HIPGNOSIS – SeQ (12.11.2012)

HIPGNOSIS - Relusion

Hipgnosis to zespół do którego bezwzględnie pasuje jedno określenie – kultowy. Nie płyną głównym nurtem a tworząc swój własny dźwiękowy świat zachwycają swoich oddanych słuchaczy. Muzyka zespołu jest wyjątkowa i wymagająca i jako taka w pewien sposób szlachetna. Okazją do przeprowadzenia wywiadu było wydanie na płytach winylowych dwóch ostatnich krążków grupy. Na pytania odpowiadał perkusista Hipgnosis – SeQ.


Wasze dwie płyty „Sky is the Limit” oraz „Relusion” trafią na winyle. To chyba marzenie każdego artysty, wydać płytę w ten sposób?

Nasze na pewno! A dla mnie to trochę spełnienie snu, sam zbieram muzykę w postaci kompaktów i winyli, mp-trójki jako forma słuchania czy co gorsza kolekcjonowania muzyki to nieporozumienie. Niestety gorsze wypiera lepsze, od kiedy poszła za tym technologia, klamka zapadła.
Padło na ten temat tak wiele już słów, że nie ma sensu, abym je powtarzał. W każdym razie całym sercem należę do frakcji „płytowej” i takim już pozostanę. Nie mam zamiaru pozbawiać się tego czegoś, kiedy obcuję z płytą, która stanowi jakąś całość, jakąś myśl. Koniec kropka, jestem niereformowalny.


Jak doszło do współpracy z AudioCave?

Znam się z Andrzejem z AudioCave od wielu lat, choć był czas, kiedy nie mieliśmy ze sobą kontaktu, zniknął mi z horyzontu. Spotkaliśmy się w Krakowie na pierwszym koncercie UK i okazało się, że wciąż mamy o czym gadać. Wróciły różne dawne klimaty, choć niestety obaj jesteśmy wściekle zagonieni i nie mamy już możliwości spędzania czasu jak kiedyś.
Niemniej bardzo go zainteresowała moja aktywność muzyczna, posłuchał, pomyślał – trochę to trwało, bo okoliczności nie były sprzyjające, ale kiedy nadszedł odpowiedni ku temu czas, powiedział: „Chcesz? Robimy!”
Bardzo chciałem, aby Hipgnosis ukazało się w tej formie, jako przeciwieństwo całego tego plikowego słuchania i ściągania. Niestety nie było nas nigdy stać finansowo na taką realizację. To pierwszy przypadek, kiedy nasza muzyka ukazuje się w zewnętrznej firmie. Pewnie zresztą prędko się to nie powtórzy, bo samodzielność pozwala nam robić wszystko tak jak chcemy, bez oglądania się na innych. To warunek konieczny istnienia tego zespołu. Tutaj jest trochę inaczej, poszliśmy na kompromis jeśli chodzi o stronę graficzną wydawnictwa – ale jaki to tak naprawdę kompromis? Tomasz Sętowski robi tak piękne rzeczy, że w ciemno można było być spokojnym o rezultat. A o dźwiękach i tak decydowaliśmy tylko my – czyli jak zawsze.


Z tego co widziałem do tej pory, wydawnictwa z logiem tej firmy charakteryzują się niezwykle wysoką jakością wykonania. Możesz zdradzić jakieś szczegóły dotyczące wizualnej strony wydania albumów Hipgnosis?

Myślę, że będzie to naprawdę coś pięknego. Sporo detali, które naprawdę powinny sprawić nabywcom satysfakcję. Ale pozwól, że przemilczę szczegóły, niech większość zostanie tajemnicą, wtedy przecież jest dopiero przyjemność z rozpakowywania po raz pierwszy! To trochę jak prezent, nie wiesz co jest wewnątrz!


Wiadomo, że do boksu trafi również album z pracami Tomasza Sętowskiego, tak więc nie będzie to tylko wydawnictwo muzyczne.

Wręcz odwrotnie – to jakby wspólne realizacje, Jego i nasza. Ani nie są to tylko płyty, ani tylko album z obrazami. To jedna całość, która się przenika – oglądasz, słuchasz, takie doznanie na wielu płaszczyznach. Może to nawet pewnego rodzaju ewenement, nie tylko ciekawostka wydawnicza.
Całość spina fakt, że całkiem niedawno, po wielu już wspólnych przecież działaniach, okazało się, że i Tomasz i ja mamy wręcz te same fascynacje muzyczne. Tak więc to nie przypadek! A już najbardziej niesamowity jest dla mnie fakt, że póki co … nigdy jeszcze nie spotkaliśmy się twarzą w twarz! Nastąpi to dopiero 8 grudnia, na koncercie w dniu premiery!


Box ma się ukazać w limitowanym nakładzie 300 sztuk – szykuje się więc (w przyszłości) prawdziwy biały kruk.


Prawdę powiedziawszy AudioCave postanowiło podnieść nakład do 500 sztuk, co nas bardzo cieszy, ale faktycznie nie zmienia to faktu unikatowości. Byłoby pięknie patrzeć na emeryturze na te sporadyczne aukcje na eBay’u…


Wiadomo, że utwór „Ummadellic” (ze „Sky is the Limit”) ukaże się w nieco zmienionej formie – powiesz więcej dlaczego podjęliście taki krok?

Po pierwsze już jakiś czas temu zrobiliśmy odmienną, instrumentalną wersję tego utworu. Na skrzypcach gościnnie zagrała Tylda i jest to perełka na tej płycie. Po 6 latach od premiery mogę śmiało powiedzieć, że w tej wersji „Sky Is The Limit” jest dla mnie idealny. Gdy doszło do pierwszych rozmów o winylach, właściwie nikt nie miał odmiennego zdania, stwierdziliśmy – dajemy tę wersję i koniec. Poza tym to nagroda dla kolekcjonerów – na kompakcie muzyka jest inna.


Czy pozostałe utwory zostały poddane jakimś poprawkom czy to wersje znane z CD?

Reszta jest bez zmian, nie było potrzeby ingerowania w ten materiał. Zmiana dla samej zmiany albo „jakiś tam” remaster – po co? Kiedyś ludzi kręciły remasterowane wersje, nawet czasem była to konieczność, bo materiał przygotowywany wiele lat temu na winyl w niektórych sprawach nie sprawdzał się na CD, ale popatrz – teraz bardzo wielu zbieraczy szuka właśnie nie poprawianych wersji albo wręcz zbiera płyty analogowe. Nawet jeśli zawierają one jakieś niedociągnięcia, niesłyszalne w latach wydania, to te niedoskonałości są prawdziwe! I to jest meritum takiego zbieractwa! Sam czasem poddaję się szaleństwu, żeby mieć – za nielichą nierzadko sumę – pierwsze tłoczenie jakiejś płyty.


Hipgnosis

Jak postrzegasz „Relusion” z perspektywy czasu? Zmieniłbyś coś czy zostawił tak jak jest?:-)

Szczerze? Podciągnąłbym bardziej bębny. W studio jednak po pierwsze bałem się przesadzić, bo to mój instrument i nie chciałem sprawiać wrażenia, że eksponuję samego siebie ponad miarę, po drugie zależało mi na takiej produkcji sprzed lat – wiesz, bez brzmieniowej agresji perkusji w rodzaju Portnoya czy współczesnego metalu ( Trivium na przykład ). Jak słuchasz starych płyt, nie ma aż takiej dominacji bębnów, one są żywe, oddychają. Teraz wszystko się kompresuje, triggeruje i wychodzą cybernetyczni perkusiści. Fakt, poziom gry na tym ( i nie tylko na tym ) instrumencie poszedł ogromnie do przodu, dziś Cozy Powell nie robi już takiego wrażenia jak w swoich czasach, w samym Krakowie jest setka lepszych, ale też studia i wymagania dotyczące doskonałości odhumanizowały perkusję – szczególnie chyba właśnie ten instrument.

Mówiąc więc, że przygłośniłbym nie znaczy, że zmieniłem zdanie, czasem po prostu mam wrażenie, że odrobinę bardziej zarysowany puls byłby lepszy. Ale szczerze mówiąc to dla tej płyty nie ma aż takiego znaczenia …


Myślicie może już nad kolejną płytą? Wraz z „Relusion” zawiesiliście sobie poprzeczkę dość wysoko.

Kilka osób powiedziało, że ciężko będzie nam ten album przeskoczyć. Nie wiem, chyba nie mam zamiaru nigdzie „skakać”. Tu chodzi zupełnie o coś innego. Przygotowywałem się do tej płyty bardzo długo – nie tylko muzycznie, ale także jeśli chodzi o przekaz. Długo dyskutowaliśmy różne sprawy w zespole i z tego dopiero urodziła się ta forma. To musi trwać, musi dojrzeć. Za żadne skarby nie pozwolę sobie na to, żeby Hipgnosis nagrał nieważną płytę. Nieistotne, że ludzie mówią „nagrywajcie coś, bo o Was zapomną”. Może i jest takie ryzyko, ale potem, kiedy patrzysz na muzykę z perspektywy lat, nie ma znaczenia ile czasu dzieliło poszczególne wydawnictwa. Ważnie jest, co z nich zostało. Mamy ambicję, aby komuś chciało się słuchać naszych dźwięków także w przyszłości.
Więc nie ma sensu się spieszyć. Musimy wiedzieć o czym chcemy opowiedzieć. Musimy wiedzieć jak. Musi to w nas dojrzeć. Musimy pograć nowe rzeczy na koncertach i zobaczyć twarze ludzi. Coś poprawić. Pomału…
Mamy jeden utwór, ogrywamy go na próbach, jest siłą rzeczy bardzo „relusion” i pewnie doskonale pasowałby do tej płyty, ale … dajmy temu czas.


Co z koncertami? Hipgnosis nigdy zbyt dużo nie grał, ale czy w tym temacie planujecie jakąś zmianę?

Tutaj akurat nie jest naszym zamiarem grać mało, wręcz odwrotnie. Tyle, że na pewne rzeczy nigdy się nie zgodzimy ( np. propozycja zagrania jako support pewnego znanego zespołu, tylko mielibyśmy za to zapłacić ), na pewnych koncertach zagrać nie chcemy, bo zmęczymy ludzi i siebie. Właściwie przez te 8 lat istnienia nigdy nie zagraliśmy sztuki „niewłaściwej” dla przypadkowej publiczności. To bardzo dobrze.
Druga część prawdy jest taka, że dla zespołów z naszej półki w Polsce prawie nie ma miejsca. Kluby stroją fochy, wielu ludzi woli YouTube… Ale wciąż mam nadzieję, że to się dla nas zmieni. Póki co wolimy, aby każdy występ był świętem, ważnym przeżyciem. Rutyna nam nie grozi, ale chyba to też daje siłę, nie sposób znudzić się zespołem i sobą nawzajem.

Pytania: Piotr Michalski
Foto: Grzegorz Chorus

Dodaj komentarz