Po niespełna roku milczenia na scenę wraca jeden z
najciekawszych reprezentantów młodego pokolenia thrasherów, śląski Heat
Affected Zone. Przy okazji koncertu reaktywacyjnego na moje pytania o
dotychczasowy dorobek, obecnie panujące nastroje w grupie oraz plany na
przyszłość odpowiadali Mateusz Sendecki – wokal, gitara basowa, Konrad
Guettler – gitary oraz Patryk Pakosz – perkusja.
Jak się czujecie w związku ze swoim powrotem na scenę?
KG: Bardzo dobrze. Już jakiś czas na to czekaliśmy, zobaczymy co będzie dalej.
MS: Cieszymy się, że pomału wracamy na scenę po dość długiej przerwie.
Bardzo fajny mamy dziś klub, wygląda trochę jak pokój gościnny, ale
ogólnie mi się podoba. Będzie bardzo przytulnie, a zarazem bardzo
głośno.
Co porabialiście kiedy nie było Was na scenie?
KG: Każdy z nas poszedł jakąś tam swoją własną ścieżką. Patryk grał
próby z Cactus Carnage, Mateusz zajął się swoją własną twórczością pod
szyldem Fanbojsy, a ja zająłem się po prostu robotą, trochę jak taki
polski chłop. (śmiech)
MS: Jak już Konrad wspomniał, ja zacząłem się udzielać na nieco innym
polu. Razem z moim bardzo dobrym przyjacielem prowadzimy Fanbojsy. Jest
to taki sobie kanalik na YouTube, gdzie mówimy o filmach, komiksach i
wszystkim co jest „fanbojskie”.
PP: Ja się zamknąłem w salce i płakałem, że nie gram w zespole. (śmiech)
A tak serio to odkładałem kasę z zamiarem zainwestowania jej w nowy
sprzęt i teraz mi się perka na scenie nie mieści. Ogólnie jest dobrze,
jest progres.
W trakcie zawieszenia działalności Heat Affected Zone graliście
razem także w zespole Pragothrone. Co możecie powiedzieć na temat tego
projektu?
KG: Pragothrone nie tyle upadł, co się nie rozwinął. To był taki zlepek
naszych pomysłów, gdzieś tam odrzuconych w trakcie naszej przygody z
HAZ-em. Dołączył do nas Lipek [Piotr Lipski, drugi gitarzysta
Pragothrone – przyp.red.] i trochę nas wspomógł swoją twórczością.
Zagraliśmy kilka prób, były duże ambicje, ale przez cały czas brakowało
nam HAZ-u i tego thrashowego pierdolnięcia.
PP: Fakty są takie, że od czasu Pragothrone nasz kontakt z Lipkiem się
urwał. Jednak cały czas się on gdzieś tam przewija, więc możliwe, że
jeszcze odnowimy z nim współpracę.
Czy zatem jest szansa aby dołączył on do HAZ-u?
PP: Jeśli wszystko dobrze pójdzie to dołączy. Na razie nie mamy jeszcze
żadnych wspólnych planów pod kątem prób czy komponowania. Póki co
idziemy do przodu we trzech i chcemy na nowo zgrać ze sobą rdzeń
zespołu. Gdybyśmy w przyszłości znów mieli problemy z gitarzystą
solowym, moglibyśmy spokojnie dać koncert we trzech. Generalnie staramy
się w tej chwili scalić kapelę jako trio, a co będzie w przyszłości to
zobaczymy.
Wspomniałeś o problemach z gitarzystą prowadzącym. W trakcie
przerwy pożegnaliście się ze współzałożycielem zespołu, jednym z
głównych twórców repertuaru, Michałem Witwickim. Czy wciąż czujecie się
pewnie mimo braku solówkarza w składzie?
KG: W obecnym składzie czujemy się bardzo pewnie. Kawałki, które razem
stworzyliśmy mamy przećwiczone, aranżacje są praktycznie niezmienione.
Momentami słychać te solówkowe braki, jednak zostały one wypełnione
dobrą energią zespołu powracającego na scenę.
MS: Trzeba dodać, że obecność w zespole jedynie trzech instrumentów i
oczywiście wokalu dała nam szansę aby nieco lepiej się „osłuchać”. Nasze
rozstanie z Michałem nie przyniosło jakiś diametralnych zmian w
brzmieniu zespołu. Udało nam się wypełnić tą pustkę jako power trio.
PP: We trzech o wiele łatwiej nam się zmobilizować, umówić na próbę. Na
początku mieliśmy pewne obawy, czy brak gitary prowadzącej nie zaważy na
jakości naszej muzyki. Jak wypadniemy na dzisiejszym koncercie – to
oceni publiczność. Ja osobiście byłem pod wielkim wrażeniem tego jak
Kondi w pojedynkę wypełnił całą gitarową przestrzeń. Moim zdaniem w
trzyosobowym składzie warto nas posłuchać, ale ocenę zostawiam ludziom.
Jak wyglądają Wasze obecne stosunki z Michałem?
KG: Nie mamy z nim w tej chwili żadnych stosunków. Pod koniec jego
grania w zespole atmosfera była bardzo burzliwa i napięta. Cała sytuacja
z nim bardzo nas męczyła, więc postanowiliśmy raz na zawsze zakończyć
współpracę. Niestety lub stety nasze drogi się rozeszły. Nie jest to
jednak temat na dzisiaj, bo można by się nad nim długo rozwodzić, a za
chwilę gramy koncert. Znasz z resztą temat, byłeś na koncertach naszej
ostatniej trasy z Michałem, którą z resztą sam organizowałeś [chodzi o
trasę Southern Heavy Infection Tour z początku 2017 roku,
współorganizowaną przez autora wywiadu – przyp.red.]. Wiesz jak było w
trakcie, wiesz jak się skończyło. Nasza nieobecność na scenie była w
dużej mierze spowodowana problemami z Michałem.
PP: Biorąc pod uwagę, że organizowałeś naszą ostatnią trasę, to wiesz
również kiedy miał miejsce nasz ostatni koncert [11 marca 2017 –
przyp.red.]. Mieliśmy niemalże rok zastoju, pozostawię to bez
komentarza.
Pod koniec pierwszego etapu Waszej działalności zagraliście
między innymi z zespołem Voodoo, a także wzięliście udział w Przeglądzie
Kapel Studenckich, na którym zdobyliście wyróżnienie…
MS: Zgadza się, zdobyliśmy wyróżnienie oraz voucher, którego nie wykorzystaliśmy.
PP: 100 złotych w sklepie „Piano-Forte” w Bytomiu.
MS: A mogliśmy to przeznaczyć na kable. (śmiech)
PP: Ja to bym kupił za to pałki albo jedną pałkę, bo na dwie mogłoby nie
wystarczyć. (śmiech) Mimo wszystko jesteśmy wdzięczni organizatorom za
wyjście z taką fajną inicjatywą.
MS: Ja na tamtej trasie zgubiłem kilka dobrych kabli, jeden do
mikrofonu, jeden do basu… Jednak co do samych koncertów to mogę
powiedzieć, że kto nie był niech żałuje, bo mimo animozji z Michałem
było całkiem wesoło.
Wasz dotychczasowy dorobek nagraniowy obejmuję jedną epkę z 2016
roku, „Catatonic Overload”. Jakie są w tej chwili Wasze plany
wydawnicze?
MS: Skupimy się teraz na przygotowaniu materiału na debiutancką płytę.
Mamy teraz całkiem niezłe warunki do nagrywania, gdyż jak było
wspomniane wcześniej, Patryk zainwestował w wysokiej jakości sprzęt do
nagrywania perkusji. Konrad sprawił sobie mikrofon instrumentalny, ma do
niego statywy, także będzie nagrywał gitary w studiu. Natomiast ja
lubię sobie nagrywać z poda. Najpierw pochylimy się nad naszym starym
materiałem aby w końcu profesjonalnie go nagrać, a później z pewnością
ruszymy do przodu.
W nowych utworach obniżyliście strój. Przearanżowaliście również stare numery. Skąd ta zmiana?
KG: To wyszło jakoś tak przy okazji. Z ciekawości spróbowaliśmy pograć
sobie troszkę niżej. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że graliśmy sobie
covery Slayera. Najpierw poszliśmy o pół tonu w dół a potem jeszcze
niżej, do D. Ta zmiana dodała naszej muzyce nieco więcej pierdolnięcia i
brudu, a poza tym Mateusz stwierdził, że lepiej mu się śpiewa w tej
tonacji, więc przy niej pozostaliśmy.
MS: Jeśli ktoś bywał wcześniej na naszych koncertach lub słuchał naszej
epoki to wie, że ja mam raczej taki zachrypnięty głos, ale śpiewam
raczej wysoko. Obniżenie stroju pozwoliło mi przenieść się na zupełnie
inne rejestry.
Co moglibyście powiedzieć na koniec do Waszych zarówno starych jak i nowych słuchaczy?
MS: Stay heavy!
KG: Warto nas teraz śledzić. Już za niedługo ogłosimy kolejne koncerty,
które odbędą się w najbliższych miesiącach. Tak jak Mateusz powiedział,
przymierzamy się powoli do zamknięcia materiału na płytę i przystąpienia
do jego rejestracji.
Tekst/pytania: Patryk Pawelec
Zdjęcia: Maciej Głowaczewski