„Polacy nie gęsi” – jak mawiał poeta i termin też można przeszczepić na wiele dziedzin. Okazuje się bowiem, że w stylistyce muzyki neoklasycznej mamy godnego przedstawiciela. Dzisiaj premierę ma album „Blood of the prophets”, zespołu Boguslawa Balceraka – CRYLORD.
Płytę wydaje Lion Music, a za mikrofonem pojawiają się Goran Edman, Mark Boals i Carsten Schulz. To naturalnie najlepsza data na publikację wywiadu, który przeprowadziliśmy z gitarzystą.
Swego czasu w sieci znalazłem profil zespołu CRYLORD – i utwór „We came” jeszcze z Piotrem Zaleskim… i powiem Ci, że bardzo mi się spodobał (może poza brzmieniami klawiszy 😉 ). Powiedz – dlaczego nie wypaliło w tej formie?
No cóż… Piotrek to młody, zdolny wokalista, ma bardzo ciekawą barwę głosu. Graliśmy razem coś koło 2 lat, ale pod koniec stało się jasne, że każdy z nas oczekuje czego innego od CRYLORD, dlatego też zdecydowaliśmy się nie kontynuować dalej naszej współpracy. Piotr już wtedy miał sporo propozycji od innych zespołów, świetnie sobie radzi i myślę, że jeszcze o nim nie raz usłyszymy.
Co się stało z tym utworem? Dobry był…
„We came to rock” to jeden z trzech moich kompozycji jakie z Piotrkiem nagrałem. Oczywiście nie zapomniałem o nim, też uważam, że to dobry numer i jeśli powstanie druga płyta CRYLORD, „We came” na pewno tam się znajdzie, prawdopodobnie w nowej wersji (na pewno z lepszym brzmieniem klawiszy;)) tak jak i pozostałe dwa.
Niebawem premierę będzie miał album „Blood of the Prophets”. Skąd pomysł by był firmowany nazwą Boguslaw Balcerak’s CRYLORD? Nie wydaje Ci się to nieco pretensjonalne?
Wprawdzie każdy skojarzy formę nazwy z Yngwie Malmseen’s Rising Force, czy Ritchie Blacmore’s Rainbow… no i brzmi tak… neoklasycznie… ale co było nie tak w nazwie CRYLORD 😉
No coż, CRYLORD to mój solowy projekt, tak jak i nazwa CRYLORD, wiec to dość naturalne, żeby umieścić swoje nazwisko w nazwie. Choć przyznam się, że……. do pomysłu nazwy w takiej formie dość długo przekonywał mnie Carsten. Jeśli brzmi to neoklasycznie to bardzo dobrze, przyznam szczerze, że nie kojarzę zbyt wielu neoklasycznych zespołów z Polski.
Skąd pomysł by zaprosić do współpracy 3 wokalistów?
Czy miałeś na myśli również innych wokalistów, czy ci trzej panowie byli twoim pierwszym wyborem?
No cóż, szukanie wokalistów to chyba problem wielu Polskich zespołów, ja nie jestem wyjątkiem i robię to już chyba od wielu lat. Po rozwiązaniu współpracy z Piotrem zostałem sam z niedokończoną wokalnie płytą. Zastanawiałem się wówczas co dalej. Zdecydowałem się jednak ją dokończyć. Za czasów Piotrka były już wtedy nagrane trzy numery: „Grave of Love” , „Angel of Divine” przez Gorana i „Bard’s Tale” przez Marka, wiec naturalną rzeczą wydawał się fakt, żeby album dokończyli oni. W międzyczasie poznałem Carstena, który tchnął nowe życie w ten projekt i ostatecznie zaśpiewał większość numerów.
Jak podzieliłeś między nich utwory? Czy może sami mogli je wybrać?
Nie, zgłaszałem się do nich z konkretną propozycją utworu.
Carsten Schulz śpiewa w największej ilości utworów. Nie myślałeś, aby on zaśpiewał na całym albumie.
Hmm, Carstena poznałem na końcu, po tym jak część utworów nagrali Mark i Goran.
Carsten to świetny wokalista. Ma bardzo szerokie możliwości wokalne. Potrafi śpiewać bardzo wysoko i czysto, ale też ma dobry, mocny dół i przy tym fajną chrypkę. Uważam, że świetnie wpasowuje się między czyste wokale Marka i Gorana.
Obecność Gorana Edmana kojarzy mi się od razu z (Nikolo Kotzev’s 😉 ) Brazen Abbot, który zresztą bardzo lubię. Znasz ich płyty? Siedzisz w takich klimatach?
Tak, oczywiście znam Brazen Abbot od wielu lat, jak najbardziej siedzę w takich klimatach;)
Na każdej płycie Brazenów zawsze jest przynajmniej kilka bardzo dobrych utworów. Moja ulubiona to „My Resurrection”.
W
informacjach z wytwórni znalazłem notkę, że album był nagrywany w wielu
studiach… To naturalne jeśli chodzi o wokale. Czy generalnie trudnym
zadaniem logistycznym było pozbieranie tego do kupy?
Tak, było to dość trudne, na przykład przy przenoszeniu kawałków do
innego studia część partii gitar musiałem nagrywać od nowa, gdyż pliki
rozformatowały się i w efekcie gitary albo nie stroiły, albo grały w
innym tępie. Do tego duża ilość ścieżek wokalnych, klawiszy, solówek
itd., przez co wszystko rozwlekło się w czasie.
Na szczęście trafiłem na świetnego realizatora, który wykazał się sporą cierpliwością, żeby to poskładać to w całość.
Czemu zdecydowałeś się by masteringu dokonał Andy Larocque…
Przez nagrywanie instrumentów na wielu sesjach i kilku studiach efekt
był taki, że każdy utwór miał inne brzmienie i inną equalizację. Tutaj
nieoceniony okazał się Andy LaRocque .
Andy to mój idol gitarowy jeszcze z czasów mojej podstawówki, jeszcze
zanim usłyszałem Yngwiego. Obserwuję jego produkcję muzyki od jakiegoś
już czasu, dlatego też ostatecznie do niego się zgłosiłem z masteringiem
albumu. Jestem szczęśliwy, że znalazł on czas na master albumu, mimo
nawału pracy.
Od pewnego czasu w sieci możemy oglądać teledysk do utworu
„Warrior’s Moon”. Czemu akurat ten kawałek wybraliście na „singla”? Czy
są w planie jeszcze inne wideoklipy?
Zastanawialiśmy się wspólnie z Carstenem nad utworem promującym album.
Po trzeźwej analizie uznaliśmy, że najlepiej do tego będzie nadawał się
właśnie „Warrior’s Moon”. Utwór ma dość zwartą formę. Chciałem też, aby
był to utwór nie za długi, żeby ludzie nie przewijali i nie wyłączali go
w trakcie odtwarzania. Co ciekawe utwór ten w oryginale był
instrumentalny. To Carsten wypatrzył w nim coś więcej niż tylko utwór
instrumentalny;)
Na razie nie ma planów na nowe video, choć przyznam, że nakręcanie
takiego klipu to doskonała zabawa;) Zrobimy następny jeśli będą na to
fundusze i będzie na to jakiś fajny pomysł, czyli jakaś przemyślana
praca, tak jak w „Warrior’s Moon”. Wielkie podziękowania dla Karola
Patolety, który nakręcił i zmontował całość w bardzo szybkim czasie, tak
aby zdążyć przed premierą albumu.
Czy planujesz koncertowanie? W Brazen Abbot w trasę zawsze
jechał Joe Lynn Turner… tu naturalne wydaje się zaproszenie Carstena
Schulza. Jak byś to widział… a jakie są realne szanse?
Tak naprawdę ciężko to powiedzieć jakie są szanse na koncerty. Na pewno w
grę wchodziłby tu Carsten. To wszystko zależy od tego jak będzie
przyjęta płyta. Jeżeli nie przy tym to może przy następnym albumie
wspólnie coś zagramy (jeśli taki powstanie).
Nie będę pytał dlaczego zdecydowałeś się wydać płytę za granicą… bo sam mam świadomość, że w Polsce trudno byłoby ją wydać.
Jaki rynek jest twoim „targetem”? Masz zamiar uderzyć z rynek japoński?
Swego czasu chłonął takie klimaty jak gąbka, a i Edman i Boals mają tam
swoich fanów.
Wydanie płyty za granicą w renomowanej wytwórni LION MUSIC,
specjalizującej się w muzyce hard rockowej, neo-klasycznej i
progresywnej, było naturalną konsekwencją wynikającą zarówno ze
specyfiki muzyki CRYLORD oraz udziału w projekcie tak znakomitych
zagranicznych wokalistów jakimi są Mark, Carsten i Goran.
Jeśli chodzi o tzw. target to w zasadzie pytanie to wytwórni, gdyż LION
MUSIC wydając płytę opracowuje i realizuje cały plan marketingowy i
wydawniczy na poszczególne światowe rynki.
Hmmm Japonia…fani w tym kraju nadal uwielbiają różne gatunki metalu,
szczególnie z Europy i Ameryki i z tego miedzy innym powodu, Japonia
bywa często ważnym punktem na trasach koncertowych.
Czy zamierzasz w jakiś sposób promować album w Polsce? Czy odpuszczasz?
Niewykluczone, że i taki zamiar ma Lion Music…. 🙂
Dzięki za poświęcony czas – trzymam kciuki i życzę powodzenia w promocji albumu.
Dzięki również, życzę słuchaczom wielu pozytywnych wrażeń przy słuchaniu albumu.
Pytał Piotr Spyra