LEBOWSKI – Marcin Grzegorczyk (25.04.2014)

grzegorczyk2

LEBOWSKI zagra na ROCK AREA ON STAGE już w najbliższą niedzielę 27 kwietnia w katowickim klubie KATOFONIA. Nadarzyła się zatem okazja by porozmawiać z MARCINEM GRZEGORCZYKIEM na temat szczegółów zbliżającego się występu. Oczywiście nie zapomnieliśmy zapytać o to jak przebiegają prace nad nową płytą, a także jaka jest dziś kondycja muzyki rockowej. Poniżej zapis telefonicznej rozmowy z muzykiem.


Jesteście przed koncertem w Katowicach, pracujecie nad nową płytą, czego zatem można się spodziewać po Waszym występie na Rock Area On Stage?

Zbliżający weekend będzie dla nas sporym wyzwaniem. Jesteśmy w trakcie nagrywania nowego albumu i niestety jak to u nas rozciąga się to w czasie. Dlatego że rzadko udaje nam się robić rzeczy zgodnie z harmonogramem, z tym co sobie wcześniej ustaliliśmy. Zazwyczaj powstają nowe pomysły, nowe idee, nowe koncepcje brzmieniowe, techniczne, aranżacyjne itd. W związku z tym wszystko się przeciąga. Mamy zarejestrowane około połowy tego, co chcielibyśmy mieć nagrane, materiał jest zebrany, ułożony dlatego jestem optymistą jak to wszystko zabrzmi. Na koncercie, rzeczywiście pojawi się sporo nowych rzeczy, myślę że słuchacze którzy zaszczycili nas swoja obecnością na wcześniejszych koncertach będą mieli kilka fajnych niespodzianek. Oprócz tego pojawi się jeszcze gość, którego bierzemy ze sobą w tę i następną trasę. Jest to nasz przyjaciel, fantastyczny muzyk, fajny facet multiinstrumentalistą Maciek Marcinkowski – zagra na saksofonach, klarnecie, flecie i na ormiańskim instrumencie którego jesteśmy fanami, a nazywa się duduk. Świetnie słychać go na „Cinematicu”, gdzie w kilku miejscach się pojawia. Fajnie będzie posłuchać tego instrumentu na żywo.

Czy wasze najbliższe występy w Poznaniu, Krakowie i Katowicach zostaną zdominowane przez premierowy materiał, czy jednak nadal będziecie częściej wracać do płyty „Cinematic”?

Znaczącą część koncertu będzie stanowił nowy materiał. Cztery lub pięć utworów pochodzi z „Cinematica”, takich naszych standardów, utworów bez których nie wyobrażamy sobie koncertów . Natomiast nowy materiał powstawał równolegle z nagrywaniem płyty „Cinematic” i tych nowych utworów mamy całe mnóstwo, sporo z nich jest już koncertowo ogranych, więc dla nas nie jest to jakieś straszne wyzwanie. Zrobimy wszystko żeby to nowe oblicze Lebowskiego przybliżyć słuchaczom. Nowe kompozycje są bardzo wdzięcznie i zaprowadzą słuchaczy w troszkę inne miejsca, inne klimaty niż te które udało nam się stworzyć na poprzednim albumie.

Zatem apetyt rośnie! Można powyższe słowa odczytać jako zmianę w stylu gry zespołu Lebowski?

W pewnym sensie tak. Powiem szczerze, że gdy zaczęliśmy nagrywać nowy album myślałem że ta zmiana będzie trochę większa ze względu na to, że zaplanowałem sobie żebyśmy ten album nagrali bardziej surowy niż „Cinematic”, trochę bardziej oszczędny taki powiedzmy prawie koncertowy. Niestety przyzwyczajenie jest drugą naturą, nasze nawyki do lekko barokowych aranżacji są ciężkie do przezwyciężenia. Rzeczy które znamy z poprzedniej płyty czyli gęsta faktura, sporo detali, drugich planów to wszystko się pojawi. Natomiast można oczekiwać różnicy w brzmieniu, w samym charakterze tej muzyki. Nie będzie nawiązań filmowych. Jednak słuchacze nie będą mieli problemów z rozpoznaniem że to my. Mam nadzieje, że coś takiego jak brzmienie Lebowskiego już istnieje ale na pewno nie będziemy się powtarzali.

Przed chwilą zdradziłeś że nowy album nie będzie związany z kinem ale czy pojawi się jakiś motyw przewodni?

Mamy kilka pomysłów na taki „leitmotiv”, tylko chciałbym żeby to było szczere i spontaniczne. Nie chcę żebyśmy na siłę wciskali jakąś ideę. Jeżeli w trakcie pracy będzie widać tę myśl przewodnią to na pewno ją uwypuklimy, jeśli nie to nic na siłę. To nie musi być koncept album, gdyż ten materiał sam z siebie jest dosyć spójny zarówno klimatycznie jak i muzycznie.

Cinematic osiągnął sukces. Lebowski jest już rozpoznawalną marką. Czy czuliście presję przystępując do tworzenia i nagrywania materiału na nowy album?

Presja była. Trochę podkręcana przez słuchaczy i przez dziennikarzy w wywiadach, pytaniach o tej poprzeczce, o tym przeskoczeniu i o tej kultowości „Cinematica”. Natomiast uspokoił nas odbiór singla „Goodbye My Joy”który przyjęto bardzo życzliwie i który przez 17 tygodni walczył na Liście Przebojów Trójki. Dodało nam to pewność siebie, spuściło powietrze z tego balona oczekiwań. Myślę, że damy sobie radę i nie będzie źle.

Jak powstają wasze utwory? Kto jest odpowiedzialny za kompozycje? Jednym słowem jak tworzycie?

Generalnie za stronę muzyczną jeśli chodzi o tematy i pomysły odpowiedzialny jest nasz duet czyli Marcin Łuczaj który obsługuje w Lebowskim instrumenty klawiszowe, no i moja skromna osoba. Rzadko się zdarza żebyśmy przynosili na próbę utwór w postaci prawie że skończonej. Zazwyczaj to jest tak, że któryś z nas proponuje temat jeżeli drugiego to zainspiruje to pojawia się jakaś odpowiedź. Wtedy jest duża szansa, że powstanie utwór i pracujemy nad tym wspólnie. Gramy wspólnie już długo i rozumiemy się świetnie. Prawie nie rozmawiamy ze sobą na próbach, bo jest tyle do zagrania. Myślę, że to jest nasza droga i twórcza recepta. Dopóki będzie to przynosić owoce, będziemy się tego trzymać.

Okładka „Cinematic” to także był strzał w dziesiątkę, możesz zatem zdradzić szczegóły na temat oprawy graficznej nowej płyty?

Jesteśmy konsekwentni jeśli chodzi o twórcę. Nasza przyjaźń i wiara w talent Wiktora Franko, który stworzył okładkę „Cinematica” trwa i za projekt okładek singli i nowej płyty jest odpowiedzialny właśnie Wiktor. Jego zdjęcia nas po prosu zauroczyły. Gdy 5 lat temu przeglądałem jego portfolio i zobaczyłem zdjęcie ze stateczkiem wiedziałem, że bezdyskusyjnie to musi być okładka Cinematica i tyle. I tak samo kiedy zobaczyłem sesję, którą myślę że część z Państwa już zna właśnie z okładek „Goodbye My Joy” czy „The Doosan Way”, wiedziałem to jest to. Fajnie że nie ma w tym żadnej dosłowności i nie można doszukiwać się konkretnego przesłania. Nie wszystko musi i być nazwane. Jest pewna alegoria, której każdy może się doszukiwać, albo i nie. Same zdjęcia mają w sobie taki ładunek emocjonalny i estetyczny że bronią się świetnie same.

Jest już konkretna data wydania nowej płyty?

Nie, nie mamy ustalonej daty. Planowaliśmy wydać płytę wiosną 2014 w tej chwili staje się to jednak nierealne, ponieważ wiosna jest w toku a my jesteśmy w lesie. Chcielibyśmy żeby stało się to w tym roku, po wakacjach ale konkretnej daty absolutnie nie podam, bo nie chcę żebyśmy pracowali pod presją daty. Najważniejsze jest to, żeby ten materiał był dopracowany, dopieszczony tak żebyśmy byli zadowoleni i nie musieli później powiedzieć: kurczę gdybyśmy jeszcze tydzień posiedzieli to byłoby to fajniejsze.

Wcześniej planujecie wydać „Cinematic” na winylu..

Tak, w połowie maja. To również się trochę przeciągnęło z powodów od nas niezależnych, pomimo iż dochowaliśmy wszelkich starań żeby płyta ukazała się jak najszybciej. I na symboliczne pożegnanie z albumem „Cinematic” ukaże się wersja winylowa, limitowana, pięknie wydana. To będzie dwu płytowy album, tzw. „gatefold” czyli rozkładana okładka i wiernie nawiązująca to tego co jest na wersji CD. Płyta winylowa będzie zawierała mały bonusik czyli utwór „Goodbye My Joy” .

Zetem będzie to gratka dla wszystkich kolekcjonerów , a ty słuchasz muzykę z płyt winylowych?

Tak, już kilka lat temu odkurzyłem swój stary gramofon, wymieniłem wkładkę i bardzo często zdarza mi się zapuścić muzykę ze swoich starych i nowych winyli. Od razu zastrzegam, że nie będę kruszył kopii i robił wykładu na temat wyższości brzmienia „winyla” nad CD. Jakie to jest ciepłe, jakie analogowe, a jakie to jest cyfrowe i zimne itd. Sama magia obcowania z tym przedmiotem jest to jakaś forma, której w dzisiejszych czasach nam brakuje zwłaszcza jeśli chodzi o muzykę. Muzyka stała się czymś zupełnie użytkowym, czymś czego nie zauważamy, co jest w tle i do czego nie przywiązujemy większej wagi. Natomiast zapuszczając muzykę z tego krążka który jest taką fizyczną emanacją muzyki, ma swoją wagę, swój zapach, okładkę z którą kojarzymy muzykę, to jest bezcenne. No i fakt, że po tych dwudziestu minutach musimy ruszyć tyłek z fotela choćby po to żeby zmienić stronę.

Mam nadzieję że płyta winylowa zagości na dłużej na salonach, bo sama idea płyty jako nośnika przeżywa kryzys…

Myślę że to nie dotyczy tylko płyty jako nośnika. Dzisiaj ważniejsze jest to jak my odbieramy muzykę, na ile jest nam potrzebna, na ile przywiązujemy do niej wagę . Dzisiaj podaż jest ogromna a muzyka straciła swój wymiar materialny, jest dostępna za darmo i wszędzie, co ma przełożenie na obecną kondycję muzyki. Trudno byłoby wskazać w XXI w. jakieś przełomowe albumy które znajdą się w annałach 10 najlepszych płyt danego gatunku, już nie powiem w całej muzyce rockowej czy ogólnie rozumianej rozrywkowej. Jak wspomniałem muzyka straciła swój wymiar materialny i to powoduje że coraz więcej artystów musi do tego biznesu dokładać. Gdy słyszę słowa powtarzane jak mantrę także przez muzyków, zwłaszcza młodych, że na płycie się nie zarabia tylko na koncertach, to jaki jest sens pracować rok, dwa czy trzy lata nad jakimś wybitnym dziełem skora szanse odzyskania poniesionych nakładów są w zasadzie zerowe.

Ostatnia wielka płyta która cokolwiek zmieniła, nadała nowy kierunek muzyce i stworzyła nowy styl to „Nevermind” Nirvany z 1991 roku …

Każdy z nas mógłby jakąś płytę przełomową z XX w. wskazać, w zależności jaki gatunek preferuje, jakie dźwięki są dla niego ważne. Umówmy się, że temat jest również subiektywny. Z drugiej strony faktem jest, że ostatniego przełomu dokonała Nirvana. Jest taki zacny cykl na TVP Kultura „Klasyczne albumy rocka” i całkiem niedawno oglądałem dokument poświęcony Nirvanie w którym wypowiadał się producent, mówiąc że płyta miała bardzo niski budżet w wysokości 60 000 dolarów. Możemy pomarzyć o czasach kiedy na samo nagranie płyty tym „niskim” budżetem była taka właśnie kwota, bo umówmy się że jest to tylko część kosztów, czasami niewielka część. W przypadku wielkich gwiazd jest jeszcze kwestia promocji i reklamy, co kosztuje ogromne pieniądze i szansa na zwrot kosztów jest minimalna.

Jaka muzyka dziś inspiruje Marcina Grzegorczyka?

To jest bardzo trudne pytanie, ponieważ ja nie poszukuję nowinek, nie staram się być na bieżąco z różnych względów. Także z pełna premedytacją żeby się tym podświadomie nie inspirować, bo to że mamy jakiś swój rozpoznawalny język i styl jest nie do przecenienia. Generalnie słucham muzyki która mnie zawsze inspirowała czyli jazzu. Tam szukam jakiegoś ukojenia , uspokojenia myśli ale również i inspiracji, bo wielcy mają taki warsztat, taką wyobraźnię, taki talent, że człowiek uświadamia sobie swoje miejsce w szeregu i nie grozi mu atak wody sodowej.

Wracamy do koncertu 27 kwietnia występ zespołu Lebowski w klubie Katofonia w Katowicach…

Muszę powiedzieć że będzie to nasz pierwszy koncert w Katowicach, z czego się ogromnie cieszę. Na razie gramy kameralnie ale myślę że następnym razem wystąpimy w Spodku (śmiech)

I mam nadzieje, że będzie to na kolejnej edycji Rock Area On Stage….

Trzymam cię za słowo (śmiech)

rozmawiał: Witold Żogała

Dodaj komentarz