KARO GLAZER

Trudno dziś o młodych zdolnych. O ich przybytku i ubytku oraz o różnych innych rzeczach, m.in. o zapowiadającym nową płytę singlu „Let’s Groove” porozmawiałem sobie z KARO GLAZER.

Na początku chciałbym Ci pogratulować świetnego nowego singla, który dziś ma premierę. Czy zwiastuje on Twoją kolejną solową płytę, na którą czekamy już 9 lat, czyli od czasu premiery „Crossings Project”?

Dzięki za komplement. Tak, Let’s Groove zapowiada mój nowy album i bardzo się z tego cieszę. Wiem, że bijesz do mnie, że przez tyle lat nic nie wydałam, ale to nie do końca prawda. Po pierwsze jako songwriterka i producentka pracowałam przy ponad 200 produkcjach w Stanach, Wielkiej Brytanii, Japonii i Polsce, a po drugie już w tamtym roku pojawiły sie niezależne single, które jak tylko stałam się wolną artystką od kontraktu z majorsem, zaczęłam wydawać. Mało kto mówi młodemu artyście na początku swojej drogi, że to o czym marzy, czyli kontrakt z dużą wytwórnią to jak kontrakt z nieprzychylnym bankiem w połączeniu z rosyjską ruletką. Cieszysz się, że podpisujesz kontrakt, po czym stajesz się niewolnikiem swoich marzeń. Nie mogłam wcześniej wydawać z przyczyn prawnych, ale teraz już mogę i będzie tego dużo. Nie brakuje mi pomysłów na piosenki. Obiecuję, że będzie się dużo działo. Kolejny singiel już w dzień kobiet. Poza tym wrócę do Crossings Project, który również ukaże się ponownie na światowej scenie. Dzięki moim cudownym prawnikom odzyskałam prawa do całego swojego katalogu i dzisiaj to ja decyduje o tym jak chcę wydawać i kiedy. Świadomość, że wreszcie mam swój los w swoich rękach jest bezcenna.

Z tymi kontraktami to się zgodzę – David Lee Roth powiedział kiedyś Vince’owi Neilowi w początkach Mötley Crüe: Nie nastawiaj się na małe kontrakty dystrybucyjne. Jeżeli Twoich płyt nie ma na Haiti to znaczy, że nigdzie ich nie ma. Ale skoro już od razu nawiązałaś do swoich pozaalbumowych aktywności to pozwolę sobie zapytać o Twój collab z niedawno zmarłym Andrzejem Nowakiem i jego grupą Złe Psy, u których gościnnie wystąpiłaś na ich trzeciej płycie Duma. Jak doszło do tej współpracy, jak ją wspominasz i jak wspominasz samego Andrzeja?

Zanim o Andrzeju, to wrócę do kontraktów. Świat muzyki w czasach Davida Lee Rotha był zupłenie innym światem muzycznym, niż to co mamy dzisiaj. Nie można tego porównywać. Dzisiaj naprawdę nie musisz mieć płyt na Haiti, bo wystarczy, że jesteś na streamingach. Pytanie tylko brzmi jak na tych streamingach chcesz rozpropagować swoją twórczość i zostać zauważonym. Strategie wydawania płyty są dzisiaj nieaktualne. Z jednej strony to smutne, bo też jestem wielbicielką starej szkoły płytowej, ale z drugiej strony, nowy przemysł muzyczny jest fascynujący w nowej odsłonie, ale zmusza artystów do myślenia singlowego. A wspominając Andrzeja to mam go w sercu bardzo blisko. To był fenomenalny muzyk i świetny człowiek. Bardzo kreatywny i poetycki. Myślę, że miałam szansę go poznać zupełnie innego niż większość ludzi. Dowiedziałam się o jego śmierci podczas sesji nagraniowej z jednym z moich artystów…i świat mi się w tej sekundzie zatrzymał. To było MaQ Records, w którym nagrywaliśmy z Andrzejem. Usiadłam i nie umiałam się ruszyć przez dłuższą chwilkę. Z jednej strony czułam smutek, że odszedł, a z drugiej strony radość, że już nie cierpi. Nasza współpraca była niezwykle emocjonalna. Mówił mi, że jestem jak Nowak w spódnicy, że swój trafił na swego. Obydwoje mamy liderski styl bycia i dobrze wiemy czego chcemy, jednak mimo tego nie spieraliśmy się. Umieliśmy zawsze znaleźć nić porozumienia. Nie pomnę jak przyjechałam do studia, a on rzucił do mnie…”No to warknij”… i poszłam do mikrofonu i warknęłam. Czuję, że miałam niesamowitą okazję poznać Andrzeja innego niż to jak się prezentował w mediach i na scenie. Pewnego dnia Andrzej przyszedł i powiedział mi, że chce zrobić balladę o tym, że jest para kochanków i mężczyzna umiera, a kobieta za nim tęskni i czeka na niego. Tak powstał utwór ” Miłości Moc”, absolutnie fenomenalny utwór. Zaczyna się gitarą akustyczną… a potem wchodzi głoś Andrzeja, który śpiewa „To ja… już nie ma mnie… przygarnij duszę mą”. A potem w refrenie dodaje „Ja czekam po drugiej stronie”… a ja mu odśpiewywałam „Przyjdź do mnie”. Ta chwila, gdy powstawał ten duet, to jedna z najmagiczniejszych dla mnie chwil w mojej karierze. Mieliśmy niesamowite zrozumienie dusz. Doskonale czuliśmy o czym jest ten utwór. To było chwilkę po tym jak umarł mój tato, który też miał na imię Andrzej. Śpiewałam by ulżyć mojej mamie w cierpieniach. A Andrzej… jakby śpiewał o sobie. Dzisiaj tak to czuję. Był niesamowity! A to solo na gitarze… jaki on miał sound. Jak polski Jeff Beck.

No tak, Duma to bardzo poetycka płyta, zdecydowanie najlepsza w dyskografii Psów. Ogromny skok jakościowy pod względem tekstowym w stosunku do debiutanckiego „Forever”. Czy to prawda, że to właśnie Andrzej Nowak naraił Ci ksywę „Lady Dynamite”?

Absolutnie poetycka. Piękna. Co do przydomku Lady Dynamite to niestety nie był Andrzej, a też gitarzysta, mój drogi przyjaciel Mike Stern. Andrzej nazywał mnie, tak jak powiedziałam,”Nowak w spódnicy „.

Wróćmy jednak do Twojej autorskiej twórczości. Ja bym ją nazwał bardzo eklektyczną. W różnych Twoich piosenkach słychać echa różnych styli. Ty byś się nazwała jazzmanką czy raczej artystką absolutną?

Ja nigdy nie czułam się jazzmanką. To, że studiowałam Jazz naturalnie postawiło mnie w tym jazzowym świeci, jednak zanim był jazz był Hendrix, Michael Jackson, Airto Moreira, Carole King i Blood Sweat and Tears. Kocham jazz i go gram, śpiewam, komponuję, ale to jedna z moich inspiracji. Muzyka jest dla mnie jedna. Nie dzielę jej na gatunki, bo w moim mniemaniu gatunek/styl muzyczny to zaledwie ubranko dla muzyki. Jak stylizacja u stylisty. To co mnie fascynuje w muzyce to kompozycja, struktura, napięcia, kontrapunkty. Tę samą piosenkę możesz wyprodukować w różnych stylach. To wszystko zależy od tego co chcesz tą piosenką wyrazić i dla kogo grasz. Jestem bardzo otwarta na wszelkie pomysły. Uwielbiam wyzwania i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Mnie też i kiedy poprosiłem Cię o rozmowę, spodziewałem się takiej odpowiedzi na to pytanie. Oglądałaś może film Whiplash z Milesem Tellerem i J.K. Simmonsem w rolach głównych? Padają tam dwie tezy dotyczące muzyki jazzowej, które bardzo chętnie bym wspólnie z Tobą potwierdził lub obalił. W jednej ze scen na ścianie pokoju głównego bohatera, młodego jazzowego perkusisty widać plakat Buddy’ego Richa z cytatem „Jeśli nie masz talentu, kończysz grając w zespole rockowym.” Czy w środowisku jazzowym, mam na myśli te takie nazwijmy to „wyższe sfery” rzeczywiście panuje przeświadczenie, że rock jest prosty lub wręcz prostacki?

Hehe.. raczej się z tym nie spotkałam. Dzisiaj jest inaczej. Jazz ewoluował. Rock się rozwinął. Jesteśmy w innym miejscu. A może mam po prostu świetnych kolegów, którzy są otwarci na muzykę. Jednak pamietajmy, że czasy Buddy’ego Richa to były inne czasy. W muzyce niesamowicie ważny jest kontekst czasowy i miejscowy. W tamtym okresie również padły słowa z ust Franka Sinatry, że nie będzie występował przed tym wydzierającym się amatorem, mówiąc wtedy o młodym Elvisie Presleyu. Walka generacji o to co jest lepsze zawsze była. Walka stylów chyba już ucichła. Jednak trzeba przyznać, że najlepsi muzycy sesyjni wywodzą się z jazzu, albo do tego jazzu dorośli. Jazz jest jak alfabet i tabliczka mnożenia w jednym. Jak go znasz, umiesz poruszać się na innych poletkach z lekkością, bo poznałeś zasady. Muzyka, o czym często zapominamy to nie nie tylko energia i emocje, a rownież matematyka i logika. Połączenie tych światów dopiero daje nam pełnie muzyki.

Drugim stwierdzeniem, które pada w tym filmie, z ust bohatera granego przez Simmonsa jest smutna teza, że jazz umiera. To samo słyszę coraz częściej również o rocku. I ze swojej strony muszę przyznać, że niestety wśrod młodych kapel hard n’ heavy słyszę tylko nieudolne kopie Iron Maiden czy Metalliki, a co więcej członkowie tych zespołów chełpią się tym, że brzmią dokładnie tak jak znani i lubiani, uważając to za sukces. Nie poszukują własnego stylu. Myślisz, że kiedy już wszyscy wielcy odejdą to będziemy dostawać już tylko i wyłącznie kopie i coverbandy?

Absolutnie tego nie czuję. Ani jazz nie umiera, ani rock nie odchodzi do lamusa. Znam mnóstwo świetnych bandów w obu gatunkach. Popatrz na Norwegów, Finów… ile genialnych ciężkich kapel jest stamtąd. A Jazz… Szwecja, USA i choćby Polska. Jak wchodzę na Spotify to nie wiem od czego zacząć, bo jest tyle fenomenalnej muzy. Problem polega na tym, że nie wszystko co dobre, przedostaje się do mainstreamu i by znaleźć coś super, musimy mocno dzisiaj szukać. Kiedyś to wszystko było podane na tacy. Dzisiaj musimy szukać, bo po prost świetnej muzy jest dużo więcej niż było w latach 80. Jak jest tłoczno, to trudniej się pokazać. To normalne. Poza tym pamiętajmy, że pojawiły się nowe gatunki, których nie było w latach 80. Hip hop zmienił świat muzyczny na dobre. EDM też ma swój wkład. Dla mnie to znowu fascynujące, bo ja widzę w tym szansę, a nie zagrożenie. Jeżeli będziemy na siłę ciągnąć młode pokolenia do słuchania tego czego my chcemy to zawsze poniesiemy porażkę. Trzeba ich słuchać i czerpać z ich estetyki, jednocześnie wkładając w nią to co chcemy. Wtedy muzyka ewoluuje. Jest ciągle kolorowa. Jako kocham współczesny vintage’owy sound. Moje Let’s Groove jest tego przykładem. Nie chodzi o to, by przestać grać rocka czy jazz. Cały sęk by robić to tak, by trafiać we współczesnego odbiorcę, co w żadnym wypadku nie oznacza „sprzedania” się, albo wyrzeknięcia się siebie. W muzyce musisz być kreatywny również w tym jak postrzegasz dany styl.

Ja też. Mieszkasz i tworzysz w Londynie, a jednak nowy singiel nagrałaś ponownie z polskimi muzykami, ponownie we wspomnianym Maq Records w Wojkowicach. Co sprawia, że wracasz akurat tam?

Mieszkam w walizce. Pomiędzy Londynem, Krakowem, Warszawą i Monachium. W Let’s Groove jest międzynarodowa obsada, więc nie mam wyraźnych zasad z kim pracuję. Po prostu gram z tymi i tam gdzie jest fajnie. W MaQ records teraz produkuję dwie duże płyty dla innych artystów. To studio jest świetne na setki. Bardzo dobrze brzmi. Mam tam komfort pracy na światowym poziomie. Śpimy i pracujemy w jednym miejscu. To rzadkość. Chciałabym, by wreszcie polska branża przestała mieć kompleksy, że jest „nie dość”. Ślady z Maq Records wysyłałam parokrotnie do dwóch amerykańskich mixerów z paroma statuetkami Grammy na koncie i byli zachwyceni soundem z polskiego studia. Osiągnęliśmy naprawdę audiofilskie, światowe standardy. Czemu to jeszcze kogoklwiek dziwi? Smutne jest to, że w większości sami sobie to robimy i nie wierzymy w światowość polskich produktów. Czas się wyzbyć kompleksów i zacząć myśleć o sobie dobrze.

Znaczy jeżeli chodzi o granie to ja zawsze miałem dobre zdanie o polskich produktach, uciekłem z Polski z wielu innych powodów, o których nie czas i miejsce tutaj rozmawiać. OK, zatem wskaż mi proszę takich spośród młodych, którzy zasługują na większą uwagę niż mają obecnie. Ja też mam swoje typy i jestem ciekaw czy się pokrywają.

Jest ich sporo, ale nie mnie to oceniać i kogolwiek typować. Nie robię tego z zasady. Moje typy zostawiam dla siebie, ale z chęcią usłyszę o Twoich.

Ja np. jestem oczarowany duetem Sexy Suicide. Co prawda teraz po odejściu Mariki Tomczyk już zdecydowanie mniej, ale wejście mieli mocne. Oczarowało mnie również katowickie Hurrockaine i bardzo się cieszyłem, kiedy ich granie przeniknęło do skądinąd w sumie szmatławego, ale jednak mainstreamowego i słuchanego Antyradia. Uwielbiam też Smoke Rites, z genialną Maksyminą Kuzianik, w którym po latach śpiewania w heavy/power metalowym Setheiście wreszcie ukręciła swój absolut, no i Heat Affected Zone, którego przez cztery lata byłem managerem, bardzo inteligentny thrash metal.

Super typy! Bardzo kobiece. Jestem jak najbardziej za. Trzymam kciuki za wszystkich, którzy mają na siebie pomysł i wiedzą czego chcą.

Ja ogólnie jestem zafascynowany kobietami w muzyce. Niektórzy złośliwi usiłują mi przypiąć łatkę „spermiarza”.

Miło słyszeć, że lubisz kobiety w muzyce. Mało nas jest w profesjonalnym świecie muzycznym, dlatego super jak jesteśmy doceniane. Potrzebujemy ludzi takich jak ty, którzy to propagują. Z mojego doświadczenia wiem, że jak kobiety wchodzą na poziom Pro to są mega rezolutne i naprawdę genialnie się z nimi pracuje.

To prawda, ja sam w swoich ansamblach zawsze chciałem mieć dziewczę na froncie. W Grime Crime miałem świetną wokalistkę, która pisała wspaniałe teksty. Bardzo mi było przykro gdy mi się ten skład posypał. Ale bywacie humorzaste, prawda? Są takie dni, kiedy kompletnie nie można z Wami dojść do porozumienia, nieprawdaż?

Nie sądzę, że ma to cokolwiek wspólnego z płcią. Znam zarówno tak samo dużo humorzastych kobiet jak i mężczyzn. Jak człowiek jest naprawdę Pro, to nie jest humorzasty. Przynajmniej ja mam to szczęście, że pracuję z cudownymi ludźmi obu płci. To od ciebie, jako lidera wszystko zależy. Takie standardy jakie wyznaczasz, takie będą panowały w Twoim zespole. Ja jestem zdecydowana i wiem czego chcę. Gdy mnie wynajmujesz jako producenta czy kompozytora, robisz to po, bym wykonała dla Ciebie pracę i dostarczyła gotową płytę. By to jednak zrobić, muszę wiedzieć, że mi ufasz i szanujesz to co reprezentuję sobą. Jeżeli nie ma zaufania i szacunku pomiędzy ludźmi robiącymi muzykę, gdy mieszają się role i nie ma lidera, to zawsze prędzej czy później pojawiają się fochy.

Z tym ostatnim zgadzam się w stu procentach. A co do tego, jak to nazwałaś, wynajmowania Cię w roli producentki, to naprawdę da się zrobić to ot tak? Przy Twoim splendorze i coraz większej sławie wystarczy do Ciebie napisać, rozpruć kieszeń z kapuchą i już?

Najpierw muszę czuć to co robisz. Pieniądze nie są w stanie wszystkiego kupić. Są też gatunki, w których się specjalizuje jako producent i kompozytor, a są takie, ktorych bym się nie podjęła. Ja lubię pracować z popem, neosoulem, funkiem, K-PoPem, soft rockiem, RnB, Jazzem… ale na pewno nie wyprodukuję płyty alternatywnej czy heavy metalowej. To nie moja estetyka. Nie ma ludzi od wszystkiego i dobrze mi z tym. Jeżeli tylko to co robisz jest mi bliskie, to coś z tej współpracy wyjdzie. Być może będziesz musiał chwilkę poczekać na mnie, bo może akurat będę zajęta, ale to wszystko jest do dogadania. Jeżeli jednak nie będziesz mógł czekać, to wiem kogo ci polecić w danej estetyce. Pracuję z wieloma producentami i często łączymy siły przy projektach. Tworzę teraz #LadyDynamite Production – czyli kolektyw producenko-songwriterski, reprezentujący team zawodowców z różnych estetyk. Uwielbiam taką pracę. Niech każdy robi to na czym się zna i to co lubi. Wracając do artysty, najważniejsze jest to, że jako producent czuję to co ty chcesz osiągnąć dzięki współpracy ze mną. Jeżeli widzę, że masz plan na siebie, zarówno wydawniczy jak wizerunkowo-promocyjny, czyli jednym słowem masz świadomość na czym polega muzyczny biznes i jak ważna jest strategia artystyczna, to działamy.

Chętnie podziałam z Tobą przy moim następnym pomyśle, o którym na razie nie mogę mówić, bo jeszcze nie wszystko jest dopięte. Tymczasem serdecznie dziękuję Ci za rozmowę, jeszcze raz gratuluję udanego singla i gorąco wyczekuję Twojego trzeciego solowego długograja.

Będzie mi bardzo miło poznać Twój muzyczny świat! Serdecznie zapraszam zarówno ciebie jak i czytelników rockarea do współpracy. Na początek polecam grupę na Facebook – Polscy Songwriterzy: techniki, porady, kontakty. Tam za darmo udzielam wielu rad muzycznych. Co do Let’s Groove i płyty #LadyDynamite obiecuję, że będzie gorąco i na pewno Cię zaskoczę nie raz.

Rozmawiał Patryk Pawelec

Dodaj komentarz