GOTHMINISTER – Bjorn Alexander Brem

Gothminister

Miałem w planie porozmawiać z Gothministrem o nowej płycie i trasie, która będzie miała swoje przystanki w naszym kraju. Oczywiście nie mogłem pominąć kwestii występu zespołu w eliminacjach do Eurowizji. Pamiętałem, że kiedy widziałem jakieś wywiady, Gothminister zawsze pojawiał się służbowo, w pełnym rynsztunku. Ja miałem jednak przyjemność porozmawiać z Bjornem, który okazał się zabawnym rozmówcą i mistrzem dygresji.


Zastanawiałem się czy pokażesz się dzisiaj w makijażu

No nie. Mieliśmy w ten weekend koncert, więc miałem już dość makijażu (śmiech). Występowałem ponownie w konkursie Eurowizji, w narodowych eliminacjach. Nie jako uczestnik, ale jako atrakcja. Wszystko odbywało się na dużym stadionie w Oslo dla 8 000 ludzi i oczywiście dla 1 000 000 ludzi w telewizji. Więc byliśmy w makijażach przez cały dzień. Dużo rzeczy się działo, więc teraz jestem po prostu normalnie.

Czy kiedykolwiek pojawiasz się publicznie jako Gothminister bez makijażu?

Nie. Teraz jestem po prostu Bjorn. Zawsze kiedy spotykamy się z fanami na signing sessions pojawiam się wówczas w makijażu. Jak dobrze pamiętam, udzieliłem kiedyś kilku wywiadów w okularach przeciwsłonecznych. No i jakieś wideo zostało zrealizowane po cywilnemu, ale to wszystko.

Zastanawiam się, co było twoją inspiracją do noszenia makijażu. Czy to był np. Kiss z czy King Diamond? Zespoły blackmetalowe, a może coś innego?

To dobre pytanie. Ale zacząłem grać w zespole w dziewięćdziesiątym siódmym roku. Zacząłem od klawiszy, ale dość szybko przeniosłem się na bas, gitarę i bębny. Przez kolejne 10 lat byłem wokalistą i bębniarzem w zespole industrialno-metalowym Disco Judas. Graliśmy tylko w Norwegii, zagraliśmy ze 100 koncertów. Ale ten zespół był bardzo zależny od dymów i świateł. Nie miał żadnego frontmana, ponieważ siedziałem za zestawem perkusyjnym. Więc kiedy ten zespół umarł, chciałem mieć więcej zabawy na scenie. I chciałem być tylko wokalistą, żeby czuć więcej energii płynącej od tłumu. Ponieważ za bębnami nie odczuwasz tego w ten sam sposób. Myślę że to generalnie była kombinacja różnych rzeczy. Ale nigdy nie byłem fanem Kiss. Kiedy byłem młodszy uważałem że wyglądają dobrze, ale nie lubiłem ich muzyki. Uważałem, że ich muzyka była zbyt radosna. Ja wyrosłem na muzyce deathmetalowej, thrashmetalowej. Byliśmy świadomi również gotyckiej sceny. Inspirowaliśmy się zespołami typu Bauhaus. Oczywiście słuchałem trochę Kinga Diamoda, ale operowe wokale również nie były w moim stylu. Za to mogę wskazać jako inspirację perfekcyjną erę Merlina Mansona z albumu Antichrist Superstar, czy Trenta Reznora z Nine inch Nails. Co na jedno wychodzi, bo Trent stał również za albumem Marlina Mansona. Ale generalnie zaczęło się dużo wcześniej. Ja byłem fanem filmów grozy oraz komiksów. Moim ulubionym był Batman, no i Joker był w ten sposób umalowany. A także Michael Myers filmie Halloween. Więc to wszystko zalegało w moich myślach i zostało wyzwolone pewnie przez jakieś zespoły sceny gotyckiej, trochę przez Mansona. Dzisiaj często wracam do tych korzeni… filmów grozy, komiksów Batman. Batman z kolei jako postać staje zawsze po stronie tego co jest właściwie i walczy ze złem. I to miało na pewno wpływ na postać Gothminister. Zdałem sobie z tego sprawę w zeszłym roku, kiedy udzielałem mnóstwo wywiadów podczas Eurowizji, kiedy właściwie okrzyknęli mnie w gazetach Batmanem. Ale podsumowując, moją inspiracją oprócz stromy muzycznej były filmy grozy i Batman.

Rozpocząłeś projekt Gothminister jako żart. Kiedy zacząłeś go traktować na poważnie?

Nigdy (śmiech). To dobre pytanie. Jak wspomniałem, zespół Disco Judas był na poważnie. Ale nie stosowaliśmy żadnych przebrań, żadnych makijaży. Używaliśmy tylko dymów i świateł, w nadziei, że publiczność dostanie epilepsji podczas tych pokazów (śmiech). A tak naprawdę z Gothminister byłem bardzo poważny na samym początku. Znaczy, w sumie to tak wyglądało, ale gdzieś z tyłu się z tego śmiałem. Musiałbym pokrótce opowiedzieć o początkach, bo ja wyrosłem ze sceny metalowej, nie byłem związany ze sceną gotycką. Mój przyjaciel zabrał mnie do małego klubu gotyckiego gdzie ludzie byli poprzebierani i spędziliśmy tam długą noc pijąc piwo i wino. I on w pewnym momencie powiedział, ta scena powinna mieć lidera. I powinien być to Gothminister – zamaskowana postać. Bo wiesz generalnie ta scena jest śmiała, ale postać na scenie już nie. Więc był to inny punkt widzenia. Wzięło się to trochę z metalowego podejścia do gotyckiej sceny. W żadnym przypadku nie chciałem tam transferować żadnego szatana ale chciałem wprowadzić trochę mroku i groteski. I to był główny zamysł. Gothminister i to miało być zabawne. Ale kiedy opowiadałem o tym we wczesnych wywiadach, lokalna scena gotycka nienawidziła mnie. „Czy ty naprawdę myślisz że jesteś liderem, że rządzisz tą sceną? Jesteś idiotą blablabla” (śmiech). A teraz robię coś dużego, robię coś znaczącego. Ale był taki moment kiedy faktycznie musiałem ujawnić to, że nie podchodzę do tego zbyt poważnie i wtedy dopiero się wkurzyli. I wtedy dopiero na forach i online spotkałem się ze sporą nienawiścią, bo wzięli to dosłownie, kiedy tak naprawdę próbowałem być trochę zabawny.

Zauważyłem że ludzie mylą pochodzenie Gothminister. Uważają was za zespół niemiecki, ale ty nie pomagasz (śmiech). Dlaczego użyłeś niemieckich tytułów na płycie „Other side”?.

Scena w Niemczech jest bardzo… niemiecka jeśli wiesz o czym mówię. Właściwie Niemcy są dość blisko, a tak po prawdzie nie jest zbyt powszechne dla niemieckiego zespołu wybić się poza granicami Niemiec. Prawdopodobnie jest to trzecia największa scena. My sporo grywaliśmy w Niemczech, ale tak naprawdę to niemieckie teksty były dla zabawy. Niektóre utwory dobrze brzmią po niemiecku, brzmią ciężej. Myślę, że po norwesku by to nie zadziałało. Ale w sumie był to przypadek. Zresztą mam sporo fanów, którzy pomogli mi z tym moim niemieckim. Z poprawnym wymawianiem słów. Miałem pewne pomysły, ale potrzebowałem z tym pomocy. Nie znam zbyt dobrze niemieckiego. Grałem pewnie ze sto koncertów w Niemczech, ale nie nauczyły mnie niemieckiego, tylko pogorszyły mój angielski (śmiech).

(Śmiech) A to było dobre. Pomyślałem z kolei że z utworami „Norge” i „Abdrund” postanowiłeś odkupić swoje grzechy.

Tak. Ale to ze względu na to, że też dobrze to pasowało do tych piosenek . Nie lubię śpiewać po norwesku. Ja myślę, że to jest kwestia i znaczenia i brzmienia tych słów. Musisz o tym myśleć, kiedy piszesz utwory. Angielski jest moim pierwszym językiem. Czasami możesz napisać dobry tekst, ale będzie gówniano brzmiał, kiedy go będziesz śpiewał. Musisz poświęcić temu sporo uwagi.

Moje następne pytanie dotyczy płyt Pandemonium. Part one, było zainspirowane okładką zespołu Celtic Frost, więc co było inspiracją dla części drugiej?

Dla pierwszej części zrobiliśmy dużo wideoklipów. Tytułowy utwór pokazywał Gothminister jako złego króla w erze gotyckiej, który po pewnym czasie został zabity przez własnych ludzi. Powstał nowy król wśród popleczników, który zabrał mu tron. Generalnie to był mój pomysł, który reżyser pomógł mi zrealizować. Ale potem wyszedłem z nowym pomysłem, z którym on zupełnie się nie zgodził. To prawie skończyło się kłótnią i on opuścił ten projekt. Musiałem to wyreżyserować sam, razem z operatorem. Generalnie chciałem budować dalej historię, zupełnie jak w filmie. Kiedy kobieta zostaje ścięta i jej chłopak czy mąż, jest przerażony zabija króla i przejmuje tron. Więc ja miałem taki pomysł, żeby przenieść się w czasie, dowiedzieć się kim byli ci ludzie. I to nie spodobało się reżyserowi. On nie widział ekspresji, spojrzeń aktorów, tego co ja sobie wyobrażałem, że mogłoby nastąpić wcześniej, to bardzo skomplikowane. Ja teraz wiem, co miał na myśli. Ale mnie wydawało się to dobrym pomysłem, aby w tle była walka pomiędzy dwoma podziemiami. Nie tylko Królestwem Gothministra, ale również Królestwem wilkołaków. I człowiek który przejął tron został liderem wilkołaków. Kobieta z kolei mogłaby być liderem wiedźm. Ponieważ wiedźmy chciały dołączyć do jednej strony by zachować równowagę we wszechświecie, a Gothminister był bardzo silny, więc wilkołaki potrzebowały pomocy wiedźm. Więc teraz przenosimy się w czasie i próbujemy dopasować do tego fragmenty. I tak się dzieje w „Battle of the underworld”. W niektórych klipach do Pandemonium, jeśli pamiętasz demony również przenoszą się w czasie, gdzie Gothminister jest rodzajem zwykłego człowieka ale staje się królem. To rozwinięcie pomysłu, który miał być pięcioma czy sześcioma klipami które puszczone w właściwej kolejności odpowiedzą historię ale kiedy wydawaliśmy te klipy pojawiały się w przypadkowej kolejności. „We come alive” jest pierwszym w tej historii. Zresztą to kawałek który zagraliśmy w eliminacjach do Eurowizji, których nie przeszliśmy niestety . Ale „We come alive” rozpoczyna się w nowoczesnym świecie z losowymi ludźmi, którzy dostają zaproszenie od złego lokaja który zaprasza ich na kolację gdzie zostaną zjedzeni przez wampira Gothministra. Oprócz jednej kobiety, która wraca do stołu patrzy w kryształową kulę… i to jest portal do światła złego króla. Więc to mówi wiele o krótkim filmie, który zostanie wyedytowany razem. Uznałem że to będzie idealny świat złego króla. Jest zbyt fantazyjny, więc uznałem że powinien być w pewnym sensie snem i przenieść całą historię do nowoczesnych czasów. Rozwija historię która mogłaby być w zasadzie w jakimś serialu Netfliksa czy czymkolwiek takim. Może kiedyś zajmiemy się tym i pójdziemy w tamtym kierunku. Więc Pandemonium 1,2 było jakimś takim kierunkiem. Ja jestem fanem płyt Helloween „Keeper of the seven keys” część pierwsza i druga, więc pewnie gdzieś z tyłu głowy miałem nawiązanie do takiej konwencji. Inspiracją bezpośrednią było Celtic Frost. Oczywiście sama muzyka jest zupełnie inna.

Czy możemy oczekiwać trzeciej części w przyszłości?

Nie, wydaje mi się myślę że ta historia jest już zakończona. Korona jest zniszczona a my musimy iść naprzód. To jest tylko wycinek naszej historii. Ten czas wczesnych wieków Gothminister jest zamkniętym rozdziałem. Bierzemy to oczywiście w marcu na trasę po raz ostatni, ale potem myślę, że będę chciał iść naprzód i pracować nad nowymi obrazami.

Czemu zdecydowałeś się, aby trasa nazywała się „We come alive tour” a nie „Pandemonium dwa” czy coś z podtytułem battle w nazwie?

„Battle of the underworld tour”  brzmiałoby zbyt długo. Myślę też, że nie brzmi tak chwytliwe jak „We come alive” to też gra słów „We come alive” to granie na żywo – Live. Brzmi to bardziej świeżo. Tytuły które wprost nawiązywały by do tytułu albumu byłyby zbyt oczywiste, zbyt przewidywalne. A my lubimy trochę postawić się w poprzek. Tak powiem ci, że w tym tygodniu podczas Eurowizji prowadzący show chciał aby Gothminister wykonał jakąś balladę bo uznał, że to będzie zabawne żeby ktoś z takim image zaśpiewał miłą piosenkę. Ale kazałem mu F OFF. Ale mogę wykonać swoją robotę, więc za programowałem takie heavy techno z ciężkimi gitarami  wstawione przed jego piosenkę. A on na to, „nie wiem czy telewizja by na to się zgodziła”. Ja mówię „posłuchaj tego, to sprawi że twój utwór będzie brzmiał lepiej i to będzie idealna przerwa a później powrót do właściwych kawałków” on trochę wątpił, ale musieliśmy pokazać to reżyserowi i wszystkim i generalnie wszystkim się spodobało. Więc napisałem z nim taki fragment i zmieniliśmy cały show. Po tym wszystkim gazety pisały, że utwór w przerwie był lepszy niż kawałki które wygrały. Generalnie wyszło to świetnie i sam artysta był bardzo zadowolony i dziękował mi za to, więc wyszło fajnie.

W sumie o Eurowizję miałem pytać w późniejszych pytaniach, ale skoro już wspomniałeś o niej, zapytam czy uważasz że udział w tych eliminacjach pomógł ci w promocji zespołu czy zauważyłeś większe zasięgi, jakiś wzrost statystyk?

Nie, zupełnie nic (śmiech). Właściwie to tak jakbyśmy stali się mniej popularni. Pewnie tak się nie stało (śmiech). Wiesz, świadomie zagraliśmy utwór który nie jest tak gitarowy, ale w dalszym ciągu mroczny. Jest trochę popowy, ale tekst jest mroczny. A ludzie mówili, że podoba mi się ten utwór, ale nie podoba mi się tekst. Opowiada o czymś co wypełza z pod łóżka. Jakieś straszne rzeczy. Podoba im się sama melodia ale nie tekst. Więc właściwie gdzieś to wszystko zagnieździło się w umysłach, to trochę taki zakamuflowany mrok. Więc to dla nas była spora zabawa. Zrobiłem to dla własnej rozrywki i na własnych warunkach. Ale nie wydaje mi się żeby to wpłynęło jakoś na promocję. To prawie tak jak z melodią z reklamy, która wgryza się gdzieś w mózg. Nie potrafisz czasami w to uwierzyć, że to jest coś tak złego. Z kolei to w jaki sposób wpletliśmy ten mrok w komercyjną Eurowizję wydaje się nam zabawne. A wracając do samej Eurowizji i popularności. Myślę, że zwycięzca z każdego kraju na pewno skorzysta. Jego popularność wzrośnie. Ale z mojego doświadczenia, bo występowałem drugi raz, dla uczestników eliminacji to nie jest takie oczywiste. Tak naprawdę w naszym przypadku pierwszy raz był lepszy. Nie dotarliśmy do finałów, ale album, „Utopia” dostał się wówczas do top100 w Niemczech. No a z kolei „We come alive” nie jest tak wielkim hitem w Niemczech raczej w Norwegii. W Niemczech chyba wolą mocniejsze rzeczy.

W tym roku zagrasz dwa koncerty klubowe w Polsce i później ponownie na Castle party. Czego możemy spodziewać się po twoich następnych koncertach podczas tej trasy?

Zbierzemy trochę najlepszych kawałków, będziemy mieli również show na scenie, jakieś efekty wideo, jakieś rzeczy których wcześniej nie widzieliście. Cały czas staram się znaleźć nowe efekty by zaskoczyć ludzi. Przez wiele lat mieliśmy na scenie potwory. Sam set będzie czymś w rodzaju Greatests hits. Będzie bardzo rozrywkowy, łączący gotyk i party metalowe gdzie ludzie mogą tańczyć. Mamy świetną pracę świateł, mamy jakiś laser. Strzelam laserami z pazurów. Jest trochę efektów, których na razie nie mogę ujawnić. Całkiem dobry pakiet. No i zagrają z nami świetne zespoły. Nie graliśmy w Polsce przez kilka dobrych lat. Bywałem często w Polsce ponieważ moja była żona jest Polką. Mieszkaliśmy w Poznaniu. Znam Polskę i jest dla mnie specjalnym krajem, wyjątkowym. Posiadam nieco wiedzy o tym kraju. Uwielbiam tą piękną architekturę. Bywałem w okolicach. Graliśmy w 2005 i 2008 z Lacrimosą na Castle party który jest świetnym festiwalem. Więc trzy koncerty w Polsce Gothminister to faktycznie sporo. Trochę czasu minęło, więc nie możemy się doczekać. Zdecydowanie.

Czy wiesz o jakiej porze będziecie grali na Castle party tym razem? Bo widziałem gdzieś na youtube kawałki waszych koncertów festiwalowych i graliście tam przy świetle słonecznym. Więc mam takie pytanie. Czy to ma sens grać taki horror show promieniach słonecznych?

Często gramy przy świetle dziennym ponieważ nie jesteśmy tak dużym zespołem. Musimy się z tym pogodzić i grać przy świetle albo nie grać wcale. Ale mamy chyba fajny slot co-headlinera, tym razem więc chyba powinniśmy mieć szczęście. Choć pamiętam w Niemczech graliśmy parę razy jako przedostatni zespół i tylko ostatni grał po ciemku. Ale jednego razu była wielka burza, a to było gdzieś przy budynku gdzie wszyscy mogli się schować i cały koncert był opóźniony o jakieś 30 min. Ale dzięki temu, kiedy zaczęliśmy koncert, było ciemno. Więc to był idealny zbieg okoliczności i oczywiście zupełnie inne doświadczenia o wiele lepsze.

Chciałbym wrócić do kwestii albumu „Utopia”, wydaliście edycję specjalną z DVD w maju 2013 r. zauważyłeś że Metallica wydali swój „Through the never” w październiku tego roku więc byliście przed nimi z filmem…

(śmiech) O tak, fajnie się złożyło.

Czy możemy spodziewać się czegoś takiego w przyszłości? Mam na myśli mix filmu i koncertu.

No, na tą chwilę mamy te sześć wideoklipów które tworzą historię. Z Utopia mieliśmy sporo zabawy. Ale trudno powiedzieć czy to się zdarzy, bo wówczas kosztowało nas to kupę roboty dużo pieniędzy i pamiętam że wówczas wydawca nie rozesłał filmu do recenzji . W wielu wywiadach pojawiały się opinie że sam album jest fajny i że ktoś słyszał o tym że zrobiliśmy taki film, ale go nie zna bo nie dostał tego do recenzji. A w sumie kosztowało to z 100 000 €.  Nie wiem. Zobaczymy na co będziemy mieli ochotę. Stawiamy sobie za zadanie robić coś fajnego dla fanów. W czasach kiedy młodzi ludzie przewijają wszystko na tik toku,miło by było zrobić coś zupełnie innego, coś długiego, trochę przenieść się w czasie. Obawiam się jednak o promocje, algorytmy o AI. Czy to nam się podoba czy nie, pozwalamy maszynom nas programować. Ktoś z moich znajomych czytał ostatnio książkę o maszynach które przejęły świat ale pozostawiły sobie ludzi by czerpać z nich energię jak z baterii. (śmiech) Powinniśmy popracować dla siebie, trochę pomyśleć. Czytałem artykuł o starszej pani która czytywała teksty o teoriach spiskowych. Maszyny myślały że ona jest zainteresowana tylko tymi treściami, więc takie jej cały czas podsuwały. Na koniec ona zwariowała właśnie przez artykuły. I tu mamy pełny obraz mediów, to dość przerażające. Wracając do nas. Potrzebujemy filmów z koncertami, czegoś innego niż tylko krótkie filmiki. Więc generalnie… chyba tak. Może coś będziemy robić w tym kierunku, podsunąłeś mi niezły pomysł. 

(Śmiech) To były wszystkie moje pytania. Dziękuję za twój czas. To była przyjemna rozmowa. Do zobaczenia na trasie.

Pytał Piotr Spyra


Dodaj komentarz