„Nasza muzyka jest poza czasem”
„Polski rock jest świetny, jeśli ktoś lubi wyrażoną w nim depresję, lęki, wku*wienie, satanizm lub inne problemy, ale jak Polacy chcą zagrać z pozytywną energią i riffem, to często wychodzi jakieś NRD” – o tym, czy Polacy mają rock`n`rolla we krwi, czym jest polski, rockowy prowincjonalizm oraz, przede wszystkim, o najnowszym albumie zatytułowanym „Fools Die Young” rozmawiamy z gitarzystą i wokalistą legendarnego, warszawskiego zespołu Lessdress, Pawłem Nowakowskim!
Panowie,
gratuluję nowej płyty – długo kazaliście czekać fanom na następcę
„Sugarfree”. Jak wygląda historia powstawania „Fools Die Young”?
Paweł Nowakowski: Dziękujemy. Rzeczywiście, nie jesteśmy zbyt szybcy,
ale to częściowo wynika z utrudnionej logistyki. Krzyś Faliński
przeprowadził się do Krakowa i jest dojeżdżającym muzykiem. Zwolniło to
tempo komponowania i ogrywania materiału, jak i proces pracy w studio.
Ta muzyka jest jednak niejako poza czasem i modą więc nie martwiliśmy
się tym nadmiernie. Proces powstawania tego materiału był organiczny.
Piosenki powstawały pojedynczo w pewnych odstępach czasu. Sprawdzały się
na koncertach i miały czas na dojrzewanie, zanim zostały
zarejestrowane. Niektóre nie przeżyły tego procesu i zostały porzucone,
inne dotarły do studia i dopiero tu poległy. To, co dotarło na płytę
jest zatem efektem wielokrotnej destylacji i myślę, że słuchacz nie
znajdzie tu „zapychaczy” , tylko esencję. Poza tym, zależało nam, aby
płyta była naturalna, bez elektronicznych czarów-marów, które wszystko
syntetyzują, wyrównują, dostrajają. Z pewnością niejedna melodia
zostanie słuchaczowi w głowie do gwizdania lub nucenia.
Czy to będzie wielki powrót Lessdress?
Powrót? Tym razem nigdzie nie zniknęliśmy, oprócz studia. Poza tym, jak
Pan Bóg przykazał graliśmy raz na pół roku jakiś koncert nawet. No…
Oprócz ostatniego roku pracy studyjnej. Zresztą mamy ksywkę „Leniwi”.
Czy zaś płyta będzie wydarzeniem? To jest w rękach publiczności. Na
media zbyt nie liczymy bo ta muzyka nie jest ulubionym przez polskie
media gatunkiem.
Nowy album promowany jest odsłuchem kawałka „Chickaboom”, do
którego powstaje klip. To pierwszy singiel? Dlaczego zdecydowaliście się
właśnie na ten utwór i kiedy możemy spodziewać się klipu?
Wychodzimy na pierwszy ogień z „Chicaboom”, bo to chyba najweselsza i
przebojowa piosenka. Nie jedyna bynajmniej, ale coś trzeba wybrać.
Numery są dość zróżnicowane i żaden z nich nie jest, oprócz brzmienia,
reprezentatywny dla pozostałych. To dodatkowo utrudnia wybór singla.
Klip powstanie w październiku. To też chcemy zrobić dobrze, więc też się
nie śpieszymy. Jednak to męczarnia dla muzyków rockowych, bo to
działalność bardziej musicalowa niż rockendrollowa. Przed kamerą
wszystko jest udawane i z playbacku i nikt z nas nie czuje się z tym
komfortowo. Ale jak trzeba, to trzeba.
Jaki to będzie klip?
Nie zdradzę tego jeszcze, ale nie będzie typowo rockmeński, bo to już
nuda. Piosenka jest o głodzie życia i będzie to jakaś metafora tego
stanu. Ale bez gołych tyłków i innych rekwizytów z etosu rockmana. Też
nie wypada nam już pewnych rzeczy robić, a niektóre się znudziły.
Trzeba to wszystko jakoś pogodzić. Na pewno to będzie eksperyment.
Czy oprócz „Chickaboom”, zdecydujecie się jeszcze na jakiś singiel?
Tak. Na płycie jest więcej piosenek, które można potraktować jak single.
Są w kolejce „Concentration Camp Director” i „Am I Just a Sex
Machine?”, a także „Please Don’t Make Me Dance”. Każda inna i na każdą
mamy inny pomysł na clip. Zobaczymy co z tych planów się powiedzie…
Zapowiadacie „Fools Die Young”, jako alternatywę do polskiego,
prowincjonalnego rocka. Jak zatem oceniacie krajową scenę rockową?
Nie poczuwam się do oceniania kogokolwiek. Od jurorów aż gęsto. To
raczej stwierdzenie faktu i to z pozycji słuchacza. Użyłem słowa
„prowincjonalnego” w kontekście rockendrolla czyli wesołej, szybkiej i
energetyzującej muzyki. Polski rock jest świetny, jeśli ktoś lubi
wyrażoną nim depresję, lęki, wkurwienie, satanizm lub inne problemy, ale
jak Polacy chcą zagrać z pozytywną energią i riffem, to często wychodzi
jakieś NRD. O wiele lepiej idzie tu ludziom granie reagge. Jako
słuchacz, zwyczajnie nie znajduję wśród polskich kapel zastępców Van
Halen, ACDC, czy Gunsów. Autentyzm jest w tej dyscyplinie bardzo ważny.
Jak zresztą w każdej sztuce. Bez niego taka muzyka natychmiast staje się
albo pretensjonalna albo prowincjonalna. Może Polacy nie mają
rockendrolla we krwi po prostu i stąd trudno o autentyzm.

Chciałbym,
abyśmy cofnęli się nieco w czasie. Pamiętacie, jak wydawaliście
„Dumblondes”? Rok – zdaje się – 1989. Dziś mamy 2014. Łatwiej było
wówczas czy lepiej jest dziś wydawać nowy album?
Z jednej strony wtedy na rynku było tego wszystkiego mniej. Jak się
kapela przebiła na rynek z płytą winylową, to trudno było jej nie
zauważyć. My mieliśmy trochę pecha z naszym pierwszym materiałem
(„Dumblondes”), bo kiedy skończyliśmy nagrywać, splajtowały Polskie
Nagrania, które miały tę płytę wydać. Wyszła tylko kaseta. CD wydali
Australijczycy dopiero w 2006 r. Mało kto w Polsce ma tę płytę. Chyba
nikt prawie. Dzisiaj rynek jest bogatszy i można wydać płytę łatwiej,
ale łatwiej też jest jej nie zauważyć. Natomiast dobre jest to, że
wejście do studia nie jest, jak kiedyś, złapaniem Pana Boga za włosy na
klacie. Jest ich dużo, w różnych cenach i kapela może sama nagrać
materiał bez chodzenia na klęczkach po różnych, z reguły
niezainteresowanych instytucjach, firmach itp. Zależy też w jakim
gatunku muzyki się poruszasz. Mainstream najwyraźniej promuje głównie
obnażające się wokalistki pop. Jeśli jesteś niszowym artystą, masz
kłopot, bo media nie zechcą cię dostrzec.
1 października w warszawskim Hard Rock Cafe odbył się Wasz
koncert promocyjny – czy to początek jakiejś trasy? Gdzie jeszcze na
żywo będzie można zobaczyć Lessdress?
Trasy, w jej klasycznym rozumieniu, nie planujemy. Chcemy się pokazać od
czasu do czasu w miejscach, gdzie sprawi to przyjemność wielbicielom. W
tym celu z pewnością ruszymy się z Warszawy. Życie zawsze weryfikuje
plany, więc mało ich robimy. Najważniejsze dla nas jest to, że
udokumentowaliśmy kilka ostatnich lat działalności tą, właśnie wydaną,
płytą.
Dziękuję za rozmowę – ostatnie słowo należy do Was!
Dziękuję bardzo. Życzę wszystkim fanom rockendrolla, aby „Fools Die
Young” dawała im dużo pozytywnej energii i nie pozwalała na chandrę.
Pytał: Dominik Różalczyk