EDEN’S CURSE – Paul Logue (19.12.2016)

edenscurse-band

Wasz nowy album jest na rynku już od kilku tygodni. Zapewne pomogło Ci to nabrać dystansu wobec „Cardinal”. Jak go teraz oceniasz?

To było zdecydowanie nasze największe wyzwanie, bo „Symphony Of Sin” spotkała się z rewelacyjnym przyjęciem i zdawała się ciężka do przebicia. Dlatego tym razem dopracowywaliśmy każdą część do najdrobniejszych szczegółów, aż nadszedł moment, w którym mogliśmy powiedzieć, że lepiej się tego już nie da zrobić. Cały proces zajął dwa lata i objął również wyłonienie 12 utworów na płytę spośród 30, nad którymi pracowaliśmy. Również sam proces nagrywania był ciężki, ponieważ nowe kawałki zawierały jedne z najbardziej złożonych i technicznych fragmentów, jakie kiedykolwiek napisaliśmy i zajęło nam wiele godzin ciężkiej pracy sprawienie, by brzmiały tak spójnie. Toteż gdy obecnie tego słuchamy, jesteśmy zachwyceni rezultatem, podczas dopiero co zakończonej trasy po Wielkiej Brytanii, nowe utwory wypadły świetnie na żywo.

Śledzę Wasz zespół od początku jego istnienia, recenzowałem nawet Wasz debiutancki album. Dziś macie na koncie 5 płyt, lecz „Cardinal” jest w mojej opinii zdecydownie najbardziej dojrzałą i najlepszą z nich. Jak Ty widzisz ją na ich tle?

Jest cięższy, ma również więcej aspektów technicznych oraz epickich kawałków niż cokolwiek, co do tej pory nagraliśmy. Nadal obecne są oczywiście wszystkie znaki firmowe Eden’s Curse – melodie, riffy, świetne wokale i przebojowość, ale są też mocne niespodzianki!

Nowy album ma zabójczą produkcję i brzmi bardzo świeżo. Czy to właśnie było dla Was najważniejsze?

Najtrudniej pisze się muzykę, ale rzeczywiście celowaliśmy tym razem w najbardziej wypasioną produkcję w historii Eden’s Curse. Pojechaliśmy do Niemiec, by nagrać bębny z Dennisem Wardem za konsolą w HOFA Studios, gdzie powstają albumy Unisonic, Pink Cream 69 czy Place Vendome i rezultaty były potężne. Sięgnęliśmy też ponownie po Orkiestrę Holenderską, która pojawiła się na „Symphony Of Sin”, a także wykorzystaliśmy śpiew chóru. Włożyliśmy w produkcję wszystko, co mamy najlepszego, a efekt mówi sam za siebie.

Opowiedz coś więcej o okładce – nie mogę się do niej przekonać, choć dziewczęta wyglądają apetycznie (śmiech). Jaki miał być jej przekaz, poza tym, że lubicie kobiety? (śmiech)

Odesłaliśmy Ewę na emeryturę po „Live With The Curse” i chcieliśmy sięgnąć po coś zupełnie nowego, a jednak wciąż w duchu Eden’s Curse. Zamiast jednej dziewczyny, zdecydowaliśmy się na pięć ślicznotek mających symbolizować nasz piąty album. Sam pomysł to skrzyżowanie Assassin’s Creed i Gry o Tron. Te dziewczyny ewidentnie coś kombinują, być może planują popełnić jakiś grzech kardynalny? Zresztą inspiracją dla czerwieni również był tytuł, jak w kardynalskiej purpurze. Poza tym Thorsten nabył nowe, czerwone wiosło. Całość gra świetnie, CD wydany jest w składanym potrójnie digipaku, zaprojektowanym przez Thomasa Ewerharda (Avantasia, Edguy), czyniąc album również najładniej wydaną z naszych dotychczasowych produkcji.

To zabawna historia… Nie wiem, czy jesteś świadom tego, że jedna z dziewczyn z okładki „Cardinal”, pojawiająca się również w teledysku, nie tylko jest Polką, ale I chodziła do szkoły z moim kolegą z biura. Jaki ten świat mały, nieprawdaż?

To rzeczywiście niezły numer! Pati, dziewczyna w czerwieni, jest przyjaciółką zespołu, a jej mąż Wojtek jest autorem zdjęć dziewczyn i grupy.

„Cardinal” to drugi album z porywającymi wokalami Nikoli Mijicia. W mojej opinii płyty z nim za mikrofonem są najlepsze w Waszym dorobku. Co o tym sądzisz? Czy zastanawiasz się czasem, jak brzmielibyście, gdyby Michael Eden wciąż był w składzie? Czy pozostajesz z nim w kontakcie?

Produkowałem obydwu wokalistów i nie ma wątpliwości, który z nich jest lepszy. Nikola to absolutny światowy top. Dlatego nie zastanawiam się nad tym.. Z Michaelem nie rozmawialiśmy odkąd opuścił zespół i nigdy nie będziemy.

Skoro mowa o składzie – nie ma już w nim Steve’a Williamsa. Co się stało? Czy jego obowiązki w POWER QUEST uniemożliwiły mu dalszą współpracę?

Power Quest nie było zmartwieniem, gdy Steve był w Eden’s Curse. Ale gdy pojawiła się perspektywa ich reaktywacji, obie strony były świadome, że grupa pochłonie cały czas Steve’a. Nadal się jednak przyjaźnimy.

Pod jego nieobecność pozyskaliśmy nowego, wspaniałego klawiszowca – prawdopodobnie najlepszego, jaki kiedykolwiek u nas grał. Chrism został nam podrzucony przez mojego przyjaciela Carstena Schulza (Evidence One) kilka lat temu i musiał mi przypaść do gustu, bo dodałem sobie jego stronę do zakładek. Później natknąłem sie na nią po raz kolejny, a im więcej przesłuchałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że pod względem technicznym jest z innej ligi niż nasi dotychczasowi klawiszowcy. Podesłałem linka Thorstenowi, który zachwycił się solówkami Chrisma. Pozostało nam więc skontaktować się z nim i przekonać się, czy odpowiadają mu nasze dokonania i czy jest zainteresowany przesłuchaniem. Na szczęście był. Daliśmy mu „Utopian Dreams”, a on wystrzelił je w kosmos! Efekt jego przesłuchania możesz usłyszeć na albumie – nie było żadnych dubli! Od tego momentu rzecz sprowadzała się do poznania Chrisma jako człowieka, na szczęście okazał osobą wyluzowaną, a jednocześnie stojącą twardo na ziemi. Thorsten podjął z nim intensywną pracę nad partiami klawiszy, bo spora ich część była już napisana, ale pozwoliliśmy mu zinterpretować je wedle jego własnej wizji, przez co mocno wpłynął na brzmienie “Cardinal”. Nigdy nie mieliśmy tak głośnych i szybkich parapetów!

Dla promocji albumu stworzyliście wideo do „Sell Your Soul”. Podczas kręcenia mieliście dość stymulujące towarzystwo, więc spodziewam się, że atmosfera była gorąca. Czy możesz zdradzić coś zza kulis tworzenia teledysku oraz czyim pomysłem był czerwony sprzęt? (śmiech)

Tak, mieliśmy pomysł na luźny, zabawny teledysk z prostą fabułą, w którym wykorzystamy tę samą piątkę dziewczyn, która widnieje na okładce albumu. Wszystkie pochodzą z Glasgow, dzięki czemu mogły uczestniczyć w naszych działaniach promocyjnych, takich jak przyjęcie z okazji wydania albumu w Hard Rock Cafe czy koncert w Glasgow. To wspaniałe dziewczyny i praca z nimi była czystą przyjemnością. I tak, są zachwycające, więc szesnastogodzinna praca na planie w tak pięknym towarzystwie to zdecydowanie NIE był najgorszy dzień mojego życia!

Jak wspominałem, Thorsten kupił nową czerwoną gitarę Deana i postanowiliśmy dopasować do niej resztę – naciągi do bębnów, statywy mikrofonowe, klawisze – razem robi to duże wrażenie.

Skoro mowa o stymulującym towarzystwie – gościnnie śpiewa na albumie Liv Kristine (ex THEATRE OF TRAGEDY, ex LEAVES’ EYES). Jak do tego doszło i jaka panowała atmosfera podczas współpracy?

Spotkałem się z przedstawicielami naszej wytwórni, AFM w sprawie kontaktu z Liv i zgodzili się z nią pomówić. Dwa dni później byłem w barze w Glasgow na przyjęciu pożegnalnym przyjaciela, który wyprowadzał się do Australii, i nagle wchodzi Liv! Pomyślałem „O mój boże, wygląda jak Liv, ale to nie może być ona”. Pięć minut później wchodzi tour manager, którego znam z Anglii, w koszulce Leaves’ Eyes i dotarło do mnie, że musieli być w mieście, a ja nie miałem o tym pojęcia. Dostrzegł mnie od razu, podszedł się przywitać i opowiedziałem mu o spotkaniu z wytwórnią, a chwilę później siedziałem już z Liv, rozmawiając o piosence. Los tak chciał! Wymieniliśmy się adresami, a po zakończeniu trasy dograliśmy szczegóły, bo piosenka przypadła jej do gustu i wedle jej własnych słów, to zaszczyt móc ją wykonać. Nagrała ją w swoim studio w Niemczech wspólnie z mężem i byłym kolegą zespołu, Alexandrem Krullem. Spisała się na medal i uważam ten kawałek za jeden z najjaśniejszych punktów albumu.

Wiem, że Pete Newdeck nie jest członkiem EDEN’S CURSE od 2013 roku, ale jest autorem większości kawałków na nowej płycie. Czy to oznacza, że materiał skomponowaliście jeszcze za jego bytności w zespole, czy też wciąż piszecie razem?

Wszystko napisaliśmy po odejściu Pete’a. Komponowaliśmy wspólnie od albumu „The Second Coming” w 2008 roku i pozostajemy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Pete opuścił zespół, żeby móc skoncentrować się na własnej kapeli Tainted Nation, a także by pokombinować z innymi projektami, jak Blood Red Saints czy Newman, ale nie miało to wpływu na naszą przyjaźń ani na nasz tandem twórczy. Dobrze nam się razem pisze, dlatego nie zamierzamy przestać. Dobra piosenka to dla mnie dobra piosenka – bez względu na to, kto ją napisze.

„Cardinal” to pierwszy album z nowym pałkarzem Johnem Clellandem. Jak trafił on do EDEN’S CURSE i czy jego styl pasuje do zespołu?

John jest z nami już od kilku lat, grał na koncertówce „Live With The Curse” z 2015 roku, ale to faktycznie jego pierwszy album studyjny z EDEN’S CURSE. Miałem okazję współpracować z nim wcześniej jako producent innych zespołów i nawet poleciłem go do Code Of Silence – albumu, który napisałem i wyprodukowałem. Kiedy więc Pete oznajmił swe odejście, w naturalny sposób zwróciłem się do Johna, bo wiedziałem, że ma wszystko, czego trzeba, by zostać członkiem naszej grupy i dogadać się z resztą chłopaków. Z pewnością w całej operacji nie przeszkodził fakt, że John był fanem zespołu.

Jesteście postrzegani jako kapela, która głosi chrześcijańskie wartości, co nie jest w metalowym świecie zbyt popularne. Czy zdarzają Wam się kłopoty z tego tytułu? Pytam, bo ciężko nie dostrzec narastającej wrogości wobec tej religii, nawet w Europie. Jak to widzisz?

Nie jesteśmy kapelą chrześcijańska, ale w zespole są chrześcijanie. Wszystkie utwory piszemy z osobistego punktu widzenia, a z nazwą grupy wiążemy je tylko poprzez tytuły, choć niekiedy zdarza nam się pisać o historii, jak w przypadku „Jerusalem Sleeps” czy „Jericho” – lecz tak robi wiele zespołów metalowych. Zatem jedynymi kłopotami, jakie zdarzają nam się z tego tytułu, jest powracające pytanie – “Czy jesteście chrześcijańską kapelą”?

OK. Pomijając kilka listopadowych występów w Wielkiej Brytanii, czy planujecie jakąś trasę w najbliższej przyszłości? O ile mi wiadomo, nigdy nie odwiedziliście Polski. Jakie są szanse na zmianę tego oburzającego stanu rzeczy?

Będziemy w lutym supportować Freedom Call podczas 12 występów w Niemczech. Poza tym badamy możliwości przywiezienia „Cardinal” do pozostałych części Europy, szczególnie podczas festiwali. Chętnie przyjechalibyśmy do Polski, ale jak dotąd nie mieliśmy żadnych sygnałów od miejscowych promotorów. Czekamy więc na zaproszenie.

To wyczerpuje pulę pytań, chyba że macie jakiś specjalny komunikat dla czytelników ROCK AREA. Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę powodzenia!

Chciałbym podziękować za wspieranie Eden’s Curse na przestrzeni lat. Bądźcie przeklęci!

Odpytywał: Marcin Magiera
Tłumaczyli: Liquor King (pytania), Marcin Dymalski (odpowiedzi)

Dodaj komentarz