IRA – Artur Gadowski

ira-zespoł-2021

Zespół IRA wydaje nową płytę i to płytę mocną. Jako wieloletni fan kapeli czekałem na tego typu album wiele lat – i wreszcie jest. „Jutro” ucieszy starszych fanów kapeli, ale i nie spłoszy zwolenników ich nowożytnego oblicza. Kulisy wydania płyty nie były jednak sprintem na setkę, ale raczej biegiem przez płotki. Na kilka moich pytań związanych głównie z nowym krążkiem odpowiedział Artur Gadowski.


Na wstępie chciałem zapytać jak tam zdrówko u ciebie i w zespole, bo słyszałem, że ty przeszedłeś już COVID.

Tak, ja w listopadzie przechodziłem COVID, rzuciło mi się co prawda głównie na płuca, ale już jest OK.

Oj, a nie będzie to miało wpływu, czy też nie będzie przeszkadzało w śpiewaniu?

Wydaje mi się, że nie. Na razie mogłem to sprawdzić podczas ćwiczeń albo w trakcie nagrywania w studio. Rzeczywiście miałem problemy zaraz po chorobie… Trwało to około dwa miesiące, żebym wrócił do formy sprzed choroby.

Pierwsze info prasowe o nowej płycie pojawiło się w maju zeszłego roku. Album zapowiadany był na jesień, czyli wam też pandemia pokrzyżowała plany wydawnicze?

Tak, w maju zeszłego roku wypuściliśmy pierwszego singla, który właściwie miał być wypuszczony wcześniej. W ostatni tydzień lutego skończyłem montaż klipu i mieliśmy wypuszczać ten klip w marcu, ale rozpoczęła się pandemia. Podczas pierwszych dwóch miesięcy nastąpiła totalna degrengolada i w ogóle nie wiadomo było już nic… W kwietniu zaczęliśmy naciskać naszego wydawcę, czyli firmę Universal, żeby się postarała zrobić premierę klipu pierwszego singla. Była szansa, że chociaż tyle się zadzieje w naszym życiu artystycznym. Tak się stało. Potem w ciągu roku pojawiły się kolejne trzy single.

Singiel „Zimowa” pojawił się w lutym, ale już było wiadomo, że płyta pojawi się prawie latem. Nie obawialiście się, że ten singiel nie będzie już grany w okolicach premiery płyty ze względu na jego tytuł?

(Śmiech) Wiesz w ogóle to „Zimowa” miała być nakręcona pod koniec października. Ale wtedy zablokowano koncerty, wtedy moja żona zachorowała na COVID, w związku z tym ja też zostałem uziemiony na 20 dni. 21. dnia ja zachorowałem, więc spędziłem ponad miesiąc w zamknięciu. Potem musiałem dojść do siebie z moimi płucami i generalnie organizmem. Zajęło to kolejne dwa miesiące, dlatego zimowa ukazała się tak późno. Wcześniej nie mieliśmy fizycznie możliwości zrealizowania klipu.

To zapytam o jeden z kolejnych utworów, właściwie o ostatni – „Piękny kraj” – wiesz, że po pierwszym odsłuchu musiałem się wrócić? Sarkazm, czy nie? Protest song? Co poeta miał na myśli?

(Śmiech) A, to nie jest do mnie pytanie tylko do autora tekstu. Autorem tekstu i współkompozytorem tej piosenki jest Wojtek Byrski. Ta piosenka w troszkę innej formie powstała 6-7 lat temu. Wojtek zmielił odrobinkę tekst, właściwie nie zmienił refrenu, a napisał mocniejsze zwrotki. Piosenka jest niestety nadal aktualna … moim zdaniem, tak – to jest sarkazm, oczywiście (śmiech). Mam nadzieję, że to będzie jasne dla każdego, kto będzie tego słuchał.

Wróćmy na chwilę do „Zimowa”, a właściwie teledysku. Współ-reżyserowałeś klip do „Zimowa” i reżyserowałeś klip do „W górę patrz” .

To troszkę jeszcze zamieszam teraz. W klipie „W górę patrz” jestem autorem zdjęć, reżyserem, montażystą, twórcą i tworzywem (śmiech). Jeśli chodzi o „Zimową” to jestem rzeczywiście współreżyserem, współ-operatorem, współscenarzystą i montażystą – to zrobiłem sam (śmiech).

Czy w związku z tym, nie uważasz, że czas pandemii i lockdownu to trochę szansa na rozwój? Zrobienie czegoś na co nie miało się czasu?

Tak, oczywiście, na pewno tak jest. Wielu moich znajomych z tzw. branży artystycznej rozwinęło w sobie jakieś nowe umiejętności. Zajęcia, które kiedyś były ich hobby, teraz stały się bardziej zajęciami pierwszoplanowymi, czegoś więcej się nauczyli. Znam osoby, które przeszły bardzo praktyczne kursy, np. obsługa wózka widłowego, jakieś kursy elektryczne itd. Wielu moich kolegów musiało szukać pracy w bardzo różnych zawodach, nie mając papieru na to, musieli po kilka miesięcy uczyć się nowych zawodów, żeby przeżyć – trochę to przykre…

Ja wróciłem właśnie do fotografii, do filmowania. Filmowcem amatorem jestem od 30 lat, zresztą wcześniej montowałem też coś dla zespołu IRA. Klip „Miłość” to też jest mój montaż. Czy piosenka „Taki sam”. Klip do niej postał z materiałów archiwalnych, kręconych przeze mnie na przeróżnych koncertach. Więc to nie są całkiem nowe zajęcia, ale miałem na nie więcej czasu, mogłem więcej się nauczyć, więcej zrobić, mogłem zgłębić różne tajemnice… Aczkolwiek jeszcze niewiele potrafię, sam też o tym doskonale wiem. Wróciłem natomiast do pewnego hobby, które miałem, kiedy byłem jeszcze dzieciakiem. Mój tata oprócz tego, że był muzykiem, miał taki epizod w życiu, że przez kilka lat miał zakład fotograficzny, zajmował się fotografią analogową. Więc wyciągnąłem swoje stare aparaty fotograficzne i okazało się, że nadal można kupić film do aparatu czy też błonę do średniego formatu, można robić analogowe zdjęcia i jest cudownie. I tak jak mówię, odgrzebałem takie swoje stare hobby.

Powiedz, jak to jest kiedy piszesz piosenkę, masz już w głowie obraz jak powinien, czy jak mógłby wyglądać klip?

Nie, to nie jest tak. Kiedy powstaje tekst, zarówno ja, jak i Wojtek Byrski trzymamy się takiej teorii i uważamy, że ona jest słuszna, że tekst w piosence już jest, tylko trzeba go wydobyć. To znaczy jest on w melodii, w rytmie, w pomyśle na aranż. Jest tak w przypadku zespołu rockowego, bo są to specyficzne piosenki. Słuchając w kółko utworu wyobrażam sobie historię, jaką może opowiadać, więc może to jest coś w rodzaju myślenia o klipie. Aczkolwiek potem, kiedy wymyśla się klip to nie jest tak, żeby została pokazana ta sama historia w klipie, którą miałeś w głowie kiedy powstawał tekst, to się tak nie dzieje. Ale jak mówię – myślisz obrazami. Przynajmniej ja tak mam, Wojtek tak ma… nie wiem jak inni… Nigdy nie pytałem innych moich znajomych, którzy piszą piosenki, o ich warsztat. Wyobrażasz sobie historię, ta muzyka opowiada konkretną historię, a czasami nie. Czasem jakieś zdanie pasuje do frazy, to się dobrze śpiewa, słowa są na tyle elastyczne i melodyjne (mimo, że po polsku), że nawet bez transakcentacji można je fajnie zaśpiewać i będzie to miało sens… Zaczyna się układać taki tekst, nie myśląc o jego przesłaniu, które może pojawić się dopiero przy refrenie, to różnie bywa.

Tak mi się nasunęło w związku z twoim reżyserowaniem… jak widzisz utwór „Kruki”? Bo dla mnie to powinien być klip koncertowy. Wiesz, na śpiew „wszyscy razem całą zgrają” – robi się taki wielki młyn na festiwalu…

No byłby… Tylko wiesz, kto da na to pieniądze (śmiech). Wiesz, to nasze kręcenie klipów dla zespołu wynika z tego, że nas to nic nie kosztuje, taka jest smutna prawda ekonomiczna. Ja to robię dla kapeli, nie robię tego zarobkowo. Teraz myślimy o realizacji kolejnego klipu i szukamy jakiegoś sponsora, który wyłożyłby na to trochę pieniędzy. Bo niby pomysł na klip mam, ale wiem, że go sami nie zrealizujemy. To kosztuje.

Oprócz kolejnych singli, jakie są kolejne plany promocyjne dotyczące nowej płyty? Planujecie jakieś koncerty online? Czy czekacie aż się troszkę poluźni i będzie można grać na żywo?

Koncerty online to jest rzecz, która nie ma najmniejszego sensu. Dlatego że nie są w stanie oddać tego, co rzeczywiście jest na koncercie, to po pierwsze. Po drugie, dochodzi do tego sfera finansowa. Żeby zrobić dobry koncert online, żeby dobrze wyglądał, dobrze brzmiał, to musi kosztować, niestety. Musisz mieć odpowiednią salę, odpowiedni sprzęt, ludzi, którzy się na tym znają. Swego czasu próbowaliśmy się zorientować, bo chcieliśmy zrobić taki koncert, ale nawet ludzie, którzy się tym zajmują, wybili nam to z głowy. Rozmawiałem z moim znajomym, który prowadzi teatr… i spektakle teatralne online też nie mają najmniejszego sensu. Jeśli ktoś chce iść na koncert, ma na nim tak naprawdę fizyczny kontakt z zespołem, z innymi ludźmi. Sposób, w jaki odbiera tą muzykę, jest zupełnie inny niż wtedy, kiedy siada u siebie w domu, zrobił sobie właśnie herbatę, ugotował trzy parówki, wziął ketchup, ma w ręce kanapkę, dzieci biegają, a on sobie włączył koncert. No nie – to nie jest koncert. To po pierwsze, a po drugie, żeby sfinansować taki koncert, żeby go zorganizować, transmisje, streaming, musiałbyś pobierać opłatę od każdego kto chce to zobaczyć, skalkulowane na około 24 zł. Wydaje się że jest to niewielka opłata, ale znając naszych rodaków, zaraz będzie takie myślenie – „Zaraz, mam zapłacić za 1 obejrzenie 24 zł, a za 4 dychy to mam Netflixa i całą światową produkcję kinematografii na strzelenie palcami, to gdzie tu sens”. I jest to tendencja światowa, trudno wymienić kapele, które oprócz pojedynczych przypadków w ciągu ostatniego roku robiły koncerty w streamingu.

IRA - Jutro
IRA – Jutro

W takim razie wróćmy do nowej płyty. Odbieram ją jako album zdecydowanie cięższy od płyty „My”. Zwróciłeś na to uwagę, też tak to odbierasz?

Tak, taki był zamysł, gdy zaczynaliśmy 4-5 lat temu myśleć o nowej płycie. Od razu założyliśmy, że musi być na niej dużo dynamicznych piosenek. Jest ich i tak mniej niż zakładaliśmy. W fazie przygotowań do płyty, kiedy każdy przynosił jakąś demówkę, która miała jakąś linię melodyczną i jakoś już wyglądała, mieliśmy bodaj 36 utworów. Z tego wybraliśmy 11. Po czym pandemia pomogła nam zweryfikować ten materiał. To jest jedyny plus pandemii przy powstawaniu tej płyty. W momencie, kiedy mieliśmy gotowy materiał, mieliśmy zamykać płytę, wybuchła pandemia, nasza praca zaczęła się rozłazić. Przez pierwsze trzy miesiące w zasadzie nic nie zrobiliśmy i prace nad płytą utknęły w miejscu, potem zaczęliśmy myśleć, że trzeba ją kończyć. Lecz jak to zrobić, jak minimalizować ryzyko zarażenia i tak dalej. To nie było takie proste, każdy z nas mieszka w innym mieście. Musielibyśmy się gdzieś spotkać. Było parę problemów. Ja finalnie nagrałem wokale sam u siebie. A tego nie lubię robić sam. Nie wiem, czy dobrze oceniam to, co już zrobiłem, potrzebuję zawsze jakieś oceny zewnętrznej na bieżąco podczas nagrywania wokalu, kogoś kto będzie to będzie oceniał, czyli producenta czy realizatora, który może mi wytknąć jakieś błędy albo poprowadzić inną drogą, jeśli chodzi o interpretacje. Samemu jest ciężko, zajmuje to dwa razy więcej czasu. Wszystko musisz sam nagrać, sam skontrolować, ocenić i ewentualnie jeszcze raz to zrobić, żeby to poprawić, jeśli coś jest nie tak. Kiedy zaczęliśmy kończyć płytę, zaczęły pojawiać się u nas nowe piosenki, takie spoza krążka. Piotrek Konca mówi, że ma taki pomysł na balladę, albo na żywszy numer. Ok – to pokaż, zobaczmy co to jest – i okazuje się, że mamy 5 zupełnie nowych piosenek, których wcześniej nie było, a które mogą zastąpić, te które są na płycie i nie będziemy tamtych żałować. Późną jesienią trochę się wkopaliśmy z Piotrem. I w końcu powiedziałem – skończmy to, bo nigdy nie nagramy tej płyty. Zawsze będą powstawać kolejne nowe piosenki, które będą fajniejsze od tych które już mamy, nigdy tego nie zatrzymamy, zostawmy te pomysły, które się rodzą, już nie brnijmy w to. I tak w styczniu zamknęliśmy materiał i wiedzieliśmy, że to już koniec i już nic więcej nowego nie będzie się pojawiało.

Oprócz tego że album był rejestrowany osobno… czy poczyniliście jakieś inne zmiany w produkcji, realizacji? Bo jeśli chodzi o aranżacje, chórki, „Jutro” brzmi bardzo amerykańsko.

Bo my zawsze chcieliśmy brzmieć amerykańsko (śmiech). Grać tutaj, a brzmieć po amerykańsku. Kiedyś tak o nas powiedział Mick Jagger. Kaczkowski robiąc z nim wywiad, puszczał mu polskie nagrania, a on powiedział, że IRA to jest najbardziej amerykański polski zespół.

Zwróciłem uwagę, że do płyty X została wydana z dodatkowym dyskiem z utworami w języku angielskim. Czy myśleliście, żeby nagrać kiedyś pełny album angielskojęzyczny?

Nieee. To jest bardziej skomplikowane niż się komuś wydaje. Tak naprawdę jesteśmy już starzy, gramy 30 lat, ja jestem facetem po pięćdziesiątce. To jest tak – my myślimy po polsku i co byśmy nie robili to pierwsza myśl jest w naszym ojczystym języku, wyrażamy się w piosenkach. Opowiadamy swoje historie, opowiadajmy je po polsku. Te piosenki, które pojawiły się przy X po angielsku, to tak naprawdę są próby tłumaczenia polskich tekstów, ale też nie da się tego zrobić idealnie, nawet jeśli zrobisz doskonałe tłumaczenie. Pamiętam, ile było z tym zamieszania. Człowiek, który to pisał, pilnował potem mnie, żebym to śpiewał z odpowiednim akcentem, potem ja wysyłałem te teksty do znajomych, którzy są anglojęzyczni z pytaniem czy oni je rozumieją, co to jest za historia. Niestety musze ci powiedzieć, że 70% tego materiału było nie do końca zrozumiałe, nie to, że to było niepoprawnie napisane po angielsku – nie. Wszystko OK, tylko nie do końca rozumieli, co ta piosenka ma w zasadzie opowiadać. Co to za historia? Bo to nie jest ich historia. Pewnie można by napisać jakieś bzdury, ale po co? Można byłoby też poprosić ludzi, dla których angielski jest pierwszym językiem, aby napisali od podstaw teksty do piosenek, wtedy może miałoby to sens, ale wtedy wyszlibyśmy poza krąg zespołu. My jednak pracujemy zespołowo, od lat. Praktycznie rzecz biorąc od 20 lat w tym samym składzie. Bo i Sebastian Piekarek i Piotr Konca, Wojtek Byrski – 20 lat robimy razem piosenki. Jak mówię zespół to myślę o tych wszystkich ludziach. Wojtka nie traktuję jako faceta, który jest spoza kapeli. Mimo że on nie wychodzi z nami na scenę i w kanciapie nie gra z nami prób itd., ale pisze te piosenki, to są też jego piosenki. „Piękny kraj” to przecież jego utwór.

Ja jestem fanem zespołu od czasów „Mój dom” i kiedy dostałem z wytwórni presspack i znalazło się w nim takie wasze duże logo, przypomniałem sobie czasy kiedy rysowało się je na zeszytach… i pomyślałem w związku z tym, że ta wasza nowa płyta jest cięższa, czy jest szansa, żeby jako kropka nad „i” pojawiła się ponownie czaszka (śmiech)?

To jest widzisz problem, bo wszyscy oswajamy się ze śmiercią żyjąc dłużej i zbliżając do tego momentu. Bo jak pewnie wiesz, życie ludzkie kończy się właśnie śmiercią, ja nie słyszałem o żadnym innym przypadku (śmiech) i ta czaszka… może my jej nie chcemy pokazywać w związku z tym. No nie – czaszka jest w dzisiejszych czasach – ja wiem? Niefajna chyba. Ona jest infantylna już, sorry, tak to odbieramy. W ogóle to nasze logo jest takie nieszczęśliwe, bo ono samo w sobie jest fajne, ale to logo, którego nigdzie nie możesz zamontować, jak byś nie robił jakiejś okładki, to zawsze to jest kłopot, zawsze myślę sobie – można by parę fajnych rzeczy zrobić, gdyby to logo było inne. Wtedy to by miało sens, a ono jest takie wiesz – jak naklejka na lodówkę (śmiech).

Mnie tam się podoba (śmiech).

To z mojej strony wszystkie pytania, bardzo dziękuję za poświęcony czas. Życzę powodzenia w tych dziwnych czasach.

Dziękuję bardzo. Przyda się.

I Do zobaczyska gdzieś na koncertach.

Do zobaczenia, mam nadzieję.

Pytał: Piotr Spyra

Dodaj komentarz