O mrozie, emocjach i muzyce, czyli wywiad z HAPPYSAD a konkretnie z Jakubem „Quka” Kawalcem.
Czy to prawda, że swój najnowszy album nagrywaliście przy 30-o stopniowym mrozie? Jak wpłynęło to na prace? 🙂
Nagrywaliśmy w najmroźniejsze dni lutego tego roku. Przez 2 tygodnie
temperatura nie wchodziła powyżej -20 stopni Celsjusza. A dom, w którym
zrobiliśmy studio, takie mrozy niekoniecznie pamięta, chociaż ma koło
150 lat. Jeśli chciałby to opisać jednym słowem, to powiedziałby, że
było ciężko. W zasadzie pierwszego dnia, kiedy to Jarka (Jarosław „Dubin” Dubiński – perkusja – przyp. red,)
kopnął prąd i spalił się super drogi wzmacniacz słuchawkowy, nasza
czujność została ustawiona na poziom maksymalny. Trzeba było mieć baczne
oko na kulejący prąd, przestarzałe grzejniki olejowe, centralne
ogrzewanie, czujniki czadu i wiele rzeczy mniejszych, które miały nam
zapewnić przede wszystkim bezpieczeństwo, ale też uprzyjemnić pracę.
Przez te dwadzieścia parę dni nazbieraliśmy przygód więcej niż przy
nagrywaniu poprzednich 4 płyt. Było ścieżko ale pięknie;)
To Wasz piąty album, od pierwszego minęło 8 lat a jednak wciąż
słychać w Waszych utworach pewnego rodzaju młodzieńczą zadziorność, nie
starzejecie się?
Oczywiście, że się starzejemy i coraz bardziej nas to przeraża. No ale
mamy nadzieje, że ten kawałek dzieciaka w nas prędko nie zaginie.
Miłość wydaje się, jednym z Waszych ulubionych tematów. Jak na
przestrzeni lat i albumów zmieniały się Wasze przemyślenia względem niej
– czy to nadal Pani na K. z „Mów mi dobrze”, a może stała się już
bardziej łaskawa?
Myślę, że tu nie chodzi o miłość samą w sobie, a raczej o miliony emocji
z nią związanych. Miłości zawsze towarzyszy zazdrość, strach przed
samotnością, tęsknota, wzruszenia, radości, smutki i tak aż do
nienawiści. To ta kolorowa paleta uczuć potwornie inspiruje i inspirować
nie przestaje. A mnie osobiście, łatwiej pisać o miłości bliższej tej
zgagi z Pani na K. Po prostu cierpienie jest dla mnie bardziej
plastyczne niż radość.
W utworze „Nie będziem płakać” udziela się gościnie niejaka Marcelina, jak doszło do współpracy z tą wokalistką?
Piosenka powstała na bazie dialogu kobiety z mężczyzną i w zasadzie od
kiedy powstała wiedzieliśmy, że będziemy szukać jakiegoś charakternego
żeńskiego wokalu. Kolega Łukasz (Łukasz „Pan Latawiec” Cegliński – gitara – przyp. red.)
będąc na Openerze w 2011 roku bardzo miło zapamiętał występ Marceliny z
zespołem. Zaprosiliśmy ją na wspólny koncert do Warszawy i
zaproponowaliśmy wspólne śpiewanie na płycie. Miło nam było usłyszeć
„tak”, bo wydaje nam się, że to uczyniło piosenkę lepszą. A jeśli
piosenka lepsza to i my lepsi i świat lepszy:)
”Most na Krzywej” to moim zdaniem takie przemyślenia samobójcy w
pigułce, jednak przekazany w sposób dość dynamiczny i wesoły, czy
łatwiej jest pisać o rzeczach trudnych w sposób beztroski?
Cholernie trudno jest pisać w ogóle. Lubię kontrasty i na takim
kontraście opiera się piosenka. Gdybym mógł sobie czegoś życzyć, to
chciałbym mieć więcej pomysłów z gatunku fikcji literackiej. Historię
wymyśliłem jakiś czas przed powstaniem piosenki, ale skleiła się dopiero
na pierwszym z dwóch naszych obozów kompozycyjnych. To taka stricte
„songwriterka”. Chciałbym, żebyśmy takich piosenek mieli więcej. Bardzo
ją lubię. Lubię historie w piosenkach, kiedy fabuła trzyma słuchacza w
skupieniu.

Gdybyście mieli jednym słowem nazwać przekaz płyty, to jakie by ono było?
Omnipotencja?
Niektórzy oskarżają Was o infantylizm, określając grupę docelową
Waszej muzyki jako nastolatków z problemami egzystencjalnymi, czy Wy
czujecie się zaszufladkowani do jakiejkolwiek grupy odbiorców?
Niektórzy oskarżają nas o infantylizm, niektórzy o gorsze rzeczy, innym
przypominamy Kult, a jeszcze innym Franz Ferdinand. Dla jednych od 10
lat gramy to samo, a z kolei inni wypominają, że pierwsze płyty były
lepsze i potwornie źle, że się tak zmieniliśmy. Jak będziemy słuchać
wszystkich innych to popadniemy w szybką schizofrenię, zwiniemy w kulki i
samounicestwimy. Od złego uratować nas może tylko przyjemność z tego co
robimy i zadowolenie z efektów wspólnej pracy. Myślę, że gdyby nie te
czynniki trudno byłoby nam wspólnie muzykować.
W jednym utworze śpiewasz -mówią, trzeba być twardym, żeby tu przeżyć
– czy rzeczywiście, tym, którzy nie będą silni – pisane są już tylko
wszystkie drogi prowadzące na tory?
Tekst do „Na ślinę” jest chyba najstarszym na tej płycie. Inspiracją
było moje rodzinne miasto Skarżysko, które w swoim czasie jawiło mi się
jako najsmutniejsze miejsce na świecie, podzielone na pół torami
kolejowymi. Typowa spuścizna peerelu, gdzie 3 największe zakłady
państwowe padły, zostawiając 99% społeczności lokalnej samym sobie.
Droga z jednego końca miasta na drugi, zawsze prowadziła przez kolejowy
most, który dla mnie był jakby synonimem jedynej drogi ucieczki z tego
ponurego miejsca. Po prostu małe miasto, małych spraw, małych biznesów,
małych miłości i małych marzeń. Dziś jest już o niebo lepiej. Wciąż tam
mieszka moja rodzina i mnóstwo znajomych. Większość radzi sobie całkiem
przyzwoicie, ale myślę, że takich miejsc w Polsce jest mnóstwo.
Jak wygląda przekrój jakościowy Waszych albumów, czy doświadczacie
niekiedy uczucia wstydu na myśl o początkach swojego grania, czy też
może każdy album traktujecie jak ukochane dziecko?
To jest tak jak z fotografiami z przeszłości. Wzruszają nas potwornie,
ale mamy masę śmiechu z tego jak kiedyś wyglądaliśmy. Im starsze
zdjęcia, tym większy obciach:) Przerażające jest czasem to, że to
przecież nie było wcale tak dawno. Ale proszę się nie martwić, nie
zamierzamy się niczego wyrzekać.
Pytała: Monika Matura
foto: strona zespołu