LEASH EYE (17.11.2011)

LEASHEYE - VIDI

Ostatni czas jest faktycznie dla was udany, zwycięstwo w konkursie antyradia, kontrakt z MMP, czy jest coś co wam się ostatnio nie udało?

(Sebb): Ciężko powiedzieć 🙂 Miniony rok był zwieńczeniem pewnego etapu istnienia i tworzenia się naszego zespołu. Te sukcesy, jak wielu je nazywa, traktujemy jako pewną nagrodę od losu za ciężką pracę. W tym wszystkim najważniejsze jest to, że docenili nas przede wszystkim ludzie. To dzięki nim mogliśmy zagrać na dwóch wielkich festiwalach. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, co wydarzyło się z udziałem Leash Eye w tym roku.

Co skłoniło was, aby teksty na nowy album napisać po angielsku? Poprzednio były to zaledwie 2 utwory.

(Sebb): Za teksty w zespole odpowiedzialny jestem ja. Próbowałem wielokrotnie napisać teksty po polsku. Nie chciałem się poddawać, wszak jesteśmy polskim zespołem. Nie wychodziło nic sensowego a na dodatek niezbyt pasowało do muzyki i do całej koncepcji kapeli. Wielu może zarzucić, że poszliśmy na łatwiznę decydując się na teksty w j. angielskim. Ja osobiście nie uważam, żeby było to ułatwianiem sobie czegokolwiek – wybrałem taki środek przekazu, jaki odpowiada mi najbardziej. Teksty po angielsku także sprawiają, że możemy z muzyką wyjść poza granice naszego kraju. Tak, więc uważam, że jest to nasz atut.

Niektóre wasze teksty są – trzeba przyznać – fajne, luzackie, inne przekoloryzowane (nazwy ulic w „The street of will” czy fragment o „spółkowaniu” w „The Road”. Czy macie jakiegoś zespołowego cenzora, by nie popadać z dobrej zabawy w przesadę?

(Sebb): Nie, cenzora jako takiego na etacie nie mamy:) Było pewne założenie, żeby teksty były bardziej bezpośrednie, naturalne w tematyce. W warstwie lirycznej V.I.D.I jest wiele z tego, czego doświadczyliśmy jako zespół w trakcie rozmaitych sytuacji przez minione kilka lat. The Streets Of Will jest pewnego rodzaju hołdem dla warszawskiej Woli. W tej oto dzielnicy powstały obie płyty Leash Eye – stąd ten sentyment. Pewne miejsca (niektórych już nie ma na mapie – niektóre niebawem znikną) mocno zaważyły na tym, gdzie jest dziś Leash Eye. Z kolei The Road jest jakby swego rodzaju historią znudzonego ciężką robotą człowieka, przebywającego z dala od domu, z dala od świata ludzi, zawieszonego pomiędzy dwoma punktami na mapie. On marzy o wielu rzeczach a jedna z nich jest opisana właśnie w tym tekście.

Kim jest wspomniany w waszych tekstach Chris, że zasłużył na kilkakrotne pojawienie się w waszych kawałkach? 🙂

(Sebb): Niestety, nie mogę ujawnić co to za osoba. Dodam, że ten cały Chris istnieje naprawdę. To też ktoś ważny dla Leash Eye:) Z Chrisem wiąże się wiele różnych ciekawych historyjek, a jedna z nich została zobrazowana w utworze Open Up, Chris właśnie. Tytuł utworu był swoistym hasłem do tzw. odbezpieczenia zawleczek w ładunkach:). O Chrisie nie zapomnimy i w przyszłości:)

Od czasów debiutu dorobiliście się etatowego klawiszowca. Kiedy zapadła decyzja, ze Hammondy SA jednak istotnym elementem waszego stylu?

(Marecki): Ja chciałem grać z organami hammonda od zawsze, Opatha nie trudno było przekonać do tego samego, wiec trzeba powiedzieć ze od zawsze chcieliśmy organy w Leash Eye. W tamtym czasie, po wydaniu V.E.N.I musieliśmy trochę „popracować” nad Voltanem, żeby z klawiszowca przebranżowił się na organistę!:) Organy to inna technika grania, a z tym Voltan nie ma problemu i dość szybko zgraliśmy powiększony skład i wykorzystaliśmy nowy instrument w nowych kompozycjach.

Wasz nowy materiał brzmi bardziej hard rockowo… coraz mniej southernowo, czy to naturalny rozwój, czy działanie z premedytację?

(Marecki): Cieszę się, że nazywasz materiał hard-rockiem. Według mnie to właściwe określenie muzyki Leash Eye a każdy dodatkowy przymiotnik mówi o elementach danego stylu, z którego skrzętnie korzystamy. Stoner, Metal, Heavy, Southern, Blues – sporo tego i nie warto się ograniczać, bo właśnie wtedy naturalnie muzyka wychodzi z nas. Dodatkowo ważna jest interakcja pomiędzy nami w czasie tworzenia czy aranżowania utworów. To są sprawy nieprzewidywalne.

Jak udało wam się zaprosić do współpracy w waszym utworze Piotra Cugowskiego? Czy zaproponowaliście mu od razu ten utwór? Czy też były inne koncepcje? Uważacie, że pasowałby do innych?

(Opath): Oczywiście, że tak, bo to wokalista z krwi i kości i odnalazłby się we wszystkim, co mu się podoba, a nasze granie najwyraźniej przypadło Piotrowi do gustu. Bardzo nas to cieszy, bo dzięki temu mamy bardzo fajny udział gościnny, o który przynajmniej mi zawsze chodziło.
Co do „złapania” Piotrka to okazało się to prostsze niż myśleliśmy. Gdy już ustaliliśmy, że będzie to właśnie on i do jakiego numeru ma nagrać swoje wokale, wszedłem na Facebook i znalazłem profil jednego z Braci. Napisałem, wysłałem 2 numery z singla „From Hell To Wyoming” i dostałem pozytywną odpowiedź. Potem Piotr wpadł do Warszawy na koncert i przy okazji nagrał nam wokale do „Trucker Song”.

Skąd wasze zainteresowanie muscle-carami? Wśród fanów muzyki rockowej bardziej powszechne jest uwielbienie motocykli…

(Opath): Tu bym się nie zgodził, że tylko motocykle. Wystarczy popatrzeć na teledyski kapel rockowych, by zobaczyć tam wiele muscle carów. My natomiast założyliśmy sobie kiedyś, że „uderzamy” w temat samochodowy, temat drogi, temat barów i alkoholu oraz pikantnych szczegółów ze spotkań damsko męskich.
To wszystko, czyli muzyka, teksty i okładka ma ze sobą współgrać i współgra. Staramy się nawiązywać muzycznie do lat 70tych i dlatego tez na naszych okładkach pojawiają się samochody z tamtego czasu.

Czy planujecie zrealizowanie teledysku? Możemy się w nim spodziewać muscle carów i półnagich babeczek? 😉

(Voltan): Jak na razie w sprawie teledysku są chęci, ale od chęci do planów droga długa, a od planów do realizacji też może być różnie. Do tego po drodze spotyka się takie zjawiska jak ekipa, scenariusz czy budżet 😉 Ale jeśli ktoś ma dobre oko, kamerę, światła, fajny samochód i koleżanki oraz trochę wolnego czasu, to zapraszamy – możemy zaczynać od zaraz 😉

Jaką nazwę będzie nosił wasz czwarty album? I co oprócz samochodu mogłoby znaleźć się na jego okładce? Czy macie w planach zaproszenie kolejnych gości? A może już kolejnym albumem planujecie nas zaskoczyć?

(Voltan): Oprócz samochodu na okładce może być np. logo zespołu i tytuł płyty… co do tego ostatniego to nie ma jeszcze pewności jak nazwiemy trzecią, a co dopiero czwartą. O gościach raczej nie będziemy myśleć wcześniej niż przygotowując się do nagrań kolejnego materiału, więc też nie można na razie mówić o żadnych planach.
Na tę chwilę o kolejnym materiale nie wiadomo absolutnie nic, więc może jeszcze nas samych zaskoczy 😉 Niczego nie można wykluczyć na tym etapie.

Pytał Piotr Spyra

Dodaj komentarz