DREADNOUGHT (17.06.2019)

DREADNOUGHT

“W bogato rzeźbionej podziemnej otchłani, z dala od światła i żywych spoczywa znienawidzony Lucyfer ich świata. Wnętrzności przepełnione tysiącmilową odrazą i elektryzujący gniew sprawiają, że istota dokonuje autodetronizacji. Jej zemsta przesiąknięta żółcią, ziszczenie snu o wolności, kipiąca wiecznym głodem, odrzucająca światło i decydująca się na śmierć z głodu, która dzieli od chwalebnej śmierci. Niewola zepsuła płonące trzewia niebiańskiego ciała, wypaliła je do tego stopnia, że bóstwo, daimon płaci cenę za wolność, którą przynieść może tylko zemsta. Wielkie poświęcenie i nieszczęsny koniec stara się opisać i ozdobić w wysoko konceptualnym, zniewalającym debiucie pod szyldem „nowego oldschoolu” deathmetalowa formacja z Polski. „The Light Shalt be Ungiven” jest sprytnie utkaną tragedią, w pełni tego słowa znaczeniu, przypowieścią i legendą spisaną ręką nihilistycznej dekadencji, która towarzyszy godzinnemu death metalowemu albumowi. Zaryzykowali złagodzenie klasycznej wizji death metalu elementami post-muzyki. Usiąść i pozwolić oddać się temu co jest niezwykłe to wzbogacić własne „ja” o długą abstrakcję i przearanżowanie dwoistości natury, dualizmu w jego wielu odcieniach szarej przyszłości.”

Wolne tłumaczenie z Grizzly Butts


Dreadnought promuje swój najnowszy album zatytułowany „The Light Shalt Be Ungiven” – jesteście świeżo po premierze, jak się czujecie?

Michał: Świetnie! Sama premiera odbyła się 20 kwietnia na imprezie Death Bleeds Metal, której byliśmy organizatorami. Z racji tych funkcji było sporo stresu i niepewności, ale ostatecznie wyszliśmy obronną ręką – satysfakcja jest ogromna.

Łukasz: Zmotywowani! Moment debiutu był tym czego było potrzeba tej kapeli po okresie braku aktywności scenicznej, dla niektórych mogłoby to być wyciąganiem demonów z szafy, ale one nigdy do tej szafy nie weszły. Czekaliśmy na dogodny moment, żeby wyskoczyć i zaatakować nową odsłoną kapeli, wypaliło to w pełni, a głód porównywalny jest do tego, który nosi w sobie jedna z postaci naszego dramatu.


Długo się do tej premiery przygotowywaliście, towarzyszył jest specjalny koncert, a nawet mini festiwal. Opowiedzcie więcej, jak to było i jak się udało?

Łukasz: W zasadzie sam okres przygotowawczy nie należał do jakichś długich dystansów, 3-3,5 miesiąca czasu przed wydarzeniem to raczej standard, który powinien przyświecać małym lokalnym gigom i to niezbędne minimum, które wypada zachować żeby zoptymalizować promocję wydarzenia. Przez pierwszy miesiąc było w zasadzie cicho, dopiero później zintensyfikowaliśmy działania. Z kwestii warsztatu, ten był już ograny.

Event uważamy za udany, liczyliśmy na ciut większą frekwencję ze względu na kuszącą datę – 4/20, niestety jakiś czas po ogłoszeniu eventu pojawił się kolejny, formatowo “większy”, umiejscowiony kilkadziesiąt metrów dalej, to na pewno wydrenowało publikę. Mimo tej niedogodności event wypalił! Wszystkie formacje zagrały na naprawdę wysokim poziomie, nie było słabych elementów, co nas miło zaskoczyło szczególnie w przypadku mniej ogranych kapel, w tym też jednej debiutującej. Klub Protokultura to najlepsze miejsce w Gdańsku na koncerty tego formatu, stoczniowa infrastruktura przypominająca opuszczoną industrialną część Detroit idealnie wpisuje się w klimat oldschoolowego łojenia, ciężko nie złapać zajawy po kilku głębszych w takim miejscu, kiedy ze stoczniowej hali jak grom wali metal.


Z jakim odbiorem krążka zetknęliście się do tej pory?

Michał: Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się takiego odzewu – sporo pozytywnych opinii, duże zainteresowanie zagranicy – płyta chwalona jest i za warstwę produkcyjną, spójność jako koncept album i łączenie różnych stylów metalu w jedno, przy jednoczesnym monolicie brzmienia. Cieszymy się, bo właśnie taki efekt chcieliśmy osiągnąć.

Łukasz: Michał ma całkowitą rację, nie spodziewaliśmy się czegoś takiego. Uważaliśmy, że daliśmy z siebie na tamten moment rzeczywiście dużo, ale byliśmy w pełni świadomi, że forma jak i zabiegi mogą się spotkać z falą krytyki, wliczyliśmy to w koszta, pójście na kompromis jest dla nas opcją nieistniejącą. Najbardziej obawiałem się wychwycenia przez słuchacza o co w tym wszystkim rzeczywiście chodzi, wydawało mi się, że bez znajomości fabuły jak i samego tekstu będzie to niemożliwe, ale jak się później okazało byłem w błędzie, ludzie przeczytali cały zamysł tak jakby to była naturalna kolej rzeczy, średnie IQ rzeczywiście rośnie z upływem czasu, ale ja się chyba zatrzymałem gdzieś tam w XIX wieku haha.

Kolejnym newralgicznym punktem na pewno był odbiór części instrumentalnych, czy bardziej łagodnych partii, jeszcze nikt nie zdążył otwarcie zarzucić “pedalstwa”, a trochę czasu już minęło, za to wpadły porównania do brytyjskiej, jak i skandynawskiej sceny. W przypadku tej drugiej większość uwagi jest skupiona na Szwecji, ale Finlandia to kawał konkretnego death metalu, o którym często się zapomina. Porównania do takich kapel jak Execration, Morbus Chron czy Gorefest raczej nie znalazły się bez powodu, dlatego utwierdzamy się w tym że wszystko idzie w dobrym kierunku.

Jak sami zarekomendowalibyście tę płytę tak tym, którzy metalu słuchają, jak i tym, którzy nie? Co to jest za album? Jakiego rodzaju emocje znajdzie na nim słuchacz?

Michał: Przede wszystkim, co dla nas ważne, płyta sprawia wrażenie bardzo smutnej, oczywiście w znaczeniu death metalowym. Nie lubimy wesołych piosenek i gatunek ten powinna cechować melancholia w połączeniu z agresją. Jak już wspomniałem wcześniej, muzyka na albumie jest metalowo “uniwersalna” więc każdy koneser tej muzyki powinien znaleźć coś dla siebie.

Łukasz: Jestem orędownikiem zdania, że jeżeli coś jest dobre do wszystkiego to znaczy, że w rezultacie jest do dupy. W tym wypadku muszę odłożyć na bok moją krowią naturę, która znana jest z tego, że zdania nie zmienia. Są elementy, które przypadną do gustu słuchaczom deathu, blacku, czy thrashu. Znajdą się smaczki dla ludzi lubujących się w muzyce spod znaku “post”, ale to co według mnie jest największym atutem tego albumu, to spójność muzyki ze światem przedstawionym w tekstach. Jeżeli ktoś jest spragniony przeżycia noweli w formie quasi operowej, to zdecydowanie tutaj to znajdzie.

Ciężko postawić mi się w skórze osoby, która nie słucha metalu, dlatego też ciężko mi się odnieść bezpośrednio do rzeczy, które mogłyby takich słuchaczy przyciągnąć. Na szczęście tutaj problem rozwiązuje się sam, ludzie nie słuchający metalu w momencie “wpadnięcia” na ten album mają pozytywne odczucia, osoby które deklarowały się jako hejterzy darcia mordy twierdzą, że w tym wypadku magicznie im się wszystko podoba, to chyba jeden z największych komplementów na który trafiłem podczas tej amatorskiej muzycznej przygody.


Gdzie można kupić lub legalnie odsłuchać „The Light Shalt Be Ungiven”?

Michał: Całą płytę można bez problemu odsłuchać i na Youtube i na naszym Bandcampie. Na tej ostatniej platformie można płytę kupić, zarówno w formie fizycznej jak i cyfrowej. Zainteresowani mogą pisać do nas w tej sprawie również bezpośrednio, np. za pośrednictwem strony na facebooku.


Myślcie o jakichś teledyskach promujących album?

Łukasz: Pomysł na to zrodził się już podczas nagrywania albumu w studio, poczyniliśmy pewne kroki, ale aktualnie ważniejszymi działaniami są dla nas planowanie koncertów, budowa materiału, merch, czyli projekty koszulek itd. Kiedy uda nam się to wszystko ogarnąć, a kolejny album nie będzie w zasadzie gotowy, to na pewno ruszymy tę kwestie. Problemem jest jedynie odzwierciedlenie treści któregokolwiek numeru bez miliarda efektów i rekwizytów, dopóki nie wpadnie nam do głowy jakiś genialny pomysł w zasięgu naszego budżetu, to może być jedyne “ale” w tym temacie.


Jak wyglądają najbliższe plany koncertowe Dreadnought?

Michał: Po intensywnych przygotowaniach i ferworze związanym z release party dajemy sobie czas na odpoczynek w okresie wakacyjnym. Pisząc w międzyczasie nowy materiał, szykujemy powoli organizację koncertowych strzałów na jesień.


Metal w Polsce ma się dobrze?

Łukasz: Zdecydowanie! Najlepiej stoi scena black metalowa, widać to po wysypie kapel na naprawdę wysokim poziomie, na które jest też zapotrzebowanie. Poziom całej sceny, tak profesjonalnej jak i amatorskiej wzrósł na przestrzeni lat. Zawsze byłem zdania, że podwórkowa liga wyznacza aktualny poziom rozwoju, jeszcze kilka lat temu debiuty kapel to była parodia, teraz ciężko znaleźć mi słabą kapelę, nawet jeżeli gra swój pierwszy koncert. Wzrostu poziomu każdemu wyjdzie na dobre!


Czy prywatnie słuchacie tylko ciężkiej muzy? Co jeszcze Was inspiruje? Jakie płyty nie spod znaku metalu trafiają do Waszych odtwarzaczy?

Michał: Staramy się nie ograniczać – muzykę dzielimy na dobrą i złą, podziały gatunkowe nie mają dla nas większego znaczenia. Wszystko zależy od aktualnego humoru i sytuacji – czasem ma się ochotę na jakąś ekstremę, czasem na zupełny chillout a czasem na coś pośredniego. Słuchanie jednego i tego samego jest po prostu nudne.

Łukasz: Mam mutualne odczucia do tych Michała, muzyka jest albo dobra, albo chujowa. Mam listę gatunków, których nigdy nie ruszę z jakimś wielkim smakiem i falą dzikich rumieńców na twarzy, ale znajdą się perełki, które nie raz polecą w głośnikach mimo “znienawidzonego” genre. Zamykanie się tylko i wyłącznie w obrębie jednego gatunku to straszne stulejarstwo, szczególnie jeżeli ktoś bierze się za granie muzyki.


Bardzo dziękujemy za rozmową, gratulujemy wydawnictwa i czekamy na koncerty.

Dodaj komentarz