Na polskiej mapie koncertowej cztery lata temu pojawił się nowy
festiwal HALFWAY czyli w połowie drogi, łączący kultury Europy
Wschodniej i Zachodniej. Gospodarzem imprezy stało się miasto Białystok.
W przeszłości można było zobaczyć tutaj popularnych na świecie
songwriterów, którzy rzadko zaglądają do naszego kraju. Tak będzie i tym
razem. Wśród wykonawców, którzy w czerwcu pojawią się na scenie
Amfiteatru Opery i Filharmonii Podlaskiej będą m.in. Moddi, William
Fitzsimmons czy Sharon Van Etten. O kulisy powstania, idee, jakie
przyświecają organizatorom i szczegóły tegorocznej edycji HALFWAY
FESTIVAL BIAŁYSTOK 2015 zapytaliśmy pomysłodawcę wydarzenia Artura
Mrozowskiego.
Zbliża
się IV edycja Halfway Festival w Białymstoku , która ma się odbyć
między 26 – 28 czerwca. Czym będzie się różnic od poprzednich ?
Nie będzie się specjalnie różniła, ani też nie będzie podobna. W
założeniu jest to festiwal muzyki songwriterskiej i folkowej. Jego
formuła w pewnym sensie nas ogranicza, z drugiej jednak strony pozostaje
bardzo otwarta. Tegoroczna edycja będzie się różnić tym, że do
Białegostoku przyjedzie więcej artystów ze Stanów Zjednoczonych. W sumie
„aż” czterech – to „nasz rekord” w historii festiwalu. Poza tym mam
nadzieję, że będzie podobnie jak wcześniej – dobra atmosfera i dużo
emocjonalnych koncertów. Nie chciałbym, żeby festiwal się zmieniał.
Osiągnęliśmy pewien pułap porozumienia z publicznością, z artystami,
sami z sobą. Z jednej strony to jest mocne i trwałe, z drugiej strony
łatwo to zniszczyć nieprzemyślanym działaniem. Nasz publiczność
podkreśla, że na HF ważna jest atmosfera, pewien rodzaj fluidu, który
powstaje z połączenia emocji publiczności i artystów. Bardzo
chcielibyśmy to zachować.
Wróćmy do początku. Jakie założenia i idee towarzyszą Państwu , jako organizatorom tworzącym ten wyjątkowy festiwal?
Pomysł powstał kilka lat temu – w mojej głowie. Przedstawiłem go
ówczesnej dyrekcji opery. Projekt został zaakceptowany. I tak to się
zaczęło. Początki były trudne, ale najważniejsze, że dziś w operze jest
grupa zaangażowanych ludzi, która tworzy ten festiwal. Tworzymy zgrany
zespół. I po prostu lubimy ten festiwal. Z założenia Halfway poświęcony
jest muzyce songwriterskiej i folkowej. Folkowej to nie znaczy
folklorystycznej, ale bardzo szeroko pojętej, w ujęciu amerykańskim,
europejskim.
Dlaczego w Białymstoku ? Głównie dlatego, że Białystok znajduje się na
styku różnych kultur i jest gdzieś w połowie drogi pomiędzy Europą – tą
naszą „unijną Europą”, a Europą wschodu . Tu się wszystko spotyka . Z
tego też powodu na festiwalu obecni są artyści ze wschodu. To dla nas
bardzo ważne. Podczas I edycji widać było, że te wpływy się wzajemnie
przenikają . Doszło wtedy do cudownego „spotkania”. John Darnielle lider
zespołu The Mountain Goats, w trakcie trwania after party dołączył do
jam session muzyków z Białorusi. Wspólne muzykowanie artystów z
Białorusi z artystami ze Stanów Zjednoczonych okazało się niezwykle
inspirujące, piękne i naturalne. Ideą festiwalu jest łączenie różnych
światów, opowieści songwriterskich i folkowych, obecnych również na
wschodzie, choć inaczej pojmowanych, niż na zachodzie. Kolejnym
istotnym założeniem jest, aby podczas festiwalu najważniejsza była
muzyka i publiczność, stąd hasło : bliżej ludzi, bliżej muzyki. Nie
powstało ono dla celów marketingowych. Naszym zdaniem oddaje ideę
festiwalu. I wreszcie dlaczego muzyka songwiterska i folkowa? Nie tylko
dlatego, że artyści, którzy ją wykonują pojawiają się obecnie niemal
na każdym festiwalu w Polsce i Europie. Ale także dlatego, że nie było
dotąd festiwalu, który by ją prezentował i pokazywał jako osobne
zjawisko. Warto zauważyć, że muzyka folkowa i songwriterska jest w
zasadzie poza, czy też ponad podziałami. Co chwila mamy jakieś trendy i
mody w muzyce. Mniej lub bardziej trwałe. Tymczasem muzyka folkowa i
songwriterska jest obecna cały czas. O dawna. W końcu legendarny
festiwal Woodstock był jakby nie było tą muzyką wypełniony. Dlatego
pomyśleliśmy, że warto poświęcić jej osobny festiwal. I w Białymstoku
ta muzyka cudownie się odnajduje, czego dowodem jest – mimo różnych
zakrętów – IV edycja festiwalu.
Rozumiem, że Halfway Festival jest wpół drogi między wschodem,
a zachodem, bo jesteśmy na granicy tych dwóch światów. Jednak w
tegorocznej edycji pojawia się jeszcze jedna kultura – kultura
skandynawska. W ramach festiwalu jest duży blok poświęcony nie tylko
wykonawcom muzyki, będą jeszcze prezentowane filmy i wystawa
fotograficzna. Skąd wziął się pomysł na promowanie kultury
skandynawskiej?
To
kwestia moich fascynacji muzycznych i „obserwacji” tamtej części
muzycznego świata. Nie ukrywam, że dawno temu odkryłem, że w krajach
nordyckich robią kapitalną muzykę. Mają bardzo ciekawych artystów,
tworzących we wspominanych wcześniej nurtach. Chociaż kraje nordyckie,
zwłaszcza niewiarygodnie bogata muzycznie Islandia są raczej bliżej
zachodu, to Białystok, jako „połowa drogi” okazał się idealnym miejscem
dla artystów z tamtego obszaru geograficznego. Dlatego Skandynawia czy
raczej szerzej, kraje nordyckie od początku są mocno obecne na
festiwalu. Szczególny sentyment czujemy wobec Islandii. Ale to nie
powinno dziwić nikogo, kto się muzyką interesuje. Tam się tyle dzieje…
W trzech poprzednich edycjach zaprezentowaliśmy 6 islandzkich
wykonawców. Od początku zakładaliśmy, że Islandia będzie ważnym dla nas
punktem odniesienia. Ale nie tylko, bo naszym celem jest by cały ten
geograficzny region penetrować i odkrywać. W tym roku rzeczywiście udało
się to połączyć z innymi projektami pozamuzycznymi, czyli wspomnianymi
filmami i wystawami jako projekt Nordic Wind, który zostanie
zrealizowany w ramach dofinansowania przez Nordic Culture Fund. To jest
„drobny kroczek”, ale mamy nadzieję, że w przyszłości będzie tego
więcej.
Jest Pan odpowiedzialny za dobór artystów, którzy wystąpią na scenie. Czym kieruje się Pan w swoich wyborach ?
Jest wiele czynników, które decydują o takim, a nie innym wyborze.
Owszem nie bez znaczenia są moje preferencje muzyczne, ale przede
wszystkim wspólne założenia, które, jako organizatorzy festiwalu
opracowujemy sobie przed każdą edycją festiwalu. Istotnym czynnikiem
jest, co ciągle podkreślam, publiczność. Opinie fanów nas inspirują i
często są podpowiedzią kierunków, w których powinniśmy poszukiwać.
Podczas pracy nad line upem przyświeca nam idea, zgodnie z którą chcemy
zapraszać artystów „nieoczywistych czyli niekoniecznie takich, o których
zabiegają inne festiwale. Chcemy też prezentować artystów, którzy mają
małe szanse by zagrać w Polsce. Bo są mało znani , a grają naprawdę
świetną muzykę jak to było w przypadku Under Byen, czy Anny Von
Hausswolff.
Organizacja festiwalu nie jest rzeczą prostą nawet, gdy posiada się na
to odpowiednie fundusze. Pomysł na tegoroczną edycję zaczął kształtować
się na przełomie września i października. Po fazie negocjacji
ustaliliśmy terminy. Nie uniknęliśmy też „zderzeń” z innymi dużymi
festiwalami, przez co musieliśmy zrezygnować z artystów, którzy już byli
niemal dogadani i którzy ostatecznie zagrają na tzw wielkoformatowych
festiwalach. Takie sytuacje się zdarzają niemal co roku. Najbardziej
bolesne zderzenia to zespół Daughter, o który zabiegaliśmy dwa lata i
Devendra Banhart. Mimo to jesteśmy bardzo zadowoleni z tegorocznego line
upu. Udało się przekonać m.in. Sharon Van Etten, The Antlers czy
Williama Fitzsimmonsa, o którego walczyliśmy rok temu.
Rozumiem, że jest interakcja między fanami Halfway Festival, a jej organizatorami. W jaki sposób się ona odbywa?
Wszystko zaczęło się w sposób naturalny. Festiwal w założeniu miał być
inny, niż pozostałe wielkoformatowe festiwale. Chcieliśmy stworzyć
festiwal bezpieczny, bez barier, przyjazny widzom, stwarzający możliwość
nawiązania relacji między słuchaczami, a artystami. Miejsce, jakie mamy
do dyspozycji, czyli amfiteatr Opery i Filharmonii Podlaskiej
wszystkiemu, o czym wspomniałem sprzyja. Usytuowana blisko publiczności
scena daje komfort obu stronom. Widz ma poczucie bliskości z artystą, a
artysta możliwość odbioru ich reakcji. W tej sytuacji nie ma miejsca na
fałsz. Tu wszystko musi być szczere i prawdziwe.
Oprócz możliwości podziwiania artystów na scenie, o wyjątkowości
tego festiwalu stanowi też fakt, że można się z nimi spotkać po
występie i poznać ich trochę bliżej. Na konferencji prasowej wspomniano,
że w tym roku czekają na widzów niespodzianki. Czy może Pan ten temat
rozwinąć?
Od początku wychodziliśmy z założenia, żeby nie odgradzać artystów od
publiczności i dać obu stronom możliwość wymiany myśli i opinii. Stąd
pomysł zorganizowania after party, na które zaproszeni są nie tylko
wykonawcy, ale też widzowie. To kwestia zaufania do obu stron. Na
szczęście nigdy się jeszcze na publiczności nie zawiedliśmy. Tak więc
zapraszamy wszystkich na spotkanie z artystami do białostockiego klubu
„Zmiana klimatu”.
Kto Pana zdaniem będzie największą gwiazdą w zbliżającej się kolejnej edycji festiwalu?
Zasada jest prosta Halfway Festival nie ma tak zwanych headlinerów. Dla
nas ważne jest odkrywanie i promowanie wszystkich artystów. Dlatego
każdy artysta oraz publiczności to nasi naturalni headlinerzy. I
powtarzamy to przy każdej okazji, bo to dla nas naprawdę ważne. A jaki
jest ten nasz tegoroczny line up przekonamy się w trakcie festiwalu.
Halfway Festival dziś jest wciąż skierowanym do niewielkiej
ilości osób lubiących taką muzykę. Jaką macie wizję dla przyszłych
edycji? Rozszerzać festiwal o publiczność , czy pozostać przy formie
kameralnej?
Gdyby to był duży festiwal – stałby się zupełnie inną imprezą. Nie wiem,
jak miałby wtedy wyglądać. Natomiast wiem, jak ma wyglądać Halfway
Festival. Nie chciałbym też zmieniać naszej „filozofii”, kierować się
tym, czy przyciągną oni tłumy. Mamy swoich ulubieńców. Niektórzy są
popularni, ale nie u nas. Często potrafią wypełnić przyzwoitej wielkości
sale koncertowe w Europie czy w Stanach, ale w Polsce już
niekoniecznie. Czy to ma jednak decydować o tym, że taki artysta na
naszym festiwalu ma się nie pojawić? Bynajmniej nie. Jesteśmy niszowym
festiwalem i liczymy się z tym, że karnety nie sprzedają się w 30 minut.
Mamy jednak takie wrażenie, że w muzyce niekoniecznie chodzi o wyścig,
ale o emocje. I jeśli dany artysta według nas może te emocje pięknie
pokazać to go zapraszamy. A potem dopiero martwimy się, że karnety nam
się nie sprzedają. (śmiech) Możliwe jednak, że z okazji „jubileuszowej”,
V edycji festiwalu wymyślimy coś specjalnego. Jakąś niespodziankę.
Większych zmian jednak na razie nie planujemy. Myślimy o wydłużeniu
czasu trwania festiwalu do 4 dni, jednak rozbudowywanie go by stał się
imprezą dla kilku tysięcy widzów nie jest dobrym pomysłem. Halfway
Festival organizowany w Amfiteatrze Opery i Filharmonii Podlaskiej i
finansowany z budżetu miasta Białegostoku pozostanie festiwalem
kameralnym. Przynajmniej na razie.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał: Witold Żogała