LESZEK WINDER – wywiad

Leszek Winder to niezwykle ważna postać dla krajowej sceny blues-rockowej z przyległościami. Współtwórca legendarnej grupy Krzak. Założyciel formacji Bezdomne Psy, Śląska Grupa Bluesowa i Czarny Pies. Wieloletni partner muzyczny Jana Kyksa Skrzeka. Współpracował też z Józefem Skrzekiem, grupą Dżem i wieloma innymi. Ma nieocenione zasługi jako animator sceny bluesowej na Śląsku. Wieloletni kierownik artystyczny kultowego klubu „Leśniczówka”. Pomysłodawca imprez „Śląskie Brzmienie” i „Festiwal Gitary Elektrycznej”.  Można by tak jeszcze długo wymieniać. Pretekstem do miłej pogawędki było kompaktowe wznowienie trzeciej solowej płyty Jana Kyksa Skrzeka „Kyksówka Blues”, który to album ukazał się pod koniec listopada za pośrednictwem Metal Mind Productions. Korzystając z okazji nie mogłem jednak powstrzymać się także od pytań wykraczających poza obszar tematu przewodniego.

Rozmawiamy przy okazji reedycji płyty Janka Skrzeka „Kyksówka Blues”. Minęło już wiele lat od chwili jej nagrania. Czy przy okazji przygotowania tego wznowienia wróciły do Pana jakieś wspomnienia związane z tamtą sesją nagraniową z 1989 roku?

Reedycja tej płyty była przygotowywana z wieloma przygodami. Okazało się, że firma Metal Mind nie ma oryginalnej taśmy stereofonicznej w swoich archiwach. Płyta, która się właśnie ukazuje, została więc zgrana z „dziewiczego” longplaya, który miałem w domu a nigdy nie był grany. Udało się oczyścić nagranie z trzasków. Wielu ludzi nad tym pracowało. Michał Kuczera wykonał tutaj kawał świetnej roboty przy masteringu. Jak posłuchałem tych nagrań, to oczywiście ożyły wspomnienia. To duże wzruszenie dla mnie. Słychać tam, w jakiej doskonałej formie byliśmy wtedy wszyscy.

Jaka jest geneza albumu „Kyksówka Blues”?

Nagranie płyty Janka Skrzeka z przyjaciółmi sprzed lat czyli zespołem Bezdomne Psy, bo tak się wtedy nazywaliśmy, było zaaranżowane przez Tomka Dziubińskiego (ówczesnego szefa Metal Mind Productions – przyp. aut). My w czwórkę z Jankiem graliśmy już w latach siedemdziesiątych jako Apogeum. To był nasz młodzieńczy zespół – Janek Skrzek, Jurek Kawalec, Michał Giercuszkiewicz i ja. Stawialiśmy pierwsze kroki w słynnej piwnicy Skrzeków. Potem nasze drogi się rozeszły na prawie dziesięć lat. Janek zaczął robić karierę solową, występował też z Elą Mielczarek. Ja z Jurkiem grałem w Krzaku a Michał w grupie Dżem. „Kyksówka” to jest nasze spotkanie po latach w Leśniczówce. Oczywiście przez ten czas, gdy nie graliśmy razem, pozostawaliśmy w przyjaźni. Nie było między nami nieporozumień. Podczas spotkania ożył więc dorobek naszej młodości. Uważam, że Janek „przechował” dla nas tę muzykę, tego klasycznego korzennego bluesa. My w Bezdomnych Psach graliśmy przecież coś w rodzaju awangardy rockowej, dużo improwizacji w tym było. Jest na tej płycie bonus w postaci nagrania zespołu Apogeum z koncertu w Leśniczówce po latach, które odnalazłem przy okazji. To niestety jedyne nagranie tego zespołu…

Właśnie uprzedził Pan moje kolejne pytanie. Czy to oznacza, że nie zachowały się żadne archiwalne nagrania grupy Apogeum z Waszych początków?

Nie ma nic. Szukałem tego rozpaczliwie. Te bonusy to jedyne wspomnienie po Apogeum. Myśmy wtedy fajnie grali – wyłącznie własną muzykę, żadnych coverów. Wyszlifowaliśmy warsztat, z którym poszliśmy potem dalej przez życie.

Wielu fanów bluesa na Śląsku pamięta Janka w wydaniu koncertowym. A jak zachowywał się w studiu nagraniowym? Czy też szedł na żywioł? Czy nagrywaliście wszystko w pierwszym podejściu czy może były jakieś poprawki i dogrywki?

Myśmy zawsze bardzo szybko nagrywali. W takiej muzyce nie ma miejsca na powtórki. Uważam, że z każdą powtórką traci się jakiś element autentyczności. Wszystkie nasze nagrania, również te późniejsze, były zawsze robione „na setkę”. Na żywo! Ewentualnie mogły się zdarzyć jakieś poprawki przy solówkach gitary, ale raczej niewielkie.

Czy zostały jeszcze jakieś niewydane nagrania z Jankiem? Jeśli tak, to czy jest szansa na ich publikację w przyszłości?

Tak. Mam tego dużo. Wrzucam coś czasami na YouTube, gdzie prowadzę kanał Śląskie Brzmienie. Są tam już moje nagrania z Ryśkiem Riedlem, z grupą Krzak, z Jankiem też. Trochę jeszcze przybędzie. Oczywiście nie wszystkie się nadają – ze względów czysto technicznych. Trzeba by nad tym popracować, a jest to i kosztowne i czasochłonne.

Tak się składa, że byłem na koncercie Apogeum w Leśniczówce (8.12.2001 – przyp. aut.), którego fragmenty trafiły teraz jako bonus na reedycję „Kyksówki”. W chwili naszej rozmowy nie miałem jeszcze okazji wysłuchać tych nagrań. Chciałem więc zapytać, czy jest tam zapis barwnej opowieści Janka o zgubieniu dowodu osobistego w areszcie w Wojkowicach?

Nie. To było za bardzo rozgadane muzycznie. Miałem tylko dwadzieścia minut czasu do wykorzystania na płycie. Chciałem pokazać jak graliśmy. Janek zawsze był humorzystą, wprowadzał na koncertach element luzu. Przez to był tak lubiany.

Przejdźmy zatem do współczesności. Mijają już dwa lata od premiery płyty „Tu i teraz” Śląskiej Grupy Bluesowej w aktualnym składzie. Czy są już jakieś przymiarki do nagrania następnego albumu?

Tak. Rozmyślam nad tym. Ogarniam w tej chwili stronę techniczną, bo chciałbym tę nową płytę nagrać w określonych warunkach. Jesteśmy z Agnieszką Łapką (wokalistką Śląskiej Grupy Bluesowej – przyp. aut.) na etapie poszukiwania tekstów. Chcemy, żeby to były teksty w języku polskim i żeby były poetyckie. Zależy nam na lirykach, które w niewielkiej ilości słów zawierają dużo treści. Uważamy, że takie są najwartościowsze. Aby krótkimi tekstami wzbudzić dużo przemyśleń w głowie słuchającego.

Czyli płyta ukaże się w nadchodzącym roku?

Nie mamy ustalonego terminu. Powód, dla którego nie nagraliśmy kolejnego albumu od razu po „Tu i teraz” był taki, że swoją płytę wydał Michał Kielak. Potem Krzysiu Głuch też coś nagrywał. Nie chciałem tego dublować i robić zamieszania. Rezerwujemy sobie czas na przyszły rok, ale nie ma w związku z tym żadnego ciśnienia.

Przy okazji chciałem jeszcze poruszyć temat związany z grupą Krzak. Dwa lata temu w Bielsku Białej odbył się koncert „Tribute to Krzak”, na którym Pan w towarzystwie Andrzeja Ryszki, Krzysztofa Ścierańskiego i Janka Gałacha przypomniał kilka numerów z tamtego repertuaru. Czy jest szansa na kontynuację tego projektu?

Raczej nie. Są pewne kontrowersje związane z osobą Janka Błędowskiego (współzałożyciela grupy Krzak – przyp. aut.). Miał nam za złe używanie nazwy Krzak, nawet z tym dopiskiem „Tribute”. Mimo iż grali tam właściwie sami „krzakowcy”, bo i Krzyś Ścierański jest „krzakowcem” i Andrzej Ryszka tym bardziej. A ja nie chcę tych kontrowersji. Sprawa jest otwarta. Mam swój projekt Czarny Pies…

Znowu uprzedził Pan moje pytanie…

Jeżeli chodzi o Czarnego Psa, to tam realizuję różne swoje pomysły, również te „krzakowskie”. Jestem w tej chwili po rozmowach z Jurkiem Piotrowskim (perkusista grupy SBB grający też w Czarny Pies – przyp. aut.), który dla mnie jest perkusistą wybitnym. Odczuwam ogromną dumę z ostatniej płyty Czarnego Psa z jego udziałem. Planuję „wykraść” Jurka na kilka dni, gdy będzie wiosną przyszłego roku grał w Polsce z SBB i zagrać z nim oraz Krzysiem Ścierańskim i Jankiem Gałachem koncert jako Czarny Pies.  

Dotychczasowy dorobek projektu Czarny Pies to trzy płyty koncertowe. Czy formuła tego zespołu to wyłącznie granie na żywo czy też może zdecyduje się Pan wejść z tym składem do studia?

Nie. To jest muzyka typowo koncertowa, która wymusza na wykonawcach inny sposób myślenia. W studio często jest pokusa, żeby coś poprawić. Ja uwielbiam muzykę improwizowaną, robioną „tu i teraz”, bez kombinacji. Kocham pomyłki! Uważam, że pomyłki nadają muzyce kolor. To jest poczucie autentyczności i prawdy.

Kwartet Spontaniczny (Leszek Winder, Krzysztof Ścierański, Antoni Gralak i Apostolis Anthimos – przyp aut.) wraca na scenę po czterech latach od chwili swojego debiutu, którego pamiątką jest płyta CD. Na początku grudnia wystąpicie w katowickim Kinoteatrze Rialto. Czy teraz też będzie nagranie? Dlaczego tak rzadko gracie razem w tym składzie?

Planuję to nagrać. A dlaczego tak rzadko? To nawet nie jest kwestia dogrania terminów. Wszyscy są w zasięgu. Chodzi o to, że sam ten projekt jest dosyć stresujący i wymagający. Mam dużą tremę. Jestem bardzo zadowolony z tego, co się udało uzyskać poprzednim razem. Ten skład jest wybitny. Uważam, że zagraliśmy tam zupełnie inną muzykę. To był mój pierwszy koncert po śmierci Michała Giercuszkiewicza. Dla mnie granie Kwartetu to była trochę kontynuacja Bezdomnych Psów, gdzie wszystkie utwory ja narzucałem na żywo a graliśmy bez przygotowania. Teraz też niczego nie przygotowuję, to ma być całkowicie wyimprowizowane. Jestem przekonany, że wydarzy się tam coś kosmicznego. Chciałbym tylko narzucić kolegom większą dyscyplinę w wydawaniu dźwięków. Chcę trochę „rozrzedzić” nasze granie. Jestem zwolennikiem ciszy jako części składowej w muzyce. Lubię, gdy coś się „zawiesza”. Taki jest mój plan.

To życzę, aby plan się powiódł i bardzo dziękuję za rozmowę!

Dziękuję i pozdrawiam!

Rozmawiał Michał Kass

Dodaj komentarz