„Nie wierzymy w nagły sukces, a sukcesywną pracę. Z zespołem
jest jak z firmą. Trzeba dbać nie tylko o formę i jakość produktu, ale
również o cały ekosystem, w którym dane przedsięwzięcie żyje”
Demon Jester to muzyczny kwintet z Wrocławia grający heavy metal
w niecodziennym, cyrkowym wydaniu. Brzmieniowo jest im najbliżej do lat
siedemdziesiątych. Na początku 2017 roku wydali debiutancki album
„Welcome to the Show”.
Jesteśmy pod dużym wrażeniem Waszej najnowszej płyty
zatytułowanej „Welcome To The Show” – jej klasyczne brzmienie urzeka.
Album był nagrywany na setkę? Na jakim sprzęcie?
Dziękujemy i kłaniamy się nisko! Tak. Album był nagrywany na setkę.
Potraktowaliśmy to, jak pewnego rodzaju sprawdzian. Łukasz gra na
Jacksonach, co z połączeniem z 30-letnim Peaveyem dało brzmienie pełne
dynamiki, a Adam na Legatorze, dość młodej marce gitar podłączonego do
Labogi. Pomiędzy tym, w ramach balansu – Precision Bass lecący z Hartke.
Krążek zdaje się być jakby koncept albumem, co stanowiło
inspirację do powstawania kolejnych utworów? Jak definiujecie wyraźny
zamysł łączący muzykę z Waszą nazwą, treścią utworów, tytułem płyty a
nawet jej okładką?
Wszystko zaczęło się od utworu „Psychocircus”, który nadał kierunek
każdemu kolejnemu utworowi. Ten pierwszy kawałek był poniekąd dziełem
przypadku, ale jego melodyjny riff tak nam się spodobał, że
postanowiliśmy zgłębić pomysł. Muzycznie krążymy wokół motywów
kojarzących się z cyrkową karawaną, błaznem i jego obecnością zarówno na
karnawale, jak i dworze królewskim. Tekstowo zaś chwytaliśmy się
różnych tematów – złudnego oczarowania w „Psychocircus”, odwrócenia się
ról w „Laugh”, różnych perspektyw w „Beauty” czy przewrotności w
„Desecrate the Carnival”. Wszystkim tym tematom przygląda się Błazen. Do
samej postaci zainspirował nas obraz Jana Matejki „Stańczyk”. Mamy ten
sam zamysł – jest widzącym pośród ślepych i mędrcem pośród głupców, ale
dodaj do charakteru cynizm i wyrachowanie. Sama jednak postać
przechodziła wiele iteracji.
Określacie się mianem zespołu heavymetalowego. Dlaczego?
Osobiście w Waszej muzyce więcej odnajduję rocka, czy hard rocka niż
metalu.
W zasadzie to nie narzucamy sobie ram jakiegoś gatunku muzycznego.
Niewątpliwie gramy lżej niż dzisiejsze heavymetalowe zespoły. Bardziej
nawiązujemy brzmieniem do lat 70 i 80. Wydawałoby się, że gramy dużo
ciężej niż zespoły klasycznego nurtu, jak Dio, Black Sabbath, czy Judas
Priest. Rozumiemy jednak skąd takie podejście. Oblicze heavy metalu
zmieniło się na przestrzeni lat diametralnie. Tytułowy utwór Black
Sabbath jest ciężki, powolny, ale nie jest tak ciężki, jak choćby „The
Thing That Should Not Be” Metalliki, a już na pewno odstaje od takiego
„Clenched Fist” Sepultury. Wydaje się nam jednak, że wciąż jesteśmy
heavy metalem.
Jakie zespoły są dla Was największą inspiracją?
Przede wszystkim każdy z nas słucha trochę innej muzyki. Mamy pewien
wspólny fundament, jakim jest Black Sabbath, jednak inspiracji szukamy w
różnych gatunkach, co widać w tym, jak piszemy. Agresywne wokale i
szybkie tempa to efekt fascynacji thrash metalem u naszego wokalisty,
jaki prezentują Heathen, czy Death Angel. „Prelude to Mystery and
Fascination” i „Entr’acte” są wynikiem zamiłowania do tworzenia
specyficznego klimatu u Łukasza, które wywodzi się z różnorakiej
elektroniki, jak np. Depeche Mode. Partie solowe Adama są szybkie, bo on
z kolei uwielbia takie kapele jak Symphony X. Każdy z nas trochę
inaczej postrzega muzykę. Czasem to może być powód do rozłamu zespołu, a
czasem coś, co łączy ludzi jeszcze bardziej. Duży wpływ na nas miał
także sukces Ghost B.C. Udowodnili, że w metalu jest jeszcze trochę do
zrobienia i nie jest to kolejna, niższa struna w gitarze i coraz mniej
zrozumiały wokal.
Czy poza Demon Jester udzielacie się w innych zespołach? Jak wyglądają doświadczenia muzyczne każdego z Was?
Aktualnie tylko Irek (perkusista) udziela się w innych zespołach.
Pozostali pracują oraz niektórzy łączą to ze studiami. Generalnie
jesteśmy samoukami swoich instrumentów z różnoletnim stażem. Część z nas
grała wcześniej w mniejszych grupach, ale nic się z tego nie urodziło.
Trzeba jednak pracować dalej.
Czy planujecie jakieś klipy promujące „Welcome To The Show”?
Nie, nie planujemy.
Startujecie wkrótce w kolejnej edycji konkursu dla zespołów Emergenza. Jakie macie oczekiwania w stosunku do tej imprezy?
Chcemy oczywiście ją wygrać. Jednak niezależnie od rezultatu traktujemy
to jak wyzwanie i weryfikację odbioru naszego klimatu, który chcemy
zaserwować odbiorcom na tym festiwalu. Interesuje nas wiedza na temat
rynku, bo taki festiwal zapełnia jakąś lukę. Pytanie, w jaki sposób? Co
konkretnego robią, że udało im się zapełnić tą lukę? Jak my możemy
znaleźć taką lukę, którą my zapełnimy?
Jakie są Wasze ambicje? Co chcielibyście osiągnąć jako Demon Jester?
Przede wszystkim zbudować markę. Chcielibyśmy żeby każdy kojarzył muzykę
i zespół, jako nierozerwalną całość. Nie wierzymy w nagły sukces, a
sukcesywną pracę. Z zespołem jest jak z firmą. Trzeba dbać nie tylko o
formę i jakość produktu, ale również cały ekosystem, w którym dane
przedsięwzięcie żyje. Reklama, kontakty i płynność w ruchu po
zdominowanym internetem świecie. Mówimy to raczej z cudzego
doświadczenia. Dane jest nam być znajomymi gitarzysty Spaceslug, którzy
wydali dwa fenomenalne krążki. Właśnie to chłodne, wykalkulowane
podejście do rzeczy wokół muzyki sprawiło, że osiągnęli sukces. Zresztą,
nie tylko oni. Przeczytajcie biografie wielkich zespołów i producentów.
Gdzie na bieżąco można śledzić Waszą aktywność?
Na facebooku. Tutaj macie adres: https://www.facebook.com/demonjesterband/
Mamy jeszcze instagrama: https://www.instagram.com/demonjesterband/
Dziękuję za rozmowę i ostatnie słowo oddaję Wam.
Dziękujemy. Jesteśmy oczywiście zaszczyceni. Do zobaczenia, bądź
usłyszenia również na naszym bandcampie:
https://demonjester.bandcamp.com
Chcielibyśmy zakończyć tą rozmowę prośbą. Abyście razem z nami bawili
się w tej szalonej przygodzie, by ten diabelski karnawał trwał i trwał.
Na zawsze.