KILLSORROW wydał pod koniec zeszłego roku bardzo udany album.
Jego wydanie było poprzedzone zmianami. To jeden z niewielu zespołów na
naszej scenie, który decyduje się na tak spójny wizerunek ze swoją
twórczością. Mają na siebie pomysł i to zwraca uwagę. Poza tym nagle my
sami możemy obudzić się w post-apokaliptycznym świecie. Dlatego parę
pytań kłębiło się w mojej głowie. Odpowiedział na nie lider formacji –
Michał Sokół
Całkiem niedawno zmieniliście skład. Czy Piotr Ogonowski pojawił
się na pokładzie, kiedy materiał był już gotowy? Czy też uczestniczył w
jego tworzeniu?
Tak, Piotrek pojawił się w składzie kiedy materiał był już
przygotowany, a instrumenty w studio nagrane. Niestety nie mieliśmy tak
dużo czasu jak byśmy chcieli aby Piotrek się z nami dotarł. Myślę, że
słychać to na płycie. Dlatego wiemy już, że kolejna płyta będzie jeszcze
inna od tej.
Podobno nadal poszukujecie drugiego gitarzysty…
Toczę tutaj wewnętrzny bój (śmiech). Z jednej strony jedna gitara w
składzie ułatwia wiele spraw, z drugiej dwie gitary pozwalają na większe
możliwości aranżacyjne. Nie raz komponuję na trzy i cztery gitary, a
potem zastanawiam się z czego mogę zrezygnować żebyśmy mogli to zagrać i
nadal dobrze brzmiało. Jedna gitara daje mi dużo mniej możliwości i
zmusza do grania riffami. Nie chciałbym rezygnować z tych
charakterystycznych dla nas harmonii, więc tak, szukamy (śmiech).
Okazuje się, że bardzo trudno o dobrego gitarzystę. Zgłosiło się do nas
już bardzo wielu chętnych, ale z reguły zapał kończy się na
przygotowaniu materiału. Wielu nie potrafi przygotować utworów ze
słuchu, lub może im się nie chce, a my właśnie tak pracujemy z muzyką.
Kiedy słucha się waszej nowej płyty, wydaje się zagrana i
wyprodukowana perfekcyjnie. Tymczasem, ty twierdzisz, że te partie były
grane na żywca i nie poprawiane? Jak udało ci się do tego przekonać
ZED’a?
Było trochę gadania (śmiech). Zed to chirurg w studio, ja lubię żeby w
graniu było trochę więcej czynnika ludzkiego. Myślę, że z takiego
połączenia spojrzeń wyszedł całkiem ciekawy efekt. Z każdą płytą
dojrzewamy i jesteśmy coraz bardziej świadomi czego chcemy i jak chcemy
żeby to było zrealizowane. W przypadku tej płyty zdecydowaliśmy się
nagrywać instrumenty bez równania. Myślę, że to dobry kurs i pójdziemy
dalej w tym kierunku.
Poproszę kila słów wyjaśnienia odnośnie konceptu nowego albumu.
„Killsorrow” to nie tyle koncept album co pierwsza płyta utrzymana w
konwencji postapokalipsy. Jedni grają o smokach, inni o polityce, a my…
no cóż, o życiu (śmiech).
Bardzo fajnie wpasowaliście narrację w tracklistę…
Za warstwę liryczną płyty odpowiada w całości Piotrek, myślę, że on
miałby tutaj dużo więcej do powiedzenia. Na pewno zostaniemy przy tym
jeszcze przez jakiś czas, być może nawet pójdziemy w jakiś koncept.
Dlaczego album nosi nazwę KILLSORROW?
Mieliśmy kilka nazw w zanadrzu, ale żadna nie była na tyle mocna żeby
udźwignąć ciężar wizerunku. Poprzednia płyta była jeszcze poszukiwaniem,
a to jest nasza pierwsza wizytówka – tak gramy, tego można się po nas
spodziewać.
Znienacka wasz image okazał się proroczy.
Taki krzywy uśmiech losu powiedziałbym. O tyle o ile nasz zespołowy
image traktujemy z przymrużeniem oka, to obecna sytuacja na świecie jest
bardzo poważna.
Jak sądzisz, czy taki pomysł na siebie jak wasz, nie będzie niebawem w złym guście?
Gdyby tak było, ludzie nie oglądaliby horrorów (śmiech). Poza tym nasza
apokalipsa to taka, w której ludzkość przetrwała. Niesiemy ze swoją
muzyką pozytywny ładunek energii.
Nie obawiacie się, że jeśli sytuacja wróci do jakiś norm, niektórzy powiedzą, że postanowiliście się wybić „na koronowirusie”?
Nie sądzę żeby ktoś miał zwrócić na nas dodatkową uwagę z powodu
epidemii koronawirusa. Nasze słupki nie podskoczyły poza normę (śmiech).
Tak jak już wspomniałem bliżej nam do Mad Maxa niż Chernobyla.
Jak wy radzicie sobie z obecną sytuacją? Czy zespół funkcjonuje w czasie kwarantanny czy izolacji?
Zawiesiliśmy próby i podsyłamy sobie nowy materiał który pomału powstaje
w domu. Staram się w każdej sytuacji znajdować pozytywy, więc mam
nadzieję, że taka przerwa doda nam skrzydeł. Trochę już nie mogę się
doczekać próby.
A może ta sytuacja jest również inspiracją dla artystów? Jak jest w waszym przypadku?
Wydaje mi się, że każda sytuacja może być inspirująca do tworzenia. Mnie
odpowiada to, że wreszcie świat zwalnia. Rozpędziliśmy ten rower tak
bardzo, że pedały będą się same kręciły jeszcze przez jakiś czas, a my
nie panujemy nawet nad kierownicą. Chciałbym żeby ta kwarantanna to była
jakaś nauczka dla ludzi.
Co myślisz o tym, że niektórzy zaczynają koncertować online?
Zdania w branży są podzielone. Jedni przyklaskują przeniesieniu kultury
do internetu, inni mówią że to następny gwóźdź do trumny branży. Jest aż
tak tragicznie?
Dla mnie to w ogóle nie jest temat do porównań. Na koncercie na żywo
działają wszystkie zmysły, jesteśmy tam z przyjaciółmi, bawimy się,
słuchamy, robimy wiele innych około muzycznych spraw. Koncert to
wydarzenie. Słuchając muzyki online, nawet takiej zagranej na żywo
uruchamiamy co najwyżej wzrok i słuch. Ot taki symulator.
Pytał Piotr Spyra
Fot. Rob Jay REDpanther.studio