawdziwie sobą kiedy mówię po Polsku, wszystko co
mówię musi być bardziej uproszczone, a uważam, że kiedy mówię
publicznie powinienem być jak najbardziej szczery. Pomimo tego bardzo
kocham język polski i zachęcam wszystkich żeby kontaktowali się ze mną w
tym języku. Ponadto uwielbiam mówić po polsku w USA. Polacy tam
mieszkający są zawsze niezwykle zdziwieni, że mówię w ich języku.
Masz w Polsce wielu przyjaciół. Mocno Cię wspierają? Na co możesz u nich liczyć, w czym pomagają Ci najbardziej?
Otrzymałem od Polaków tyle wsparcia i przyjaźni że nie wiem nawet od
czego zacząć. Jeśli chodzi o muzykę, przyjaciele, z którymi współpracuję
w projekcie Let Me Introduce You To The End są ze mną nawet w
najbardziej szalonych sytuacjach, poświęcają pieniądze i czas na
nagrania i podróże. Najważniejsze jest dla mnie, że Polacy, z którymi
pracuję na stałe są tak niezwykle godni zaufania. Za to najbardziej
jestem im wdzięczny.
Co sądzisz o Twoich polskich fanach? Jacy są na koncertach, jak ich odbierasz?
Jedna z tych rzeczy które najbardziej lubię w Polakach jest ich życiowa
wrażliwość. Nigdy nie widziałem nikogo kogo muzyka tak by potrafiła
wzruszyć jak na koncercie w Polsce.
Planujesz jakieś koncerty w Polsce? Jeżeli tak to jakie? Set akustyczny czy coś bardziej rozbudowanego?
Spowolniliśmy nasze działania koncertowe w Polsce z kilku powodów.
Uważam, że z naszym niekomercyjnym podejściem do muzyki osiągnęliśmy
prawie wszystko, co było do osiągnięcia w dziedzinie koncertów –
zwiedziliśmy praktycznie każdy zakątek naszego kraju i graliśmy w kilku
najważniejszych polskich klubach. W ciągu tego czasu niezmienne napawał
mnie dumą fakt, jak ciepło byłem przyjmowany przez ludzi. Innym
czynnikiem warunkującym to, że rzadziej koncertujemy jest konieczność
“budowania relacji” w branży muzycznej. Wielokrotnie byłem wręcz
agresywnie częstowany przez promotorów alkoholem. Biorąc pod uwagę, że
nie przyjmuję żadnych używek czy narkotyków, a alkohol uważam za jeden z
nich, moje kontakty z promotorami są nieco bardziej utrudnione. Jeśli
chodzi o skład z którym występujemy, decyzja czy wystąpimy w duecie lub
we większym składzie warunkowana jest wieloma czynnikami. Zawsze to
jednak jest wspólna decyzja moja i Wojtka Szupelaka. Odpowiadając na
Twoje pytanie, w najbliższym czasie zamierzamy koncertować w
rozbudowanym składzie akustycznym.
Jakie koncerty wolisz grać? Dla wąskiego grona czy raczej dla szerszej publiczności?
Nie istotna jest dla mnie ilość ludzi na koncercie; ważna jest ich
jakość. Większość ludzi słuchająca muzyki na żywo nie uświadamia sobie
jak kluczowym elementem występu są oni sami. To właśnie ich energia jest
motorem napędzającym przepływ emocji na koncercie. Jestem gotów
podróżować dla jednej osoby, która rozumie te emocje i chce dzielić ze
mną tę energię. I robiłbym to, gdyby tylko było to materialnie możliwe.
Wśród ludzi odwiedzających nasz portal masz sporą grupę fanów. Chciałbyś im coś przekazać?
Szczerze im dziękuję za wsparcie, a skromnością napełnia mnie wiedza, że
w pewnym miejscu osoba, której nigdy wcześniej nie poznałem może
dzielić ze mną pewne emocje za pośrednictwem muzyki. Jestem pełen
wdzięczności, której nie sposób wyrazić słowami.
Bardzo Ci dziękuję i do zobaczenia na koncertach
Pytał Irek Dudziński
strona Ryana Socasha: ryansocash.eu
album można pobrać pod linkiem: ryansocash.eu/voice.zip