LECTER to formacja, która od pewnego czasu coraz prężniej umacnia swoją pozycje na krajowej scenie. Nie tak dawno ukazał się ich drugi krążek, którego zawartość skierowała zespół w zdecydowanie bardziej rockowe klimaty. Między innymi o tym udało się porozmawiać z Romanem Bereźnickim, liderem grupy.
No i stało się, Wasz nowy album w końcu ujrzał światło dzienne. Jakie odczucia towarzyszą temu wydarzeniu, jesteście w pełni usatysfakcjonowani premierowym materiałem? Był jakiś stres, obawy?
Było trochę stresu, przyznaję. Terminy goniły a my nie mieliśmy gotowej okładki. Wszystko stanęło na ostrzu noża. Był to więc nieco nerwowy czas ponieważ musieliśmy przesunąć premierę o dwa tygodnie.
Przed wydaniem płyty przychodzi taki moment, kiedy oddajesz taśmę „matkę” do wytwórni
i wiesz, że już nic nie możesz zmienić. To jest dziwne uczucie. Nie masz już na nic wpływu. A muszę przyznać, że włożyłem w tą płytę wiele wysiłku i serca mając kontrolę nad każdym szczegółem procesu powstawania. Nagle coś, nad czym pracowaliśmy intensywnie od ponad pół roku zmaterializowało się. Stało się faktem. To zawsze piękne uczucie. W dniu premiery poczuliśmy ulgę i zarazem szczęście, że udało się tego dokonać.
Na pewno poznaliście już pierwsze opinie na temat nowej płyty. Jaki jest odbiór premierowego materiału?
Bardzo dobry. W przeważającej większości podoba się ludziom kierunek, który obraliśmy. My też jesteśmy zadowoleni, a to chyba najważniejsze :). Według oceny Piotra Kaczkowskiego – 5 gwiazdek. Dla mnie to najwyższe wyróżnienie.
Jeszcze kilka słów celem wyjaśnienia kwestii tytułu. Tak samo nazywało się pierwsze wydawnictwo z 2007 roku, kiedy nazywaliście się jeszcze Dr Lecter. Dlaczego zdecydowaliście się na identyczny tytuł?
Muszę tu sprostować pewną rzecz. Stary materiał pt. „Wydostać”z 2007 roku nigdy nie był naszym oficjalnym wydawnictwem. Było to tak naprawdę nasze pierwsze demo. Teraz praktycznie nie do dostania. Nigdy nie udało na się tego materiału wydać. „Wydostać” to pierwszy utwór z naszych początków działalności, który pozwolił nam jakkolwiek zaistnieć stąd, pomysł by nagrać go jeszcze raz i zamieścić na płycie. Chcieliśmy by przetrwał na nośniku. Poza tym od lat gramy go na koncertach, jeszcze się nie zestarzał i wciąż daje nam dużo radości. Nadając nowej płycie taki tytuł mogliśmy oficjalnie zamknąć pewien etap. Spiąć jedną klamrą okres od powstania zespołu do momentu, w którym jesteśmy teraz. I tak też się stało. Z ciekawostek dopowiem, że utwór „Wielki Wóz” również sięga tamtego okresu.
„Wydostać” w moim odczuciu zepchnął Lecter na inne tory, w zdecydowanie bardziej rockowe klimaty, co słychać już od pierwszych dźwięków. Co wywołało chęć pójścia w kierunku bardziej energicznego grania?
Głównie koncerty i to, że tak naprawdę dla nas jest to powrót do korzeni. Takie granie zawsze było nam bliższe, więc nagranie tak brzmiącej płyty było tylko kwestią czasu. Częścią planu 🙂
W porównaniu z „Inside/Outside”, na nowym albumie jest mniej elektroniki, szczególnie tej o „depeszowym” charakterze. Tym razem jej zastosowanie nadaje kompozycjom odmiennego oblicza. Skąd ta zmiana? Przy okazji dodam, że np. przy okazji kawałka „Dzień i Noc” sample przypominają specyfikę wrocławskiego
Hurtu – co Ty na to?
Mniej elektroniki, ponieważ wyparły ją gitary, kaczka i przesterowany bass. Zmiana przyszła naturalnie. Choć wciąż mam tą skłonność, nie chciałem przeładować materiału przesadną ilością dźwięków. W tym przypadku sample i klawisze są raczej dodatkiem, nie dominują nad utworami. To o wiele lepsze rozwiązanie. Okazuje się, że można zagrać te utwory bez sampli na żywo i też mają swoją moc. Wiadomo, że w studiu możesz nagrywać w nieskończoność. Lecz w muzyce wszystko jest kwestią smaku. Chciałem by nowe utwory były mocne, transowe i proste w swoim przekazie. Pracowałem nad miksami z Jarkiem Toiflem. On rzucił nowe światło na kompozycje. Wiele pomógł. Ma dobre ucho, czuja
i większe doświadczenie niż ja. Posłuchałem go. Przyznaję, że wyrzuciliśmy wtedy wiele śladów. Wyszło nam to na dobre. Jeśli zaś chodzi o „Dzień i Noc „ – cóż, słyszę tą opinię już któryś raz. Uważam jednak, że podobieństwo do Hurtu jest raczej przypadkowe. Znamy się
i lubimy, nawet graliśmy wspólnie parę koncertów, lecz nie jest to kierunek, w którym podążamy.
Oprócz zwykłych kompozycji „Wydostać” zawiera utwór instrumentalny, mowa o „Connect”. Skąd chęć nagrania czegoś takiego?
To łącznik między pierwsza płytą, a drugą. Chodzi mi po głowie taki pomysł, by na każdej płycie Lectera pojawił się jeden utwór instrumentalny. Na Inside/Outside jest to „November”. „Connect” przypomina klimatem nieco poprzednią płytę i jak nazwa wskazuje łączy je. Jest to również z naszej mały żart, ponieważ płyta jest w całości polskojęzyczna, a mamy tu nagle utwór z angielskim tytułem tyle, że instrumentalny :). Zamieszczanie instrumentalnych utworów to dość archaiczny zabieg. Zdaję sobie sprawę z tego, że od lat już się tak nie robi. Lecz ja mam to gdzieś, nie patrzę na trendy w muzyce. Liczy się spontaniczność. Kto wie może w przyszłości wydamy kompilację z instrumentalnymi utworami, taki The Best Of … 🙂
Nie
sposób nie zauważyć innej znaczącej przemiany, na nowej płycie śpiewasz
wyłącznie po polsku. Skąd pomysł na takie posunięcie? Tym samym
zamknęliście przed sobą furtkę na podbój innych krajów. Chyba, że macie w
zamyśle nagranie wersji anglojęzycznej jak to robi wielu krajowych
wykonawców.
Czuje się bardziej szczery, gdy śpiewam po polsku. Ten materiał o wiele lepiej brzmi
w naszym ojczystym języku. Było to też dla mnie większe wyzwanie, gdyż
pewnie jak wiesz śpiewanie po polsku, układanie tekstów to nie lada
wysiłek. Zwłaszcza, gdy śpiewasz ich tak mało jak w Lecterze. Potrzebne
są słowa – klucze. Dobrze brzmiące i znaczące wiele. Angielski pod tym
względem jest łatwy, wszystko do siebie pasuje. Poza tym dorosłem już do
śpiewania po polsku i tyle. Czuję się z tym lepiej na scenie. A czy
zamknęliśmy tym drogę do międzynarodowego rynku? Sorry… może innym
razem.
Metamorfozie uległa również atmosfera, jest mroczniej, co idealnie inicjuje sama okładka. Jak to skomentujesz?
Jak tego tak nie odbieram. Nie mnie to oceniać. Okładka projektu Tomo
Żyżyka jest mroczniejsza od pierwszej, to prawda. Tak zinterpretował tą
muzykę Tomo. Na pewnym etapie musiałem dać mu wolną rękę. To oczywisty
przywilej twórcy, który wkłada coś od siebie. Sprawdziło się. Jedno i
drugie dobrze się uzupełnia. Muzyka jest mocniejsza, okładka też.
Projekt dobrze się sprawdzi na winylu i kasecie. Mam nadzieję, że kiedyś
do tego dojdzie.
Na nowej płycie nie zabrakło gości, jednym z nich jest Tomek
Lipnicki (Lipali, Illusion), który wystąpił również w teledysku do
„Wielki Wóz”. Jak do tego doszło?
Poznaliśmy się na wspólnych koncertach. Supportowaliśmy Lipali.
Zwyczajnie polubiliśmy się. Lipa to świetny, otwarty człowiek, dla mnie
idol z młodzieńczych lat i z pewnością najlepszy wokalista ever.
Zadzwoniłem do niego, przedstawiłem projekt, wysłałem utwór
i tekst. Spodobało mu się. Zgodził się na wspólne zaśpiewanie refrenu w
„Wielkim Wozie”! Kiedy usłyszałem jego partie dostałem gęsiej skórki.
Cieszyłem się jak dziecko. Zaraz pobiegłem z tym do studia. Potem
przyszedł czas na wspólny klip. Uwierzyłem w to, że marzenia się
spełniają. Dało nam to ogromnego kopa!!
Przy okazji „Inside/Outside” byliście związani ze metalową
wytwórnią, mowa o Icaros Records. Jak to się stało, że zespół mało
rockowy stał się częścią tak specyficznej wytwórni? Jak w ogóle
wspominasz współpracę z Przemkiem Olbrytem? Nie myślałeś o jakimś
wspólnym przedsięwzięciu z liderem Devilish Impressions?
Przemek to bardzo ambitny, zdolny i otwarty muzyk. Zaufałem mu, bo wiem,
że jak się za coś zabierze to zrobi to dobrze. Można to zauważyć po tym
jak kieruje swoim zespołem Devilish Impressions. Darzę go szacunkiem,
bo dzięki takim ludziom jak on ten nasz „Rock’n’Roll” wciąż się toczy.
Jesteśmy podobni do siebie w tym co robimy. Choć muzycznie patrzymy w
innych kierunkach napędza nas ta sama siła. Poza tym znamy się od lat.
Zaczynaliśmy razem. Z takiej znajomości musiała powstać dobra
kooperatywa. Wciąż pomagamy sobie w kwestiach technicznych. Zawsze
znajdujemy dla siebie czas.
O wspólnym przedsięwzięciu póki co nie było mowy. Na razie zbyt
pochłaniają nas nasze projekty. Ale pomysł jest dobry. Myślę, że
usiądziemy do takiego tematu jak będziemy zbliżali się do
pięćdziesiątki. To by mi pasowało, będzie o czym opowiadać!
W chwili obecnej jesteście związani z Fonografiką – jak ogólne
wrażenia, jesteście zadowoleni z tego co robi dla Was nowy wydawca?
Uwierzyli w nas i zauważyli potencjał. Dzięki Fonografice udało się
wprowadzić na rynek płytę „Wydostać” i to nas bardzo cieszy. Możemy
również spokojnie snuć plany na przyszłość.
Przy okazji poprzedniej płyty powstało kilka teledysków.
„Wydostać” również promuje jeden klip, o czym wspomniałem powyżej. Macie
coś jeszcze w planach?
Tak. Powstały już dwa tj, „Wielki wóz”, i „Na zawsze”. Właśnie montujemy
kolejny, do którego zdjęcia kręciliśmy w Gruzji. Ukarze się już w
październiku. Będzie to teledysk do utworu „Najdalej stąd”, który
otwiera płytę. Za produkcją klipu stoi nieustannie grupa Holeinmoon.
Co dalej? Koncerty, a może macie już jakieś inne konkretne plany na przyszłość?
Koncerty jesienno – zimowe. Niedługo ukarze się ich lista na naszym
fanpage. Komponuję już materiał na kolejny krążek. Nie chcemy czekać z
następną płytą zbyt długo. To co się wydarzy zostaje oczywiście zagadką.
Mogę tylko powiedzieć, że nowe utwory są świetne, transowe 🙂
Czego w ogóle można się spodziewać po Waszych koncertach,
szykujecie coś specjalnego, może jakieś wizualizacje? A może dodatkowe
atrakcje nie są Wam potrzebne, jak to jest?
Często stawiamy na prostotę. Naszą największą siłą są koncerty. Nie
potrzebujemy do tego pirotechniki. Być może takie nastawienie bierze się
z faktu, iż budżety mamy wciąż niewielkie. Nie zmienia to faktu, że bez
dobrej muzyki nie pomogą ci żadne konfetti lecące z sufitu. Póki co
siłą rażenia jest nasza muzyka grana na żywo. Dzięki niej możemy
zaoferować kawał dobrego grania. Wizualizacje to coś, nad czym dopiero
pracujemy. Mamy bardzo dużo materiału wideo, który można by do tego
wykorzystać.
Pora kończyć, coś jeszcze chciałbyś dodać, przekazać czytelnikom Rock Area?
Wspierajcie polską muzykę, kupujcie płyty, chodźcie na koncerty.
Dzięki za wywiad i do zobaczenia na koncertach, być może na jesień we Wrocławiu 😉
Oczywiście, że tak. Zapraszam 19.10.14 gramy tam koncert z Closterkellerem w Alibi. Do zobaczenia!
Pytał: Marcin Magiera